Rozmowy z Maryją

Jarosław Dudycz

publikacja 21.01.2012 23:31

Pani Krystyna jest nauczycielką, kobietą po pięćdziesiątce. W opinii znajomych działa sprawnie, ma wszystko dopięte na ostatni guzik. Wszystko jej się udaje, wszystko czego się dotknie zamienia się w złoto. Dzięki jej wysiłkom szkoła wzięła udział w wielu programach unijnych i samorządowych

List 1/2012 List 1/2012

Przywitała mnie w swoim dwupokojowym, skromnie urządzonym mieszkaniu w bloku. Na środku większego pokoju stał duży stół, pod ścianą mała komoda, a na niej telewizor, włączony przez cały czas naszej rozmowy. Zapytałem, czy możemy wyłączyć, ale pani Krystyna odmówiła. Powiedziała, że jest przyzwyczajona do włączonego telewizora, łatwiej jej wtedy zebrać myśli. Znajomy ksiądz wyszedł, uznał, że lepiej będzie, gdy zostawi nas sam na sam. Nie bardzo wiedziałem, jak rozpocząć rozmowę, ale Pani Krystyna mnie wyręczyła. Zaczęła opowiadać.

rozmawiam z Maryją
„Odkąd skończyłam dziesięć lat, rozmawiam z Maryją. Przychodzi do mnie często, w różnych sytuacjach, głównie tuż przed snem. Kiedy byłam jeszcze dzieckiem, zmarła moja babcia, wtedy bałam się zasypiać w ciemnym pokoju. Miałam wrażenie, że jej duch mnie odwiedzi. Bardzo tego nie chciałam, myśl o tym mnie paraliżowała. Mama zresztą straszyła mnie, że jak będę niegrzeczna, to przyjdzie do mnie duch babci i na mnie nakrzyczy. Widziałam go w wyobraźni, gdy tylko zamykałam oczy. To nie pozwalało mi zasnąć. Miałam poczucie, że duch jest blisko, że próbuje mnie złapać za szyję i udusić.

Przed snem modliłam się mocno, zwłaszcza do Maryi. Mój pacierz był zawsze długi. Któregoś razu, podczas modlitwy, dostrzegłam obok siebie piękną kobietę w jasnej sukni, promienną, uśmiechniętą, która chciała mnie przytulić. Wystraszyłam się. Postać powiedziała: »Nie bój się, dziecko, jestem matką Boga i twoją matką, przyszłam, by się tobą opiekować. Opiekowałam się Jezusem, gdy był w twoim wieku, przytulałam go i tłumaczyłam wszystko, tobie też wytłumaczę«. Pamiętam, że spojrzałam wtedy na twarz Maryi i poczułam ulgę. Przytuliłam się do niej, a ona pogłaskała mnie po głowie. Obiecała mi wtedy, że już nigdy nie będę się bać, że zawsze mnie ochroni. Wtedy stało się coś dziwnego: w pokoju zapanował hałas, w powietrzu uniósł się jakiś pył, zrobiło się szaro od takiego dziwnego kurzu. Poczułam ruch wokół siebie, jakieś śmiechy, wrzaski. Cały ten kurz rozmył się gwałtownie. Maryja powiedziała, że to złe duchy uciekają z mojego pokoju i już nigdy nie będą mi dokuczać. Matka Boża poprosiła mnie potem, żebym położyła się spokojnie, nakryła mnie kołdrą i wycofała się, zniknęła".

rozmawiaj ze mną
„Chciałam oczywiście pomówić o wszystkim z mamą, ale Maryja mi nie pozwoliła, kategorycznie zabroniła mi mówić ludziom o moich doświadczeniach. Mówiła: »Jestem matką wszystkich, ale tutaj tylko twoją, tylko dla ciebie, nie dziel się mną z nikim, tylko jak najwięcej czerp z tego, co ci daję«. Złamałam potem tę zasadę, rozpowiedziałam niektórym; rodzina się dowiedziała, była bardzo napięta atmosfera. Wszyscy się zastanawiali, czy komuś o tym powiedzieć, czy pójść do proboszcza.

Ostatecznie ojciec, architekt, się zbuntował. Powiedział, że takie historie mogą mu zrujnować karierę i albo wszyscy się zamkną i nie będzie gadania bredni, albo on każdego wydziedziczy. Płakałam. Chciałam, żeby mnie potraktowano życzliwie, żeby mnie zauważono i coś mi doradzono. Zapytałam Maryję, co mam zrobić. Powiedziała mniej więcej tak: «Mój syn też był nierozumiany i też z niego drwiono. Nie bój się. Po prostu rozmawiaj ze mną i od nikogo niczego nie wymagaj. Mam specjalne zadanie dla ciebie». Maryja długo nie chciała mi zdradzić, co to za zadanie, przychodziła co jakiś czas tylko po to, żeby mi powiedzieć, że mi nic nie grozi. Na tym poprzestawała. W którymś momencie prze¬stała się zjawiać. Nie było jej jeden dzień, dwa, trzy. Potem tydzień, miesiąc, zniknęła na kilka lat.

To była trudna przerwa. Źle się działo w moim życiu. Dojrzewałam. Ojciec był bardzo surowy, wymagał ode mnie, bym kończyła wskazane przez niego szkoły. Nie szczę¬dził mi przykrych słów. Karał mnie. Chciał, bym zdawała na architekturę. Ja jednak wybrałam Akademię Pedagogiczną studia nauczycielskie z języka polskiego. Chciałam uczyć młodzież; to była moja wielka pasja, od lat obserwowałam swoich nauczycieli. Tuż po maturze, po długiej przerwie, przyszła do mnie Matka Boża. Powiedziała mi: »Mam już dla ciebie zadanie, mój Syn mi je powierzył, żebym je tobie przekazała. Twoim zadaniem będzie uratować pięć dusz ludzkich przed potępieniem wiecznym. W odpowiednim momencie wskażę ci te dusze, a ty je doprowadzisz przez modlitwę różańcową do zbawienia«. Bardzo się wystraszyłam. Nie wiedziałam, o co dokładnie chodzi i czy sobie poradzę. Wtedy Maryja powiedziała, że specjalnie mnie wybrała, bo wie, że będę w stanie to wszystko zrobić".

dusze czyśćcowe
„Pierwszy człowiek, któremu wymodliłam zbawienie, został mi wskazany przez Maryję, gdy byłam na pierwszym roku studiów. Szłam z koleżanką ulicą, ona blisko krawędzi drogi. Podskakiwała, śpiewała, bo jakiś chłopak zaprosił ją na randkę. W pewnym momencie uzmysłowiłam sobie, że za moimi plecami stoi Maryja. Nachyliła się do mojego ucha i powiedziała: »Módl się teraz za swoją koleżankę, za moment dojdzie do tragedii, módl się mocno«. Zaczęłam się modlić intensywnie, z całych sił. Nagle moja koleżanka zniknęła mi z oczu. Usłyszałam krzyk ludzi i odgłos hamowania samochodów. Obejrzałam się, okazało się, została potrącona przez ciężarówkę i wciągnięta pod koła. Maryja stanęła wtedy przy mnie i powiedziała mi, że moja koleżanka jest już w niebie.

Drugim uratowanym człowiekiem był pewien elektryk. Byłam na wakacjach na Mazurach. Pewnego dnia, gdy jechałam rowerem wiejską szosą wydało mi się, że przy drodze stoi Maryja. Zatrzymała mnie, wskazała pobliski słup wysokiego napięcia i nakazała modlić się za pracującego na nim człowieka. Po chwili urwał się kabel i uderzył w elektryka, który zginął na miejscu. O nim też dowiedziałam się, że jest w niebie.

Z trzecim człowiekiem było inaczej. Byłam już po studiach, pracowałam w szkole w małej miejscowości. Maryja przychodziła wtedy do mnie codziennie. Czułam się spełniona, szczęśliwa, niczego mi nie brakowało. Kiedyś zobaczyłam Maryję w szkole, na korytarzu. Nakazała mi się modlić za ucznia, który schodził po schodach. W pewnym momencie ten uczeń potknął się, upadł i niefortunnie uderzył głową o krawędź stopnia. Umarł od razu. Wtedy jedyny raz widziałam Maryję zdenerwowaną. Miała smutne oblicze. Powiedziała, że ten chłopak jest w piekle, bo moja modlitwa nie została wysłuchana. Zwróciła mi wtedy uwagę, że moja wiara jest za słaba, powinnam ją wzmocnić i ona mi w tym pomoże. Od tamtej historii, a było to z dwadzieścia pięć lat temu, Maryja przychodzi do mnie regularnie, ale wciąż nie wskazała mi jeszcze tych ostatnich ludzi, których mam uratować przed piekłem".

Maryja odpuszcza mi grzechy
„Wiem, że pan jest sceptyczny, że może mi pan nie wierzy. W sumie ma pan podstawy, nie poddaję się żadnej weryfikacji, nie rozgłaszam tego. Ale niby co mam rozgłaszać? Maryja nie daje mi żadnego orędzia dla świata. Po prostu jest mi matką, przytula mnie, słucha moich zwierzeń. Powierzyła mi tylko misję uratowania pięciu osób przed piekłem. Naprawdę nie ma o czym opowiadać. Na co dzień jestem nauczycielką, normalnie pracuję, nie daję po sobie niczego poznać. Jestem lubiana, mam duży autorytet w szkole. Biegle znam angielski i francuski. Żadna ze mnie wariatka.

Poza tym żadna władza kościelna nie będzie ingerować w moją relację z Maryją. Czy panu jakaś władza wkracza w relację z pana matką? Dyktuje, co pan ma robić, do czego ma pan prawo? Nie, prawda? Więc i ja sobie na to nie pozwolę. Maryja to najbliższa mi osoba i nikt mi nie zabierze tej więzi. Ostatnio powiedziała mi ciekawą rzecz: »Do ogromnej liczby ludzi przychodzę jak do ciebie. Potrzebują matek, opieki, światła w te trudne dni. Daję im pokrzepienie i moc. Beze mnie by umarli z samotności i swojej nędzy«. Chciałby pan, żeby biskupi wkroczyli w ten ludzki świat ran i tragedii? Zrobią to lepiej niż Maryja? Zgodziłam się na rozmowę tylko dlatego, żeby dać ludziom nadzieję, pokazać im, że Maryja o nich wie, zna ich łzy.

Na koniec postanowiłem zadać pytanie o to, jak wygląda życie sakramentalne Pani Krystyny, o spowiedź, Komunię Świętą. „Maryja odpuszcza mi grzechy w imieniu Jezusa. Przychodzi do mnie z przebaczeniem. Prosi, bym się nie bała, tylko mocno żałowała za wszystkie swoje grzechy. A Komunii nie potrzebuję. Maryja mi mówi: »Czy może być większa komunia od matki przytulającej swoje dziecko? Przytulałam Jezusa i ciebie przytulam, czego jeszcze potrzebujesz?«".

co ksiądz na to?
Rozmowa się kończy. Chwilę potem jedziemy z księdzem Markiem jego samochodem ulicami miasta. Pytam go: „Robisz z tym coś? Wiesz, o co tu chodzi?". Odpowiedział:

„Pani Krystyna działa sprawnie, wszystko ma dopięte na ostatni guzik. Nie założyła rodziny, ale angażuje się w szkołę, jest lokalną aktywistką, znaną w mieście społeczniczką. Nic nie szwankuje, kobieta działa jak szwajcarski zegarek. Wszystko się jej udaje. Czego tylko się dotknie, zamienia się w złoto. Dzięki jej wysiłkom szkoła wzięła udział w wielu programach unijnych i ministerialnych. Jest oczkiem w głowie samorządu. Ta kobieta to skarb, naprawdę.

A o tych sprawach z Maryją to nie wiem, co myśleć. Zaprzyjaźniliśmy się kiedyś, postanowiła mi o tym opowiedzieć. Próbowałem drążyć sprawę, ale nic z tego nie wynikło. Generalnie wiedzą o tym wszystkim nieliczni. Pani Krystyna nie wprowadza zamętu, nie ma mentalności sekciarskiej, więc nie było powodu interweniować. To taki jej sekret. Zrób tak, żeby sekretem nadal to pozostało".

* * *

Jestem zobowiązany ustawą - jeśli sami zainteresowani sobie tego nie życzą - do nieujawniania takich danych moich rozmówców, które mogłyby pozwolić na ich identyfikację, a zasadami sztuki reportażu do niekomentowania ich wyborów życiowych. O ile czasami mnie ponosiło i komentowałem opowieści moich bohaterów, co redakcja LISTU przytomnie mi wytykała, tak teraz wyjątkowo nie mam takiej pokusy.