Poplamiona dusza

Tygodnik Powszechny Tygodnik Powszechny
30/2011

Odsetek pijących nałogowo księży jest taki sam, jak lekarzy czy nauczycieli. Ale kapłaństwo nie jest powodem niczyjego alkoholizmu.

 

W parafii św. Bartłomieja Apostoła w Kowalewie w diecezji kaliskiej proboszczem jest alkoholik. Księża alkoholicy z całej Polski głoszą w tutejszym kościele kazania i spowiadają.

– Moi parafianie nie są tym zgorszeni. Doceniają, że pokazujemy innym, jak wyjść z nałogu i normalnie żyć – mówi prałat Wiesław Kondratowicz, proboszcz i założyciel Diecezjalnego Ośrodka Duszpasterstwa Trzeźwości w Kowalewie. Na terapię przyjeżdżają tam duchowni z różnych zakątków kraju. Oprócz uczestnictwa w zajęciach terapeutycznych, pełnią posługę w parafii.

Maleńki Kowalew koło Pleszewa to wyjątek. Prałat Kondratowicz ubolewa, iż w Polsce wielu ludziom w głowie się nie mieści, że ksiądz może też nałogowo pić. – Jakby nie wiedzieli, że alkoholizm to choroba – mówi. – A nie wada moralna.

Zawód podwyższonego ryzyka

W Polsce jest prawie trzydzieści tysięcy księży diecezjalnych i zakonnych. Szacuje się, że około dziesięciu procent ma problemy z alkoholem. Dlaczego księża sięgają po alkohol? Terapeuci tłumaczą, że to żadna sensacja, bo kapłan to zawód podwyższonego ryzyka – podobnie jak nauczyciel, lekarz czy prawnik. Można usłyszeć, że ksiądz pije, bo: pracuje w stresie, cały czas znajduje się na świeczniku, bierze na siebie problemy innych ludzi, żyje w samotności, nie znajduje zrozumienia u przełożonych.

Prałat Kondratowicz nie uznaje takich argumentów. – Tłumaczenie: musiałem się napić, bo biskup mnie zlekceważył albo dał mi nie taką parafię, to wymówka – mówi. – Są księża, którzy przeżywają podobne problemy i nie piją – przekonuje. Na pytanie, dlaczego alkoholik pije, odpowiada krótko: – Bo jest alkoholikiem.

– Kapłaństwo nie jest powodem niczyjego alkoholizmu – wtóruje mu ksiądz Piotr Brząkalik. Sam też pił kilka lat nałogowo, od kilkunastu żyje w trzeźwości. Jest proboszczem katowickiej parafii i diecezjalnym duszpasterzem trzeźwości. Jeden z autorytetów w sprawie alkoholizmu duchownych. – Alkoholizm kapłana tkwi w jego osobowości – uważa ksiądz Brząkalik.

Kieliszek

Ksiądz pierwszy: – Pierwsze sześć lat kapłaństwa to etap zjazdowy mojego picia. Piłem ciągami: tydzień, czasem dziesięć dni, a czasem kilkanaście.

Zacząłem pić towarzysko, jak każdy. Potem alkoholu było w moim życiu coraz więcej. Ludzie też lubili częstować. Na kolędzie niektórzy specjalnie dla księdza trzymali francuski koniak – w tamtych czasach, czyli przeszło trzydzieści lat temu, prawdziwy rarytas. Po kolędzie odwiedzało się codziennie po dwadzieścia, trzydzieści mieszkań. Prawie w każdym gospodarze chcieli przyjąć księdza jak najlepiej – to znaczy poczęstować czymś mocniejszym.

Ksiądz drugi: – Lubiłem wypić jeszcze w liceum. W czasach seminaryjnych wyjeżdżałem w wakacje z kolegami-klerykami na żagle i tam ostro popijaliśmy. Chętnie jeździło się też na odpusty i inne uroczystości do parafii, gdzie wiadomo było, że proboszcz czymś poczęstuje. Jak zostałem księdzem, upijałem się już regularnie. Często z moimi parafianami.

Ksiądz trzeci: – Przekroczyłem trzydziestkę, jak zacząłem sięgać po kieliszek; wcześniej alkohol zupełnie mnie nie pociągał. Byłem już po rzymskich studiach i doktoracie – uważałem, że dojrzałemu księdzu lampka wina albo koniaku przystoi. Po dwóch latach kulturalne picie w towarzystwie już mi nie wystarczało. Zacząłem dopijać w domu: piwo, wino, wódkę. Upijałem się w samotności.

Ksiądz czwarty: – Rozpiłem się w kapłaństwie. Wybierałem zawsze takie towarzystwo, gdzie wiedziałem, że lubią wypić. Dobrze czułem się na weselach i na rybach, gdzie popijałem z innymi wędkarzami. Oni wiedzieli, że jestem księdzem, i żartowali ze mnie, że czysta wódka duszy nie plami, jakby chcieli usprawiedliwić to, że ksiądz pije.

Ksiądz piąty: – Zacząłem pić wcześnie, jeszcze przed wstąpieniem do zgromadzenia. W czasie, gdy po zawodówce robiłem zaocznie technikum, pracowałem. Po każdej wypłacie normalne było, że trzeba było ostro popić. Zgubiła mnie mocna głowa. Inni już zdrowo mieli w czubie, a ja dopiero zaczynałem się dobrze bawić. Do pół litra nigdy we dwójkę nie siadałem. Musiał być litr.

Ksiądz szósty: – Popijać lubiłem od początku kapłaństwa, z przerwami na dłuższe okresy trzeźwienia. Najdłużej wytrzymałem siedem lat. Zostałem wtedy proboszczem w biednej parafii. Zabrałem się za remonty kościoła i plebanii. Klepałem straszną biedę, bo wszystko szło na remonty. Bywało, że nie mogłem doczekać się niedzieli, żeby za pieniądze z tacy kupić coś do jedzenia. A tu wzywa mnie biskup i ma pretensje, że nie płacę co miesiąc składek do kurii. Nie mogłem się pogodzić z tym, że żyłem jak pustelnik, czasami głodowałem, a oni domagali się jeszcze pieniędzy.

Innym razem, po dłuższym okresie trzeźwości, zgubiła mnie kobieta. Zakochała się we mnie. Nie umiałem sobie z tym poradzić. No i zapiłem.

Ksiądz siódmy: – Siedziałem na plebanii sam jak palec. Moja niedziela wyglądała tak: wstawałem o piątej, żeby przygotować kazanie, poranna Msza, potem suma. W międzyczasie papieros za papierosem i kawa, bez jedzenia. Po sumie drzemka. Wieczorami ze szklaneczką w ręku siedziałem przed telewizorem. Potem nie mogłem się doczekać wieczora, żeby móc się napić. Nie zdawałem sobie sprawy, że to uzależnienie.

«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...