Świadectwo dokumentalisty pontyfikatu Jana Pawła II

Niedziela 42/2011 Niedziela 42/2011

Nie, nie brakuje mi Ojca Świętego, bo on nas nie zostawił. Zawsze czuję go za moimi plecami, a w uszach dźwięczy mi jego głos: „Arturo, Arturo...”. To tak jak mówi Ojciec Święty Benedykt XVI: on spogląda z okna domu Ojca Niebieskiego, obserwuje wszystko, co robimy, i zawsze jest do naszej dyspozycji. Po prostu tak odczuwam Jana Pawła II w swoim sercu.

 

Bardzo wymowny był moment z wizyty Jana Pawła II w Wadowicach, kiedy Ojciec Święty stał przy chrzcielnicy w swoim kościele, także w swoim domu, kiedy odwiedzał miejsca młodości i wspominał radośnie, jak był uczniem, kiedy poszedł do sklepu z kremówkami. W sposób sobie właściwy opowiadał swoją młodość.

Pięknie było także w Krakowie. Zawsze chętnie wspominam Kraków, zwłaszcza kiedy Ojciec Święty w pałacu biskupim podchodził do okna i dialogował z młodzieżą: „Idźcie już do domu, bo jest późno, zobaczymy się jutro”... Tak, to sytuacje, które chyba najbardziej pamiętam. Ludzie nie mogą zapomnieć jego nauczania. Musicie pamiętać o tym, co zrobił dla swojej ziemi, dla polskiego ludu. Jako papież nigdy nie zapomniał o swojej ojczyźnie, o swoim pochodzeniu, o swoim narodzie. Dzięki trudnym narodowym doświadczeniom dobrze rozumiał też innych – np. będąc w Ameryce Łacińskiej, w Meksyku, kiedy mówił o obronie praw człowieka, o wolności, o pokoju.

Pamiętam jeszcze momenty, kiedy rozmawiałem z kard. Wojtyłą podczas Soboru Watykańskiego II, a potem mogłem zobaczyć naocznie, jak wygląda polska rzeczywistość. Dzisiaj jesteśmy w 2011 r. i dzięki Janowi Pawłowi II możemy mówić: pokój, wolność. Wiecie, co to znaczy. W 1979 r. zastałem w Polsce co innego, a dzisiaj chodzę normalnie ulicą, widzę piękne sklepy, podobne do rzymskich. Pamiętam jeszcze słynny samochód „polonez”, a teraz wożą mnie tutaj bmw, mercedesem, ferrari... To także okoliczność, by pomyśleć o tym świętym człowieku, by go nie zapomnieć.

– Historia pontyfikatu Jana Pawła II to również niezwykły rozdział historii życia kard. Stanisława Dziwisza. Pan go znał jeszcze jako bardzo młodego księdza, kapelana Jana Pawła II...

– Tak, poznaliśmy się 27 lat temu. Trzeba było widzieć, z jakim oddaniem i ofiarnością służył Ojcu Świętemu przez cały czas jego pontyfikatu! Nie znałem innego takiego człowieka, który by wypełniał swoją misję z taką wiernością. Mówię tu o misji dlatego, że praca ks. Stanisława nie była zwyczajną pracą. Czynił ją również jak syn, najlepiej jak potrafił. Jeśli znamy program ogólny dnia Ojca Świętego, to wiemy, że o 6.30 już był w kaplicy, potem była Msza św., goście, audiencje. Musimy pamiętać, że Ojciec Święty nigdy nie chciał stracić ani jednej minuty. Toteż zawsze na śniadaniu, obiedzie czy kolacji miał gości – prezydentów, przewodniczących państw, ambasadorów, przewodniczących dykasterii watykańskich itd. Mówił, że nie ma czasu na to, by tracić czas. Te słowa wypowiedział także w ostatnim tygodniu swojego życia, kiedy szedł do kliniki Gemelli. Gdy lekarze nie chcieli go wypuścić, powiedział: „Dość! Wracam do domu, bo nie mam czasu do stracenia”. Mówię tu także o godzinie przed śmiercią.

Tak więc przez 27 lat pontyfikatu Ojca Świętego dzień jego osobistego sekretarza kończył się bardzo późno wieczorem. Kiedy Jan Paweł II kończył dzień w kaplicy modlitwą, z tyłu, niejako za jego plecami, był ten niewysoki, pokorny ksiądz, w zwykłym ubraniu. Ks. Stanisław był obecny w kaplicy, zanim Ojciec Święty wszedł do niej i był w niej także potem, kiedy Papież zakończył swój dzień – on dalej pracował. Przygotowywał wcześnie rano cały dzień pracy Ojca Świętego, przygotowywał audiencje generalne, kontrolował wszystkie audiencje z głowami państw, z ambasadorami – musiał wszystko zorganizować. Przygotowywał również podróże zagraniczne Jana Pawła II oraz jego podróże wewnątrz kraju. Telefon ks. Stanisława dzwonił 24 godziny na dobę. Jestem świadkiem tego, że ks. Dziwisz nigdy nie zrezygnował z odbioru telefonu, jeśli tylko mógł porozmawiać, zapytać, pomóc. To była praca, o której niewiele wiemy, ona była jakby w ukryciu, w zaciszu papieskiego domu. Dziękuję, że mogłem o tym opowiedzieć, bo to rzecz, którą przez lata noszę w swoim sercu. Dziękuję ks. Stanisławowi za to wszystko, co uczynił dla Ojca Świętego.

Muszę też wspomnieć o pięciu siostrach – pięciu aniołach, które pomagały Ojcu Świętemu. Pracowały od świtu do później nocy, zawsze z różańcem w ręku, z modlitwą. Nigdy nie widziałem ich zdenerwowanych czy zniecierpliwionych. Zawsze miały uśmiech na twarzy i nie potrafię zrozumieć, jak to było możliwe. Prawdziwe anioły.

W otoczeniu Jana Pawła II był jeszcze ks. Mieczysław Mokrzycki, dzisiejszy arcybiskup Lwowa – „mały Miecio”, jak nazywał go Ojciec Święty. On też czynił wielką pracę...


 

«« | « | 1 | 2 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...