Obywatele idą po władzę

Znak 10/2011 Znak 10/2011

Zarówno w Polsce jak i na świecie wyborcy są coraz bardziej rozczarowani elitami politycznymi. Jednak wciąż nie widać zadowalającej alternatywy dla demokracji reprezentacyjnej. Czy receptą na kryzys elit mogą być partie obywateli?

 

Dlaczego nie udaje się w Polsce?

Jak rysują się perspektywy dla partii obywateli w polskim Sejmie? Przede wszystkim problemem jest nie tyle brak ruchu tego typu, ile brak skuteczności – żaden nie jest w stanie przekroczyć progu wyborczego. Do ewidencji partii politycznych wpisanych jest siedemdziesiąt dziewięć, z czego większość to obywatelskie inicjatywy. Jedną z najbardziej znanych w ostatnim czasie jest Ruch Poparcia Palikota – choć utworzony przez polityka z establishmentu, to jednak początkowo oparty był na spontanicznych, oddolnych inicjatywach i miał formę stowarzyszenia. Z czasem przekształcił się w partię o socjalliberalnych i antyklerykalnych hasłach. Najwidoczniej ze względu na ambiwalentny stosunek wyborców do lidera, na hasła, które w Polsce nie będą przyciągać raczej zbyt wielu zwolenników oraz doniesienia medialne, które skoncentrowały się na problemach związanych z rejestracją, Ruch Poparcia Palikota nie wejdzie do polskiego parlamentu, co na razie potwierdzają wyborcze sondaże.

Wygląda na to, że w Polsce pomimo wysokiego niezadowolenia z jakości elit politycznych, nie mamy jeszcze do czynienia z poważnym kryzysem politycznym i gospodarczym, jaki na przykład miał miejsce na Węgrzech. Kontrowersje wokół reformy OFE, która wywołała niezadowolenie części społeczeństwa, nie można w żaden sposób porównać do skandalu, jaki wybuchł we wrześniu 2006 roku po ujawnieniu nagrania wypowiedzi premiera Ferenca Gyurcsány’a z zamkniętego spotkania Węgierskiej Partii Socjalistycznej. Kto zresztą w naszym kraju dysponuje charyzmą mogącą zmobilizować miliony? Można jedynie spekulować, czy Leszek Balcerowicz zdołałby wrócić do wielkiej polityki, gdyby postanowił w najgorętszym momencie debaty o reformie emerytalnej, założyć partię polityczną. Jednak popularność, o czym boleśnie przekonał się kiedyś Jacek Kuroń, nie gwarantuje sukcesu w wyborach. Nie bez znaczenia wydaje się też to, że w Polsce głosujemy najczęściej nie „za” a raczej „przeciwko” konkretnym partiom. Strach przed objęciem władzy przez nielubianą partię zniechęca wielu wyborców przed poparciem „niepewnych” przedsięwzięć. Również system finansowania partii z budżetu państwa w dużym stopniu sprawia, że na naszej scenie politycznej niewiele się zmienia. Chociaż jak pamiętamy, Samoobrona zdołała pokonać tę trudność kilka lat temu.

Czy powstanie i wejście partii obywateli do parlamentu jest zawsze zjawiskiem pozytywnym? Na pierwszy rzut oka, wydaje się, że na takie inicjatywy należy patrzeć przychylnie jako sposób na odświeżenie klimatu politycznego, aktywizację obywateli czy szansę na nowe tematy oraz na przybliżenie polityki zwykłym ludziom. Z drugiej strony, istnieje szereg negatywnych zjawisk związanych z partiami obywateli.

Po pierwsze, największym wyzwaniem przed jakim stoi każdy ruch społeczny, który przekształca się w partię polityczną, jest konieczność dostosowania wartości, którymi się kieruje i głoszonych postulatów do realiów polityki. Wraz z instytucjonalizacją w partii znajdzie się coraz więcej polityków nastawionych na karierę, zaś rozczarowani brakiem łatwych i szybkich sukcesów idealiści mogą zacząć opuszczać szeregi partyjne. Z czasem koniecznym stanie się kompromis, pozyskanie stałych źródeł finansowania i zbudowanie zaplecza administracyjnego – słowem przyjęcia wszystkich reguł działania. Od tego czy ruch zdoła zakorzenić się w systemie zależy, czy będzie potrafił znaleźć złoty środek między działaniem obywatelskim a partią polityczną. Wyborcy mogą się zniechęcić zarówno idealistami-amatorami jak i kolejnymi aparatczykami. Przykładem ruchu, który wszedł na stałe do polityki są niemieccy Zieloni. Zachowali swoje postulaty, natomiast wzbogacili ofertę programową, tak by stworzyć spójną propozycję ideologiczną a zarazem móc powalczyć o umiarkowanych wyborców. Zieloni w Niemczech są wyjątkiem. Najczęściej oddolne inicjatywy polityczne albo dzielą los polskiej Samoobrony, klasycznego przykładu partii klientelistycznej, albo wnoszą do polityki hasła populistyczne, co widać najlepiej na przykładzie europejskiej skrajnej prawicy.

Po drugie, nie zawsze jasne są cele i motywacje stojące za działaniami takich ugrupowań, szczególnie w momencie, gdy trzeba zrezygnować z formuły ruchu obywatelskiego i stać się partią polityczną. Najlepszym tego przykładem są czeskie Sprawy Publiczne. W kwietniu tego roku media odkryły, że koalicyjna VV to „polityczny projekt prywatnej firmy ochroniarskiej ABL, który miał jej pomóc w zdobywaniu zamówień publicznych”. Kontrowersje podobnej natury miały miejsce w przypadku finansowania Samoobrony, którą interesowała się polska prokuratura.

W Polsce bez zmian

W polskim parlamencie partie obywateli są wciąż nieobecne, ale nie jest to bynajmniej powód do niepokoju. Można uznać, że po prostu nie ma takiej potrzeby. Polski system polityczny i partyjny, choć rzadko jest adresatem pochwał, nie jest jeszcze tak „zabetonowany” jak choćby węgierski, oparty na klientelizmie jak niegdyś austriacki, a obywatele tak skłonni do protestów jak Amerykanie bądź Grecy. Z dużą dozą pewności można stwierdzić, że nawet jeśli czeka nas wielki wstrząs wywołany oporem wobec największych partii, to będzie miał on charakter odgórny. W ten sposób powstały zarówno Prawo i Sprawiedliwość jak i Platforma Obywatelska. Oczywiście, w polityce nic nie jest pewne, jednak brak na horyzoncie charyzmatycznego lidera; sprawy, wokół której można by zmobilizować wyborców; pamięć o „wyczynach” Samoobrony oraz sprawne zagospodarowanie przez obecnie istniejące partie niemal całego spektrum politycznego, pozwalają sądzić, że szanse na oddolną inicjatywę polityczną, która może liczyć na wejście do parlamentu, są minimalne. Nadziei na polepszenie jakości demokracji w Polsce trzeba szukać gdzie indziej.

 

PAWEŁ SŁOŃ, student politologii Uniwersytetu Jagiellońskiego. Współpracuje z „Monitorem Polskiej Prezydencji”, stażysta w Centrum Strategii Europejskiej demosEUROPA. Podróżnik, basista, autor komiksów



[1] W Ameryce od 1873 roku pejoratywnym mianem pork barell określa się przedsięwzięcia polityczne kosztowne dla budżetu, ale zaskarbiające sympatię wyborców.


 

«« | « | 1 | 2 | 3 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...