Lekarstwo na chorujące człowieczeństwo

Rozmowa z o. Józefem Augustynem

publikacja 08.01.2012 20:51

Rozmowa z o. Józefem Augustynem, jezuitą, redaktorem naczelnym czasopisma „Życie duchowe”, profesorem Wyższej Szkoły Filozoficzno-Pedagogicznej Ignatianum w Krakowie, znanym rekolekcjonistą i kierownikiem duchowym.

Głos Karmelu 43/1/2012 Głos Karmelu 43/1/2012

 

Drogi Ojcze Józefie, w tym roku w „Głosie Karmelu” pochylamy się nad Modlitwą Pańską, która już od pierwszych swoich słów stawia nas wobec tajemnicy ojcostwa Boga.  Na ile dziś prawda o Bogu Ojcu jest obecna w naszej pobożności?

Modląc się, zwracamy się zwykle do Pana Boga w ogólności lub do Jezusa. Osoba Syna Bożego jest nam bliska przez tajemnicę Wcielenia. Rzadziej zwracamy się do Ducha Świętego, a jeszcze rzadziej do Boga Ojca. Modląc się, nie robimy na ogół dystynkcji między Osobami Trójcy Świętej. I nie jest to – w moim odczuciu – problem. Jezus mówi, że kto widzi Jego, widzi i Jego Ojca. A gdy zwracamy się do Ojca i Syna, modlimy się w Duchu Świętym. Bezpośrednie zwracanie się do poszczególnych Osób Trójcy to znak pewnej subtelności duchowej, która jest obecna np. w pismach mistyków. Dla nas ważne jest, by nasza modlitwa była szczerym i hojnym szukaniem więzi z Panem.

Trzeba nam nieustannie pamiętać, że pojęcie ojcostwa odnosimy do Boga w sensie analogicznym do relacji międzyludzkich. W Credo wyznajemy, że Ojciec „rodzi” Syna, ale nie rodzi Go przecież jak rodzi człowiek. Słowo „ojciec”, „ojcostwo” dla Boga i człowieka jest jedno, ale jego rozumienie jest radykalnie odmienne. I choć Chrystus jako Człowiek był „bratem” wszystkich ludzi, to jednak nigdy nie modlił się do swego Ojca z apostołami, używając zaimka: „nasz”. Jego synowska więź i więzi apostołów z Ojcem są radykalnie różne. Jezus mówi uczniom: gdy „wy” się modlicie, „wy” mówcie: „Ojcze nasz”.

U podstaw badań psychologicznych mających pokazać, w jaki sposób brak ojca w rodzinie wpływa u dzieci negatywnie na obraz Boga jako Ojca, jest fałszywa przesłanka pewnej identyczności ojcostwa ludzkiego i Boskiego. Najdoskonalszy ojciec rodziny nie odda nigdy w najmniejszym nawet stopniu tajemnicy Boga Ojca. Jego ojcostwo będzie tylko bladym „znakiem” ojcostwa Boga. Pozytywny obraz Boga Ojca może u dziecka ukształtować także matka, katecheta. Jezus mówi, że nawet kubek wody podany spragnionemu objawia dobroć Boga Ojca.

Czy – zdaniem Ojca – mamy dzisiaj rzeczywiście do czynienia z kryzysem ojcostwa?

Za dużo – w moim odczuciu – mówimy o kryzysie ojcostwa i męskości. Winniśmy więcej mówić o kryzysie wzajemnych relacji kobiet i mężczyzn. To jest problem. Są one bowiem dzisiaj naznaczone rywalizacją, podejrzliwością, walką, napięciem. Widać to w mediach, polityce, biznesie, a nawet w Kościele. Stawiany problem święceń kapłańskich dla kobiet nie jest przecież wynikiem rozeznania teologicznego, ale ulegania pewnej modzie na „promocję” kobiety w Kościele.

Cywilizacja, która wyrzeka się Boga jako Ojca, spowodowała swoiste „uprzemysłowienie” relacji kobiet i mężczyzn. Stały się one towarem na sprzedaż, który przynosi krocie: pornografia, antykoncepcja, portale randkowe, usługi towarzyskie itp.

Wielkim grzechem zachodniej cywilizacji jest też oddzielenie seksualności od małżeństwa i rodzicielstwa. Niszczenie ludzkiej płodności (antykoncepcja, aborcja) oraz leczenie bezpłodności (będącej nierzadko bezpośrednim skutkiem antykoncepcji i aborcji) zostały zawłaszczone przez potężne koncerny, które traktują ludzką rozrodczość w sposób zdehumanizowany. Handlowanie męskim nasieniem, komórkami rozrodczymi, często za przyzwoleniem prawa państwowego, to jakiś horror, którego skutki – w dalekiej przyszłości – trudno dzisiaj przewidzieć. To wszystko jest tak nieludzkie i tak upokarzające godność człowieka, że przykro o tym myśleć, pisać i mówić.

Nie umiemy zobaczyć, docenić, uszanować i zachwycić się wzajemnym dopełnianiem się, odmiennością pełnionych ról kobiet i mężczyzn. Ta odmienność jest przecież wielkim bogactwem człowieczeństwa. Ruchy gejowskie dążą do zacierania wszelkich różnic między kobietami i mężczyznami. Brakuje w tym ratio recta – prawego myślenia.

Jak się temu przeciwstawiać?

Poprzez promowanie integralnie rozumianej miłości kobiet i mężczyzn. Niezwykłe piękno kobiecości i męskości, macierzyństwa i ojcostwa ujawnia się we wzajemnej komplementarności. Mężczyźni i kobiety winni dziś wracać do Edenu, do raju wzajemnej fascynacji sobą. Jedynym tematem wielkiej sztuki jest przecież miłość z wszystkimi jej perypetiami, upadkami i wzlotami. Prawdziwa miłość mężczyzny i kobiety nie ma nic wspólnego ze wzajemnym wykorzystywaniem siebie, manipulowaniem sobą. Jest wyrazem wzajemnego oddania, adoracji, kontemplacji. Miłość mężczyzny i kobiety to przecież najpiękniejszy promyk miłości, jaka trwa od wieków w łonie Trójcy Świętej.

Ojcostwo i macierzyństwo wymaga wzajemnej jedności, zrozumienia, fascynacji. To kobieta czyni mężczyznę ojcem, a mężczyzna czyni kobietę matką; nie tylko w sensie biologicznym, ale także emocjonalnym, duchowym i moralnym. W relacjach rodzinnych wszystko działa przecież na zasadzie naczyń połączonych. Kiedy ojciec nie spełnia dobrze swojej roli męża i ojca, macierzyństwo jego żony też jest zagrożone.

W jaki sposób?

Żony zdradzone, odrzucone, zlekceważone przez mężów stają przed pokusą zawłaszczania swoich dzieci. Wiele kobiet przeciąga dzieci na swoją stronę, by odegrać się na mężu. Niektóre wręcz poniżają w oczach dzieci swego męża, ich ojca. Oczywiście, podobnie robią też i mężczyźni. Pierwszym darem ojca dla dzieci jest jego miłość do ich matki, a pierwszym darem matki dla nich jest jej miłość do ich ojca. Nigdy dość przypominania tej prawdy.

Czy możemy powiedzieć, że modlitwa „Ojcze nasz” jest lekarstwem na kryzys rodzicielstwa: macierzyństwa – ojcostwa?

Jest lekarstwem na chorujące człowieczeństwo. Ojcostwo jest pewną rolą do spełnienia. Nie należy jednak koncentrować się na rolach, ale na integralnie rozumianej postawie człowieka wobec Boga i bliźniego. Ojcostwo jest chore, gdy męska dusza jest chora. A gdy męska dusza jest zdrowa, zdrowe jest też ojcostwo. Rodzicielstwo wpisane jest w przykazanie: „Słuchaj Izraelu. Będziesz miłował Boga całą swoją duszą, całym swoim sercem, całym swoim umysłem, całą swoją mocą”. To jest zasadniczy problem każdego człowieka. Nie da się u mężczyzn leczyć „roli ojcowskiej”, gdy choruje jego człowieczeństwo. Odpowiedzialne ojcostwo jest naturalną postawą mężczyzny, który szuka Boga sercem, duszą, umysłem i kocha innych jak siebie samego.

 

 

Jesteśmy jednak świadkami wspaniałych przykładów przeżywania ojcostwa. Bł. Jan Paweł II, brat Roger z Taize przyciągali rzesze młodych, a ich promieniowanie ojcostwem trwa nadal.

Należy pamiętać, że Jan Paweł II, Karol Wojtyła junior, promieniował ojcostwem duchowym także dlatego, ponieważ całe dzieciństwo spędził w promieniach ojcostwa Karola Wojtyły seniora.

Nie powinniśmy jednak wiercić dziury w brzuchu mężczyznom dlatego, że ich ojcostwo nie jest tak wielkie jak Jana Pawła II czy brata Rogera. Może nie mieli szansy wychowywać się przy dojrzałych i mądrych ojcach. Zdolność do dojrzałego ojcostwa jest nie tylko owocem osobistego wysiłku. To także dar, jaki otrzymuje się we własnej rodzinie. Z najwyższym zrozumieniem trzeba podejść do powikłanych historii ojcostwa u wielu mężczyzn. Trudno jest im nieraz walczyć o swoją męskość i ojcostwo, gdy jako chłopcy nie czuli się kochani przez swoich ojców.

Jan Paweł II przyciągał rzesze, ale dlatego, że był papieżem. Gdyby był proboszczem wiejskiej parafii, pociągałby swoich parafian, ale nie byłby przez to mniejszym człowiekiem. Wielkość Wojtyły nie jest związana z jego pontyfikatem, ale z jego byciem dobrym i świętym człowiekiem, dojrzałym mężczyzną. Bardzo podoba mi się pewien poetycki zwrot w twórczości Karola Wojtyły: „Ojcze mój, ja walczę o ciebie. / Bądź ty we mnie, / jak ja chcę być w tobie”. Aby mężczyzna mógł być dobrym ojcem, musi najpierw zawalczyć o swojego ojca.

W jaki sposób?

Przez bycie wobec niego dobrym synem. Karolowi Wojtyle juniorowi nie było trudno być dobrym synem, ponieważ miał bardzo dobrego i pobożnego ojca. Ale – jak świadczy jego wiersz – i on musiał walczyć o swojego ojca. O wiele trudniejsze zadanie mają ci synowie, którzy wychowują się przy ojcach niedojrzałych, wiecznie zajętych, alkoholikach, zdradzających swoje żony itd. Jak być dobrym synem przy mało odpowiedzialnym ojcu – oto najwyższa sztuka.

W moim odczuciu już nastoletnich chłopców należy zachęcać, aby wbrew trudnościom starali się wychodzić ku swoim ojcom, zapraszali ich do budowania więzi. Obrażanie się, oskarżanie, męski młodzieńczy gniew, bunt, ucieczka w alkohol czy narkotyki – to nie są dobre rozwiązania.

Gdy w rozmowach kierownictwa duchowego młodzi ludzie narzekają nieraz na swoich ojców, pytam ich: „Czy próbowałeś nawiązywać relacje z ojcem, coś zrobić razem z nim, dla niego? Spróbuj”. „Ale to nic nie da” – mówią niektórzy. „Może ojcu nic nie da, ale tobie da bardzo dużo. Będziesz miał świadomość, że starałeś się być dobrym synem”. A tylko dobry syn może być dobrym ojcem.

A co z tymi, którzy wychowywali się bez ojców?

Każdy mężczyzna jest zdolny do ojcostwa, ponieważ jest ono wpisane w całą jego męską osobowość. Jednak od mężczyzn zranionych przez swych ojców ojcostwo wymaga więcej. Oni muszą być bardziej twórczy, włożyć więcej wysiłku. Najpierw muszą przekroczyć swoje zranienia, których doświadczyli. Głęboka rana zadana synowi przez ojca w latach jego dzieciństwa i młodości jak zatruta strzała tkwi w jego męskim sercu i pamięci. Nie da się, ot tak, o niej zapomnieć. Nie uleczy jej miłość matczyna ani też żadnej innej kobiety. Matki głęboko nieraz krzywdzą swoich synów, gdy lekceważą, pomniejszają lub też powiększają ich męskie rany zadane im przez ojców. Mężczyzna musi sam zmierzyć się ze swoją raną. Winien ją najpierw zobaczyć, dopuścić do swej świadomości, wypowiedzieć przed drugim, wypłakać, „omodlić”, powierzyć Bogu. Męskie łzy leczą, goją, roztapiają najtwardsze skały męskiego gniewu, buntu, chorej dumy, skrywanych lęków. Odnosi się to zarówno do nastoletnich chłopców, jak i dorosłych mężczyzn.

Czy Bóg Ojciec staje się wzorem ojcostwa mężczyzny?

Bóg nie jest wzorem ojcostwa w ludzkim znaczeniu. Idee usiłujące pokazywać Jezusa jako wzór męskości też wydają mi się bardzo wątpliwe. Poprzez więź z Bogiem Ojcem, źródłem wszelkiego życia i miłości, mężczyzna odkrywa w sobie pragnienie męskiej dojrzałości, zaszczepione w nim w akcie stworzenia. Szczera i hojna modlitwa daje mu odwagę pokonywania lęków, wewnętrznej skruchy, budowania braterskich przyjaźni. One uleczą zranioną męskość i dadzą odwagę budowania odpowiedzialnych relacji narzeczeńskich i małżeńskich.

Kobiety co prawda pomagają mężczyznom dźwigać ich męskie rany, ale one ich nie leczą. To ważne. Wielu mężczyzn zbyt wiele oczekuje od kobiet i nadużywa ich miłości, traktując je jako swoje niańki, matki, terapeutki, kapłanki (u których się spowiadają), lekarki itp. I one mają przecież swoje problemy i zranienia, które także muszą uzdrawiać, a mężczyźni winni im w tym pomagać. To samo dotyczy także księży i zakonników. Gdy brak im samodzielności życiowej oraz dojrzałej męskiej postawy, wówczas ich relacje z kobietami stają się dwuznaczne, a bywa także, że nieuczciwe. To ksiądz, zakonnik odpowiada najpierw za to, co dzieje się w jego relacjach z kobietami.

W jaki sposób ojciec jako kapłan, zakonnik przeżywa swoje duchowe ojcostwo?

Przyznam się, że mam dużo prostej ludzkiej satysfakcji z tego, co robię jako ksiądz, szczególnie ze spotkań z ludźmi. To jest niewątpliwie pewna forma braterskiej i ojcowskiej pomocy bliźnim. Jestem Bogu za to bardzo wdzięczny. Duchowe ojcostwo, od strony łaski, to czysty dar, a od strony naszego ludzkiego działania – to wielkie i trudne zadanie, istna sztuka. Niewątpliwie sztukę tę w najwyższym stopniu posiadł Jan Paweł II. Dojrzałe ojcostwo fizyczne i duchowe (fizyczne nie przestaje być także duchowym), to rodzenie do życia w Bogu, z Bogiem. To wielka tajemnica wiary i dlatego o naszym ojcostwie, fizycznym i duchowym, trzeba mówić z pokorą i świadomością o naszej męskiej kruchości.

Rozmawiał o. Piotr Hensel OCD

TAGI: