Po co nam Gross?

Znak 3/2011 Znak 3/2011

Bardzo chętnie robimy rachunki sumienia za innych. Żądamy od Rosjan rozliczenia Katynia. Od Niemców potępienia działalności Eriki Steinbach. Sami zaś mamy problemy z otwartą dyskusją o trudnych momentach naszej przeszłości. Uważamy, że jako naród ponieśliśmy ofiarę, która zamyka dyskusję o winie. Czy bowiem ofiara może być winna? Czy powinna myśleć o oczyszczeniu? Czy może mieć na rękach krew innych ofiar?

 

Trzecią płaszczyzną debatyo książce Grossa są polemiki dotyczące konkretnych wniosków formułowanych przez autorów Złotych żniw. Można je streścić następująco: a) mordy na Żydach miały przede wszystkim podłoże rabunkowe; b) rabunek żydowskiej własności był zjawiskiem rozpowszechnionym i ugruntowanym przez społeczne normy; c) mordy na Żydach dokonywane były zupełnie otwarcie, publicznie, w obecności wielu osób i później szeroko dyskutowane; d) po zakończeniu wojny w społecznościach, w których doszło do mordowania Żydów, panowało solidarne milczenie; e) zabójcami byli zwykli ludzie, często członkowie lokalnych elit, których status w grupie pozostawał później nienaruszony; f) tropienie i wskazywanie ukrywających się Żydów było częstszym zachowaniem niż niesienie im pomocy; g) mordowanie Żydów było zjawiskiem na tyle powszechnym, że traktowano te czyny jako swoistą, szokującą co prawda, ale normalność.

Wnioski wyłaniające się ze Złotych żniw bazują nie tyle na liczbach, co na określonej wizji kondycji ludzkiej. Grossowie stawiają bardzo mocną tezę o człowieku i zachowaniach społecznych w określonych warunkach, wielokrotnie porównując zachowania Polaków do zachowań innych narodów w podobnych okolicznościach czy też w tym samym kontekście dziejowym. Szkoda tylko, że – jaki pisze Michał Bilewicz w tekście  opublikowanym w tym numerze miesięcznika „Znak” – w książce Grossów brakuje „wyjaśnienia procesu, który w oczach okupowanych narodów Europy przekształcił poznawczo Żydów w »żywe wieszaki«, w depozytariuszy »mienia pożydowskiego«”.           

Dokąd zmierza ta debata?

Trudno uznać, że Złote żniwa to precyzyjna robota pojęciowa. Choć autorzy wiele miejsca poświęcają rozważaniom nad metodą, to jednak w wielu momentach argumenty mają charakter bardziej emocjonalny niż racjonalny. Sposób prowadzenia narracji jest często literacki, powoduje, że odczuwamy ból, samotność i strach ofiar. Emocjonalnie stajemy po ich stronie. Taki sposób budowania książki pozwala osiągnąć efekt wstrząsu. Jednak gdy emocje opadną, może sprzyjać zaprzeczeniom, budzić podejrzliwość. Czy aby na pewno nie mamy do czynienia z jakimś rodzajem manipulacji? A gdzie druga strona tego obrazu? Dlaczego Grossowie formułują takie a nie inne hipotezy? Czy to, o czym piszą, było powszechne, czy też – jaki pisze Barbara Engelking-Boni – powszednie? Jak należy rozumieć sformułowanie „trzecia faza zagłady Żydów”? Czy sugeruje ono, że Polacy włączali się w plan eksterminacji? Dla sformułowania oceny takie „drobiazgi” mają istotne znaczenie.

Obrana strategia obraca się chwilami przeciwko autorom. Spycha bowiem debatę o książce na emocjonalne, nieraz nawet histeryczne tory. Wszystkie argumenty mówiące o tym, że jest to książka „antypolska”, „obraźliwa dla Polaków”, że być może „przygotowuje grunt dla żydowskich roszczeń majątkowych wobec Polaków”, sprawiają, że zamiast uczciwej debaty mamy znów do czynienia z histeryczną wojną polsko-polską.

Jeśli jednak weźmiemy powyższy aspekt sprawy w nawias, dostrzeżemy, że rozmawiając o Złotych żniwach, jesteśmy już w innym miejscu, niż byliśmy podczas debat o poprzednich książkach Grossa. Nikt już w zasadzie nie zaprzecza, że mordy na Żydach miały miejsce i były zjawiskiem dość powszechnym. Nawet jeżeli niektórzy, jak na przykład Piotr Skwieciński, wyrażają wątpliwość, czy czyny można określić mianem środowiskowej normy, nie podważają oni powszechności tych zdarzeń. Różnimy się pod względem ocen przyczyn, okoliczności i zasięgu wydarzeń, zasadniczo jednak nikt już dziś nie kwestionuje czynnej roli Polaków.

Pokazuje to, że dyskusja o relacjach polsko-żydowskich, toczona z przerwami od 1987 roku, czyli od czasu publikacji słynnego eseju Jana Błońskiego Biedni Polacy patrzą na getto,przynosi owoce. Błoński, pisząc o winie Polaków, miał na myśli jej wymiar symboliczny, a nie realny, bowiem w 1987 nikt nie mógł powiedzieć, że niemało Polaków brało czynny udział w zagładzie Żydów. W 2001 roku, po publikacji książki Sąsiedzi, pojawiały się głosy, że choć w mordzie w Jedwabnem uczestniczyli Polacy, tymi, którzy zorganizowali całą zbrodnię, pełnili w niej funkcję kierowniczą, posługując się Polakami, byli Niemcy.

Debaty toczone wokół Strachu i Złotych  żniw pokazują, że coraz lepiej radzimy sobie z tą bolesną wiedzą o naszej przeszłości. Obrazują także, jaką rolę odegrały te książki w budowaniu naszej pamięci historycznej. Rację mają ci, którzy twierdzą, że Gross nie mówi nam w gruncie rzeczy niczego nowego. Jednak sposób, w jaki opowiada o historii relacji polsko-żydowskich, sprawia, że jest słuchany. To dobrze, ponieważ jak pisał Jan Błoński: „Jesteśmy sobą tylko dzięki pamięci o przeszłości. Tą przeszłością nie możemy dowolnie rozporządzać, chociaż – jako jednostki – nie jesteśmy za tę przeszłość bezpośrednio odpowiedzialni. Musimy nosić ją w sobie, chociaż bywa to przykre czy bolesne. I winniśmy dążyć do tego, aby ją oczyścić”. Oczyszczeni rozmową o tamtych czasach, świadomi, że w większości z nas płynie chłopska krew, być może w bardziej dojrzały i odważny sposób przyjrzymy się innym mrocznym zakątkom naszej polskiej duszy.

Dominika Kozłowska, doktor filozofii, redaktor naczelna miesięcznika „Znak”

«« | « | 1 | 2 | 3 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...