Szafarz Bożego Miłosierdzia

Magazyn Familia 5/2011 Magazyn Familia 5/2011

Papieska posługa nie jest jedyną, jaką ksiądz Karol Wojtyła pełnił w Rzymie. Przed wielu laty był spowiednikiem w jednej z tamtejszych parafii! Ślad obecności młodego krakowskiego kapłana przetrwał nie tylko w brązie i marmurze, lecz także w sercach tych, którym udzielał rozgrzeszenia.

 

Muszę przyznać, że każda spowiedź była dla mnie niełatwym doświadczeniem. Nam, nieśmiałym nastoletnim dziewczynom, nawet najzwyklejsze grzeszki, jak choćby to, że któraś z nas powiedziała brzydkie słowo lub nie posłuchała mamy, wydawały się bardzo nieprzyzwoite i tak trudne do wyznania, że już sama myśl o spowiedzi powodowała szybsze bicie serca.

Spowiadałam się wtedy wielokrotnie u ks. Wojtyły, na początku z tego powodu, że jako katechetka spotykałam się często z księżmi z naszej parafii i o wiele bardziej wstydziłam się spowiadać u nich niż u obcego księdza. Ponadto, w odróżnieniu od pozostałych kapłanów, ks. Wojtyła był niezwykle czuły, a w rozmowie i w pouczeniu w konfesjonale – serdeczny niemal jak ktoś z rodziny. Właśnie tę jego serdeczność zapamiętałam i tak postrzegałam go zawsze, aż do chwili śmierci.

Jak relikwia

Byłam wychowywana w surowej, powojennej atmosferze. Trudy codziennego życia sprawiały, że trzeba było pracować od najmłodszych lat, aby pomóc rodzinie. Pamiętam, że uśmiech ks. Karola Wojtyły, który udzielał nam Komunii Świętej, odbierałam jako błysk niezwykłego światła. Zwłaszcza gdy pochylał się nad dziećmi lub młodymi ludźmi, w ułamku sekundy obdarzał każdego tak niesamowitym uśmiechem, że robiło nam się ciepło na sercu. W tym uśmiechu było tyle nadziei, niemal ojcowskiej życzliwości, że potem lżej i radośniej wracało się do codziennych zajęć.

Wiele lat później, gdy już jako Jan Paweł II wizytował naszą parafię, właśnie z tym samym niezapomnianym uśmiechem udzielił mi Komunii Świętej. Ten moment, a zwłaszcza ten uśmiech, mam utrwalony na fotografii, którą przechowuję jak relikwię.

Nasza parafia św. Franciszka Ksawerego przeszła już do historii, bo właśnie do niej jako pierwszej z rzymskich parafii udał się z wizytą duszpasterską nowo wybrany papież Polak. Było to 3 grudnia 1978 roku – i od tego dnia rozpoczęła się praktyka wizytacji parafii rzymskich przez papieży, którzy pełnią posługę biskupów Wiecznego Miasta.

Podbił serca wszystkich

Nie zapomnę pierwszych chwil tej wizytacji. Niedługo po przybyciu na plebanię i po przywitaniu się z proboszczem i innymi księżmi Jan Paweł II pojawił się na balkonie. Na dziedzińcu kościelnym zebrało się wtedy mnóstwo ludzi, w tym bardzo dużo dzieci. I Ojciec Święty zaczął żartować: zadawał dzieciom pytania dotyczące katechizmu, a potem mniej lub bardziej chóralne odpowiedzi podsumowywał w tak zabawny sposób, że trudno było powstrzymać się od śmiechu. Nikt z nas nigdy nie wyobrażał sobie nawet, że papież może być taki…  bezpośredni i zwyczajny! Od razu podbił serca wszystkich – i dużych, i małych – a brawom i wiwatom nie było końca.

 W czasie Mszy św. bardzo się wzruszyłam, podobnie jak inni parafianie, zwłaszcza starsi, gdy w swojej homilii Jan Paweł II wyraził radość, że przybył właśnie do nas jako do pierwszej z rzymskich parafii. Wspomniał o powojennych latach i o swojej niemal coniedzielnej pomocy duszpasterzom w naszym kościele.

Zauważył, że od czasów jego posługi sporo się w tej części Rzymu zmieniło, czego przejawem jest mniej konfesjonałów w kościele. Pięknie i wzruszająco przemawiał do małżonków i dzieci, chorych i samotnych. Wypowiedział też słowa, po których na naszych twarzach pojawiły się nieskrywane łzy wzruszenia: podziękował wszystkim rodzinom, które nazwał „domowym Kościołem” i fundamentem istnienia nie tylko społeczności parafialnej, lecz także miasta, kraju i świata. Chciał odwiedzić wszystkie rodziny, co oczywiście nie było możliwe! Ale samo takie życzenie wyrażone przez Ojca Świętego było dla nas czymś bardzo mile zaskakującym i radosnym.

Niezapomniana homilia

Do dziś mam u siebie wydruk tej pięknej i wzruszającej homilii i często do niej wracam. Przez 10 lat służyłam w parafii jako katechetka, a przez ostatnie prawie pół wieku

– jako nadzwyczajny szafarz Eucharystii. Mimo że mam ponad 82 lata, dalej odwiedzam w domach wielu chorych, którym przynajmniej raz w miesiącu zanoszę Komunię Świętą. Przy okazji przekonuję się, jak wielki kryzys dotknął dziś rodziny: coraz więcej rozwodów, nieformalnych związków bez zobowiązań, wielu osamotnionych i schorowanych rodziców, o których dorosłe dzieci nie pamiętają.

Mnie samą boli serce, gdy patrzę na swoich czterech wnuków, którzy wychowywani byli przez zmieniające się opiekunki, a nie przez mamy i ojców zajętych karierą zawodową. Ci młodzi ludzie nie widzą już potrzeby tworzenia trwałych więzi rodzinnych, żyją bez ślubu kościelnego i cywilnego z tzw. partnerkami. W czasach mojej młodości i wtedy, gdy sama byłam żoną i matką trzech synów, taka sytuacja była nie do pomyślenia.

Dziś modlę się o wiarę, nadzieję i miłość – i dla moich wnuków, i dla wszystkich młodych ludzi. W moich uszach wciąż brzmią słowa z homilii Jana Pawła II z pierwszej wizytacji naszej parafii: że od wiary i miłości małżonków i rodziców zależy ten „domowy Kościół”, który potem przyczynia się do świętości rodzin, do właściwego wychowania dzieci – tak aby wszystkie kolejne pokolenia były apostołami Chrystusa i aby przykładem swojego życia głosiły Jego zbawcze orędzie wśród wszystkich ludzi na całym świecie.


 

«« | « | 1 | 2 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...