Żeby prawda naprawdę była prawdą

Więź 10/2011 Więź 10/2011

Rzadko się zdarza redaktorom, by cytowano i komentowano ich słowa ze wstępniaków. Mnie się to szczęście właśnie przydarzyło. W lipcowej WIĘZI, w editorialu, wyjaśniałem koncepcję bloku materiałów pod wspólnym tytułem Jaki plon „Złotych żniw”. Ten krótki wywód przykuł uwagę polemistów, i to dużej klasy ekspertów.

 

W rozmowie ze mną Adam Michnik przyznał, że trudno mu publicznie mówić o różnicach, jakie występują między nim a Grossem – nie tylko dlatego, że są przyjaciółmi. Michnik nie jest jedyną osobą, która ma podobny problem, lecz on w końcu zdecydował się o tych różnicach opowiedzieć[4]. Od części osób zapraszanych do redakcyjnej ankiety Jakie żniwa? otrzymywaliśmy natomiast odpowiedzi odmowne z charakterystycznym uzasadnieniem. Cytuję jedno z nich: „Mam do książek Grossa stosunek ambiwalentny, ale od Sąsiadów nie napisałem ani słowa, bo uważałem zarazem, że jego eseje odgrywają bardzo ważną rolę. Muszę pewien czas jeszcze dojrzewać, aby coś napisać”. Ktoś inny wyraził to prościej: „nie chcę być z Jerzym Robertem Nowakiem przeciwko Grossowi”.

Takie odpowiedzi trzeba oczywiście szanować, ale ich obecność – i to w ustach wybitnych intelektualistów, niebojących się kiedy indziej wypowiadania prawd niepopularnych – świadczy, że debata wokół Złotych żniw nie była w pełni rzetelna. Pewne osoby nie zabierały w niej głosu z obawy, aby ich krytyczne uwagi wobec książki nie zostały wykorzystane przeciwko autorowi, a także im samym. Nie takie sytuacje zapewne miała na myśli Barbara Engelking, stawiając tezę, że zbyt często w grę wchodzi „raczej psychologia i polityka, a nie prawda“ – ale fakty te potwierdzają obserwację szefowej Centrum Badań nad Zagładą Żydów. 

Prawda bez prowokacji

Sam autor Strachu sytuacji nie ułatwia, gdyż uczestnicząc w polemikach, nie podejmuje wątków dla siebie mniej wygodnych. Wybiera sobie polemistów, którym odpowiada, a innych przemilcza. Tak się zazwyczaj składa, że przemilcza tych, z którymi byłoby mu trudniej się zmierzyć.

Również odpowiedź prof. Grossa opublikowana w poprzednim numerze WIĘZI[5] potwierdza powyższe uwagi. Tekst ten miał być odpowiedzią na publikacje w lipcowym numerze naszego pisma. Gross postanowił jednak – nie wiedzieć czemu – „odnieść się do zarzutów powtarzanych na przestrzeni ostatnich dziesięciu lat” pod jego adresem, a za jedyne „dwie w miarę rzeczowe polemiki” wokół swoich książek uznał spory z Tomaszem Strzemboszem i Tomaszem Szarotą. Dzięki tym zabiegom udało się mu przemilczeć choćby ciekawe komentarze, jakie wobec jego ostatniej książki wypowiedzieli na tych łamach autorzy niewątpliwie uznający winy Polaków wobec Żydów, ale (w różnej mierze) krytyczni wobec jego pisarstwa, jak m.in.: Władysław Bartoszewski, Adam Michnik, Bożena Szaynok, Paweł Machcewicz, Piotr M.A. Cywiński czy Sebastian Duda. Czyżby to nie były rzeczowe polemiki?

Zachęcam więc prof. Grossa: łamy WIĘZI nadal stoją otworem, naprawdę chcemy tu poważnie rozmawiać o bardzo ważnych sprawach. Chodzi nam bowiem nie o co innego niż – jak sformułował to Adam Michnik – „żeby prawda naprawdę była prawdą. To znaczy, żeby obejmowała i dobro, i zło, które się ludziom przydarza”[6].

Wybrana przez Jana Tomasza Grossa w ostatnich latach metoda publicystyki historycznej oparta jest na prowokacji i, jak trafnie to określił Stanisław Krajewski, terapii szokowej. Ma to swoje zalety – głównie skuteczność w przebiciu się z przesłaniem do szerokiej opinii publicznej. Ma jednak również wady. Posługując się tą metodą, jedną ręką przybliża się Polaków do prawdy o przeszłości, a drugą oddala. Zastosowane przejaskrawienia nie są przecież wiernym przedstawieniem rzeczywistości – lecz właśnie przejaskrawieniami. Wnioski zbyt daleko idące nie są wnioskami słusznymi – lecz właśnie zbyt daleko idącymi. Przesadzone uogólnienia nie są prawdziwe – lecz właśnie przesadzone.

Medium is the message. Przejaskrawienia nie mogą być wiarygodne, a świadoma prowokacja w oskarżeniu wywołuje przesadne reakcje obronne. Dlatego zdecydowanie wolę taki rodzaj opowieści o historii, w których nie będzie świadomej prowokacji, zaplanowanej przesady, krzywdzących uogólnień i zniekształcających przejaskrawień. Wolę dzieła nie oskarżycielskie, lecz sprawiedliwe. Śmiem twierdzić, że one są bardziej prawdziwe – przez to, że mniej jednostronne.

I wreszcie ostatnia sprawa. W swoim tekście J.T. Gross dementuje moje stwierdzenie, że punktem wyjścia Złotych żniw była jego polemika z tezą Władysława Bartoszewskiego, że dla uratowania jednego Żyda potrzeba było wysiłków co najmniej dziesięciorga Polaków. Zaskakuje mnie krótka pamięć profesora Princeton. Przecież ta jego myśl to autoryzowana wypowiedź z pierwszego artykułu w „Tygodniku Powszechnym”, który zapowiadał ukazanie się w Polsce Złotych żniw i rozpętał burzliwą dyskusję wokół książki wówczas jeszcze prawie całkowicie nieznanej. Czytamy w tekście Michała Olszewskiego:

– Do słynnego zdania Bartoszewskiego, że uratowanie jednego Żyda było możliwe dzięki dziesięciu Polakom, dodałbym kolejne: zamordowanie jednego Żyda nie byłoby możliwe bez współpracy wielu osób – mówi autor „Złotych żniw[7].

Zdanie to było potem wielokrotnie cytowane w dyskusjach wokół książki. Ani razu nie spotkałem się z dementi Jana Tomasza Grossa czy zarzutem, że Olszewski wymyślił sobie tę jego wypowiedź. Trudno więc nie uznać, że obecne dementi jest wypieraniem się własnych słów. Nie jest to zabieg podnoszący jakość debaty publicznej, zwłaszcza jeśli jej celem ma być odkrywanie pełnej prawdy. Nie tego należałoby oczekiwać od najpopularniejszego obecnie polskiego pisarza historycznego i autora pragnącego poruszać sumienia.



[4] Zob. O milimetr od antysemityzmu. Z A. Michnikiem rozmawia Z. Nosowski, WIĘŹ 2001 nr 7.
[5] J.T. Gross, Historia to nie księgowość, WIĘŹ 2011 nr 8/9.
[6] O milimetr od antysemityzmu, dz. cyt., s. 33.
[7] M. Olszewski, Na obrzeżach Zagłady, „Tygodnik Powszechny” 2011 nr 1.


 

«« | « | 1 | 2 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...