Rola mediów w kontekście osobowego rozwoju człowieka

ks. Bogdan Czupryn

publikacja 17.10.2012 22:46

O ogromnej roli mediów nie trzeba nikogo przekonywać. Ich wpływ na kształtowanie postaw, zwłaszcza młodego pokolenia, nie podlega dyskusji, a wraz z rozwojem nowych technik komunikowania staje się coraz większy. W tej sytuacji pytanie o służebną rolę mediów wobec człowieka nabiera szczególnego znaczenia. Trzeba zatem rozstrzygnąć, w jaki sposób media powinny realizować swoją misję, aby faktycznie tworzyły, czy też współtworzyły klimat przyjazny osobowemu rozwojowi.

Cywilizacja 39/2012 Cywilizacja 39/2012

 

Zanim na to pytanie odpowiemy, musimy uświadomić sobie, że media spełniają różne funkcje. Jedne bawią, inne informują, jeszcze inne zastępują – poniekąd – życie towarzyskie. Jak zatem określić ich zadania wobec człowieka? Czy wobec wszystkich mamy stosować tę samą miarę? Czy przyjmowane powszechnie kryterium poziomu oglądalności należy uznać za wystarczające? Powyższe wątpliwości każą rozpocząć od rozważań nad sposobem oceny mediów. W dalszej kolejności należy przypomnieć istotne wymiary właściwego człowiekowi osobowego rozwoju, by w tym kontekście sformułować – na zakończenie – kilka podstawowych zasad, którymi media winny się kierować, jeżeli chcą autentycznie wspomagać człowieka.

Problem oceny roli mediów

Wbrew pozorom jednoznaczne określenie roli mediów w życiu człowieka nie należy do zadań łatwych. Istnieją przecież różne media i różne też, szczegółowe, funkcje realizują. Jedne bawią, inne informują, jeszcze inne wspomagają, czy wręcz – w skrajnych przypadkach – zastępują życie społeczne. To prawda, że można całość rozważań skwitować prostym stwierdzeniem: media mają pomagać człowiekowi, czy też nieco innym: media są dla ludzi. Nie trzeba nikogo przekonywać, że tak ogólne sformułowanie niczego praktycznie nie rozstrzyga. Od razu bowiem pojawia się pytanie, na czym powinna polegać wspomniana wcześniej pomoc, oraz w jaki sposób winna być realizowana przez poszczególne media. Już bardzo powierzchowny namysł nad mediami pozwala zauważyć, że nieco inaczej pomagają media, które proponują różnego typu rozrywkę, niż te, które przekazują istotne dla organizacji życia społecznego informacje. A trzeba jeszcze zauważyć i te media elektroniczne, które ułatwiają kontakty osobiste i spełniają ważne funkcje praktyczne choćby w życiu rodziny. Czy do tych ostatnich należy stosować te same zasady, co do publicznych mediów informacyjnych?  Oczywiście, wszelkiego typu media powinny pomagać człowiekowi w osiąganiu różnych celów, ale to nie oznacza, że wszystkie mają w tym względzie takie samo znaczenie; inne oczekiwania żywimy wobec mediów informacyjnych, nieco inne wobec – powiedzmy ogólnie – rozrywkowych. Z powyższych rozważań wyłania się kluczowe dla refleksji nad mediami pytanie o charakter świadczonej przez nie pomocy. Skądinąd proste pytanie: co to znaczy pomagać? zmusza jednak do głębszego namysłu.

Obserwując funkcjonowanie mediów, nie sposób nie zauważyć różnych form konkretnej pomocy. Przekazywane przez radio czy telewizję informacje ostrzegają przed konkretnymi zagrożeniami, zachęcają do określonych działań, np. gospodarczych, czy wreszcie pokazują metody skutecznej troski o zdrowie. To wszystko stanowi pomoc. Widzimy również inne działania, nieco mniej chwalebne. W niniejszych rozważaniach nie będziemy się nimi zbyt szeroko zajmować, bo chodzi nam zasadniczo o ukazanie pozytywnej roli mediów, zatem koncentrujemy się bardziej na tym, co powinno być, niż na tym, czego należy unikać; zresztą, warto przy okazji przypomnieć, że jasno określona pozytywna perspektywa pozwala bez trudu identyfikować to, co negatywne, czego po prostu być nie powinno. Mając świadomość pozytywnej roli mediów pytamy zatem, czy te formy pomocy, które wyżej zostały przedstawione, wyczerpują jej całość. To znaczy, czy media powinny zaspokajać jedynie konkretne potrzeby, czy też wspierać człowieka bardziej całościowo, czyli wspomagać właściwy mu rozwój? Ten problem pojawia się od czasu do czasu w dyskusji nad mediami, zwłaszcza w kontekście zagadnienia misji, jaką winny realizować media publiczne. Ciekawe, że ta sprawa powraca najczęściej przy okazji debaty na wysokością i sposobem ściągania abonamentu. Szkoda, że nie częściej. Warto bowiem uświadomić sobie, na czym powinna polegać wspomniana wcześniej misja. Czy chodzi w niej jedynie o promocję niekomercyjnych dzieł kultury artystycznej, czy raczej o coś więcej. Sprawa oczywiście domaga się bardziej rozległych analiz, niemniej jedno trzeba podkreślić z całą mocą: właściwie rozumiana misja polega na wspomaganiu całościowo ujętego rozwoju człowieka. Skoro tak, to misyjność powinna ogarniać całość mediów, niezależnie od tego, jakie konkretne funkcje pełnią. Dotyczy to wszystkich mediów obecnych w przestrzeni społecznej. Nie ma zatem żadnego głębszego uzasadnienia dla stwierdzenia, że media prywatne nie powinny realizować wspomnianej misji a jedynie media publiczne i to też tylko wtedy, gdy będą miały na to pieniądze. W gruncie rzeczy misja to nie tylko konkretny program, czy cykl audycji – oczywiście również – ale to przede wszystkim sposób kontaktu z odbiorcą. To zawarta w tym promocja takich postaw i wartości, dzięki którym powstaje klimat przyjazny człowiekowi.

Tak rozumiana medialna pomoc dla człowieka różnie jest realizowana przez poszczególne rodzaje mediów, co do tego nie ma wątpliwości. Szczególne zadanie spełniają media informacyjne. One bowiem – niejako ze swojej natury – mają informować o obiektywnym świecie, zwłaszcza o rzeczywistych zachowaniach innych. Człowiek z kolei potrzebuje odniesienia do obiektywnej rzeczywistości, aby mógł skutecznie kształtować właściwy sobie rozwój osobowy. Choćby z tej racji rola mediów w rozwoju człowieka jawi się jako wyjątkowa. Obok tego trzeba zauważyć charakter ich wpływu na naszą codzienność, w tym zakres oddziaływania. Nieomal na stałe z nich korzystamy. Dzięki nim wiemy, co się dzieje nie tylko wokół w nas, ale również w najdalszych zakątkach świata. Poznajemy konkretne zdarzenia, ale też poznajemy konkretne zachowania konkretnych ludzi. Ci ostatni pojawiają się w polu naszej świadomości. Prowokują oceny, wprowadzają dobry nastrój, a nierzadko wywołują skrajne emocje. W ten sposób nasz świat zostaje poszerzony o medialną obecność innych ludzi. Oczywiście powoduje to różne skutki, tak dla życia indywidualnego jak i społecznego. Biorąc to wszystko pod uwagę mamy prawo powiedzieć, że oddziaływanie mediów informacyjnych ma charakter podstawowy i stały. Z tych też racji ich wpływ na kształtowanie klimatu egzystencji jest nieporównywalny do innych form medialnego przekazu, dlatego też opisany wyżej postulat misyjności w sposób szczególny winien być przez nie podejmowany.

 

 

Podkreślając rolę mediów informacyjnych nie umniejszamy roli innych, choćby tych, które proponują różnego typu rozrywkę czy przedstawiają osiągnięcia artystyczne. Nie sposób nie docenić ich wpływu. Filmy czy programy rozrywkowe również kształtują obraz rzeczywistości, zachęcają do określonych zachowań i konsekwentnie tworzą – jeśli można tak powiedzieć – klimat rozwoju. Jednak w ich wypadku mamy do czynienia z oddziaływaniem wtórnym. W miarę dojrzały i choć trochę rozgarnięty człowiek potrafi bez trudu rozróżnić fikcję fabuły filmowej od rzeczywistości. Zresztą konwencja tego typu przekazu jest dość czytelna. Nadawcy lub twórcy wyraźnie deklarują, że dzielą się własnymi wizjami, czy przemyśleniami; chcą pokazać swoje widzenie świata. Obszarem zainteresowania tego typu mediów byłby zatem świat ludzkich myśli czy wizji. Jego poznanie bywa  ciekawe i w wielu wypadkach również inspirujące. Nie zastępuje ono jednak, a przynajmniej nie powinno, prezentacji faktycznego stanu. Dlatego też bardziej podstawowy i zarazem bardziej brzemienny wpływ na człowieka mają te media, które deklarują, że prezentują rzeczywistość, taką jaka ona jest. Wobec mediów informacyjnych stawiamy zatem przytoczone już wcześniej pytanie, w jaki sposób powinny realizować swoją misję, aby skutecznie pomagać człowiekowi?

Podejmując ten problem warto zastanowić się na tym, czy istnieje w ogóle jakieś obiektywne kryterium pozwalające ocenić kondycję mediów. Na co dzień przecież spotykamy się z rozmaitymi ocenami różnych programów, czy wydawców. Mówimy o tendencyjnej prezentacji, o przesadnym eksponowaniu tych, czy innych postaci choćby ze świata polityki. To wszystko są subiektywne oceny. Czy istnieje jednak bardziej obiektywna miara?

Wydaje się, że taką funkcję spełnia coraz powszechniej kryterium poziomu oglądalności, czy też szerzej: zakres odbiorców. Mechanizm tego kryterium jest bardzo prosty: im więcej ludzi korzysta z konkretnego medium, tym większe jego znaczenie, co przekłada się z reguły na konkretne profity finansowe. Czy to kryterium pozwala ocenić pozytywny wpływ mediów informacyjnych na rozwój człowieka? Można odpowiedzieć, że w jakiejś mierze tak, bo skoro ludzie słuchają tej czy innej rozgłośni to oznacza, że spełnia ich oczekiwania, a więc zaspokaja przynajmniej niektóre ich potrzeby czyli pomaga w życiu. Trudno odmówić słuszności takiemu rozumowaniu. Powstaje jednak problem, czy spełniać konkretne oczekiwania, to tyle samo, co wspomagać całościowo ujęty rozwój? Czy media, które przekazują pikantne szczegóły z życia możnych tego świata – zwłaszcza tzw. celebrytów – i czynią to w sposób ekstrawagancki, faktycznie pomagają człowiekowi stawać się bardziej osobą? Czy takich informacji o innych rzeczywiście potrzebujemy dla własnego rozwoju?

Obok tego trzeba zauważyć, iż bezwzględne zabieganie o odbiorcę (widza, słuchacza) przekłada się w oczywisty sposób na jakość i zakres informacji. Mówi się w tym miejscu o komercjalizacji. Informacja ma być krótka, przekazana w interesujący sposób, najlepiej z lekkim odcieniem sensacyjności. Przy tym informacji ma być jak najwięcej i powinny być możliwie najszybciej przekazywane. To wszystko powoduje, że informowanie o innych jest coraz bardziej fragmentaryczne i coraz mniej – jeżeli można tak powiedzieć – odtwórcze, a coraz powszechniejsza twórczość informacyjna staje się w swej krańcowej postaci po prostu fikcją. Mamy do czynienia z ciekawym paradoksem: media informujące o rzeczywistości kształtują fikcyjny jej obraz. Taka sytuacja w sposób oczywisty nie służy człowiekowi, który potrzebuje odniesienia do obiektywnej rzeczywistości, który nie chce żyć w fikcyjnym świecie, bo wie, że to prędzej czy później obróci się przeciwko niemu.

W kontekście powyższych uwag musimy postawić pytanie, jakiej informacji o świecie, jakiego typu informowania, potrzebuje człowiek dla swojego rozwoju. Odpowiedź na to pytanie będzie swoistym kryterium pozwalającym ocenić, na ile media realizują właściwą sobie misję. 

Kryterium antropologiczne

Odpowiedź na przytoczone wyżej pytanie domaga się przywołania koncepcji osobowego rozwoju. W oparciu o nią należy rozstrzygnąć dwie szczegółowe kwestie: jakiego odniesienia do obiektywnej rzeczywistości potrzebuje człowiek oraz jak powinien doświadczać drugiego, aby wraz z nim dorastać do pełni człowieczeństwa.  W kontekście tych ustaleń można dopiero określić rolę mediów.  

Pomijając szczegółową prezentację rozległej problematyki antropologicznej, należy jednak wyakcentować kilka spraw, ważnych dla realizacji zamierzonego celu. Po pierwsze, koncepcja osobowego rozwoju stanowi swoiste ukoronowanie całościowej refleksji nad istotą człowieka. Trzeba najpierw wiedzieć, kim jest człowiek, aby pokazać, co stanowi obiektywny sens jego istnienia. Po drugie, u początku realistycznej drogi do istoty bytu ludzkiego znajduje się podstawowe doświadczenie siebie jako osoby[1]. Na nim, niczym na fundamencie, budujemy bardziej szczegółowy obraz osoby ludzkiej. Zarazem do tego fundamentu musimy ciągle powracać, by w ten sposób wiązać stale bardziej szczegółowe poszukiwania z faktyczną rzeczywistością człowieka; jednym słowem chodzi o to, aby odczytywać prawdę „z człowieka”, a nie tworzyć mniej lub bardziej oryginalną jego wizję. Po trzecie wreszcie, realistycznie zorientowana antropologia nie ogranicza się do opisu zachowań ludzkich, lecz poszukuje ostatecznych racji istnienia; musi zatem zmierzyć się również z zagadnieniem ostatecznego wypełnienia sensu bytowania. Mając na uwadze powyższe wskazania, które kierunkują dalsze poszukiwania, spróbujmy pokazać najpierw, w jaki sposób człowiek odnosi się do obiektywnej rzeczywistości.

 

 

Otóż, w podstawowym doświadczeniu siebie stwierdzamy swoje obiektywne istnienie i zarazem sytuujemy siebie w obiektywnym świecie rzeczy. Pierwotny sąd egzystencjalny „ja – jestem” pokazuje czy też odsłania moją rzeczywistą obecność. Doświadczam siebie jako całości, nie spotykam się z jakimś fragmentem siebie, np. z własną myślą. Konsekwentnie, nie mam wątpliwości czy jestem, nie muszę tego sobie udowadniać. Od razu wiem, że rzeczywiście jestem. Od razu zatem odróżniam rzeczywistość siebie od tego, co byłoby wtórnie fikcyjnym odbiorem. Na tym rzeczywistym doświadczeniu siebie buduję dalszy swój rozwój. Rzeczywiste widzenie siebie staje się zatem już na poziomie pierwotnego doświadczenia podstawowym kontekstem mojego istnienia i rozwoju. Dalszy rozwój, aby był realny, musi zachować wierność temu podstawowemu doświadczeniu.

Równolegle z podstawowym doświadczeniem własnego rzeczywistego istnienia stwierdzamy rzeczywiste istnienie świata poza nami. „Ja jestem” – oznacza również: istnieję w rzeczywistym świecie innych bytów. Konsekwentnie, ten rzeczywisty świat osób i rzeczy staje się moim naturalnym środowiskiem życia i rozwoju. Poprzez odniesienie do tego, co rzeczywiste, aktualizuję własne potencjalności i w ten sposób staję się bardziej człowiekiem. Z powyższych, może nieco teoretycznych rozważań, wypływa jednak bardzo ważna konsekwencja: człowiek potrzebuje dla swojego rozwoju rzeczywistej świadomości siebie oraz rzeczywistego odniesienia do obiektywnej rzeczywistości. To z kolei domaga się całościowego obrazu siebie oraz obrazu rzeczywistości, w której pozostajemy. Jedynie fragmentaryczne widzenie siebie czy poprzestawanie na powierzchownej analizie prowadzi do fikcji. A ta niesie konkretne zagrożenie. Obserwacja potoczna pokazuje aż nadto wyraźnie, do czego prowadzi budowanie na fikcji. Swoiste przebudzenie ze świata ułudy bywa bardzo bolesne, a nierzadko również tragiczne. Jeżeli zatem chcemy rzeczywiście pomagać innym, musimy pokazywać człowiekowi rzeczywisty świat. Musimy – chyba można tak powiedzieć – uczyć go odróżniania rzeczywistości od fikcji. To samo dotyczy nas samych; musimy się zmierzyć z faktyczną rzeczywistością tego, co nas stanowi.

W rzeczywistym świecie ludzkim szczególne miejsce zajmuje drugi człowiek. Pytamy zatem, jak doświadczyć, jak przyjąć do swojego życia innych, aby kreować własny rozwój i wspomagać w tym wszystkich, którzy pojawiają się na naszej drodze życia. Aby rozstrzygnąć ten problem trzeba znowu odwołać się do podstawowych danych egzystencjalnych.

Otóż człowiek doświadcza siebie bezpośrednio i całościowo. Drugiego „ty” doświadczamy pośrednio, ale też całościowo[2]. Oznacza to, że pojawia się w naszym świecie poprzez swoją obecność, a nie pochodzące od niego informacje. Jego rzeczywisty akt istnienia sprawia, że nawiązuję z nim rzeczywistą relację i traktuję całościowo; bo akt bytu najbardziej całościowo przedstawia sam byt. Z powyższego wynika, że informacja o jakimś fragmencie „ty” nie jest jeszcze drogą do doświadczenia takiej jego obecności, która mobilizuje mnie do aktualizowania tego wszystkiego, co mnie jako osobę stanowi. Warto przywołać w tym miejscu bardziej potoczną sytuację: otóż dziecko najpierw doświadcza obecności matki, a dopiero wtórnie informacji od niej czy o niej. Jednak ta obecność – niejako pozainformacyjna – staje się dla niego nieomal warunkiem istnienia i rozwoju. Człowiek potrzebuje zatem dla swojego rozwoju doświadczenia obecności drugiego, nie wystarczą mu jedynie informacje o nim. Zagadnienie obecności domaga się oczywiście bardziej pogłębionych analiz, które przekraczają założone cele niniejszej wypowiedzi. Trzeba jednak podkreślić przynajmniej jeden niezwykle ważny wymiar tego problemu.

Drogą do doświadczenia obecności drugiego musi być ujęcie go jako bliźniego, czyli jako „drugiego ja”. Trzeba zobaczyć siebie w drugim człowieku. Wbrew pozorom to nie poezja, ale sam rdzeń realistycznego odniesienia do innych. Właściwe rozumienie tej kwestii pozwala ująć drugiego jako dar, a nie jako zagrożenie czy konkurencję. Pozwala budować właściwe relacje z innymi. Tym zagadnieniom wiele miejsca poświęcił K. Wojtyła. Ale przede wszystkim pokazał swoim życiem, jak należy przyjmować drugiego, aby jego obecność stawała się darem dla mnie i dla niego.

W refleksji nad właściwym człowiekowi rozwojem trzeba jeszcze zauważyć rolę klimatu egzystencjalnego. Tworzą go ludzie poprzez konkretne działania utrwalane w różny sposób, czyli w ramach szeroko rozumianej kultury. Podobnie jak klimat przyrodniczy, tak i ten albo wspomaga istnienie i rozwój, albo utrudnia. Człowiek posiada naturalne dyspozycje do poznania prawdy, do podejmowania wolnych decyzji, do doświadczania piękna i przeżywania miłości. Poprzez promocję i poznanie konkretnych działań ludzkich będących właściwą aktualizacją wymienionych dyspozycji, powstają wymierne inspiracje do rozwoju. Zasadniczą rolę w kształtowaniu tego klimatu, obok oczywiście konkretnych działań, odgrywa ich promocja. Pokazując prawdę zachęcamy do prawdy, czyniąc dobro zachęcamy do dobra, itp. W tym kontekście łatwiej zrozumieć nauczanie Chrystusa, aby nie stawiać zapalonej świecy pod korcem. Trzeba oświetlać drogę do prawdy czy dobra, aby skutecznie do tych wartości dojść. Człowiek spełnia się jako osoba, gdy aktualizuje wspomniane wcześniej wartości w relacji do innych osób. Warto jednak podkreślić, że spełnienie nie oznacza jeszcze pełnej aktualizacji, czyli wypełnienia. To może nastąpić jedynie w odniesieniu do Boga[3]. Tylko w odniesieniu do osobowego Boga, który jest zarazem Pełnią Istnienia, można w sposób pełny i stały stawać się sobą, czyli w pełni sobą dysponować, w pełni za siebie odpowiadać[4]. Świadomość tych konsekwencji muszą mieć wszyscy, którzy pragną autentycznie wspomagać właściwy człowiekowi rozwój, aby tworzyć klimat sprzyjający – z jednej strony – wszechstronnej i prowadzącej do odkrycia ostatecznych racji refleksji nad sensem istnienia, z drugiej – pokazywać religijność jako szansę, a nie anachronizm czy wręcz zagrożenie.

Z przeprowadzonych analiz wynika, że właściwy człowiekowi rozwój domaga się odniesienia do obiektywnie istniejącej rzeczywistości oraz takiego doświadczenia drugiego człowieka, aby jego obecność stawała się drogą do wspólnego rozwoju. To wszystko musi dokonywać się w klimacie egzystencjalnym, tworzonym w ramach promocji tych zachowań człowieka, które go nobilitują i jako takie wyrażają właściwą mu transcendencję.        

 

 

Ważniejsze zasady funkcjonowania mediów

Znając poniekąd możliwości mediów informacyjnych i zarazem wiedząc na czym polega właściwy człowiekowi rozwój, możemy pokusić się o sformułowanie kilku podstawowych zasad, które winny być realizowane, aby media faktycznie pomagały w rozwoju.

Pierwszą zasadę należy sformułować na sposób negatywny, czyli pokazać, czego media nie powinny robić i czego od nich nie należy oczekiwać. Skoro media informują o rzeczywistości tylko fragmentarycznie, nie są zatem w stanie zastąpić właściwego dla człowieka odniesienia do obiektywnej rzeczywistości, zwłaszcza nie potrafią przedstawić drugiego człowieka w taki sposób, aby pozwolić doświadczyć jego obecności, nie powinny więc uzurpować sobie prawa do czegoś, czego osiągnąć nie potrafią. Tzw. medialna walka o rząd dusz zapewne nie służy człowiekowi. Można wręcz powiedzieć, że wprowadza w świat fikcji, w jakieś egzystencjalne miraże, które z reguły obracają się przeciw człowiekowi. W tym miejscu warto poczynić uwagę skierowaną do tych, którzy z mediów korzystają. Otóż nie należy oczekiwać, że świat prezentowany przez media wystarczy w drodze do pełni człowieczeństwa. Potrzebujemy bezpośredniego i całościowego spotkania z innymi, aby autentycznie i twórczo przeżywać obecność bliźniego.

Druga zasada ma charakter bardziej pozytywny. Chodzi tu o podkreślenie, że media, mimo swoich ograniczeń, o czym wyżej była mowa, posiadają bardzo szerokie, żeby nie powiedzieć, wyjątkowe możliwości tworzenia przyjaznego klimatu egzystencjalnego. Z tego wynika, że również odbiorcy mogą tak korzystać z mediów, aby wspierać powstanie i rozwój wspomnianego klimatu. Rodzi się pytanie, jak to konkretnie robić? Tytułem przykładu warto wskazać kilka możliwości, tak dla jednej, jak i drugiej strony, aby uświadomić właściwy kierunek poszukiwań dalszych, bardziej szczegółowych rozwiązań. Zacznijmy od nadawców. Powinni oni wiedzieć, że przyjazny rozwojowi klimat można skutecznie tworzyć przede wszystkim przez promocję dobra. Samo piętnowanie zła nie wystarczy. Trudno zachęcić do dobra pokazując ciągle jedynie to, czego nie należy czynić. W mediach, które chcą autentycznie wspomagać rozwój, muszą znaleźć się konkretne przejawy dobra, piękna i miłości. Oczywiście takie działania zakładają przekonanie, że dobro obiektywne istnieje i jest osiągalne. Jeżeli przyjmiemy krańcowy relatywizm etyczny, rzeczywiście trudno będzie znaleźć konkretne przykłady autentycznego dobra. Współcześnie, niestety, takie skrajnie relatywistyczne tendencje dominują i kształtują sposób funkcjonowania mediów. Coraz powszechniej obowiązuje stara sofistyczna zasada, że skoro nie istnieje obiektywna prawda, cały wysiłek intelektualny trzeba skoncentrować na umiejętnym przekonaniu do własnych racji. Swoistym uzdrowieniem z tej tendencji, która w gruncie rzeczy niszczy same media, powinno być zdecydowane opowiedzenie się za prawem naturalnym. Ono bowiem stanowi formalny wyraz obiektywnego dobra i jako takie wyrasta z obiektywnej prawdy o człowieku. Do takiej odpowiedzi zachęca obecny papież Benedykt XVI. Podczas niedawnej wizyty w swojej ojczyźnie wypowiedział znamienne słowa: „Chciałbym jednak podjąć z mocą jeszcze jedną sprawę – mówił w niemieckim Bundestagu – która dziś, tak jak i wczoraj, jest powszechnie zaniedbywana: istnieje także ekologia człowieka. Również człowiek ma naturę, którą winien szanować i którą nie może manipulować dla własnej przyjemności. Człowiek nie jest tylko wolnością, którą się tworzy dla niej samej. Człowiek nie stwarza sam siebie. Jest on duchem i wolą, ale jest też przyrodą, a jego wola jest słuszna wtedy, gdy akceptuje on samego siebie takim, jaki jest i że nie jest stworzony przez siebie. Właśnie w ten sposób i tylko w ten sposób urzeczywistnia się prawdziwa wolność ludzka”[5].

Świadomość roli, jaką spełnia religia w wypełnianiu osobowego rozwoju, winna inspirować do pozytywnej promocji. Nie chodzi bynajmniej o agitację religijną, lecz życzliwe i obiektywne pokazywanie tych, dla których religia stanowi drogę do udanego i szlachetnego życia. Wyłączne, mniej lub bardziej uzasadnione eksponowanie nadużyć praktycznie prowadzi donikąd. A w ogóle nadawca powinien stale przekonywać siebie, że wiadomość musi być przede wszystkim prawdziwa, a nie tylko atrakcyjna. Nie chodzi bowiem jedynie o to, aby zainteresować, czy wręcz zaszokować odbiorcę, lecz aby mu pomóc zrozumieć siebie i otaczający go świat. Dlatego też wielość informacji i szybki sposób ich przekazywania nie wpływają na kształtowanie postawy zrozumienia. Czasami – jak mówi stare porzekadło – lepiej wiedzieć mniej, ale lepiej. Do tego można dodać: znając wszystko powierzchownie – praktycznie nie znamy niczego. Skoro informowanie ma budować autentyczne dobro, każdy odpowiedzialny nadawca winien stawiać sobie pytanie: jakie konkretne dobro osiągnę publikując tę oto konkretną informację. Przy tym trzeba uwzględniać takie kryteria, czy też jak kto woli, kategorie, jak dobro wspólne, osobista godność czy prawo do prywatności. To nie mogą być tylko puste hasła! I jeszcze jedno ważne wskazanie wychodzące naprzeciw tego wszystkiego, czego człowiek potrzebuje dla faktycznego rozwoju. Skoro niezbędne jest odniesienie do autentycznej rzeczywistości, media nie powinny się koncentrować na tworzeniu wirtualnego świata. Utkana z różnego typu półprawd i niedomówień „rzeczywistość” wprowadza człowieka w świat fikcji i tym samym utrudnia, a w niektórych wypadkach wręcz wyklucza dojrzały rozwój. Media nie są powołane do kreowania rzeczywistości. Niech rzetelnie ją opisują, a będą autentycznie atrakcyjne dla odbiorców, bo rzeczywistość sama w sobie jest bogatsza i ciekawsza od ludzkich, nawet bardzo ekstrawaganckich, pomysłów.

Odnosząc się do odbiorców trzeba podkreślić potrzebę krytycznego korzystania z mediów. Należy pytać co, dlaczego i przez kogo zostało przekazane. Bezgraniczna wiara w media, której krańcowym przejawem jest postawa „widziałem na własne oczy w telewizji, więc tak musi być” nie tyle ujawnia dobrą wiarę, co raczej chorą naiwność. Tym wszystkim, którzy pragną krytycznie korzystać z mediów, a więc w taki sposób, by tworzyć przyjazny klimat rozwoju dla siebie i innych, warto podsunąć pod rozwagę następującą wypowiedź Chrystusa: „Uważajcie więc, jak słuchacie. Bo kto ma, temu będzie dane; a kto nie ma, temu zabiorą i to, co mu się wydaje, że ma” (Łk 8, 18). Rzeczywiście, jeżeli słuchamy bezkrytycznie, zaczynamy żyć w nierzeczywistym świecie. Prędzej czy później, w konfrontacji z rzeczywistością, a to musi przecież nastąpić, nasz świat złudzeń pęknie, niczym bańka mydlana i wówczas spełnią się słowa „temu zabiorą i to, co mu się wydaje, że ma”. Nie ulegajmy złudnemu światu mediów, bo przyjdzie rozczarowanie. Szukajmy prawdziwych ludzi, a nie medialnych herosów. Uczmy się prawdziwej miłości od tych, którzy autentycznie kochają, a nie od bohaterów serialowych wyciskaczy łez czy też różnej maści rekordzistów matrymonialnych. Przyjmowany bezkrytycznie świat mediów wbrew pozorom oddala nas od prawdziwych ludzi. Paradoksalnie media, zarzucając człowieka wieloma informacjami i kontaktując nieomal ze wszystkimi, czynią go samotnym.

W podsumowaniu całości rozważań wypada życzyć nam wszystkim, którzy korzystamy z mediów informacyjnych, umiejętności krytycznego odbioru, zaś nadawcom i pracownikom mediów – aby poprzez promocję prawdy, dobra, piękna i miłości tworzyli przyjazny klimat egzystencjalny i w ten sposób zyskiwali coraz większe grono odbiorców.

ks. Bogdan Czupryn - doktor filozofii, teolog, adiunkt w Katedrze Metafizyki na Wydziale Filozofii KUL, wykładowca Instytutu Nauki o Rodzinie KUL, autor haseł do Powszechnej encyklopedii filozofii, publicysta, specjalizuje się w antropologii filozoficznej.



[1] Szczegółową analizę podstawowego doświadczenia znajdujemy u K. Wojtyły i M. Krąpca. Zob. np. M. A. Krąpiec, Ja – człowiek, Lublin 1979, s. 102 i nn. Krąpiec podkreśla, że doświadczenie siebie jako faktycznego podmiotu ma charakter bezpośredni i dlatego jawi się jako najbardziej oczywiste.
[2] Zagadnienie doświadczenia drugiego człowieka jako bliźniego zostało bardzo szeroko podjęte przez K. Wojtyłę zwłaszcza w pracy Osoba i czyn. Syntetyczną prezentację tych poglądów znajdujemy u J. Galarowicza w pracy pt. Podstawy antropologii filozoficznej Karola Wojtyły (Kęty 2000). Na ten temat zob. także B. Czupryn, Bohaterstwo – czym jest?, „Cywilizacja” (2010) nr 25, s.14–16.
[3] Tej kwestii poświęciła wiele miejsca w swoich publikacjach Z. J. Zdybicka. Warto wskazać przykładowo jedną z jej prac pt. Człowiek i religia, Lublin 1978, zwł. rozdz.: Osobowy charakter relacji religijnej, s. 307–319.
[4] Zagadnienie bycia sobą poddaje bardzo wszechstronnej analizie J. F. Crosby. Punktem wyjścia jego rozważań jest koncepcja K. Wojtyły. W oparciu o nią autor próbuje pokazać, na czym polega bycie sobą i w jaki sposób powinno być osiągane. Zob. J. F. Crosby, Zarys filozofii osoby: bycie sobą, tłum. B. Matczyna, Kraków 2007.
[5] Benedykt XVI, Serce rozumne. Refleksje na temat podstaw prawa (Przemówienie Ojca Świętego Benedykta XVI wygłoszone w Bundestagu, Berlin 22 IX 2011 r.), „Nasz Dziennik” 23 IX 2011, s. 12.