Szkoła najwyższych lotów

Niedziela 10/2011 Niedziela 10/2011

Otworzył on swój pożółkły brewiarz i wyjął z niego dwie kartki. Na jednej miał zapisane nazwiska wszystkich księży, którzy odeszli z kapłaństwa. Powiedział wówczas, że każdego dnia za nich się modli. A na drugiej kartce było nazwisko Bolesława Bieruta.

 

– W „Zapiskach więziennych” czytamy: „Ponieważ kończę w więzieniu, ufam, że Miłosierny Bóg policzy mi te miesiące jako zadośćuczynienie za winy, którymi zawiodłem Jego plany”. Czy pokora też jest znakiem świętości?

– Jest jeszcze mocniejszy fragment: „Idę przez życie swoje pełen nędzy, słabości i ran otrzymanych po drodze. Prawdziwie robak – nie człowiek”. W jednym z kazań natomiast, wygłoszonym z okazji jubileuszu 50-lecia Lasek, mówiąc o ks. Korniłowiczu i m. Czackiej, wyznał: „Jak mało wziąłem z tego, co mi Pan Bóg przez nich dał”. Oczywiście, że takie uniżenie świadczy, iż Prymas był człowiekiem wielkiej pokory, nie wywyższał się, nie oceniał. Tego też uczył innych. I ludzie to doceniali. Nawet ci, którzy byli krytyczni wobec niego. Jako przykład chcę przytoczyć rozmowę ze Stanisławem Stommą tuż przed jego śmiercią. Przyznał: „Wyszyński wyprzedzał nas zawsze o trzy kroki. Nawet wtedy, gdy wiedzieliśmy, że postępuje tak, iż się z nim nie zgadzamy, nie powinniśmy głośno przeciw niemu występować, bo potem okazało się, że to on miał rację”. To mówi samo za siebie.

– Świętość prymasa Wyszyńskiego widać też w jego codzienności, umiał być zwyczajnym człowiekiem, chętnie opowiadał dowcipy, był ludzki i uczynny.

– Tak, to wielki książę Kościoła, ale jednocześnie rzeczywiście bardzo ludzki i kochający człowiek. Podam przykład: kiedyś kard. Wyszyński jechał samochodem. Na przystanku autobusowym, który właśnie mijał na skraju lasu, zobaczył niewidomą kobietę. Zatrzymał się, zabrał ją do samochodu i podwiózł do Warszawy. Albo: w pierwszą rocznicę naszych święceń postanowiłem wraz z kolegami zaprosić Księdza Prymasa na nasz zjazd kursowy. Wszyscy mówili mi, że to niemożliwe, że nie wypada, że Prymasa to można zaprosić przynajmniej na 25-lecie kapłaństwa. Kiedy poszedłem do niego i powiedziałem o naszej prośbie, odpowiedział: „Synku, jak ja na to czekałem!”. Przyjechał do nas, spędził z nami wiele godzin.

Taki właśnie był.

Nie znaczy to, rzecz jasna, że nie popełniał błędów. Świętość nie polega na tym, żeby nie popełniać błędów, tylko by wyciągać z nich wnioski. Bywał też uparty i stanowczy, nawet w stosunku do niektórych przedstawicieli Stolicy Apostolskiej, m.in. kiedy nie pozwolił, aby abp Luigi Poggi wziął udział w uroczystościach pierwszomajowych.

– W czym jeszcze przejawia się świętość prymasa Wyszyńskiego?

– W wierności modlitwie. Każdego dnia, w więzieniu czy gdziekolwiek indziej, znajdował czas na modlitwę.

– Czy to coś wyjątkowego u biskupa?

– Tak u biskupa, jak i u każdego człowieka. Jeżeli ktoś ma wiele spraw na głowie, zazwyczaj zastanawia się, czy zdoła wygospodarować czas na modlitwę, czy raczej powinien zająć się bieżącymi sprawami, a modlitwę odłożyć na później. Na ogół większość z nas zajmuje się załatwianiem codziennych spraw, a modlitwę odkłada. Prymas natomiast był tu konsekwentny i szedł najpierw na modlitwę. On wiedział, że bez niej wiele by nie zrobił. Był jak bezbronny dzieciak w wielkim, książęcym majestacie.

– Jaki jest główny przekaz kard. Wyszyńskiego na dziś?

– Nie mówić źle o nikim. Zwłaszcza ksiądz nigdy nie powinien źle o nikim mówić. Dla mnie jest to ważny przekaz na dzisiejsze czasy. Musimy uczyć się przyjmować drugiego człowieka takiego, jaki jest.

Bo przecież jeśli ja popełniam błędy, to ktoś też ma prawo popełnić te błędy. Oczywiście, nie znaczy to, że nie mam prawa do oceny moralnej czynów drugiego człowieka.

To zasadnicza różnica.

Ksiądz Prymas uczy też, jak kochać nieprzyjaciół, czyli tych, którzy nas skrzywdzili, zdradzili, oszukali.

To wielka szkoła miłości, Chrystusowa szkoła, najwyższych lotów. Ale takie właśnie jest chrześcijaństwo. Prymas Wyszyński to rozumiał i realizował w swoim życiu.

Myślę, że on byłby święty w każdych warunkach. Umiał jednak realizować swą świętość w takiej sytuacji, w jakiej żył. Bo przecież nie jest problemem znalezienie sobie pustej przestrzeni i w niej realizowanie swojej świętości. Cały trud polega na tym, by w konkretnej sytuacji, wśród ludzi, których Pan Bóg stawia na drogach naszego życia, zostać świętym.

– W ostatnich dniach życia prymas Wyszyński ofiarował swoje cierpienie za Jana Pawła II, który leżał w szpitalu po zamachu. Tak czynią ludzie nieprzeciętni.

– I święci. Zresztą proces beatyfikacyjny Prymasa Tysiąclecia jest w toku, trwają prace nad „Positio”. Jako sędzia w procesie przesłuchiwałem wielu świadków i jestem przekonany, że co do świętości tego człowieka nie ma wątpliwości. Ufam, że teraz Jan Paweł II „zajmie się” z nieba procesem beatyfikacyjnym kard. Wyszyńskiego i że Ksiądz Prymas wkrótce zostanie wyniesiony na ołtarze.

«« | « | 1 | 2 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...