Zanim wejdziemy w Rok Wiary

Abp Józef Michalik

publikacja 30.01.2012 22:02

Rozpoczęliśmy nowy rok. Kościół powszechny otrzymał 11 października 2011 r. list apostolski papieża Benedykta XVI „Porta Fidei”, w którym Ojciec Święty zapowiada, że 11 października ogłosi rok 2012 Rokiem Wiary.

Niedziela 5/2012 Niedziela 5/2012

 

Wspominając zakończenia Soboru

Od początku istnienia Kościoła zarówno hierarchia, jak i wierni mieli świadomość, że wolą Pana Jezusa jest, aby wszelkie sprawy wiary były rozpatrywane i kontynuowane we wspólnocie. „Bo gdzie są dwaj albo trzej zebrani w imię moje, tam jestem pośród nich” (Mt 18, 20). Pan Jezus zesłał Ducha Świętego na wspólnotę Apostołów i Maryi.

Pierwszy sobór w dziejach Kościoła, który stał się wielkim powiewem dynamizmu wiary płynącej z kontaktu z Panem Jezusem, to było zebranie samych Apostołów, kiedy mieli zdecydować, czy należy bezwzględnie stosować prawo Starego Testamentu w Kościele Chrystusowym. Zdecydowali, że choć prawo Boże obowiązuje zawsze i wszędzie, to przepisy ludzkie zmieniają się. Znakiem przymierza nie jest już obrzezanie ani zakaz spożywania pewnych pokarmów, znakiem przymierza jest Chrystus. On jest Tym, wokół którego mamy się koncentrować. Znakiem przymierza są Ciało i Krew Pańska, które przyjmujemy. Znakiem przymierza jest śmierć i zmartwychwstanie Syna Bożego.

Sobór Watykański II zebrał się w czasach światowych napięć, zimnej wojny i w przeddzień burzliwych wydarzeń roku 1968. Okazało się, że idea soboru była żywa w Kościele. Po śmierci Piusa XII znaleziono dokumentację, która świadczyła o przygotowywaniach do tego wydarzenia. Przyszły nowe czasy, a wraz z nimi niepokój, ideologiczne zmiany, które w okresie wojennym i powojennym formowały mentalność w niewłaściwy sposób. Jan XXIII to człowiek święty, który bardziej ufał Bogu, niż obawiał się ludzi. Chciał otworzyć Kościół na powiew Ducha Świętego i obudzić odpowiedzialność wszystkich ochrzczonych poprzez modlitwy biskupów. Sobór powszechny jest właśnie odwołaniem się do odpowiedzialności kolegialnej – wszyscy biskupi w Kościele mają się zgromadzić w imię Pana i podjąć konieczną refleksję.
Papież nie chciał soboru dogmatycznego, który miałby zająć stanowisko wobec jakiegoś konkretnego błędu szerzącego się w Kościele. Błąd dotyczył bowiem całej mentalności, całej ówczesnej sytuacji Kościoła i trzeba było poderwać z nowym zapałem i biskupów, i cały Kościół do większej odpowiedzialności za przekaz wiary. Dokumenty, które są świadectwem tych obrad, dyskusji, zawierają moment inspirujący do nowego duszpasterstwa, do wielkiego otwarcia na działalność Ducha Świętego poprzez ludzi, do wierności Chrystusowi i Ewangelii.

Pośpiech – zły doradca

Niektórzy próbowali interpretować doktrynę soborową według pewnych tendencji, które nosili w sobie – chcieli zbyt wielkich i szybkich zmian w Kościele lub opowiadali się za pozostaniem przy tym, co było, zamykając się na jakikolwiek rozwój. Samowolne kroki zawsze przynoszą wiele szkód. Tak było i tym razem. Dla pewnej grupy chrześcijański humanizm polegał na osłabieniu rygorów wiary i odejściu od tradycji. Potem nastąpiło osłabienie kultu maryjnego, zliberalizowanie zasad sakramentu pojednania czy kultu Eucharystii. Sługa Boży Paweł VI kilkakrotnie interweniował w takich sytuacjach i mówił, że reforma nie polega na tym, że ktoś, w imię subiektywnego przekonania o własnej „postępowości”, wybiegnie naprzód, ale na tym, że ten, który jest na czele, ogląda się za siebie, sprawdzając, czy ostatni za nim nadąża. Kościół reformuje się we wspólnocie albo nie reformuje się wcale.

Wiele lat po soborze byłem świadkiem reakcji Jana Pawła II na dochodzące do niego sugestie i pytania o potrzebę nowego soboru. Błogosławiony Papież reagował bardzo mocno w tym względzie, podkreślając, że nie ma potrzeby nowego soboru, a należy pogłębić to bogactwo, które jest zawarte w Soborze Watykańskim II. Trzeba realnie wejść w ducha tego soboru. Myślę, że to jest ciągle życiodajne wyzwanie dla nas i że ten sobór jest wyrazem wiary na dzisiejsze czasy, interpretacją Ewangelii w Kościele – bardzo ważną, zdrową i bezpieczną.

Język Ducha Świętego

Jeden z najwybitniejszych historyków Kościoła, współzałożyciel wspólnoty św. Idziego w Rzymie – prof. Andrea Riccardi twierdzi, że posoborowa odnowa liturgii w Polsce jest pozytywnym przykładem wprowadzania takich zmian. Sługa Boży kard. Stefan Wyszyński umiał iść naprzód, być w pierwszej linii, ale szanował wieloletnią tradycję i szanował ludzi, którzy czasem bezkrytycznie jedynie w przeszłości widzieli „dobre czasy”. Dlatego dla Kościoła w Polsce nie było dramatycznym problemem odnowienie liturgii i przyjęcie języka narodowego. Niewątpliwie zmiana języka łacińskiego na polski wiązała się z pewnymi trudnościami, także dla nas, młodych, dlatego że byliśmy nauczeni odprawiania Mszy św. w języku łacińskim i trzeba było poznać nowy ryt. Ksiądz Kardynał opowiadał kiedyś, że najtrudniej mu było przekonać do tej zmiany biskupów. Środowisko Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, „Tygodnik Powszechny”, sługa Boży ks. Franciszek Blachnicki pomagali zrozumieć potrzebę odnowy soborowej. Jedną z trudnych kwestii było odejście od łacińskiego śpiewu gregoriańskiego. Niektórzy znawcy muzyki kościelnej twierdzili, że tego nie da się zrobić. Wtedy Sługa Boży, na spotkaniu Konferencji Episkopatu, postanowił rozdać biskupom nuty do prefacji i poprosił jednego z księży, muzyka, żeby spróbował prześpiewać je z biskupami. Po chwili wszyscy biskupi włączyli się w śpiew, tak dobrze dopasowany był polski tekst do melodii gregoriańskiej. Łaciny nie powinno się ani lekceważyć, ani przeceniać. Jest ona wielkim świadectwem kultury kościelnej. Trzeba ją pielęgnować, pamiętając jednak, że językiem Kościoła jest język Ducha Świętego, język miłości, język wierności Panu Bogu, język utożsamienia się z Chrystusem. On jest ponadczasowy, przesłanie Chrystusa jest ponadjęzykowe. Ale żeby to zrozumieć, należy wczytać się w Ewangelię, wejść w jej ducha. Kard. Stefan Wyszyński rozumiał to i spokojnie, powoli wprowadzał liturgiczne zmiany soborowe. Kościół polski jako pierwszy zaczął też wprowadzać długoterminowe programy duszpasterskie, takie jak Wielka Nowenna trwająca dziewięć lat. Potem to się przenosiło także na poziom ogólnokościelny.

 

 

Optyka wiary

Kolejną trudnością była dla nas definicja Kościoła. Byliśmy przyzwyczajeni do hierarchicznej wizji Kościoła. Pamiętam egzamin wstępny z teologii na ATK, którego tematem było nowe określenie Kościoła przez Sobór Watykański II, podane w konstytucji dogmatycznej. Podczas studiów słuchałem wykładów tego samego profesora, u którego uczył się kard. Wojtyła – ks. Ignacego Różyckiego. Był to dużej klasy teolog, bardzo precyzyjny. Pod jego kierunkiem przez cały rok na seminarium omawialiśmy dwa zdania z ósmego rozdziału Konstytucji Dogmatycznej o Kościele, o obecności Maryi w tajemnicy Chrystusa i Kościoła. Pod koniec roku zapytaliśmy Księdza Profesora, czy ojcowie soboru właśnie tak dokładnie zdawali sobie sprawę z wartości każdego słowa, każdego zdania zapisanego w tych dokumentach. W odpowiedzi usłyszeliśmy od niego, że od chwili, w której Paweł VI złożył swój podpis na końcu tego dokumentu, dla nas jest to wiążące i święte. Nie wchodzi tu już w grę kryterium przydatności, błyskotliwości, teologicznej nowości. Nowość jest w głębi, w poznaniu, w kontakcie z tym wyrazem wiary. Jeśli my do dokumentów soboru nie podejdziemy z wiarą, że się tam stało coś ważnego, że to nie jest zwykły dokument, ale przesłanie do przyjęcia przez wiarę, to nie zrozumiemy jego sensu. To jest właśnie wielkie światło wskazujące nam sposób patrzenia na to wydarzenie soborowe. 11 października 2012 r., w 50. rocznicę otwarcia Soboru Watykańskiego II, rozpocznie się Rok Wiary. Myślę, że to może się okazać wielkim błogosławieństwem i wskazaniem dla nas, skoro Papież do soboru podchodzi właśnie z tym kryterium wiary, w trosce o jej pogłębianie.

Katechizm Kościoła Katolickiego powstał jako odpowiedź na oczekiwanie wiernych, aby sam Papież streścił i przybliżył naukę soboru, wyjaśniając pojawiające się wątpliwości. To było zadanie, które stanęło przed Kościołem, a którego nie zdążył wykonać ani bł. Jan XXIII, ani sługa Boży Paweł VI. Podjął się go Jan Paweł II, zlecając jego realizację kardynałowi Ratzingerowi, ówczesnemu prefektowi Kongregacji Nauki Wiary. Potrzebny był pozytywny wykład poszczególnych prawd wiary i taki wykład możemy dziś znaleźć w Katechizmie Kościoła Katolickiego. Pokazuje on, że Kościół nie odszedł od nauki Chrystusa, Apostołów, od Tradycji, ale chce ją ciągle pokazywać i rozwijać w nowej formie.

Synod Biskupów

Przyszłoroczne spotkanie synodu biskupów poświęcone nowej ewangelizacji będzie głównie dotyczyło nowych metod przekazywania Ewangelii. Trzeba dzisiaj obudzić odpowiedzialność wszystkich wierzących i umożliwić Duchowi Świętemu działanie w Kościele. Trzeba zapalić serca biskupów, kapłanów i świeckich, pokazać, że Duch Święty się „nie zestarzał”, że moc zbawcza łaski się nie przeżywa, że ludzie tracą coś najważniejszego, jeśli nie przyjmują Ewangelii, że świat staje na zakręcie dziejów i naraża się na wielkie niebezpieczeństwo, jeśli odchodzi od wierności Panu Bogu, a przez to od wierności sobie.

Widzę dzisiaj wielki kryzys słowa: słowa mówionego, w którym nie waży się treści, którego używa się bardzo nieodpowiedzialnie; nie szanujemy słowa drukowanego, bo jego obfitość zagłuszyła wierność prawdzie. Główną przyczyną tego kryzysu jest to, że uwierzyliśmy, iż obraz może zastąpić słowo. Nie jest to możliwe. To Słowo stało się Ciałem, a nie obraz. Bóg wypowiedział Słowo, za tym Słowem idzie cała treść, czyn, dzieło Boga i człowieka. Żeby zaradzić tym problemom, które dziś tak wyraźnie widzimy, trzeba budzić w dzieciach głód słowa i szacunek do niego. Punktem odniesienia dla naszego smaku, gustu jest to, co wynieśliśmy z naszych domów. Podobnie jest z poczuciem piękna, spokoju, szczęścia – jeśli dziecko nie zazna tego w rodzinnym domu, to będzie mu bardzo trudno odnaleźć to w dorosłym życiu. Konieczne jest więc rozsmakowanie w pięknie słowa. Rodzice szukają dzisiaj namiętnie prezentów dla dzieci. Pierwszym prezentem, który ja otrzymałem od mojej mamy, były „Baśnie” Andersena. Wysyłano mnie też często do biblioteki, żebym przyniósł jakąś książkę, którą później wieczorem się czytało. To wychowywało, zaszczepiało zapotrzebowanie na książkę, miłość do książki. Jeśli zapotrzebowanie na słowo, na obraz zostanie obudzone w sposób właściwy, odpowiedzialny, jeśli rodzice będą czuwać nad tym, aby właściwe treści docierały do ich dzieci, to będzie to miało swoje głębokie konsekwencje w ich dorosłym życiu. Często rodzice zabiegają o zapewnienie dziecku przyszłości, mieszkania, samochodu, zbierają pieniądze na jego potrzeby, a ważniejsze jest wyrobienie wrażliwości dziecka na piękno i dobro. Ono sobie wszystko kupi i załatwi, jeśli otrzyma podstawy, jeśli będzie miało przygotowany aparat myślowy, zahartowaną wolę, wyrobiony charakter, poczucie piękna, tęsknotę za dobrem, szlachetnością. Wtedy rodzice będą się cieszyć miłością dziecka na starość, bo dziecko będzie widziało, komu wszystko zawdzięcza. Jeśli nie, to kiedyś zabraknie dla nich miejsca i czasu w życiu dorosłego dziecka, bo oni sami nie dali mu tego czasu i zainteresowania, kiedy było mu tak bardzo potrzebne.

 

TAGI: