Kiedy zostałem tatą

W drodze 5/2011 W drodze 5/2011

Kiedyś nie chciałem być jak własny ojciec. Teraz, po jego śmierci, zastanawiam się, czy zdołam być chociaż trochę tak dobry jak on.

 

Trudno wszelako od tych uwarunkowań uciec całkowicie. (Chociaż, owszem, mamy pewną pokusę, do której można przyznać się jedynie w tym nawiasie. A mianowicie myślimy czasem o kupieniu stu leśnych hektarów w Kanadzie i zamieszkaniu tam w drewnianej chacie. Póki tego nie zrealizowaliśmy, niech ta uwaga pozostanie w nawiasie). Nasza kultura wymaga od ojców wszystkiego i niczego zarazem. Niczego, bo podobno wychowanie jest obowiązkiem, któremu może podołać sama kobieta i żadnego mężczyzny jej nie potrzeba. Wszystkiego zaś, bo kiedy ten ojciec jest, to wywiera się na nim ogromną presję, że powinien być bardziej niż to możliwe.

Dawna rodzina funkcjonowała z o wiele mniejszym udziałem ojca na co dzień. A przynajmniej w wielu epokach i wielu warstwach społecznych rodzinie wystarczały tylko te chwile, które ojciec spędzał w domu w przerwie między wojaczkami, wyprawami i pracą o wiele cięższą od tej, z którą mamy do czynienia w dzisiejszych korporacjach. Rodziny funkcjonowały, były o wiele liczniejsze i nikt nie mówił o kryzysie ojcostwa, o wycofywaniu się i nieobecności taty ani o tym, że brak intensywnej więzi psychicznej między małżonkami doprowadził do jej rozkładu.

Wiele można oczywiście zwalić na rozpsychologizowanie naszych czasów, na tę przykrą skłonność do częstych autoanaliz i na oderwanie się świadomości od świata. Ale to będzie tylko część prawdy.

Niezależnie od tego, jak bardzo będziemy się starali ignorować współczesną kulturę i uodparniać dzieci na wpływ jej szkodliwych elementów, to i tak przyjdzie nam się zmierzyć z być może jej największym zaniedbaniem. Bo myślę, że to nie tyle domom i rodzinom brakuje ojca, ile kulturze. To przede wszystkim w kulturze jest mało ojca i to ona jest najbardziej osierocona. Przez to zadanie mężczyzny w rodzinie staje się tym ważniejsze. Musi on sobą wypełnić kulturowy brak. Taki urok porzucenia kultury patriarchalnej. Jeśli kultura nie dostarcza wzorców i nie można z niej czerpać tożsamości seksualnej, to takie zadanie spada na ojca.

Co złe, ma zawsze także dobre strony. Mamy, po pierwsze, zadanie godne mężczyzny, czyli szarpanie się ze światem. Po drugie, każde zmaganie – a więc także to – uszlachetnia. I wreszcie, jeśli mamy sami stać się wzorcami, to tym lepiej dla naszych dzieci, że otrzymają wzorzec może ułomny i pełny naszych osobistych niedoskonałości, za to żywy, kochający i na wyciągnięcie ręki.

Te słowa są oczywiście abstraktem i rzadko w ten sposób myślimy w naszym codziennym życiu. A to, co najbardziej odradzam, to przejęcie się nimi tak bardzo, że zapiszemy się natychmiast na 120 rozmaitych kursów i warsztatów (tak, warsztaty są teraz w modzie) – wszystkie pod jednym wezwaniem: jak być dobrym ojcem w tak trudnych czasach. Na takich warsztatach siedzielibyśmy w kółeczku i zwierzali się sobie, co przeczy jakoś charakterowi mężczyzny. Niektórzy w takich chwilach zwierzeń mają skłonność do płaczu. Inni wzdychają głośno. Dokonują autoanalizy. Czytają rozmaite książki. W tym czasie nasze dzieci wypatrują w oknie powrotu ojca z warsztatów.

Nasze ojcostwo w ogóle staje się jakoś w gombrowiczowskim sensie upupione, to znaczy wyuczane i pouczane – za mało twarde i uparte. Ojcostwo to bowiem przede wszystkim nasza męskość, którą możemy dać światu nawet w chwilach rozdrażnienia, zdenerwowania, głupiego błądzenia. Ojcostwem jest to wszystko, co robimy jako mężczyźni, to wszystko, co kobieta zrobiłaby inaczej – ani lepiej, ani gorzej, po prostu inaczej.

Tyle o kulturze. Czas na praktykę.

Pora na elektryczną kolejkę

To dość przerażająca myśl: co o nas będą sądzić nasze dzieci za jakiś czas. Co z naszej męskości im pozostanie. Innymi słowy: czego je nauczymy i w jaki sposób pokażemy im świat – taki przetworzony przez nas, odzwierciedlony w naszych słowach i w działaniu.

Czy moje córki stwierdzą, że nie będą miały męża, bo mężczyzna to jedna wielka zaraza? Czy syn powie, że rodziny zakładać nie warto, bo skończy jak jego własny ojciec? Gdzieś w środku ufam, że będzie inaczej. Kiedyś nie chciałem być jak własny ojciec. Teraz, po jego śmierci, zastanawiam się, czy zdołam być chociaż trochę tak dobry jak on.

I wreszcie dylemat największy. Wiem, że nasze dzieci są nam dane jedynie na wychowanie, że mają własne światy i do własnych światów odejdą. Ile je nauczę, tyle nauczę, ale nie będą takie, jakbym chciał, bo nie są z plasteliny, nie są moimi dziełami sztuki. Coraz bardziej cieszę się z tego, że są takie, jakie są. Z drugiej strony denerwuje mnie, że inni próbują wchodzić w moje role, że wychowawcą staje się każdy, byle nie ojciec.

Pomimo swojej niechęci do teorii bycia ojcem i warsztatów, na których ćwiczy się, jak być ojcem, jestem głęboko przekonany do pewnych trwałych i niezbędnych elementów ojcostwa, a przynajmniej jego funkcji.

Jedną z najważniejszych funkcji jest rola nauczyciela. I jest to rola, przyznaję, którą nie lubię się dzielić. Zwłaszcza gdy widzę, jak inni chętnie po nią sięgają i postanawiają wychowywać moje własne dzieci. To ten moment, w którym ojciec stwierdza: wara od moich dzieci. Wydaje mi się, że miłość rodzicielska daje więcej wolności niż odgórny i nakazowy system wychowawczy, który serwuje nam chociażby nasz system oświaty.

Z tego buntu – buntu, który ma źródło także w moich młodzieńczych buntach przeciwko szkolnym Pimkom, noszeniu kapciuszków i wielkiej systemowej stymulacji, którą nazywa się edukacją publiczną – zrodziła się chęć podjęcia samodzielnego uczenia dzieci. Tak, jesteśmy z żoną tzw. homeschoolersami: dzieci nie posłaliśmy do szkoły świadomie i zgodnie z prawem. Nasze dzieci mają dwoje nauczycieli: matkę i ojca. Dzielimy się nie tyle przedmiotami, ile charakterem i osobowością.

Tak realizuję się jako ojciec. W zeszłym tygodniu czytaliśmy Odyseję i malowaliśmy na kolorowo drzewa w ogrodzie. W tym będziemy robić greckie maski. Pracuję dużo – jak większość współczesnych ojców – tym bardziej więc cenię czas, który mogę spędzać z dziećmi, i chciałbym go dobrze wykorzystać. Chociażby malując drzewa.

Marnowanie czasu

I tu kolejny punkt ojcostwa praktycznego, punkt głęboko chrześcijański. Jako ojcowie mamy szansę odkryć w sobie dziecko. Przebywając z dziećmi, sam czuję się dzieckiem, może tylko nieco wyższym i bardziej stanowczym. Ukrywam się z tym, bo dzieci chciałyby widzieć we mnie ojca właśnie, a nie brata czy kolegę, ale gdzieś tam w środku śmieję się, że mogę robić rzeczy, które dla innych dorosłych, dorosłych nieojców, są niedostępne. To jedyne chwile, kiedy mogę powiedzieć: cała reszta mnie nie obchodzi, jestem nieodpowiedzialny, nie poczuwam się do niczego poza tym światem, w którym się właśnie znaleźliśmy, światem dziecięcym.

Przede wszystkim, marnuję czas. Bycie z dziećmi nie przynosi ani dochodu, ani nie poprawia naszej sytuacji towarzyskiej. Z punktu widzenia spraw przyziemnych – czyli dorosłych właśnie – jest to aktywność niepotrzebna, próżna i niegodna mieszczucha. I w tym właśnie, w tym antyfilisterstwie, tkwi największa jej wartość. W ten sposób rozumiem też słowa Jezusa, że mamy stać się jak dzieci. W takim to wyzwoleniu z tego, co konieczne i praktyczne, odkrywamy, że nasze człowieczeństwo wykracza znacznie poza to, co proponuje nam świat i jego interesowność.

Ta sama chęć bezinteresowności i niekonieczności kierowała Arystotelesem, gdy opisywał naukę nazwaną później metafizyką. Ona w sposób doskonały nie znajduje żadnego zastosowania, a przez to staje się najwłaściwsza ludziom.

Jako ojciec nie chcę zatem odgrywać dziejowej roli. Chcę uprawiać metafizykę. Taką, która pozwala cieszyć się samym istnieniem otaczających nas osób i rzeczy. Od metafizyki zaczęliśmy i na metafizyce zakończmy.  

MATEUSZ MATYSZKOWICZ– ur. 1981, filozof, publicysta „Teologii Politycznej”, wydał tłumaczenie i komentarz traktatu De regnośw. Tomasza z Akwinu. Ostatnio ukazał się zbiór jego tekstów Śmierć rycerza na uniwersytecie(Teologia Polityczna 2010). Jest żonaty, ma troje dzieci, mieszka pod Warszawą.

«« | « | 1 | 2 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...