Koszty rewolucji seksualnej

Tygodnik Powszechny 22/2011 Tygodnik Powszechny 22/2011

Molestowanie dzieci i młodzieży to częsty i odrażający problem społeczny. Nie jest on jednak w żadnym razie problemem głównie katolickim czy dotyczącym szczególnie księży.

 

Amerykańską dyskusję o zmaganiach Kościoła katolickiego z molestowaniem przez duchownych dzieci i młodzieży zdominowały dziennikarskie uproszczenia. 1) Że był to i jest kryzys związany z pedofilią. 2) Że molestowanie młodzieży jest bieżącym zagrożeniem w Kościele. 3) Że Kościół był i jest dla młodych ludzi wyjątkowo niebezpiecznym środowiskiem. 4) Że winni molestowania stanowili wysoki odsetek księży. 5) Że molestowanie zdarza się częściej wśród osób żyjących w celibacie, więc zmiana w dyscyplinie Kościoła w tym zakresie byłaby istotnym czynnikiem chroniącym młodzież. 6) Że biskupi z reguły odnosili się do doniesień o przypadkach molestowania ze świadomym niedbalstwem. 7) Że Kościół nie wyciągnął wniosków z ujawniania zdarzeń, które rozpoczęły się w czasie Długiego Wielkiego Postu 2002 r. [w USA wybuchł wtedy skandal związany z ujawnieniem swoich historii przez ofiary molestowania księży z lat 60., 70. i 80.; część diecezji musiała ogłosić bankructwo z powodu wysokości odszkodowań – red.].

Zgodnie z opublikowanym 18 maja niezależnym raportem zamówionym przez Konferencję Biskupów Amerykańskich w nowojorskiej Szkole Wyższej Prawa Karnego im. Johna Jaya – każdy z tych punktów jest fałszywy.

Stereotypy

Większość duchownych winnych molestowania to nie pedofile, czyli mężczyźni o trwałym i silnym pociągu płciowym do dzieci przed okresem dojrzewania. Większość molestowanych (51 proc.) była w wieku od lat 11 do 14, a 27 proc. od 15 do 17; 16 proc. było w wieku od 8 do 10 lat; 6 proc. miało mniej niż 7. Chłopcy w wieku między 11. a 14. rokiem życia stanowili ponad 40 proc. ofiar. Efebofilia (pociąg płciowy do osób w okresie dojrzewania) była niewątpliwie poważnym problemem. Ale nazywanie tego „kryzysem pedofilskim” świadczy o ignorancji, niestaranności albo złych intencjach.

„Kryzys” molestowania seksualnego przez duchownych w USA był ograniczony w czasie. Liczba przypadków molestowania wzrosła pod koniec lat 60. i zaczęła gwałtownie spadać w połowie lat 80. W 2010 r. podano siedem wiarygodnych przypadków molestowania w lokalnym Kościele, który liczy 65 mln wyznawców.

Winni stanowili drobny odsetek księży katolickich. Mniej więcej 4 proc. księży w USA było oskarżonych o molestowanie między latami 50. a rokiem 2002. Nie ma cienia dowodu, że księża molestują młodzież statystycznie częściej niż ludzie z innych grup społecznych. Mało tego: większość przypadków molestowania seksualnego ma miejsce w rodzinie. Raport stwierdza, że w 2001 r., gdy przeciętnie 134 na 100 tys. dzieci było molestowanych, 5 na 100 tys. mogło być ofiarami księdza. Molestowanie dzieci i młodzieży to częsty i odrażający problem społeczny, nie jest on jednak ani problemem głównie katolickim, ani szczególnie dotyczącym księży.

Reakcja biskupów na kryzys związany z ujawnieniem przestępstw duchownych z lat 60., 70. i 80. nie była niemądra i bezduszna. Zgodnie z raportem „przywódcy Kościoła, podobnie jak opinia publiczna, nie dostrzegli ani skali, ani dotkliwości aktów molestowania”. A to z kolei było „czynnikiem, który prawdopodobnie przyczynił się do dalszego trwania przestępczego procederu”. Biskupi, jak reszta społeczeństwa, zazwyczaj skupiali się na winnych, nie na ofiarach. To doprowadziło do nadmiernego zawierzenia psychiatrii i psychologii, w fałszywym przekonaniu, że winnych duchownych uda się „wyleczyć” i przywrócić do czynnej pracy. Schemat ten również był odbiciem szerszych trendów społecznych. W wielu przypadkach przed 1985 r. główną prośbą rodzin ofiar było to, by winny ksiądz otrzymał pomoc i terapię.

Raport stwierdza, że Kościół jest w społeczeństwie USA może najbezpieczniejszym środowiskiem dla młodych. Na pewno bezpieczniejszym niż szkoły publiczne. Co więcej: żadna inna amerykańska instytucja nie podjęła się analizy samej siebie na tak szeroką skalę, jak to uczynił Kościół, by wykorzenić problem molestowania młodzieży. Ciekawe, kiedy „New York Times” czy „Boston Globe” zażądają w komentarzach redakcyjnych raportów na temat molestowania młodzieży np. przez członków związków zawodowych nauczycieli.

Rozkład dyscypliny

A zatem: jeśli solidny, empiryczny raport neutralnej instytucji falsyfikuje medialne uproszczenia w kwestii molestowania seksualnego przez katolickich księży, to co tak naprawdę się wydarzyło? Dlaczego przypadki molestowania skoczyły gwałtownie między końcem lat 60. a połową 80.?

Autorzy wysuwają teorię, że istotną rolę odegrał tu upadek obyczajów moralnych w atmosferze niepokojów rewolucji seksualnej. Jak to ujmuje raport, „na wzrost przypadków molestowania w latach 60. i 70. miały wpływ czynniki społeczne w społeczeństwie amerykańskim w ogóle. Wzrost zachowań mających znamiona molestowania wpisuje się we wzrost innych rodzajów zachowań »odbiegających od normy«, takich jak używanie narkotyków czy zmiany w zachowaniach społecznych, np. przedmałżeńskie kontakty seksualne i rozwody”.

«« | « | 1 | 2 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...