Graczyk odbrązawia „Tygodnik Powszechny”

Przewodnik Katolicki 9/2011 Przewodnik Katolicki 9/2011

23 lutego debiutuje w księgarniach książka, która stała się głośna na długo przed publikacją, gdyż jej wydania odmówiła oficyna Znak. To Cena przetrwania? SB wobec Tygodnika Powszechnego Romana Graczyka.

 

Autor, przez wiele lat dziennikarz „TP”, a od kilku lat pracownik krakowskiego IPN, postanowił się w niej zmierzyć z „cukierkową” legendą „Tygodnika Powszechnego”. – Tutaj idzie o własną złotą legendę. W dużej mierze to środowisko na nią zasłużyło, ale jest ona nieco przecukrzona. Nie do końca pokazuje prawdę. Nie twierdzę, że białe jest czarne, ale bywa szare – podkreślał Graczyk, uzasadniając powody napisania książki.

O czym głównie jest Cena przetrwania…?

Opozycja koncesjonowana

Autor rozprawia się z powszechnym przekonaniem, że „TP” był pismem opozycyjnym wobec władz PRL. Stwierdza wyraźnie, że było to niemożliwe i w takiej sytuacji pismo z pewnością zostałoby przez komunistów zamknięte. Jeżeli zaś funkcjonowało przez niemal 50 lat, to jest to najlepszym dowodem na to, że było w jakimś stopniu komunistom na rękę. Graczyk wylicza wiele przykładów sytuacji, kiedy środowisko katolików świeckich, skupionych wokół „Tygodnika” i wydawnictwa „Znak”, wspierało władze PRL: od wstępniaków i artykułów na łamach pisma, w których wspierano politykę Gomułki czy Gierka, po udział reprezentantów tego środowiska w poselskim kole „Znak”, które, co prawda, wsławiło się kilkoma krytycznymi wystąpieniami względem władz, ale generalnie przez kilkanaście lat przynajmniej oficjalnie akceptowało większość z rozwiązań komunistycznej polityki. „Taka, być może, była po trosze cena trwania w tamtym układzie. Nie chodzi więc ani o szukanie sensacji, ani o piętnowanie, ale o wyważony opis tej zadziwiającej koegzystencji katolików z komunistami. Ta koegzystencja była zjawiskiem tak nietypowym w PRL-owskiej rzeczywistości, że dla kogoś, kto dobrze rozumie, czym był komunizm, aż niewiarygodnie brzmią laurkowe opowieści o tym, jak to «Tygodnik» z przyległościami przez 45 lat nie robił niczego innego, jak tylko «walczył z komuną». O «walce z komuną» można byłoby mówić w przypadku «Tygodnika Warszawskiego», ale pamiętajmy, że jego redaktorzy trafili do więzienia. W przypadku «TP» tak po prostu nie było, bo i – w tamtym państwie – po prostu być nie mogło. A co było? Były próby – raz bardziej, a raz mniej udane – przetrwania w niesprzyjającym otoczeniu, z zachowaniem możliwie dużej dozy autentyczności” – pisze w książce Graczyk.

Autor zwraca uwagę, że współpraca środowiska „TP” z komunistami miała różny charakter, w zależności od historycznego kontekstu. Inaczej wyglądało to w czasach stalinowskich, inaczej w latach 1957–1976 i zupełnie inaczej w schyłkowym okresie PRL-u, kiedy na łamach pisma próżno było już szukać artykułów chwalących politykę władz. Graczyk stawia tezę, że to właśnie wsparcie, jakiego w tym ostatnim okresie środowisko „Tygodnika” udzieliło tworzącej się wówczas opozycji, zadecydowało o powstaniu legendy „TP” jako pisma niezłomnego. Nie bez znaczenia są również niektóre wcześniejsze spektakularne gesty, jak odmowa wydrukowania panegiryku na cześć Stalina po jego śmierci czy obrona przez Jerzego Turowicza listu biskupów polskich do episkopatu Niemiec, w którym zwracali się z historycznym przesłaniem „Wybaczamy i prosimy o przebaczenie”.

„Efekt jest taki, że z czasów stalinowskich «Tygodnikowi» pamięta się niezgodę na wydrukowanie pochwalnego artykułu po śmierci Generalissimusa (co doprowadziło do zabrania tytułu prasowego redakcji kierowanej przez Jerzego Turowicza), ale nie pamięta się potępienia oskarżonych w procesie kurii krakowskiej” – zwraca uwagę Graczyk i podkreśla, że przez większość okresu swojej działalności „Tygodnik” pozostawał pismem ugodowym względem władz. Dochodziło na tym tle do tarć nawet w samym „TP”, jak na przykład do sporów legendarnego felietonisty pisma Stefana Kisielewskiego z redakcją.

„Te dzieje były – z oczywistych powodów – znacznie bardziej skomplikowane niż chce legenda «Tygodnika», pisma idącego niezmiennie «pod włos». Do roku 1976 było w tych dziejach miejsce i na październikową wiarę w socjalizm z ludzką twarzą, i na późniejsze złudzenie, że Gomułka mimo wszystko będzie dążył do stopniowej demokratyzacji, i na iluzję wielkiego awansu gospodarczego Polski na początku rządów Gierka. Być może Kisiel nie miał racji, domagając się występowania wobec komunistów z otwartą przyłbicą. No ale jeśli tak, to trzeba przyznać, że właśnie dlatego Kisiel miał z komunistami większe kłopoty niż Stomma czy Turowicz – którzy nadawali «Tygodnikowi» kierunek” – podkreśla Graczyk.

 

«« | « | 1 | 2 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...