Strategia strachu i otwartości

Niedziela 43/2011 Niedziela 43/2011

O łamaniu konsensu aksjologicznego, ofensywie „partii przeciwników Pana Boga”, stronniczości mediów oraz o możliwości nowych propozycji dla Polski z dr. Tomaszem Żukowskim rozmawia Wiesława Lewandowska

 

– Teraz wszyscy się dziwimy, że zyskał tak łatwy posłuch w katolickim kraju. Potrafi Pan to wyjaśnić?

– Moim zdaniem, było to możliwe m.in. dlatego, że antyklerykalizmowi szeroko otworzono drzwi w mediach, także tych publicznych. Jako juror w konkursie muzycznym pojawił się w TVP człowiek propagujący (także i dziś) satanizm oraz niszczący Pismo Święte: Adam Darski „Nergal”. Co bardzo ważne, temu specyficznemu „otwarciu” nie przeciwstawili się prezes TVP i szef KRRiT, skądinąd znani działacze katoliccy. Myślę, że ten sygnał miał bardzo duże znaczenie. Ludzie niechętni Kościołowi dowiedzieli się od organizatorów publicznej debaty, że antyklerykalizm jest modny i się opłaca. Że rwanie Pisma Świętego to nie skandal i „obciach” ale działanie „trendy”, świadectwo „nowoczesności” i „otwartości”, część „artystycznej swobody” (co potwierdził wyrokiem sąd).

Tej nowej definicji „otwartości” i „tolerancji” broniła znacząca część środowisk intelektualnych. Ziomalem „Nergala” ogłosił się prezydencki minister i pomorski „baron” PO, Sławomir Nowak. Nawet niektórzy księża uznali, że pochylanie się nad satanistą jest słuszniejsze od biblijnego „tak-tak, nie-nie”.

– Czy wybory 2011 mogą przejść do historii jako nowy początek walki z Kościołem w Polsce?

– To możliwe, choć nie nieuchronne. Gdy Palikot uzna, że walka z Panem Bogiem się nie opłaca, może próbować zmienić swą polityczną strategię. Robił to już przecież wiele razy. Także media głównego nurtu nie będą lansować „twardego antyklerykalizmu”, gdy poczują, że tracą w związku z tym widzów i reklamodawców. To nie jest przecież pierwsza ofensywa „partii przeciwników Pana Boga”. Warto pamiętać, że te wcześniejsze się nie powiodły: ustawa o ochronie życia obowiązuje, mamy konkordat, formuje się nowoczesny, wypracowany w czasach Jana Pawła II, model obecności religii w życiu publicznym. Także i  tym razem wystarczy odrobina determinacji i odwagi większości Polaków, by aksjologiczne konsensy sprzed paru lat zostały nie tylko obronione, ale i odnowione, zrewitalizowane.

– Z Pana słów wynika, że wpływ mediów na tę kampanię był ogromny, a nawet decydujący! Jak Pan ocenia udział stacji telewizyjnych i prasy w tych wyborach?

– Z badań socjologów UW, opublikowanych przed paroma dniami przez Fundację Batorego, wynika, że media komercyjne, w szczególności TVN, były w swoich programach informacyjnych bardzo wyraźnie stronnicze, na korzyść partii rządzącej. W mniejszym stopniu dotyczyło to Polsatu. Programy informacyjne kanałów publicznych były najbardziej zbliżone do bezstronności. Nie badano jednak – dodam – programów publicystycznych. A tu było znacznie gorzej. Przypomnę choćby dalekie od bezstronności zachowania redaktorów Lisa i Gugały…

– Czy zbadano także i to, w jakim stopniu media mogą wpływać na decyzje podejmowane przez wyborców?

– Tak. Myślę, że rezultaty tych badań zostaną niedługo opublikowane. Dziś mogę przytoczyć wyniki sondażu OBOP przeprowadzonego w połowie września, a więc w połowie kampanii. TVP uznawana była wówczas przez większość opinii publicznej za bezstronną, Polsat – za raczej bezstronny (z odchyleniem sympatii ku rządowi), zaś TVN i TVN24 – za bardziej prorządowe niż bezstronne. O stronniczości TVN najczęściej mówili badani z wielkich miast, młodsi, lepiej wykształceni. Widać, że do świadomości społecznej powoli dociera przekonanie, że media, zwłaszcza komercyjne, nie są dziś rzetelnym arbitrem publicznej debaty, ale jej stroną. Że angażują się w politykę jako jej uczestnicy. Choćby poprzez wzmacnianie negatywnych emocji.

– Twierdzi Pan, że media wzmacniały poczucie strachu?

– Tak... Nakręcanie spirali strachu przez koalicję PO i jej medialnych sojuszników miało zatrzymać proces odpływu od Platformy ludzi wahających się. Smutne, że formacja mówiąca tyle o miłości, podkreślająca, że buduje Polskę, jednocześnie kreowała w ludziach uczucia niechęci dla politycznych przeciwników. Że na tym zbudowała swoją strategię wyborczą.

– Dlaczego PiS przegrywa szóste z kolei wybory?

– Zadam inne pytanie: Dlaczego od 2007 r., czyli od przejęcia rządów przez Platformę, Prawo i Sprawiedliwość – mimo potężnej ofensywy „anty-PiS-u” – nie traci swego społecznego zaplecza? Dlaczego medialne ofensywy nie są w stanie zniszczyć PiS-u, tak jak uczyniły to w parę tygodni z SLD Napieralskiego czy w paręnaście miesięcy z SLD Millera oraz Akcją Wyborczą Solidarność Krzaklewskiego?…

–... która szybko przestała istnieć. Dlaczego PiS przegrywając, wciąż trwa, mimo wszystko?...

– Moim zdaniem, dlatego, że jest to partia o dużej wewnętrznej sile, wzmacnianej przez trwałe tożsamości popierających ją Polaków. Ważnym wyzwaniem dla PiS-u jest jednak unikanie wewnętrznych sporów, wyraziste podtrzymywanie swej narracji z czasu kampanii: stanowczej, ale nie radykalnej oraz praca organiczna nad umacnianiem własnego eksperckiego zaplecza.

 – Czy PiS ma szansę na wygranie następnych wyborów?

– Tak. Zadecyduje o tym skuteczność PiS w roli opozycji, ale przede wszystkim skuteczność Donalda Tuska w rozwiązywaniu problemów stojących dziś przed Polską. Jeśli Tusk nie znajdzie recepty na to, jak reformować Polskę, nie zadłużając jej dalej, już niebawem Polacy będą wybierać pomiędzy dwoma propozycjami dla Polski: republikańskim, solidarnościowym programem PiS a propozycją nowej centrolewicy złożonej przez politycznych spadkobierców Donalda Tuska i przez Janusza Palikota.


 

«« | « | 1 | 2 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...