Wyciszanie

Wiesława Lewandowska

publikacja 05.07.2012 10:16

Z prof. Romualdem Szeremietiewem rozmawia Wiesława Lewandowska

Niedziela 27/2012 Niedziela 27/2012

Wiesława Lewandowska: – Po tragicznej śmierci gen. Sławomira Petelickiego opublikował Pan Profesor specjalne oświadczenie, że jest Pan zdrowy, nie ma żadnych kłopotów natury osobistej lub finansowej i nie zamierza popełniać samobójstwa. Dlaczego?

prof. Romuald Szeremietiew: – To była moja bardzo osobista – wynikająca z własnych doświadczeń – odpowiedź na komentarze pojawiające się po tym tragicznym i tajemniczym zdarzeniu. Przyznaję, że jestem bardzo poruszony i trudno mi uwierzyć, że ktoś taki jak on wszedł do garażu po wodę i po prostu się zastrzelił. To zupełnie nie pasuje do Petelickiego...

– Dlaczego nie pasuje?

– Dlatego, że znając dość dobrze jego sytuację rodzinną, wiem, jak bardzo był zapatrzony w swoją żonę, jak bardzo był dumny ze swoich dzieci... Jestem pewien, że nie zdecydowałby się ot tak odejść – bez słowa, nie zostawiając najbliższym żadnego listu, nie wyjaśniając niczego.

– W mediach pojawiły się najrozmaitsze spekulacje, uzasadniające ewentualność samobójstwa, np. choroba Alzheimera, depresja...

– To doszukiwanie się uzasadnień i wytłumaczeń samobójstwa za wszelką cenę jest po prostu nieprzyzwoite... Człowiek, który dowodził jednostką specjalną, był nie tylko przeszkolonym dowódcą komandosów, a jeszcze dawniej pracował w wywiadzie, który całe życie musiał działać w warunkach ekstremalnych, pokonywać stres, nie zabija się sam, tak po prostu... Trudno mi naprawdę uwierzyć w to „samobójstwo”, stąd też i moje oświadczenie.

– Pana oświadczenie jest sygnałem, że czuje się Pan w jakiś sposób zagrożony?

– Jakkolwiek dziwne by się to komuś wydało, odwołuję się do tego, co mnie w życiu spotkało. W 2000 r. zgłosili się do mnie oficerowie WSI z informacją, że został powołany tajny zespół pod kierownictwem zastępcy szefa WSI ds. kontrwywiadu – płk. Kazimierza Mochola. Zespół ten miał za zadanie przygotować warunki do pozbawienia mnie stanowiska i odsunięcia od przetargów na zakup broni dla polskiej armii. Wtedy zlekceważyłem ostrzeżenie, nie potraktowałem go poważnie. I od lipca 2001 r. przez następne

9 lat chodziłem po prokuraturach i sądach, zanim zostałem uniewinniony.

– Faktem jest, że skutecznie Pana odsunięto, pozbawiono wpływu na bieg spraw w polskiej armii, ale nie uciszono...

– Ciąg dalszy był taki, że gdy już zapadły wyroki uniewinniające, zgłosił się do mnie ktoś dla mnie bardzo wiarygodny z informacją, że w pewnej grupie rozważano, czy po uniewinnieniu nie będę „szczekał” i – czy nie należałoby mnie uciszyć na zawsze.

– Kiedy to było?

– Ponad rok temu. Ten mój rozmówca nie wiedział, czy taka decyzja zapadła, czy nie.

– Przestraszył się Pan?

– Strach o życie zostawiłem za sobą dawno, gdy w PRL zacząłem działalność niezależną. A w tej sprawie postanowiłem podjąć pewne działania. Nie mogłem zawiadomić prokuratury, bowiem osoba, która mi tę informację przekazała, w obawie o własne bezpieczeństwo, nie potwierdziłaby jej. Nie zdecydowałem się na publiczne ogłoszenie tej sprawy, bo byłbym potraktowany jako ktoś cierpiący na manię prześladowczą. Napisałem więc notatkę z opisem sytuacji, poprosiłem adwokata o potwierdzenie, że jestem jej autorem i zdeponowałem notatkę w bezpiecznym miejscu z dyspozycją upublicznienia, „gdyby coś mi się przydarzyło”...

– Dlaczego teraz, wydając oświadczenie, zdecydował się Pan jednak uchylić rąbka tajemnicy?

– Być może gen. Sławomir Petelicki nie zginął śmiercią samobójczą, więc zakładając, że prawdziwie informowano mnie o zamiarach dotyczących mojej osoby, uznałem, że teraz powinienem wykonać taki gest, aby ci, którzy coś planowali, wiedzieli, że ja o tym też wiem. I tyle.

– A nie jest to też rodzaj asekuracji, jakiś glejt na poczucie bezpieczeństwa?

– Takie oświadczenie, oczywiście, nie gwarantuje żadnego bezpieczeństwa. Trochę jednak utrudnia wykonanie zadania potencjalnym zamachowcom. Niestety, sposobów na pozbycie się kogoś niewygodnego jest bez liku. Od wsypania promieniotwórczego polonu do herbaty

(Litwinienko), przez wypadek samochodowy (Karp), jakiś sznur (Lepper), po strzał w głowę. A więc złudzeń żadnych nie może być.

– Czy w Polsce – jak mówi Antoni Macierewicz – grasuje „masowy samobójca”?

– Rzeczywiście, coś jest na rzeczy. Pamiętamy wszyscy dziwną śmierć samobójczą Andrzeja Leppera, ale już niewiele osób wie, że w tym samym, niedługim okresie odeszło ze świata żywych w dziwnych okolicznościach jeszcze kilka osób z jego otoczenia. Mamy w Polsce sporo zaskakujących zejść, nawet w dobrze strzeżonych więzieniach, gdzie wieszają się świadkowie zeznający w ważnych procesach. Wydaje się, że niewyjaśnionych do końca nieszczęśliwych wypadków osób dysponujących specjalną wiedzą w ważnych sprawach mamy coraz więcej...

– Chodzi o ich uciszanie, bo komuś przeszkadzają? Komu i dlaczego mógł przeszkadzać

gen. Petelicki?

– Nie zamierzam na ten temat spekulować... Rozmawiałem z Petelickim przed miesiącem, nic nie wskazywało, by miał jakieś kłopoty, przeciwnie – był pełen optymizmu, mówił mi, że aktywnie zabiega o stworzenie firmy, która zapewniłaby pracę byłym komandosom Grom-u. Czuł się za nich odpowiedzialny.

– Co więc, Pana zdaniem, mogłoby być powodem ewentualnego zabójstwa?

– Analizując jego biografię, być może dałoby się znaleźć kilka takich spraw, ale – powtarzam – to tylko spekulacje i naprawdę nie warto się w nie zagłębiać. Generał traktował sprawy państwa jako bardzo ważne – chciał być państwowcem. Z szacunkiem traktowałem tę jego postawę i zachowanie. Był też jednym z tych, którzy wierzyli w moją niewinność, gdy wielu mnie opuściło... On mówił publicznie, że zostałem wyeliminowany właśnie za to, że chciałem zrobić to, co było potrzebne i dobre dla wojska. Wiem też, że ogromnym przeżyciem była dla niego katastrofa smoleńska...

– Niektórzy właśnie z tym, co na ten temat wiedział i mówił, wiążą jego nagłą śmierć...

– To są znów tylko spekulacje. Nie brnijmy w nie teraz.

– Czy można mieć nadzieję, że kiedyś dowiemy się prawdy na temat tej śmierci?

– Miejmy nadzieję, że prokuratura będzie w stanie cokolwiek wyjaśnić. Można mieć jednak wątpliwości, skoro z góry zakłada się wersję samobójstwa.

– Główne media wersję zabójstwa uważają za niepoprawną politycznie.

– We wszystkich takich sprawach „ktoś” nam narzuca, co się stało, tak jak w przypadku katastrofy smoleńskiej, gdzie zanim cokolwiek zbadano, już była opinia, że zawinili piloci... Ktoś to ludziom podpowiada – w jakim celu?

– A ludzie śmieją się z oszołomów oraz teorii spiskowych.

– Podobno diabeł najbardziej cieszy się, gdy uda mu się wmówić człowiekowi, że go nie ma. Tak też jest ze spiskami – nie ulega wątpliwości, że one istnieją. Działają całe instytucje państwowe, które zajmują się spiskowaniem – to są m.in. różnego rodzaju tajne służby. A czymże jest przestępczość zorganizowana, jeśli nie spiskiem? Istnieją zatem także i jacyś spiskowcy. Wmawianie, że ich nie ma, to stwarzanie spiskowcom warunków do działania. W interesie spiskowców jest wmówienie nam, że spisków nie ma.

– Nie ma ich, gdy dobrze funkcjonujące państwo potrafi je skutecznie ukrócić.

– Dobrze funkcjonujące państwo tak, ale państwo polskie jest dziś areną zmagań sprzecznych interesów politycznych, przedmiotem gry między światowymi mocarstwami, które mają swoje plany i swoje ekspozytury. W każdym opracowaniu dotyczącym tajnych służb podkreśla się znaczenie tzw. agentów wpływu, którzy kształtują opinie, wpływają na decyzje polityczne władz danego państwa. Być może także te „samobójstwa”, a przynajmniej niektóre z nich, znalazły się w czyimś planie działania, w orbicie jakichś obcych interesów.

– Tymczasem w Polsce problemem jest to, że państwo nie potrafi zapewnić bezpieczeństwa ani byłym wojskowym, ani odsuniętym na margines członkom własnych służb specjalnych. Czy dużo przesady jest w publicystycznym stwierdzeniu, że każdy, kto posiada „specjalną wiedzę”, może czuć się w jakiś sposób zagrożony?

– Może nie każdy, ale cała ta sytuacja jest wysoce niepokojąca. Normalne państwo stara się takich ludzi ochraniać w dobrze pojętym własnym interesie i wykorzystywać tę ich wiedzę. A u nas sytuacja jest często taka, że państwo tych ludzi „wypluwa”, bo po prostu mu zawadzają. Zupełnie nie bierze się pod uwagę tego, że człowiek mający jakąś cenną wiedzę, znalazłszy się w trudnej życiowo sytuacji, może ją spożytkować w sposób wręcz niekorzystny dla państwa. Może być nawet i tak, że ci odrzuceni zasilą wiedzą i umiejętnościami świat przestępczy.

– A w optymistycznym wariancie ta wiedza się po prostu marnuje?

– Tak, to wiem na własnym przykładzie. Zajmując przez kilka lat stanowisko w MON, odpowiadałem także za tajne sprawy w kwestii modernizacji armii, a poza tym byłem też narodowym dyrektorem ds. uzbrojenia w NATO. Uczestniczyłem więc w tajnych posiedzeniach dotyczących np. nowych systemów uzbrojenia, procesów badawczych Sojuszu itp. Miałem zatem wiedzę unikalną i cenną dla państwa. Cóż z tego, skoro ludzie kierujący państwem nie widzą potrzeby zagospodarowania ludzi takich jak ja.

– I po prostu wyciszono Pana...

– W dobie Internetu nie da się człowiekowi zamknąć ust, ale można go przemilczać i ignorować. Po moim oświadczeniu rozdzwoniły się telefony i wiele redakcji chce moich opinii na te „zamachowe” tematy. Tymczasem od lat publikuję teksty o stanie armii i obronności państwa i na ogół nie wzbudzały one większego zainteresowania. Teraz dowiaduję się, że swoim oświadczeniem chcę powrócić na scenę, tak jakbym dotąd milczał. Z drugiej jednak strony wolę przypominać o sobie właśnie przez to specjalne oświadczenie, że nie zamierzam zostać samobójcą, niż w taki sposób, jak to się stało w przypadku gen. Sławomira Petelickiego.