Kupowanie czasu na kredyt

Niedziela 38/2011 Niedziela 38/2011

O gospodarce realnej zamiast spekulacji, liberalnej ułudzie i potrzebie rozwijania polskiego przemysłu oraz o różnicy pomiędzy wesołkowatością a odpowiedzialnym optymizmem z Pawłem Szałamachą rozmawia Wiesława Lewandowska

 

– PiS się nie wstydzi? Co to znaczy?

– To znaczy, że w przeciwieństwie do PO bardzo zależy nam np. na rozwijaniu polskiego przemysłu.

– Partii rządzącej nie zależy?

– Najwidoczniej nie. Dowodzi tego choćby los sektora stoczniowego, który został zamknięty za rządów PO… Jeżeli zakłada się, że gospodarka ma być oparta jedynie na jakichś wyimaginowanych usługach finansowych albo jeżeli się wierzy w to, o czym przekonywał minister skarbu, że kapitał nie ma narodowości, to tak naprawdę nie ma znaczenia, czy te firmy i stocznie są w Polsce, czy gdzie indziej, bo przecież zawsze ktoś wyprodukuje te statki i światowa gospodarka jako całość nie straci… A my martwimy się właśnie o to, czy u nas ostaną się te realne zasoby przemysłowe, czy polskie politechniki będą kształciły inżynierów, czy młodzież będzie uczyła się w technikach tradycyjnych zawodów, czy też przejdziemy do świata, którym zachłysnęło się PO, a który na naszych oczach właśnie pęka niczym bańka mydlana…

– PO proponuje przecież piękny i kolorowy świat i tym właśnie kusi młodzież, a nie technikami i pracą w fabrykach!

– To prawda, ale ta młodzież chyba nie do końca zdaje sobie sprawę z tego, że to ma być świat, w którym będziemy sobie nawzajem sprzedawali wyłącznie jakieś usługi doradztwa finansowego albo polisy ubezpieczeniowe… To jest liberalna ułuda i zachłyśnięcie się należącym już do przeszłości światem gospodarki początku lat 90., kiedy to zniesiono wszelkie bariery dla kapitału. Wtedy te bodźce zadziałały, nastąpił pewien wzrost gospodarczy, ale teraz ten model już się wyczerpuje, dochodzi do swego kresu. Dlatego PiS w swym programie wyraźnie podkreśla właśnie wagę przemysłów. Na szczęście nie wszystko zostało zamknięte – mamy jeszcze przemysł chemiczny, rolno-spożywczy, przemysł środków transportu, materiałów budowlanych. Te gałęzie powinny być w Polsce rozwijane.

– Powinny?

– Tak, wzmacniane i rozwijane. Konieczne są znane z innych krajów korzystne rozwiązania podatkowe, stymulujące tego typu działalność.

– Na przykład jakie?

– Postulujemy np. jednorazowe natychmiastowe dokonanie odpisu wydatków inwestycyjnych ponoszonych przez firmy i obniżenia tym samym podstawy opodatkowania. W ten sposób zostaną osiągnięte dwa podstawowe cele: po pierwsze zdolność polskiej gospodarki do wytwarzania nowych technologii, a po drugie – stymulowanie inwestycji. Wtedy będzie można mówić o prawdziwej modernizacji kraju.

– Od dawna mówi się o niej wiele…

– Tak, tyle że jest to ciągle modernizacja imitowana, z importu… Jest ona raczej ubocznym i dość przypadkowym efektem ogólnych decyzji korporacji ponadnarodowych czy też polityk unijnych, które promują pewne rozwiązania. Nam chodzi o modernizację wynikającą z zasady dbałości o krajowy interes gospodarczy.

– Uważa Pan, że ten krajowy interes gospodarczy jest obecnie lekceważony?

– Tak. Podam tylko jeden z  wielu przykładów: w 2008 r., kiedy Francja forsowała pakiet energetyczny, premier Tusk zgodził się na rozwiązania, które dla polskiego przemysłu oznaczają wzrost cen energii elektrycznej w momencie wdrażania tego pakietu, czyli w 2013 r. o 30-35 proc. Oznacza to, że bardzo wiele gałęzi polskiego przemysłu utraci konkurencyjność. Dotyczy to zwłaszcza przemysłu drzewno-papierniczego, stalowego, budowlanego, przetwórstwa i wielu innych. Jak dotąd te nasze zasoby przemysłowe jeszcze istnieją i jakoś działają, ale w konfrontacji z takimi ciężarami mogą sobie nie poradzić i nastąpi wyprowadzanie się firm do krajów sąsiednich, na Ukrainę…

– Wiele zależeć będzie od pozycji Polski w UE. Na razie wiele uciechy mamy z prezydencji, ale czy realne jest, Pana zdaniem, zapewnienie konkurencyjności polskiej gospodarce, gdy najsilniejsze kraje coraz bezwzględniej pilnują swoich interesów?

– Na pewno nie będzie łatwo. Opatrznościowo, mimo radosnej zapowiedzi premiera Tuska w 2008 r., Polska nie przyjęła euro w 2011. PiS od początku mówił o nierealności tego projektu i przede wszystkim podkreślał jego nieopłacalność dla Polski. Dzięki temu, że nie znaleźliśmy się w strefie euro, dziś nie są czynione na nas naciski, ażeby wydawać pieniądze na pokrywanie długów innych krajów. A po drugie – nasz eksport jest nadal w miarę konkurencyjny, kurs waluty nie zabija możliwości eksportowych.

– W programie PiS czytamy: „Polska potrzebuje swoistej rewolucji budżetowej”. To brzmi groźnie.

– Ale groźne nie jest, choć rzeczywiście jest to zadanie wymagające silnej determinacji. W Polsce mamy teraz system podatkowy z wielkimi dziurami, tworzonymi przez to, że duże pieniądze są w Polsce objęte parasolem ochronnym. Nie może być tak, że sektor bankowy osiąga połowę wszystkich przychodów w gospodarce, a płaci jedynie co szóstą złotówkę podatku dochodowego. Uważamy, że należy ustanowić równe zasady gry dla różnych sektorów gospodarki, także dla sektora wytwórczego, przemysłowego. A poza tym wychodzimy z założenia, że ciężary podatkowe powinny być sprawiedliwie rozłożone.

 

«« | « | 1 | 2 | 3 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...