Nie ma innego Kościoła

Tygodnik Powszechny 14/2011 Tygodnik Powszechny 14/2011

W odróżnieniu od krytyków Soboru, środowisko „Tygodnika” stoi na stanowisku, że Kościół otwarty jest nie tylko aktualny, ale stanowi esencję katolickości. Przy czym dalszej refleksji wymagają kwestie sprawowania władzy w Kościele czy etyki seksualnej, które wyłączono z programu Soboru.



Katolicki liberalizm

Świeckość przestała być utożsamiana z postępem i nowoczesnością, tracąc tym samym zaplecze swej ideowej atrakcyjności – w wymiarze globalnym sekularyzm traci bowiem swoje znaczenie. Pomimo jego postępu na Zachodzie, „na całym świecie żyje obecnie więcej osób o tradycyjnych poglądach religijnych niż kiedykolwiek przedtem – i stanowią oni coraz większy odsetek ludności świata” (P. Norris, R. Inglehart, „Sacrum i profanum: religia i polityka na świecie”). Z drugiej strony, i niejako w konsekwencji, z Kościołów o „nachyleniu liberalnym” odchodzą całe rzesze wyznawców. W Stanach Zjednoczonych należał kiedyś do nich co szósty Amerykanin, obecnie – co trzydziesty.

Dla „konserwatywnych” chrześcijan to argument do buntu przeciw Soborowi w „imię ortodoksji”. Krytycy „Tygodnika” i innych posoborowych środowisk zapominają jednak, że w Polsce nie były i nie są one związane z progresizmem – nawet jeśli przykleja im się taką etykietę – i z socjologicznego punktu widzenia reprezentują znacznie większe środowiska katolików niż „Fronda”, „Christianitas” i „Teologia polityczna” razem wzięte.

W Kościele funkcjonują dwie definicje katolickiego liberalizmu – jego przeciwników i zwolenników. Pierwszą reprezentuje papieski Syllabus Błędów. Drugą, z którą utożsamia się środowisko „Tygodnika”, trafnie sformułował Peter Steinfels: „Liberalny katolicyzm to po prostu nauczanie papieskie o sto lat za wcześnie”. Łączy on w sposób nierozerwalny projekt ewangelizacji społeczeństwa z kwestią wewnętrznej reformy Kościoła. Sprzeciwia się sojuszom tronu i ołtarza, domaga się wolności religijnej. Chodzi mu nie o areligijne (świeckie) społeczeństwo, ale uwolnienie Kościoła spod kurateli państwa i zniewalających reżimów, które utrzymywały władzę siłą, a nie – z poszanowaniem swobód obywatelskich. Zarazem uważa, że Kościół z definicji nie może być postępowy (jak chcą tego progresiści), bo rolą Kościoła nie jest zmienianie siebie poprzez dostosowywanie się do świata, ale zmienianie świata. Siebie zaś Kościół ma reformować.

Gdybyśmy bowiem wprowadzili kategorię postępu do eklezjologii, tak jak rozumiana jest ona w naukach społecznych, sugerowałoby to, że ciągle coś lepszego jest przed Kościołem, a to z ortodoksyjnego punktu widzenia jest nieprawdą, bo najlepsze już się dokonało w zbawczym „wydarzeniu” Jezusa. Kościół ma być postępowy tylko w tym sensie, że staje się zrozumiały ze swoim przekazem dla pokoleń coraz bardziej oddalonych historycznie od czasów Jezusa i Apostołów.

Pociąga to za sobą przyjęcie idei wolności sumienia, historycznego rozwoju dogmatów, a także zmiany treści nauczania Magisterium, pamiętając jednak o tym, że w historii Kościoła istnieje stała ciągłość z „wydarzeniem Jezusa”. Przemianom ulega instytucjonalny wymiar Kościoła, nie jego związek w pochodzeniu i przeznaczeniu z objawioną w wymiarze historycznym działalnością Trójcy Świętej. Zmiany treści nauczania w takich kwestiach, jak np. pogląd na temat doczesnej władzy papieża, odmówienie możliwości zbawienia tym, którzy nie należą do Kościoła katolickiego, kościelna akceptacja praktyki niewolnictwa, usankcjonowana przez orzeczenia czterech soborów, oraz zezwolenie na stosowanie tortur mających doprowadzić do przyznania się do winy; potępienie idei rozdzielenia państwa i Kościoła, odmowa uznania obiektywnego prawa do wolności religijnej czy identyfikowanie wyłącznie Kościoła katolickiego z mistycznym Ciałem Chrystusa oraz prymat sumienia – pokazują, że w teologii i przekazywaniu depozytu wiary możliwy jest rozwój w odczytywaniu przesłania Ewangelii, kto chce, niech nazywa to postępem.

Krytycy „Tygodnika” zapominają, że to, co należy dzisiaj do fundamentów Katolickiej Nauki Społecznej, 150 lat temu potępiane było jako największe zło liberalizmu i sankcjonowane groźbą wykluczenia z Kościoła, a nawet groźbą piekła. Potępiano wtedy poglądy, które dzisiaj są „społeczną twarzą” Kościoła.

Esencja

Kościół otwarty nie jest synonimem Kościoła bez granic czy bez tożsamości. Jego otwartość dotyczy powszechności zbawienia w Jezusie, co dla Kościoła oznacza wyjście do wszystkich ludzi, wszystkich klas społecznych, ras i kultur. W odróżnieniu od progresywnych i konserwatywnych krytyków Soboru, środowisko „Tygodnika” stoi na stanowisku, że Kościół otwarty stanowi samą esencję katolickości. Przy czym istnieją w nim kwestie, które pominięto lub wyłączono z programu sesji Soboru Watykańskiego II, takie jak sprawowanie władzy w Kościele i etyka seksualna, które domagają się dalszej refleksji i duszpasterskich rozwiązań. Zwolennicy Kościoła otwartego nie godzą się jednak na strategie reformy, które pogłębiają wewnętrzną w nim polaryzację, bądź propagują rezygnację z instytucjonalnej przynależności do Kościoła.

«« | « | 1 | 2 | 3 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...