Król w podskokach, czyli o mentalności człowieka Wschodu

Danuta Piekarz

publikacja 05.11.2011 20:57

Człowiek Wschodu wyraża swoje odczucia „całym sobą” – całe jego ciało uzewnętrznia radość, smutek, modlitwę... Jakże bowiem można cieszyć się tylko sercem i uśmiechniętymi ustami, bez... tańca!

Głos Karmelu 42/6/2011 Głos Karmelu 42/6/2011

 

Lektura biografii bł. Marii od Jezusa Ukrzyżowanego okazuje się niekiedy trudna dla współczesnego czytelnika, przede wszystkim z racji nadzwyczajnych darów Bożych, które mogą nas wręcz niepokoić, „nie pasować” do naszego obrazu życia mistycznego, mogą wydawać się zbyt „widowiskowe”. A przecież łaska buduje na naturze... Bł. Maria nie pochodziła z chłodnej Skandynawii, ale była Arabką o gorącym temperamencie, więc także działanie Boże w niej było dostosowane do konkretnej osoby, tak aby jak najlepiej prowadzić ją drogami świętości.

Dlatego może warto zwrócić uwagę na choćby niektóre aspekty mentalności człowieka Wschodu; nie będziemy tu mówić co prawda o kulturze arabskiej, ale o mentalności „sąsiadów” – ludzi Biblii, aby te rozważania mogły też okazać się użyteczne w naszych spotkaniach ze słowem Bożym. Zresztą, zapewne duża część (a może zdecydowana większość) z tego, co tu powiemy, dotyczy również świata arabskiego.

Człowiek Wschodu wyraża swoje odczucia „całym sobą” – całe jego ciało uzewnętrznia radość, smutek, modlitwę... Jakże bowiem można cieszyć się tylko sercem i uśmiechniętymi ustami, bez... tańca! Wystarczy przypomnieć sobie reakcję kobiet izraelskich po przejściu przez Morze Czerwone: „Miriam prorokini, siostra Aarona, wzięła bębenek do ręki, a wszystkie kobiety szły za nią w pląsach i uderzały w bębenki. A Miriam intonowała im: «Śpiewajmy pieśń chwały na cześć Pana...»”. (Wj 15, 20n).

Rozumiemy reakcję Miriam i innych kobiet ocalonych przed Egipcjanami, ale czy ktoś z nas widział kiedyś podskakującego króla? Czyż pląsy i podskoki na oczach poddanych nie są ujmą dla królewskiego majestatu? Tak pomyślała nawet Mikal, żona Dawida, a jednak Dawid tańczył i podskakiwał, bo tak wielka była jego wdzięczność dla Boga i radość, że może sprowadzić Arkę Przymierza do swojego miasta. „Dawid wtedy tańczył z całym zapałem w obecności Pana, a był ubrany w lniany efod. Dawid wraz z całym domem izraelskim prowadził Arkę Pańską wśród radosnych okrzyków i grania na rogach. (...) Mikal, córka Saula, wyglądała przez okno i ujrzała króla Dawida, jak podskakiwał i tańczył przed Panem: wtedy wzgardziła nim w sercu” (2 Sm 6, 14–16).

Nawiasem mówiąc, istnieje kilka ciekawych analogii pomiędzy tą piękną sceną, której fragment przytoczyliśmy, a wydarzeniem, które będzie miało miejsce tysiąc lat później, gdy Maryja, nowa Arka Przymierza niosąca Boga pośród Jego ludu, przyjdzie do Elżbiety, a maleńki Jan podskoczy z radości w łonie swej matki, jak dawniej Dawid podskakiwał przed Arką.

Skoro mówimy o scenie nawiedzenia, przyznam, że czytałam z zaskoczeniem słowa pewnego komentatora, który przypuszcza, że Maryja, gdy śpiewała „Magnificat”, musiała przy tym tańczyć, bo trudno wyobrazić sobie kobietę Wschodu, która wyrażałaby tak wielką radość, nie angażując w to całej siebie.

Wielu z nas widziało zapewne Żydów, którzy podczas modlitwy wykonują charakterystyczne skłony: chodzi tu nie tylko o pokłon przed Bogiem, ale o to, by całe ciało uczestniczyło w uwielbieniu Stwórcy. Zresztą uczeni żydowscy wyliczyli, że należy spełniać 248 nakazów Prawa – czyli tyle, ile kości ma ludzkie ciało (przynajmniej według ówczesnego stanu wiedzy). Prawo obejmuje więc całego człowieka, w każdym wymiarze jego życia.

No właśnie, kości... nie budzą one w nas szczególnych skojarzeń symbolicznych, tymczasem dla człowieka Wschodu kojarzyły się one z tożsamością, z naturą danej osoby czy istoty. To dlatego Ewa zostaje stworzona z żebra Adama; my dziś niekiedy mówimy o tym z pobłażliwym uśmieszkiem, tymczasem myśl autora biblijnego była bardzo ważna: chciał on wskazać, że kobieta ma tę samą naturę, co mężczyzna. To dlatego na widok Ewy Adam wyśpiewuje tę pierwszą w dziejach pieśń miłosną: „Ta dopiero jest kością z moich kości...” (Rdz 2, 23). Taka pieśń zapewne nie ucieszyłaby zbytnio współczesnej kobiety Zachodu...

Człowiek Biblii przypisuje bowiem różnym narządom i częściom ciała inne znaczenie symboliczne od tych, do których jesteśmy przyzwyczajeni. Głównym ośrodkiem myślenia, decydowania, pragnienia nie jest głowa czy mózg, ale serce. Nasze przeciwstawienie serca (jako miejsca uczuć, często irracjonalnych) i rozumu byłoby więc niezrozumiałe w tej kulturze. Serce to jakby „punkt dowodzenia”, natomiast o myślach w głowie mówi się w Piśmie św. niezwykle rzadko, jedynie w kontekście powstawania wizji.

Skoro myśli się sercem, to czym się kocha? Może ktoś się zdziwi, ale miejscem najczulszych uczuć, zwłaszcza macierzyńskiej miłości, są... wnętrzności (kojarzące się z łonem matki). To dlatego gdy Bóg mówi o swojej miłości do ludu, wyraża to słowami: „Skłaniają się ku niemu moje wnętrzności”.

Nerki są siedzibą wrażliwości i najskrytszych uczuć, więc psalmista mówi o Bożej wszechwiedzy: „Ty bowiem utworzyłeś moje nerki” (Ps 139, 13) – zatem znasz nawet moje najskrytsze uczucia, a ponadto, stwarzając moje nerki, uzdolniłeś mnie do ich odczuwania.

Uszy kojarzą się nie tylko ze słuchaniem, ale często wyrażają symbolicznie ideę posłuszeństwa. „Nie chciałeś ofiary... lecz otwarłeś (dosł.: wydrążyłeś) mi uszy” – zatem posłuszeństwo jest cenniejsze w oczach Bożych niż krwawe ofiary ze zwierząt.

 

 

Stopy (albo raczej to, co jest pod stopami) kojarzą się z posiadaniem; mieć coś pod stopami to panować nad tym. To dlatego przekazanie komuś własnego sandała oznaczało przekazanie mu jakiegoś prawa czy majątku (por. Rt 4, 7n).

Uważano, że siedzibą życia jest krew (często widziano tragiczne skutki utraty krwi!), dlatego istniał zakaz spożywania mięsa z krwią; musiała ona wypłynąć z zabitego zwierzęcia.

Człowiek Wschodu lubi wyrażać gestami to, co my wolelibyśmy opowiedzieć słowami. Rozdziera szaty na znak oburzenia, brudzi sobie twarz popiołem na znak pokuty... Według naszych wyobrażeń Jezus powinien powiedzieć do niewidomego od urodzenia: „Teraz chcę cię uzdrowić!”. Tymczasem On miesza ślinę (uważaną za leczniczą) z ziemią i nakłada mu na oczy powstałe błoto. Komentarzem ukazującym wolę działającego jest gest! Jeszcze wyraźniej widzimy to w księgach prorockich, gdy prorocy ostrzegają naród za pomocą gestów szokujących dla otoczenia (gest ma tę przewagę nad słowem, że jest również widoczny, ale z kolei wymaga właściwego odczytania). Jeremiasz chodzi po Jerozolimie, nosząc jarzmo, Ozeasz poślubia grzeszną kobietę, by wskazać, że naród zdradza Boga, któremu obiecał wierność...

Niektóre gesty bohaterów biblijnych mogą być dla nas trudne do zrozumienia. Na przykład po wysłuchaniu mowy Boga Hiob kładzie rękę na ustach (Hi 40, 4), co oznaczało uznanie racji rozmówcy. Jezus każe uczniom strzepać pył z nóg, jeśli nie zostaną przyjęci w jakimś mieście (Mk 6, 11); oznacza to brak wszelkich relacji (nawet nie zabieramy wam waszego pyłu z drogi), a zarazem może wskazywać, że dane miasto staje się dla nich niemal ziemią pogańską, której nie należy wnosić na święty teren.

Gdy czytamy Pieśń nad Pieśniami, łatwo możemy zauważyć, że wschodnia poezja miłosna stosuje często inne porównania niż te, których my używamy. Ukochana osoba jest porównywana do piękna architektonicznego („szyja twoja jak wieża Dawida” [4, 4]; „Nos twój jak baszta Libanu” [7, 5]), naturalnego („głowa twoja wznosi się nad tobą jak Karmel” [7, 6]) czy też do miłych zapachów („gronem henny jest umiłowany mój” [1, 14]). Trzeba po prostu przyzwyczaić się do takich porównań, jakże różnych od naszej retoryki.

Podobnie jak my, również ludzie Wschodu często używają porównań zaczerpniętych ze świata roślin czy zwierząt, nie zawsze jednak skojarzenia są identyczne, ponadto sporą trudność dla polskiego czytelnika stanowi fakt, że choćby we wspomnianej Pieśni nad Pieśniami występują nazwy wielu roślin, które nam nie kojarzą się z niczym, gdyż są u nas nieznane, natomiast pierwsi odbiorcy świętych Ksiąg natychmiast kojarzyli je z ich wonnym zapachem, stąd oblubieńcy używają ich nazw, opisując się nawzajem – nard, kasja... Roślinami często występującymi w Piśmie św. są figowiec i winorośl, które mogą też być symbolami narodu wybranego (winnica Pana).

Wiele można by mówić o biblijnej symbolice zwierząt, ale poprzestańmy na kilku uwagach. Gdy na przykład dla nas symbolem głupoty jest osioł, w tekstach biblijnych jest nim też... struś. Zaobserwowano bowiem, że gdy struś musi na krótki czas zostawić jaja, które wysiaduje, zakopuje je w piasku, co uznano za przejaw niefrasobliwości. Tymczasem okazało się, że gorący piasek pustyni działa jak inkubator... zatem dziś nikt nie oskarżyłby strusia o bezmyślność i brak opieki nad potomstwem.

Zwierzęta, które mają rogi są symbolem siły, natomiast wieprze i węże są uważane za obrzydliwe i nieczyste. Również negatywne skojarzenia budzą inne zwierzęta nieczyste, a mianowicie psy, gdyż przywodziły na myśl głównie  błąkanie się po śmietnikach; jedynie w Księdze Tobiasza pies jest ukazany w sposób bliski naszej mentalności, jako towarzysz człowieka.

Te wszystkie przykłady, które może sprawiają wrażenie małego słowniczka, służą temu, by podkreślić, jak ostrożnie trzeba interpretować teksty powstałe w kulturze innej od naszej. Warto o tym pamiętać zwłaszcza wtedy, gdy oburzamy się, czytając w Psalmach gwałtowne złorzeczenia pod adresem wrogów psalmisty (np. Ps 63, 10–11). Człowiek Wschodu lubi wyrażać się w sposób przesadny, zwłaszcza gdy ogarniają go silne emocje; nie należy więc sądzić, że autor dosłownie pragnie straszliwej zagłady swoich przeciwników. Przesadne wypowiedzi możemy też znaleźć w opisach zwycięstw, z których dowiadujemy się, że zabito wszystkich mieszkańców danego miasta, gdy tymczasem w następnym rozdziale dowiemy się o losach tych, którzy ocaleli... Bowiem my, ludzie Zachodu, gdy używamy określeń ilościowych (zwłaszcza liczb), staramy się czynić to w sposób możliwie najbardziej precyzyjny; tymczasem dla człowieka Wschodu liczba może mieć charakter... ozdobny, symboliczny, niekoniecznie dosłowny.

Im lepiej więc znamy sposób myślenia starożytnych Izraelitów, tym głębiej możemy interpretować teksty biblijne. Bowiem żywe i wieczne słowo Boże, pragnąc być zrozumiałym dla człowieka, przyjęło konkretne realia kultury, w której zostało spisane, przyjęło także ograniczenia ludzkiego języka – jego gramatykę, wieloznaczność... A jednak przemawia przez wieki do ludzi wszystkich kultur. Podobnie też życie Małej Arabki, córki swoich czasów i swojej kultury, zachowuje niezwykłą świeżość i aktualność, ukazując moc łaski Tego, który „działa we wszystkich i przez wszystkich”.