Wymódl sobie kraj

Marcin Choduń

publikacja 28.03.2012 23:31

Reklamowana na billboardach krucjata różańcowa ma uratować Polskę przed upadkiem. Czy organizatorom chodzi o modlitwę, czy także o politykę?

Tygodnik Powszechny 13/2012 Tygodnik Powszechny 13/2012

 

Spotkanie nie wchodzi w grę. A telefon? „No dobrze, porozmawiajmy krótko, resztę załatwimy mailowo”.

Wygląda na to, że Jakub Sawicki (28 lat, mieszka w podwarszawskim Teresinie) to człowiek bardzo zajęty. W domu, w pracy, od rana do wieczora – bieganina. A tu jeszcze daje popalić miesięczna córka: w nocy znów miała kolki, ojcu musiały starczyć na sen ledwie trzy godziny.

Skąd pomysł krucjaty różańcowej? Zaczęło się w gronie przyjaciół. Pewnego dnia przeczytali o wydarzeniach na Węgrzech (o tym, jak przywrócono tam do konstytucji invocatio Dei, jak broni się życia od poczęcia do naturalnej śmierci) i zdziwili się: jak to możliwe? – To było niesamowite świadectwo, że w dzisiejszej Europie kraj może podążać za Panem Bogiem – mówi Sawicki. Zaczęli dociekać: skąd taka przemiana? I odkryli: to wszystko ma związek z wielką narodową modlitwą, którą nad Dunajem zainicjował miejscowy Episkopat – krucjatą na ratunek ojczyźnie. Ich zdaniem, to różaniec wyniósł do władzy premiera Orbána i zatrzymał Węgry na drodze do laickiego Zachodu.

Sawicki wraz z przyjaciółmi postanowił przenieść pomysł na polski grunt. 15 czerwca 2011 r. na spotkaniu w Teresinie ogłoszono Narodową Krucjatę Różańcową. W spotkaniu uczestniczyli także duchowni: arcybiskup Andrzej Dzięga, metropolita szczecińsko-kamieński, i ks. Stanisław Małkowski, który rok wcześniej święcił krzyż na Krakowskim Przedmieściu i odprawiał pod nim nabożeństwa (warszawska kuria upomniała go za to i zagroziła zakazem wykonywania obowiązków kapłańskich). Ustalono intencję ogólnonarodowej modlitwy: „o Polskę wierną Bogu, Krzyżowi i Ewangelii, o wypełnienie Jasnogórskich Ślubów Narodu”.

Arcybiskup Dzięga: – Zasadniczym celem krucjaty jest umocnienie ducha narodowego i poddanie się Polski prawu Bożemu.

Zdaniem inicjatorów akcji, aby to pragnienie zostało spełnione, dziesięć procent Polaków musi z tą intencją odmawiać codziennie jedną dziesiątkę różańca.

Ojciec musi czasem tupnąć

Ks. infułat Jan Sikorski jest ojcem duchownym duchowieństwa Archidiecezji Warszawskiej. „Tygodnikowi” mówi, że krucjata to modlitewny szturm do nieba, „upust troski o dobro ojczyzny”. Czy jednak dobro ojczyzny rzeczywiście jest zagrożone?

Ks. Sikorski: – A czy można sądzić inaczej, widząc, jak cała nasza tradycja i historia są dziś wyrzucane na śmietnik, a w ich miejsce wkłada się jakieś pseudozasady i destrukcyjne postawy? My, Polacy, nie możemy wobec takich zjawisk chować głowy w piasek. To nie chodzi o nazwę partii, tylko o podejście do zasad i wartości chrześcijańskich i humanistycznych, które są dziś negowane przez wynaturzone mody.

Obraz Polski u inicjatorów akcji tonie w ponurych odcieniach. Marcin Perłowski (26 lat, student historii na Uniwersytecie Kardynała Stefana Wyszyńskiego, współzałożyciel krucjaty) mówił „Frondzie” w sierpniu 2011 r.: „Znajdujemy się w dramatycznym momencie dziejów, w którym wiele osób już nie wie, co wolno, a czego nie wolno, gdzie są prawdziwe wartości, a gdzie tylko ich falsyfikaty”.

Sawicki (także dla „Frondy”): „Wystarczy przypomnieć wydarzenia z Krakowskiego Przedmieścia i walkę o Krzyż, jaka wówczas miała miejsce. Przecież za przyzwoleniem władz doszło tam do zbezczeszczenia czegoś, co jest święte. Dokonali tego młodzi ludzie, którzy zupełnie zatracili umiejętność odróżniania dobra od zła”.

I jeszcze raz Perłowski: „Wystarczy spojrzeć na kondycję polskich rodzin – rozpad małżeństw, coraz mniejszy przyrost naturalny. Do tego przerażający upadek wiary. Nie lepiej wygląda sytuacja ekonomiczna państwa: rosnące bezrobocie, brak perspektyw dla młodych ludzi. Rządzący naszym krajem, który jeszcze niedawno określany był jako »zielona wyspa«, wręcz potykają się o własne kłamstwa”.

– Teraz jest czas, żeby wreszcie tupnąć nogą. Tak jak w rodzinie: gdy jest za dużo bałaganu i rozpasania, przychodzi ojciec i robi porządek. To stało się na Węgrzech, gdzie dzięki modlitwie powrócono do wartości. I to jest bardzo piękne – mówi ks. Sikorski.

Budapeszt w Teresinie

Węgierska akcja rozpoczęła się w 2006 r., gdy miejscowi biskupi uznali, że rządy socjalistów doprowadziły kraj nie tylko do upadku ekonomicznego, ale przede wszystkim duchowego. Nawiązali w ten sposób do słów prymasa Józsefa Mindszenty’ego (sprawował posługę w latach 1945–1974), który w latach 40. napisał, że z bolszewickiej nawałnicy kraj może uratować tylko modlitwa różańcowa. Określił też precyzyjnie, ile osób musi się modlić, żeby cel został osiągnięty: milion Węgrów.

We wrześniu 2011 r. prymas Węgier, kard. Péter Erdő mówił „Naszemu Dziennikowi”: „W pierwszych latach XXI w. nasze społeczeństwo znalazło się w złej kondycji. W momencie prawie beznadziejnym Konferencja Episkopatu zaproponowała wiernym modlitwę o duchową odnowę narodu. Wynikało to z przekonania, że wszystko to, co zewnętrzne – to znaczy materia – jest przekształcane przez ducha. Ta prawda dotyczy także życia wspólnot ludzkich. A zatem – jeśli uda nam się odnowić naszego ducha, znajdziemy również rozwiązanie wielu problemów materialnych. Rozpoczęliśmy na Węgrzech zbieranie deklaracji przystąpienia do modlitwy w intencji naszego narodu. Udało nam się zebrać liczbę podpisów odpowiadającą tej, o której marzył kardynał Mindszenty”.

 



Zapatrzeni w Budapeszt organizatorzy akcji z Teresina są zachwyceni: poparcie dla premiera Orbána, który „postawił się Brukseli” i dużo mówi o moralnej rewolucji, to znak, że po osiągnięciu wyznaczonej liczby uczestników krucjaty sprawy przybierają dobry obrót.

Na stronie internetowej polskiej inicjatywy roi się od pochwał dla Węgrów. Próżno tu szukać informacji o tym, że sytuacja gospodarcza tego kraju pod wieloma względami wygląda gorzej niż w czasie rządów socjalistów. I że działania partii premiera Orbána, mające na celu m.in. ograniczenie niezależności banku centralnego i urzędu ds. ochrony danych osobowych, doprowadziły do rozpoczęcia przez Unię Europejską procedury karnej wobec Budapesztu.

„Weźmy przykład z Węgrów. Przemiany, które podziwiamy w ich ojczyźnie, nie wydarzyły się same z siebie. ONI JE SOBIE WYMODLILI” – czytamy w książeczce, którą można pobrać ze strony internetowej krucjaty. I dalej: „Rok temu sądziliśmy, że to Katastrofa Smoleńska skłoniła Węgrów, aby w wyborach odsunęli socjalistów od władzy. Nie łudźmy się. W pewien niewielki sposób mogło to zaważyć, ale prawdziwą przyczyną jest przeoranie moralne narodu i nawrócenie dokonane dzięki Krucjacie Różańcowej”.

Od dołu

Trwająca obecnie w Polsce krucjata to, jak twierdzą organizatorzy, inicjatywa oddolna. Wszystko zrobili sami: wydrukowali ulotki, zaprojektowali stronę internetową. I postanowili: teraz na Jasną Górę. – To było oczywiste – tłumaczy Sawicki. – Bo krucjata powinna być dziełem narodu, a tam pielgrzymują wierni z całej Polski. Ponadto musi być dziełem Maryi, naszej Królowej.

W Teresinie mówią, że w Częstochowie spotkali się ze wspaniałym przyjęciem ze strony o. Bogumiła Schaba, odpowiedzialnego za Jasnogórską Rodzinę Różańcową. Od tej pory Jasnogórska Rodzina Różańcowa sprawuje duchową opiekę nad krucjatą.

Ale „oddolna” oznacza też – tocząca się wbrew woli biskupa. Już w listopadzie 2011 r. zaniepokojona politycznym wymiarem akcji warszawska kuria wydała komunikat, w którym informuje, że sekretariat „tzw. Krucjaty Różańcowej za Ojczyznę” działa bez jej upoważnienia. „Jeśli ktoś chciałby zadeklarować udział w akcji – czytamy w nim – powinien swoją deklarację zanieść do własnego księdza proboszcza”. Ten zaś powinien przekazać ją do kościoła oo. Paulinów w Warszawie, który zgodnie z życzeniem kurii, ma koordynować modlitwę.

Podobnie jak na Węgrzech, akcja nawiązuje do słów proroctwa, w polskim przypadku wypowiedzianego przez kard. Augusta Hlonda: „Polska nie zwycięży bronią, ale modlitwą, pokutą, wielką miłością bliźniego i różańcem”.

Do akcji przystąpiło (w ciągu dziewięciu miesięcy jej trwania) kilkunastu biskupów. Jakub Sawicki wylicza: – Kard. Józef Glemp, kard. Henryk Gulbinowicz, abp Wacław Depo, abp Andrzej Dzięga oraz biskupi: Kazimierz Górny, Grzegorz Kaszak, Jan Styrna, sześciu biskupów pomocniczych, dwóch biskupów seniorów...

Dołączyli też świeccy, m.in. Marek Kuchciński (wicemarszałek Sejmu z PiS), Ewa Błasik (wdowa po generale Andrzeju Błasiku), Grzegorz Bierecki (twórca i prezes SKOK-ów, senator) i poseł Jacek Sasin (były minister w Kancelarii Prezydenta Lecha Kaczyńskiego).

To nie ma być polityka...

Czy takie grono nie kojarzy się politycznie?

Sawicki: – Przypisywanie członkom krucjaty innych celów niż religijne, a zwłaszcza politycznych, jest nieuprawnione. Krucjata jest działaniem na płaszczyźnie duchowej. Konsekwencje społeczne czy polityczne, jeśli zaistnieją, będą kwestią osobistej duchowej przemiany i wolnych decyzji poszczególnych osób.

Ks. Małkowski mówi, że Kościół ma prawo i obowiązek oceniać politykę w kategoriach moralnych, może nie odłączać polityki od wiary: – Ma, oczywiście, zwracać się ku górze, ku sprawom wiecznym, ale obrona Polski, mimo iż ma w perspektywie wieczność, odnosi się przecież do naszej doczesnej ojczyzny. Takich akcji nie da się uwolnić od kontekstu politycznego – jeżeli polityka wyraża troskę o dobro każdego człowieka od poczęcia aż do naturalnej śmierci. Kto nie chce, aby sprawowali władzę ludzie wierni Bogu, ten promuje siłą rzeczy i dopuszcza do władzy ludzi Bogu niewiernych.

Ks. Sikorski: – O wartości trzeba się upominać, a politykę zostawić krzykaczom. Jeśli Kościół nie upomina się o wartości, zaprzecza samemu sobie.

Starczy benzyny?

Według ks. Małkowskiego, polska krucjata już zaczęła przynosić pierwsze owoce: widać oznaki przebudzenia ducha narodowego i nadziei. Wymienia wśród nich publiczne manifestacje w obronie Telewizji Trwam czy działalność ruchu „Solidarni 2010”. – Owszem, ruch rozwija się powolutku, nie tak, jak byśmy tego chcieli, ale jednak ciągle idziemy do przodu – mówi. I domyśla się, dlaczego do akcji włączyło się tylko 10 procent polskich biskupów: – Cóż, większość z nich zachowuje wobec krucjaty pewną rezerwę, uznając ją za sprawę polityczną.

Jakub Sawicki: – Na dzień 16 marca sekretariat krucjaty odnotował 83 359 zgłoszeń, w tym 61 628 zgłoszeń od osób, które złożyły deklaracje imienne oraz 21 731 zgłoszeń osób należących do grup i wspólnot.

 



Zdaniem ks. Sikorskiego, od samego początku w inicjatywę powinien się mocniej włączyć Episkopat. Przypuszcza jednak, że były obawy przed politycznym wykorzystaniem akcji. To jak jazda samochodem, mówi: – Jak wsiadam, to nie wiem, czy dojadę, czy nie. Ale przecież gdybym nie ryzykował, to bym całe życie siedział w domu. I tutaj też tak było: za dużo gdybania, czy starczy benzyny, co będzie, jak skręcę w prawo, a jak w lewo? A trzeba było wsiadać i jechać. Widać jednak, że biskupi mają pilniejsze rzeczy na głowie – śmieje się – choćby Komisję Majątkową i inne takie.

Bez kierownika

Jakub Sawicki deklaruje, że krucjata różańcowa nie tworzy nowych struktur: – Jest to ruch wszystkich, którym los Ojczyzny nie jest obojętny. Każdego, kto chce, zapraszamy, aby modlił się „dziesiątką” różańca codziennie w intencji Ojczyzny. Nie uzurpujemy sobie prawa do prowadzenia czegokolwiek. Nie czujemy się organizatorami, raczej swoistym sekretariatem, który chce jedynie policzyć modlących się.

Sekretariat zbiera imienne deklaracje przystąpienia do modlitwy, pobierane ze strony internetowej akcji. Nie prowadzi statystyk dotyczących regionów, z których napływają zgłoszenia. Inicjatywa, twierdzą organizatorzy, jest finansowana ze środków własnych (ulotki, biuletyn informacyjny, prowadzenie sekretariatu). Poza jednym wyjątkiem: akcją billboardową, która ruszyła 1 marca (w największych miastach Polski stanęło 200 olbrzymich plakatów z hasłem: „Maryjo, Królowo Polski, ratuj nas, bo giniemy!”). Jak ta kampania jest finansowana? Organizatorzy krucjaty nie chcą odpowiedzieć na to pytanie, mówią tylko: „Ona nie jest naszym dziełem”.

Jak ustalilśmy, średni tygodniowy koszt wynajęcia 200 billboardów wynosi w Polsce ponad 150 tys. zł.

Boją się słowa

Ks. Małkowski przyznaje, że słowo „krucjata” może budzić kontrowersje. Pamięta, jak jeden z hierarchów powiedział mu, że słowo kojarzy mu się z wojną, a w Polsce przecież żadnej wojny nie ma, tylko jest pokój i wolność. Ale Małkowski uważa inaczej: – Nie ma ani pokoju, ani wolności, więc słowo jest na miejscu.

Nazwa akcji budzi jednak obawy nie tylko u biskupów. Rezerwę wobec niej zachowują też wierni. Nawet ci, którzy od lat odmawiają różaniec – choćby osoby modlące się w parafialnych wspólnotach czy kółkach różańcowych. – Musimy przemyśleć, w jaki sposób i jaką drogą dotrzeć do tych grup i wspólnot, by zadeklarowały swój udział w całości – mówi ks. Małkowski.

Jakub Sawicki mówił „Frondzie”: „Pamiętam, jak ktoś najpierw zainteresował się sprawą, ale gdy zobaczył słowo »krucjata«, powiedział, że to złe określenie. Był jednak także i pan, który podszedł i powiedział: »Ja to bym z wami poszedł na taką zwykłą krucjatę, nie na modlitewną«”.

***
Strona internetowa, do której odsyłają rozwieszone w Polsce billboardy, wciąż podaje adres sekretariatu w Teresinie. Zapytaliśmy o to ks. dr. Henryka Małeckiego, moderatora wydziałów duszpasterskich warszawskiej kurii:

– Kuria zdecydowanie odcina się od sekretariatu w Teresinie. Na różańcu może się modlić każdy, w każdej dobrej i ważnej intencji. Jeśli ktoś odczuwa potrzebę zgłoszenia swojej modlitwy, może to zrobić w kościele oo. Paulinów przy ul. Długiej w Warszawie, wyznaczonym do tego celu przez kard. Nycza. Działania sekretariatu w Teresinie nie są uzgadniane ani z kurią, ani z biskupem. Akcja ma podtekst polityczny, z którym się absolutnie nie identyfikujemy – powiedział ks. Małecki.