Celem feminizmu nie jest feminizm

Znak 9/2011 Znak 9/2011

Według najprostszej słownikowej definicji feminizm to ruch na rzecz prawnego i społecznego równouprawnienia kobiet. Często jednak panie biorące udział w medialnych debatach poświęconych dyskryminacji na rynku pracy, dostępności żłobków i przedszkoli czy możliwości walki z przemocą domową, mimo że opowiadają się za rozwiązaniami prokobiecymi, czują się w obowiązku zaznaczyć: „nie jestem feministką”

 

Dzisiaj lista inicjatyw społecznych i politycznych, w które angażują się kobiety na rzecz kobiet, jest już bardzo długa. Są wśród aktywistek przedsiębiorcze młode mamy walczące o chodniki przejezdne dla wózków lub zakładające przyjazne małym dzieciom kafejki i restauracje dla świeżo upieczonych rodziców. Są dojrzałe kobiety organizujące się w miejscach pracy, żeby zawalczyć o większy szacunek i godniejsze płace – przykładem mogą być kasjerki ze znanej sieci supermarketów. Są matki uczniów, które tworzą stowarzyszenia rodziców wywierające naciski na polityków w sprawach dotyczących szkół i bezpieczeństwa dzieci. I mimo że tego rodzaju akcje są odpowiedzią na bezpośrednie problemy otaczające kobiety, prawdopodobnie feminizm akademicki, mniej lub bardziej wprost, mógł wspomniane panie popchnąć do działania.

Można zaryzykować stwierdzenie, że to, co pierwotnie było słabością ruchu feministycznego w Polsce postkomunistycznej, po latach staje się jego siłą. Zapożyczony ze społeczeństw z długą tradycją kapitalizmu i demokracji dopiero z pewnym opóźnieniem mógł nabrać właściwego znaczenia. Zaangażowanie kobiet w życie publiczne, polityczne i społeczne zyskuje dziś nową wartość jako przymiot dobrego obywatela.

Zarodek niezgody

Cały czas jednak pewną zagadką pozostaje odpowiedź na pytanie, dlaczego z ust aktywnych kobiet tak często można usłyszeć, że nie identyfikują się z ruchem feministycznym. Pewnym tropem może być tu fragment artykułu siostry Barbary Chyrowicz Więcej zrozumienia opublikowanego w „Znaku” sześć lat temu (nr 599). Pisze ona: „Nie mam gotowej recepty na to, jak (...) partnerstwo w Kościele realizować, nie mam jednak równocześnie wątpliwości, że jest ono możliwe tylko wtedy, kiedy (...) feminizm w Kościele nie będzie miał charakteru odwetu za lata, w których nakazywano w nim kobiecie milczeć”.

Rozumienie feminizmu jako odwetu – czy to w ramach Kościoła, czy społeczeństwa w ogóle – jest bardzo powszechne. Po pierwsze, dlatego że rzeczywiście ruch ten powstawał ze sprzeciwu wobec określonej formacji kulturowej. Po drugie, potwierdzają to określenia, jakich używa się, mówiąc o feministkach: walczące, wojujące, agresywne.

Tymczasem walczące o swoje prawa kobiety, które jednocześnie od feminizmu się odżegnują, najczęściej reprezentują podejście tradycyjne, prorodzinne i mało zbuntowane. Jeśli przyjrzymy się inicjatywom i debatom, w które się angażują, będą one bardzo często dotyczyły rodzicielstwa – zapisów prawa pracy dotyczących matek, opieki nad dzieckiem, szkolnictwa.

Istnieje więc znaczna rozbieżność poglądów. Podczas gdy feministki chciałyby kobietę uwolnić od tradycyjnej roli żony i matki, Polki, rozwijając swoją aktywność społeczną, kierują ją na działania mające ułatwiać im odgrywanie takich ról. Najwyraźniej ten rozdźwięk widać w kwestii prawa do aborcji. Feministki zastrzegają, że nie są za aborcją, że nikt za nią nie jest, ale należy popierać prawo do niej, które powinno być prawem pustym, prawem, z którego nie trzeba będzie nigdy korzystać. Wiele Polek nawet z tak wyrażonym przyzwoleniem na aborcję się nie zgadza.

Badania pokazują, że w porównaniu z latami dziewięćdziesiątymi XX wieku Polacy w coraz mniejszym stopniu popierają prawo do aborcji. Statystyki CBOS-u z 2010 roku pokazują, że tylko 15 procent pytanych zdecydowanie zgadza się, żeby kobieta miała prawo do aborcji w pierwszych tygodniach ciąży, jeśli tak zdecyduje. W 1997 roku twierdząco odpowiedziało na to pytanie 35 procent ankietowanych. Z innych badań, publikowanych przez Pentor w 1999 roku, wynika, że ustawę antyaborcyjną za przejaw dyskryminacji uznaje 31 procent mężczyzn i 48 procent kobiet. W roku 2006, kiedy CBOS pytał o przykłady dyskryminacji kobiet, nikt już o ustawie nie wspomniał.

Spełniony sen feministki?

W lutym 2011 roku Jan Pospieszalski zaprosił do swojego studia cztery kobiety, żeby porozmawiać z nimi o nowo uchwalonej ustawie „żłobkowej”. Po jednej stronie siedziały Agnieszka Kozłowska-Rajewicz i minister Jolanta Fedak przedstawiające zdobycze nowego prawa, które ma ułatwiać młodym mamom powrót na rynek pracy. Po drugiej stronie były Karolina Elbanowska i Joanna Potocka, które opowiadały się za tym, żeby parlamentarzyści zastanawiali się raczej, w jaki sposób pomagać rodzinom utrzymać się z jednej pensji, kiedy matka zostaje w domu z dziećmi. Mimo że panie miały zupełnie różne wizje, z obu stron można było usłyszeć, że przecież chodzi o to, żeby kobieta mogła wybierać, czy chce wrócić do pracy czy woli zostać z dzieckiem. Czy nie o to właśnie chodziło feministkom?

Bartłomiej Dobroczyński powiedział kiedyś podczas jednego z wykładów, że celem chrześcijaństwa nie jest chrześcijaństwo. Jeśli podobnie jest z feminizmem, to jego celem nie jest sam feminizm, ale dobro kobiet. To dobro oczywiście nie spada cudownie z nieba. Pierwszym i najważniejszym krokiem do jego osiągnięcia jest przekonanie kobiet, że ich życie jest w ich rękach. A kobiety w Polsce już o tym chyba wiedzą.

MARZENA ZDANOWSKA – anglistka, członek redakcji miesięcznika „Znak”


 

«« | « | 1 | 2 | » | »»

TAGI| FEMINIZM

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...