Miłosierdzie potaniało

Tygodnik Powszechny 32/2011 Tygodnik Powszechny 32/2011

Nie zasługuję, by wejść do nieba. Co nie znaczy, że nie mam się tam dobijać, choćby wypełniając odpusty. Muszę tylko pamiętać, że odpust opiera się na darze i łasce, a nie na zasługach i gwarancjach.

 

Z praktyki duszpasterskiej wiem, że przy okazji rozmowy o odpustach wywiązuje się dyskusja tramwajowa: handel nimi, sprzeciw Lutra. To ślepa uliczka. Żeby wytłumaczyć, czym są odpusty, trzeba zacząć od kwestii fundamentalnych.

Mamy dziś problemy z poczuciem grzeszności. Co jest grzechem, a co nie? Jakie są konsekwencje grzechu: „jeśli nikt nie widzi, to komu szkodzę?”. I ludzie noszą w sobie, nie rozumiejąc tego, konsekwencje własnych grzechów. Poza tym: jak rozumiemy zbawienie? Jaka jest relacja między sprawiedliwością i miłosierdziem? Dawny obraz srogiego Boga zastąpił dziś Bóg łatwego miłosierdzia, popadliśmy ze skrajności w skrajność, bo Bogu miłosiernemu wmawiamy, że ma psi obowiązek przebaczać człowiekowi. Miłosierdzie potaniało: skoro Bóg i tak odpuszcza grzechy, po co się trudzić? Ocieramy się o społeczne grzeszenie przeciw Duchowi Świętemu. Tymczasem grzech to straszna rzeczywistość, niszcząca relację z Bogiem i z ludźmi. Zbawienie dokonało się przez krzyż i to naprawdę było zmaganie ze śmiercią i ze złem. Dopiero, jak wytłumaczymy sobie te kilka spraw, możemy mówić o odpustach. Inaczej budujemy w powietrzu.

A w dyskusji tramwajowej dorzucę Ojcu jeszcze czyściec – bo odpust mogę ofiarować za dusze w nim cierpiące – i uwagę, że czyśćca w Biblii nie znajduję.

Dlatego dziś nie forowałbym odpustów, ale stosował pedagogikę duszpasterską: ludzie są na różnych odcinkach drogi wiary, zależnie od tego mogę mówić o odpustach, nawet zachęcać do nich – albo pracować nad fundamentami.

Ale odpusty pozwalają dobrze wejść np. w niezbyt popularną tematykę świętych obcowania. Może 1 listopada wyjaśniać katolikom, że możemy zdobyć odpust i ofiarować go za bliskiego zmarłego?

Akurat na Wszystkich Świętych ludzi jest w kościele mniej: „skoro idę na cmentarz, to po co jeszcze do kościoła?”. W praktyce często jest tak, że faktycznie podaje się wówczas wskazówki do uzyskania odpustu. Warto wtedy pokazać, że w odpustach nie zawsze człowiek sam dla siebie jest centrum, może zrobić coś w intencji zmarłych.

Ale tu rozbijamy się o aspekt ofiary i wstawiennictwa. Młodzi ludzie dziś nie mają już potrzeby zamawiania Mszy za zmarłych, wstawiania się za nimi, wypraszania im łaski – to mało kogo interesuje. Rozumienie świętych obcowania zanika. A że ktoś może cierpieć w oczekiwaniu na zbawienie? Wielu ludzi od księdza domaga się tylko potwierdzenia, że zmarły jest w niebie. Niejednemu nie przychodzi do głowy, że wieczny los jego 93-letniego dziadka wcale nie jest oczywisty.

A do skarbca możemy się dostać inaczej, niż wstukując szyfr, jakim są odpusty?

Odpusty są skonkretyzowanym sposobem korzystania z tego skarbca. Ale nie jedynym. Klasyczną drogą jest modlitwa, post i jałmużna, przy których nie trzeba myśleć, że spełnia się jakieś warunki – przez łączność z Chrystusem te czyny i tak mają wartość zbawczą.

I skarbiec nie może zostać pusty?

Nie. Wierzę, że miłość Boga jest nieskończona, moc zbawienia Chrystusa jest kosmiczna, obejmuje wszechświat. Wyobrażenie, że wyczerpiemy ten skarbiec przez przyrost demograficzny, może tylko bawić.

Mówi się, że chrześcijanin odmawiając wieczorem Ojcze Nasz, rano powinien się budzić, nie mając żalu do nikogo. Jak dziś rozumiemy odpuszczanie win – kiedy sami mamy je komuś odpuścić, i kiedy to my tego potrzebujemy, np. klękając w konfesjonale?

Ludzie skrzywdzeni czasem chcą, a nie mogą przebaczyć. Bo chcą się budzić bez pamięci o doznanej krzywdzie. To idealizm. Wysiłek przebaczenia polega na tym, że mimo emocji, mimo strachu przed kolejną raną, wybaczam i przyjmuję te konsekwencje psychologiczne. Przebaczenie nie kasuje złych emocji, bo zazwyczaj emocje nie nadążają za wolą. W związku z tym pojawiają się ludzie, którzy chcą i modlą się o przebaczenie winowajcy. Na drugim biegunie są tacy, którzy spowiadają się, że np. temu Tuskowi/Kaczyńskiemu nie przebaczę. W konfesjonale dociera do nich, że powinni kochać tych wstrętnych polityków, a nie potrafią. Są tacy, którzy wręcz złorzeczą w konfesjonale: tych drani, co mi zabrali spadek, nie powinno być na świecie, człowieka, który się ożenił z moją córką, nienawidzę. Ktoś ma poczucie bycia dobrym chrześcijaninem, praktykuje, ale zięcia nienawidzi – i nie widzi sprzeczności.

A prośba o przebaczenie? Są tacy, którzy grzeszą przeciw Duchowi Świętemu tym, że myślą, że ich grzechy są większe niż Boże miłosierdzie, że im Bóg na pewno nie wybaczy. Czasem żyją w strachu przed potępieniem. Albo spowiadają się wciąż z jednego grzechu, mimo jego odpuszczenia, bo sami sobie nie mogą wybaczyć. Kobieta, która 30 lat temu poddała dziecko aborcji, w spowiedziach wciąż do tego wraca. Na drugim krańcu są tacy, którzy przychodzą do konfesjonału np. po podpis. Ksiądz powinien być zadowolony, a Pan Bóg nie ma się co czepiać. Jak wymieniają grzech, to taki, który ktoś im podpowiedział, bo sami nic z tego nie rozumieją. Długo rozmawiałem z człowiekiem, który kogoś pobił, ale nie widział problemu, „bo mu się należało” – bez powodu, owszem, ale skoro „się należało”?

 

«« | « | 1 | 2 | 3 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...