Biali bracia Indian

Rozmowa z prof. dr. hab. n. med. Zdzisławem Janem Rynem i Markiem Lubińskim

publikacja 11.09.2012 11:17

Z prof. dr. hab. n. med. Zdzisławem Janem Rynem, byłym ambasadorem w Chile, Boliwii i Argentynie, autorem książki „Medycyna indiańska”, oraz Markiem Lubińskim, prezesem Instytutu Uncaria – o przygotowaniach do VIII Kongresu Medycyny Tradycyjnej w stolicy Peru – Limie, dedykowanego jednemu z najsławniejszych badaczy właściwości leczniczych flory amazońsko-andyjskiej, salezjaninowi o. Edmundowi Szelidze – rozmawia Anna Cichobłazińska

Niedziela 37/2012 Niedziela 37/2012

 

Anna Cichobłazińska: – Panie Profesorze, tradycyjna medycyna staje się coraz modniejsza, całymi garściami czerpie z niej medycyna naukowa, medycyna estetyczna, medycyna sportowa, ale też dietetyka, kosmetologia i wiele innych nauk. Skąd to nagłe zainteresowanie tradycyjnymi sposobami leczenia, czyżbyśmy się zawiedli na osiągnięciach współczesnej medycyny?

Prof. Zdzisław J. Ryn: – Na kontynencie Ameryki Południowej, a szerzej Łacińskiej, bo chodzi tu również o Meksyk i Amerykę Środkową, do dziś żyją miliony ludzi, którzy nie widzieli na oczy lekarza, gdzie „leczeniem” zajmują się jedynie curanderos – uzdrawiacze. Ta sztuka uzdrawiania nie jest oparta na wiedzy naukowej, znajomości fizjologii, anatomii, skomplikowanych procesów, jakie zachodzą wewnątrz organizmu ludzkiego, ale na wielowiekowym doświadczeniu przekazywanym przez tysiące pokoleń. Staramy się budować pomost między medycyną naukową, racjonalną, a ich ogromnym doświadczeniem wynikającym z obserwacji, ale też prób stosowania rozmaitych środków w celu leczenia oraz z popełnionych błędów.

– Czy Pan Profesor nie boi się oskarżeń o szamanizm?

– Od dawna świat medyczny wie, że głównym zasobem środków leczniczych jest przyroda, przede wszystkim zioła lecznicze. Ok. 400 podstawowych leków, jakie stosujemy w nowoczesnej medycynie, to leki, na które zwrócili uwagę pierwotni curanderos. Oni korzystali z zasobów natury, a my, opierając się na analizie chemicznej, biochemicznej czy farmakodynamicznej, syntetyzujemy te środki. Jednak pierwotnie wzięły się one z natury. Mieszkańcy Ameryki Łacińskiej mają przeświadczenie, że są cząstką kosmosu, oni znacznie wcześniej niż my uświadomili sobie, że cały wszechświat zbudowany jest z tych samych pierwiastków. To, co jest odkryciem współczesnej nauki, oni wiedzieli intuicyjnie od tysięcy lat. W naturze jest wszystko, co potrzebne jest człowiekowi do odżywiania, do reprodukcji, ale również do leczenia.

– Wydaje się jednak, że sztuka leczenia rdzennej ludności Ameryki Łacińskiej została przez wieki zaniechana, choć w czasach konkwisty i później czerpano z niej pełnymi garściami.

Marek Lubiński: – To prawda. W pamiętnikach zakonników, którzy dotarli z Francisco Pizarro do krainy Inków, zauważa się wiele informacji na temat ziołolecznictwa. Lecznicze zioła poznawano, klasyfikowano i wywożono do Hiszpanii, gdzie znalazły zastosowanie w medycynie. Ale te doświadczenia zostały w następnych latach zaprzepaszczone. Ameryka Łacińska fascynowała zdobywców innymi walorami: bogactwem przyrody, minerałów, złota. Indianie stali się ważni ze względu na wiedzę, gdzie znajduje się złoto, a nie jak leczyć choroby. Wartość zdrowia nie była wówczas w cenie, a cenny kruszec – owszem. Gdy Europejczycy towarzyszący Kolumbowi dotarli do Ameryki, słali do króla Hiszpanii informację, by nie przysyłał lekarzy, że jest na miejscu wielu uzdrawiaczy, którzy świetnie sobie radzą z chorobami, a nawet istnieją struktury szpitalne, zapewniające całodobową opiekę nad chorym. Pierwsi botanicy, którzy przypłynęli do Meksyku, korzystając z doświadczenia miejscowych curanderos, napisali wielotomowe księgi o roślinach leczniczych. Część tych roślin przetransportowano i zaaklimatyzowano w europejskich warunkach. Następowała wymiana. Z Europy transportowano do Ameryki wiedzę, a z Ameryki – lecznicze rośliny. Rozpoczął się proces synkretyzmu, mądrość Indian zaczęła się zazębiać z ówczesną wiedzą europejską. Niestety, niewiele z tego zjawiska pozostało do dziś.

Prof. Zdzisław J. Ryn: – Obserwuję to z własnego podwórka. Żaden uniwersytet, w tym mój rodzimy, Collegium Medicum Uniwersytetu Jagiellońskiego, nie ma w programie przedmiotu „medycyna tradycyjna”. Jedyne, co na ten temat dowiaduje się student medycyny, zawarte jest w przedmiocie „historia i filozofia medycyny”, gdzie podawane są informacje na temat medycyny chińskiej, tybetańskiej, hinduskiej czy nawet medycyny Aborygenów, ale ani słowa nie ma na temat całego bogactwa medycyny tradycyjnej ludów Ameryki Łacińskiej.

– Z czego to wynika? Z mody?

– Z odległości. Tybet i Chiny czy Indie to ten sam kontynent, Ameryka Łacińska to już koniec świata, a Wyspa Wielkanocna to nawet poza końcem świata. Zainteresowałem się medycyną tradycyjną w czasie 14-miesięcznej ekspedycji wysokogórskiej w Kordylierach Andyjskich w latach 1973-74. Obserwowałem wówczas, jak funkcjonuje zetknięcie się medycyny naturalnej z nowoczesną. Owocem 14 lat, jakie spędziłem w Ameryce Południowej, stała się książka „Medycyna indiańska”. Chciałem pokazać światu medycznemu, z jakich korzeni wyrasta medycyna współczesna. Także w mojej dziedzinie etnopsychiatrii, zajmującej się klasyfikacją, opisem zaburzeń psychicznych w różnych kulturach, w tym przypadku w kulturach latynoamerykańskich, gdzie tubylcy stworzyli własną klasyfikację chorób psychicznych i własne sposoby leczenia tych zaburzeń, nieodpowiadające naszej mentalności, np. omamy wzrokowe czy słuchowe, które traktujemy jako głęboką patologię, dla Indian są atrybutem wyróżniającym w społeczności.

To są różnice kulturowe wynikające z odmiennej mentalności, kosmowizji, a także definicji zdrowia i choroby. W badaniach naukowych dochodzimy do prawd, które Indianie znają od czasów prekolumbijskich. W ich rozumieniu zdrowie to rodzaj harmonii z samym sobą, z najbliższym otoczeniem, strukturą rodzinną, sąsiedzką, szczepową, klanową, a wreszcie z przyrodą. Zdrowie to również równowaga między człowiekiem a istotami nadprzyrodzonymi.

 

 

 

– Tyle nauka, a co na temat medycyny tradycyjnej powie praktyk? Pan zajmuje się ziołami Ameryki Południowej u źródeł... W jaki sposób pozyskiwane są zioła amazońskie i andyjskie?

Marek Lubiński: – W tej chwili powstają pierwsze uprawy, ale to nie do końca się sprawdza, ponieważ badania i studia nad ziołami potwierdzają tezę, że największą moc leczniczą, najlepsze właściwości mają zioła, które rosną w swoim naturalnym środowisku. Tam, walcząc agresywnie z innymi roślinami o przetrwanie, wytwarzają pod wpływem stresu substancje mające właściwości lecznicze. Jeżeli zakłada się plantację, przesadza roślinę w inne środowisko, to jej wartość lecznicza obniża się. W jaki sposób pozyskujemy zioła? Najbardziej znana roślina – vilcacora (łac. „uncaria tomentosa”, nazwa hiszpańska „uña de gato”, czyli koci pazur) – znajdujemy miejsce, w którym ona rośnie, i nie zakładamy plantacji, tylko pomagamy jej rosnąć w naturalnym środowisku. Dbają o to miejscowi Indianie. Firma, która zajmuje się komercjalizacją ziół leczniczych, ma kontakty z wieloma wioskami indiańskimi w Andach i Amazonii i kontraktuje na początku sezonu ilość surowca. Zakłada punkty skupu, do których Indianie przynoszą zebrane zioła, za co dostają pieniądze. Następnie zioła są suszone w odpowiednich warunkach.

– Jest Pan przedstawiany jako spadkobierca o. Szeligi. Jak to rozumieć?

Marek Lubiński: – 10 lat współpracy z o. Edmundem Szeligą w Peru spowodowało, że siłą rzeczy przejąłem od niego wiedzę na temat ziołolecznictwa, którą on nabył od Indian. O. Szeliga zawsze podkreślał potrzebę dbania o wysoką jakość ziół, które dostarcza się ludziom. Staram się być wierny temu przesłaniu. Potrzebne są duża wiedza, znajomość terenu oraz kontakty, aby pozyskiwać surowiec autentyczny, dobrej jakości. O. Szeliga, znając miejscowe warunki, starał się uchronić potencjalnych pacjentów przed szarlatanami, oszustami, dlatego założył w Limie Instytut Fitoterapii Andyjskiej i Amazońskiej – Instituto Peruano de Investigación Fitoterápica Andina (IPIFA). W 1999 r. wspólnie ze mną założył Instytut Uncaria, którego zadaniem było przybliżenie wartości leczniczych ziół andyjskich Polakom rozproszonym po całym świecie.

– Panowie są wyjątkowo wyróżnieni przez społeczności tubylcze Ameryki Południowej...

Prof. Zdzisław J. Ryn: – Należymy do nielicznego grona osób, które pozyskały zaufanie Indian do tego stopnia, że przyjęto nas podczas rytualnej ceremonii jako białych braci. Pan Marek jest Białym Bratem Indian Ashanica w Peru, a ja Białym Bratem Indian Mapuche, czyli Araukanów na południu Chile. Podstawą tego wyróżnienia było nasze autentyczne zainteresowanie Indianami. Nie chcieliśmy od nich niczego poza zainteresowaniem i wiedzą. Indianie mają poczucie, że biały człowiek jest złodziejem, bo powykradał najpiękniejsze zabytki Indian i zniszczył ich środowisko naturalne, bo eksploatuje najcenniejsze złoża naturalne. Gdy przelatuje się nad Chile, to widać, jak bardzo okaleczona jest matka ziemia przez kopalnie odkrywkowe. Jak niszczone są płuca świata – lasy amazońskie. W ostatnich latach tempo niszczenia uległo przyspieszeniu, bo zostały odkryte pokłady złota i ropy naftowej. Wycinana jest dżungla w poszukiwaniu złota i z powodu cennych gatunków drzew. Na wycięte obszary wchodzą kartele narkotykowe z nielegalnymi plantacjami liści koki do produkcji kokainy.

– Panowie będą brać czynny udział w VIII Światowym Kongresie Medycyny Tradycyjnej w Limie. Jakie są tradycje Kongresu?

Prof. Zdzisław J. Ryn: – Kongresy medycyny tradycyjnej odbywają się w kilku krajach. Jednym z pionierów badań medycyny tradycyjnej był prof. Fernando Cabieses Molina, autor kilkudziesięciu prac naukowych. Badał medycynę prekolumbijską zapisaną m.in. w ceramice. Szeroki rozgłos uzyskał album ceramiki erotycznej („huacos eróticos”), w której utrwalono przedkolumbijską wiedzę o psychopatologii życia seksualnego. Znalazła się grupa lekarzy humanistów, którzy docenili znaczenie kulturowe, cywilizacyjne, a także medyczne okresu prekolumbijskiego. Zwrócili oni uwagę świata naukowego na bogactwo wiedzy prekolumbijskiej. I tak zrodził się pomysł organizowania kongresów medycyny tradycyjnej. Uczestniczą w nich naukowcy i praktycy – lekarze i curanderos, uprawiający dawne praktyki uzdrawiania.

– Ten kongres będzie dedykowany o. Edmundowi Szelidze SDB.

Prof. Zdzisław J. Ryn: – To, co zrobił o. Szeliga w Peru, zasługuje na wyróżnienie i upamiętnienie. Ogromny zakres prac badawczych nad właściwościami leczniczymi ziół amazońskich i andyjskich przeprowadził nie lekarz, lecz polski zakonnik, który udał się do Indian jako misjonarz. Na kongres przybędzie m.in. prof. Iwona Wawer, farmaceuta z Uniwersytetu Warszawskiego, znana w świecie osób zajmujących się ziołolecznictwem. Udało się pozyskać życzliwość Jerzego Majcherczyka – prezesa Polsko-Amerykańskiego Klubu Podróżników w Nowym Jorku, odkrywcy Kanionu Colca w Peru, który przybędzie wraz z grupą Polonii amerykańskiej, naukowcami i biznesmenami. Kongres będzie kolejnym przykładem współpracy naukowej w relacjach polsko-peruwiańskich, mającej już wieloletnią tradycję.

Z uwagi na dedykację kongresu o. Szelidze wygłosimy tam dwa referaty. Ja przypomnę życie i dzieło o. Szeligi, a Marek Lubiński podzieli się refleksją o osobistych kontaktach z Ojcem i przypomni testament, którego głównym punktem jest życzenie o. Szeligi, by bogactwo „największej apteki świata”, jaką jest Amazonia, trafiło także do Polaków, jego rodaków.

VIII Światowy Kongres Medycyny Tradycyjnej w Limie odbędzie się w dniach 13-15 września 2012 r. w audytorium Colegio Quimico Farmacéutico del Peru w Limie. Informacje i zgłoszenia udziału: e-mail: cimt2505@gmail.com.