Rynek nie szkodzi służbie zdrowia

Przegląd Powszechny 4/2011 Przegląd Powszechny 4/2011

Polska była najsilniejsza wtedy, kiedy była państwem federalnym. Federalizm wcale nie oznaczał słabości. Oczywiście mieliśmy też piastowski okres państwa zasadniczo centralnego, chociaż on był krótki.

 

- W jakim kierunku powinna zmierzać dzisiaj reforma służby zdrowia? Czy znów trzeba wszystko przebudowywać?

- Nie, wszystkiego nie trzeba zmieniać. Na pewno trzeba dokonać kilku rzeczy. Minister powinien nareszcie zająć się tworzeniem systemu opieki zdrowotnej, czyli wyregulować system, a nie nim kierować. Trzeba określić, czym ma zająć się lekarz rodzinny, czym ma się zająć przychodnia specjalistyczna, czym ma się zająć szpital. Należy rozwarstwić szpitale (są szpitale krótkoterminowe, średnioterminowe, długoterminowe, wysoko specjalistyczne, jedno specjalistyczne), zdefiniować zadania poszczególnych ogniw tego systemu. Trzeba wiedzieć, co ma robić szpital z pacjentem, który wymaga przeniesienia do innego szpitala. To szpital powinien wskazać pacjentowi drogę przez ten system i przekazać go do innego szpitala, a nie zrzucać cały ciężar na rodzinę, która jeszcze musi uiszczać opłaty nieformalne.

Minister powinien kierować systemem: zasadami jego statuowania, regulowania, funkcjonowania. Trzeba usprawnić działanie płatnika, czyli rozwiązać Narodowy Fundusz Zdrowia i zastąpić go ponownie kasami chorych, które konkurowałyby ze sobą i wnosiły dynamizm niezbędny służbie zdrowia. Natomiast żeby się system za bardzo nie rozstroił, trzeba utworzyć niezależny urząd nadzoru ubezpieczeń zdrowotnych, który będzie prowadził monitoring i dbał o względną jednolitość systemu. Jeśli taki urząd stwierdzi, że jedna kasa mimo tych bodźców motywujących nie naprawia się, no to wtedy trzeba będzie ingerować w jej działalność.

Najważniejsze zadania to więc zmiana roli ministra, decentralizacja Funduszu i szereg mniejszych zmian: zrównanie podmiotów na rynku, kupowanie świadczeń, opracowanie kodeksów dobrego negocjowania. Kontraktów nie powinno się narzucać, jak to dzieje się teraz, tylko należy je negocjować. Trzeba poznać partnera. I kupować tylko u dobrych świadczeniodawców. Trzeba zapewnić pewną stabilizację na rynku różnym podmiotom, nie zamykając systemu na nowych świadczeniodawców. Ale nie może być tak, że dotychczasowy świadczeniodawca, który na przykład zainwestował w dużą przychodnię, trzy lata świadczy usługi dla Funduszu, rozwija się i znów inwestuje, startuje do konkursu i przegrywa tylko dlatego, że ktoś inny dał niższą cenę. To nie jest stragan, który można w dowolnej chwili przenieść. Dobremu świadczeniodawcy trzeba zapewnić stabilizację. I stopniowo wpuszczać nowych, żeby powstawała konkurencja. Tym nowym też trzeba pozwolić zdobywać swoją pozycję.

- Pieniądz ma iść za pacjentem.

- Należy oczywiście wprowadzić zasadę, że pieniądz idzie za pacjentem. On de facto idzie za pacjentem, natomiast spór toczy się o realizację świadczeń przez zakłady opieki zdrowotnej. Skoro jest świadczenie, jest i pieniądz. I powinien być. W takiej sytuacji usługodawca chce rozszerzać swoją działalność. I tutaj trzeba zdawać sobie sprawę z niebezpieczeństwa, że ktoś może kreować sztuczną usługę zdrowotną i na niej zarabiać. Między innymi dlatego powstał pomysł stworzenia rejestru usług medycznych, aby zahamować nadprodukcję zakładów opieki zdrowotnej. Słynne tak zwane nadwykonania to często usługi zbędne, których nie trzeba byłoby finansować. One są bardzo różne. Niektóre są potrzebne, a niektóre nie. Fundusz nie ma narzędzi, żeby to sprawdzić. A nadprodukcja powinna być traktowana jako ryzyko przedsiębiorcy. Dyrektor szpitala ma przecież firmę, podobnie jak dyrektor piekarni, który piecze chleby i pewnego dnia mówi: chciałbym sprzedać 500 bochenków więcej. Produkowanie w nadmiarze świadczeń zdrowotnych to często takie właśnie ryzyko. Różnica jest tylko taka, że dyrektor piekarni nie zmusi ludzi, żeby kupili te 500 bochenków, a dyrektor szpitala co robi? Dzwoni do posła lub telewizji: „Panie pośle, panie redaktorze, mam tu takiego ciężko chorego pacjenta, proszę przyjechać”. Kamera pokaże tylko tego ciężko chorego pacjenta, bo tych lekko chorych, których nie trzeba byłoby hospitalizować, to już nie pokaże. Pokaże też dyrektora skarżącego się, że Fundusz nie chce mu zapłacić. I zaczyna się cały bal. Przymusza się płatnika, żeby za wszystko zapłacił. I niestety doświadczenie uczy, że najczęściej przymusza z powodzeniem. W związku z tym można produkować, bo media zrobią z takiego dyrektora bohatera: on tu szlachetnie świadczy usługi, a ten zły Fundusz nie płaci. Trzeba im uświadomić, że nie wszystko, co się dzieje w opiece zdrowotnej, jest potrzebne pacjentom, trzeba nauczyć odporności na naciski. I wtedy można uruchomić system, w którym pieniądz idzie za pacjentem. Ktoś niedawno w dyskusji zrobił pewne porównanie: powiedział, że inne ubezpieczalnie płacą za wszystkie szkody, ale przecież zanim taki ubezpieczyciel zapłaci za szkody powstałe wskutek kolizji samochodowej, to przyśle komisje, która oceni straty. W służbie zdrowia takiej weryfikacji nie da się wprowadzić, ale pewna  weryfikacja jest jednak potrzebna, choć oczywiście nie w przypadku każdego pacjenta. Do tego miałby służyć rejestr usług medycznych: tworzymy pewne systemy statystyczne, systemy regulowanych kontroli, monitorujemy i widzimy, że gdzieś tam jest nadprodukcja. Ale na taki porządek pracuje się latami.

- A na ile zaprowadzenie takiego porządku jest realne?

- To w części kas chorych już funkcjonowało. Dlatego jest to, moim zdaniem, w pełni realne. Ale czy politycy będą gotowi do kolejnych zmian, tego nie wiem.

- Żeby efektywnie reformować służbę zdrowia, to trzeba wcześniej stworzyć spójną wizję tej służby. Niestety, ujawnia się tu dużo sprzecznych dążeń.

- Wszystkich interesów nie pogodzimy. Trzeba ustalić pewne priorytety; takim priorytetem jest stworzenie systemu przyjaznego dla pacjenta. To nie jest takie oczywiste, bo ktoś może powiedzieć: sprzyjajmy przede wszystkim lekarzom, żeby poparli nas w wyborach. Wtedy jednak zmarnotrawimy trochę pieniędzy. To stało się niestety za rządów Platformy, kiedy przekupiono środowisko. W 2008 roku zrealizowano znaczne podwyżki. Niestety te podwyżki obiecał również profesor Religa; to był początek lawiny.

Służbie zdrowia w 2008 roku przybyło dużo pieniędzy; nakłady wzrosły prawie o 25% – ale co z tego ma pacjent? Dla pacjenta nic się nie zmieniło. Jakie były problemy, takie są. Jak dawniej tu i ówdzie wręczano łapówki, tak i je wręczano po podwyżkach. Widzimy, jak największe pieniądze można zmarnotrawić. Mimo to trzeba jednak dołożyć trochę pieniędzy do opieki zdrowotnej, ale na darmo.

 

«« | « | 1 | 2 | 3 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...