Bocian do synka leci

Tygodnik Powszechny 23/2011 Tygodnik Powszechny 23/2011

Dorośli mieszkańcy N. od czasu unijnej akcesji żyją pytaniem, jak zarobić na elewacje swoich podupadających domów, nie dopuszczając do upadku rodzin.

Autokar

Zaczęło się w okolicach roku 2000.

Ojciec, budowlaniec po zawodówce, zaczyna wówczas wyjazdy za zachodnią granicę, dla podreperowania rodzinnego budżetu. Z początku wyjazdy są krótkie, kilkutygodniowe, później przechodzą w coraz dłuższe. K. widzi dzieci rzadko, rozluźniają się też relacje z żoną.


W 2007 r. – Ania ma siedem lat, Karol roczek – do Anglii wyjeżdża babcia dzieci. W ślad za nią, początkowo z chęcią spędzenia Świąt Bożego Narodzenia, jedzie jej córka wraz z dziećmi. Po tygodniu dzwoni do K. z informacją: poznała w Londynie Araba z dwójką dzieci, z którym aktualnie układa sobie życie; zresztą, i tak wracać nie ma sensu, bo i do czego?

W Anglii – to wersja ojca – dzieci chowają się z babcią w dobrze utrzymanym domu starców (do czasu, kiedy zarządcy zażyczą sobie, by dzieci opuściły dom). Matka dziećmi interesuje się od okazji, ale na utrzymanie łoży z własnej kieszeni („Miały wszystko, co chciały” – mówi ojciec).

W końcu poznaje kolejnego partnera. Ten oświadcza, że związał się z nią, nie z jej dziećmi, więc w październiku 2010 r. matka postanawia wysłać Karola i Anię do Polski (jej mąż przebywa wtedy na zarobku w Niemczech).

W wychowaniu i utrzymaniu dzieci – ogłasza swojej matce tuż przed jej wyjazdem z wnukami – przyszła teraz kolej na ojca. Na miejscu, w mieście N., dzieci zostają tymczasowo z prababcią w mieszkaniu socjalnym, do czasu powrotu z Niemiec ojca.

– Przysłała dzieci jak bagaże – mówi ze łzami w oczach ojciec, niski, krępy 37-latek o twarzy dziecka.

– Bez dokumentów ukończenia angielskich klas. Bez niczego – dodają panie z opieki społecznej.

Tysiąc na troje

Pomoc społeczna problemu „eurosieroctwa” nie jest w stanie objąć. O przypadkach dzieci zostawionych przez rodziców dowiaduje się tylko w razie problemów: finansowych czy poważnych rodzinnych. W dodatku wyjeżdżający rodzice rzadko regulują kwestie praw do opieki: dzieci pozostają pod okiem dalszej rodziny nielegalnie.

O istnieniu rodziny K. gminna pomoc społeczna dowiaduje się przypadkiem. K. ma szczęście, bo tutejszy system pomocy wyprzedza najwyraźniej o kilka lat średnią krajową: w MOPS-ie działa chociażby trzech asystentów rodzinnych.

K. dostaje pomoc finansową: 490 zł zasiłku stałego, 120 zł okresowego i 91 zł „rodzinnego” na każde dziecko. W urzędzie załatwiają też dorywczą pracę: kilka godzin opieki nad osobą starszą, za 300 zł miesięcznie.

Asystentka rodzinna pomaga w sfinalizowaniu sprawy rozwodowej (chodzi o ściągnięcie alimentów od matki). Rodzinę odwiedza dwa razy w tygodniu: przychodzi do mieszkania socjalnego zamieszkiwanego przez prababcię (tego samego, do którego Karol z Anią trafili po przyjeździe do Polski), w którym na trzyosobową rodzinę zostaje 11 metrów kwadratowych. Nie, nie poucza, co K. ma robić ze swoim życiem, tym bardziej że stanął na nogi i czuje się za dzieci odpowiedzialny (robi dzieciom takie obiady, że pani asystentka sama by przy takim stole usiadła).

Problemy emocjonalne dzieci? Pomoc społeczna zaproponowała spotkania z psychologiem, z których jednak K. na razie nie skorzystał.

Emocje

O skutkach „eurosieroctwa” zajmujący się problemem socjolodzy, pedagodzy czy psycholodzy mówią ostrożnie: w wielu przypadkach rozłąka – zwłaszcza krótkotrwała – nie powoduje trwałych skutków negatywnych, za to może dawać pozytywne.

Panie z pomocy społecznej w gminie N. wiedzą jednak swoje: tu rozbite rodziny i pogubione życiowo dzieci widać gołym okiem.

Nierzadkim obrazkiem jest więc matka, która kupuje dziecku wszystko, na co ma ono ochotę, ale nie radzi sobie z wychowaniem, bo stanowczy ojciec jest w domu rzadkim gościem. Kiedy się pojawia, też obsypuje dziecko prezentami („komputery, gry PSP, skutery, ciuchy, nowe telefony” – wyliczają panie z pomocy społecznej).

Częstym są też bezradni dziadkowie. Bywa, że słyszą od wnuków: „Nie masz do mnie prawa”, „Nie będziesz mną rządził”. Dzieci pod opieką dziadków, zauważa pani psycholog, szybko uczą się zaradności, ale nie uczą się pełnienia ról życiowych.

Przypadki skrajne trafiają do gabinetu pani psycholog: to dzieci pozbawione poczucia bezpieczeństwa, lękliwe, z problemami w szkole, nieraz z depresjami czy psychozami.

«« | « | 1 | 2 | 3 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...