Polityk czy zwodziciel

Ks. Waldemar Kulbat

publikacja 06.03.2012 21:32

Warto pomyśleć nad karierą Janusza Palikota, który z producenta palet i alkoholi stał się przywódcą partii, głosicielem nowych standardów w relacji państwo-Kościół, a co za tym idzie – zwolennikiem nowej teorii demokracji. Kariera Palikota to interesująca historia zdolnego chłopaka z Biłgoraja, którego na powierzchnię polityki wyniosły zdolności, spryt, brak skrupułów i bardzo silna ambicja.

Niedziela 10/2012 Niedziela 10/2012

 

Warto pomyśleć nad karierą Janusza Palikota, który z producenta palet i alkoholi stał się przywódcą partii, głosicielem nowych standardów w relacji państwo-Kościół, a co za tym idzie – zwolennikiem nowej teorii demokracji. Kariera Palikota to interesująca historia zdolnego chłopaka z Biłgoraja, którego na powierzchnię polityki wyniosły zdolności, spryt, brak skrupułów i bardzo silna ambicja. To taki lokalny doktor Faust, który jeszcze nie dowiedział się, jak bezlitosna i nieubłagana jest machina kariery i sukcesu, która potrafi nieszczęśnika wynieść bardzo wysoko, aby potem tego, który jej zawierzył swój los, bezlitośnie doprowadzić do upadku. Nasz bohater to początkowo przeciętny student, który nie odnalazł się w karierze naukowej. Studiuje filozofię, osiąga tytuł magistra. Niedostatki finansowe asystenckiej pensji prowadzą go ku pomysłom na zdobycie pieniędzy. Interes z paletami, a później handel zapewniają mu start, drobny prywaciarz staje się fabrykantem, produkuje niezłe wina. Później trafny pomysł na produkcję wódki wprowadza go na listę stu najbogatszych Polaków. W pewnym momencie przestawia się na działalność wydawniczą, wydaje tygodnik „Ozon” o orientacji konserwatywno-liberalnej. Po doznanym niepowodzeniu porzuca biznes i wchodzi w kręgi polityki. Dwukrotnie dostaje się do Sejmu z list Platformy Obywatelskiej, a w 2010 r. zakłada własną partię. Kilka miesięcy później, wbrew wszelkim prognozom, wprowadza swoją nowo powstałą partię do parlamentu jako trzecią siłę polityczną kraju.

Cyniczny skandalista

Bezpośredni styl, dobra prezencja i instynkt polityczny ułatwiają mu komunikację poprzez media. Poza tym intuicja i doradcy w osobach Jerzego Urbana i Piotra Tymochowicza, współtwórcy jego wizerunku medialnego, pomagają mu postawić na marginalne grupy „wykluczonych”: homoseksualistów, lesbijki, transwestytów, transseksualistów, zwolenników legalizacji narkotyków. Do tego dochodzi demonstrowanie „lewicowej” wrażliwości na problemy „słabych”, chwytliwe hasła oraz odwołanie się do drzemiącego w niektórych środowiskach społecznych antyklerykalizmu. W kwietniu 2007 r. występuje w koszulce z napisami: „Jestem gejem” i „Jestem z SLD”. W audycjach telewizyjnych dla przyciągnięcia uwagi widzów posługuje się m.in. świńskim łbem, atrapami pistoletu i penisa. Szokuje skandalicznymi wypowiedziami dotyczącymi przeciwników politycznych, zwłaszcza Prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego. Zostaje nawet skazany za picie alkoholu w miejscu publicznym. Te i inne skandale doprowadzają do powstania określenia „palikotyzacja” na oznaczenie specyficznego stylu wypowiedzi publicznych, nacechowanych prymitywizmem i wulgaryzmami. Zdobycie popularności w kręgach rzekomo upośledzonych nisz społecznych przez Janusza Palikota nie byłoby jednak możliwe bez wieloletniej systematycznej pracy redaktorów „Nie”, „Faktów i Mitów” oraz innych mediów, które stałymi atakami na Kościół wychowały mu godną jego przywództwa społeczność. Paradoksalnie, osobliwy styl wypowiedzi publicznych nie odstręczył, ale zjednał mu jeszcze większą sympatię zwolenników. Pochwały udzielali Palikotowi celebryci, wśród nich Wojciech Jaruzelski, Lech Wałęsa i inni. Antyklerykalne wypowiedzi Janusza Palikota przyniosły mu uznanie także we francuskiej prasie. Z entuzjazmem przyjęto tam informację o przyłączeniu się do Ruchu Palikota antykościelnej grupy zwolenników eksksiędza Romana Kotlińskiego, wydawcy „Faktów i Mitów”, zastępcy redaktora „Nie” Andrzeja Rozenka. Wydaje się jednak, że głównym duchowym przewodnikiem, wzorem i doradcą Janusza Palikota pozostaje Jerzy Urban, czołowy libertyn i szyderca, od lat zatruwający atmosferę życia publicznego w Polsce.

Członkowie Ruchu Palikota rozpoczęli swoją akcję od ataku na zawieszony w Sejmie krzyż, co jednak okazało się falstartem. Choć francuskie gazety przewidywały usunięcie religii oraz krzyży z sal szkolnych, usunięcie Kościoła z życia publicznego, legalizację aborcji, prawne uznanie związków homoseksualnych i legalizację tzw. miękkich narkotyków, na razie w sprawie krzyża wszystkie ekspertyzy prawników orzekały na rzecz obecności krzyża: „Konkluzja jest wspólna: nie ma podstaw do usunięcia krzyża. Choć argumenty są różne. Wskazywano na historyczne aspekty udziału krzyża w polskim życiu publicznym, kwestie tradycji, względy prawne i konstytucyjne” – pisała „Rzeczpospolita”.

Największe marzenie Palikota to przeciągnięcie na swoją stronę SLD i stworzenie pod swoimi hasłami nowej, zjednoczonej lewicy. Temu celowi służyły spotkania z Aleksandrem Kwaśniewskim, Leszkiem Millerem, Ryszardem Kaliszem. Wydaje się to jednak nierealne. Sprytnie wykorzystuje on aktualne problemy i konflikty, np. ze służbą zdrowia, przez demagogiczne deklaracje. Dla zaistnienia w przestrzeni medialnej nie waha się używać wyzwisk i wulgaryzmów. Nie chodzi tu o silne emocje, jest w tym raczej przebiegłość politycznego gracza i przemyślane działanie. Jego inwektywy mają swój dalekosiężny cel i są elementem jego strategii. Wraz ze swoimi sojusznikami Janusz Palikot usiłuje wzmacniać struktury swojej partii, pragnie budować m.in. silną młodzieżówkę. Marzenie o państwie laic-

kim Palikot pragnie realizować pod hasłem: „Dość hipokryzji” oraz ideałów demokracji. W imię swojego błędnego rozumienia demokracji Palikot pragnie usuwać chrześcijańskie symbole z miejsc publicznych, zapędzić wierzących do zakrystii i kościołów, zmarginalizować milionowe rzesze polskich katolików. Przywilejów domaga się natomiast dla niewielkich, ale hałaśliwych grup, których chce być rzecznikiem i których roszczenia pragnie artykułować. Palikot nie rozumie, że o sile państwa decyduje konsensus wspólnie uznawanych przez społeczeństwo podstawowych wartości. Wartości podstawowe, które są fundamentem państwa, to wartości chrześcijańskie, bez których nawet najbardziej liberalne państwo będzie chore i słabe.

Herezje Palikota

Ten wychowany w katolickiej rodzinie człowiek w świetle swoich wypowiedzi okazuje się sezonowym apostatą, heretykiem i odstępcą. W poprzednich kadencjach Sejmu podczas ślubowania deklarował uroczyście: „Tak mi dopomóż Bóg”. Obecnie pokrętnie zapiera się wiary w Boga, ale w dziedzinie światopoglądu wyznaje „groch z kapustą”. Jest zwolennikiem reinkarnacji, czyli wędrówki dusz. Jego zdaniem, dusza wybiera sobie ciało i wciela się w nie już po urodzeniu dziecka. Dziecko w łonie matki to dla niego jedynie „zygota”, dlatego nie widzi przeszkód w legalizacji i przeprowadzaniu aborcji. Nie wyobraża sobie nowoczesnego państwa bez wyprowadzenia religii ze szkół. Pragnie przy pomocy odpowiedniej ustawy ograniczyć obecność Kościoła w sferze publicznej. Chodzi tu o symbole religijne w instytucjach publicznych, wsparcie przez państwo działań Kościoła na rzecz potrzebujących pomocy czy pomoc na renowację zabytków stanowiących dziedzictwo narodu. Janusz Palikot wyraża żal, że ochrzcił swoje dzieci, uważa, że powinny same, dopiero jako osoby dorosłe, podejmować w tej sprawie decyzję. Tłumaczy, że jego działanie nie wypływało z autentycznego przekonania, nie był to akt o charakterze religijnym, ale raczej ustępstwo na rzecz powszechnej obyczajowości. Chciałby też wprowadzić cywilne procedury występowania z Kościoła. Radykalną zmianę w stosunku do wiary tłumaczy nagłym olśnieniem: po katastrofie smoleńskiej uświadomił sobie, że Kościół wykorzystuje politycznie religijne zaangażowanie Polaków. Deklarowane w licznych wywiadach poglądy w dziedzinie światopoglądowej kompromitują tego absolwenta filozofii, który otarł się nawet o Katolicki Uniwersytet Lubelski. Nic dziwnego, że przed przewrotną działalnością Palikota i jego pomocników ostrzegali społeczeństwo polscy biskupi. Abp Józef Michalik partię Palikota nazwał „środowiskiem, które sieje nihilizm i poza destrukcją nie ma żadnej pozytywnej idei” oraz „grupą anarchistyczną”. O Palikocie w podobnym tonie mówili również bp Kazimierz Ryczan, kard. Stanisław Dziwisz i inni biskupi. Ostatnio sondaże popularności wykazują spadek atrakcyjności Ruchu Palikota. Nie przekracza poziomu 10 proc. Nic nie pomagają różnego rodzaju hasła i pomysły w rodzaju legalizacji marihuany, szokowanie homoseksualizmem Biedronia czy też wulgarne epitety i medialne cyrki przed kamerami. Jednak sukcesu Palikota, choć może się on okazać jedynie efemerydą czy społecznym kaprysem, społeczność katolicka nie powinna lekceważyć.