Najważniejszy Soborowy przewrót

Z bp. Grzegorzem Rysiem rozmawiają Urszula Wrońska i Sławomir Rusin

publikacja 28.10.2012 22:36

Najważniejsze w soborze było to, że został on zwołany bardziej jako sobór pastoralny niż dogmatyczny. Ojcowie soborowi wiedzieli, że trzeba było się zmierzyć nie tyle z kwestionowaniem jakiejś doktryny Kościoła, bo tego nikt raczej nie robił, ile z problemem, jak docierać z prawdą objawioną do współczesnego człowieka.

List 10/2012 List 10/2012

 

Księże Biskupie, jaki byłby świat, gdyby nie było Soboru Watykań­skiego II?

O to raczej musielibyście zapytać jakąś wróż­kę, bo ja nie wiem.

A jaki byłby Kościół?

Mówiąc o soborze trzeba zastanowić się nad tym, co go poprzedzało i przyczyniło się do jego zwołania. Przełom XIX i XX w. i pierwsza połowa XX w. to czasy narastających różnic między Kościołem a światem. W XIX w. rozwi­jały się rozmaite doktryny liberalne. Był to też wiek wolności, powstawania nowych państw (np. Włoch, które wchłonęły obszar Państwa Kościelnego), uzyskiwania przez nie suweren­ności. Pisano konstytucje, które odwoływały się do idei liberalnych. W XIX w. na znaczeniu przybrały też problemy społeczne (ruch robotniczy, prawa pracownicze, emigracja „za chle­bem"), na które Kościół zareagował ze sporym opóźnieniem. Oczywiście wymienione proce­sy czy nurty nie dają pełnego obrazu tego, co się wtedy działo, bo wiek XIX w Kościele to również wiek misji czy odrodzenia życia za­konnego. Niemniej jednak w tym okresie świat zmieniał się bardzo szybko, a pojawiające się przemiany były postrzegane przez ówczesny Kościół, zwłaszcza przez jego hierarchię, jako bardzo niepokojące. Jest to widoczne w niektórych dokumentach papieskich z tam­tych czasów, np. w encyklice Quanta cura i Syllabusie Piusa IX. W Quanta cura papież potępił rozdzielenie Kościoła od państwa, la­ickie nauczanie, wolność prasy i sumienia. W Syllabusie wskazał 80 błędnych tez, doktryn i idei, m.in. socjalizm, modernizm, racjonalizm, a także fałszywy ekumenizm.

Sto lat później na Soborze Watykańskim II zostały uchwalone dokumenty, takie jak Dekla­racja o wolności religijnej Dignitatis Humanae, Dekret o ekumenizmie Unitatis redintegratio czy Dekret o środkach masowego przekazu Inter mirifica, których wymowa jest zupełnie inna niż wymowa dokumentów z czasów Piu­sa IX. Podczas Vaticanum II wskazano nowy sposób kształtowania relacji między Kościo­łem i światem.

Z czego wynikał ten dystans Ko­ścioła wobec zmieniającej się rze­czywistości?

Z różnych powodów. Weźmy np. wspomnia­nego papieża Piusa IX. W momencie wyboru na papieża (16 czerwca 1846 r.), postrzegano go jako bardzo liberalnego kardynała. Później jednak, pod wpływem wydarzeń z czasu Wio­sny Ludów na Półwyspie Apenińskim, Pius IX przeszedł na pozycje dość konserwatywne, a liberalizm zaczął postrzegać jako doktrynę godzącą w interesy Kościoła, papiestwa i ist­niejącego wówczas Państwa Kościelnego. Uważał np., że głoszenie poglądu o wolności religijnej można uznać za insanitas, czyli brak zdrowia psychicznego. Kilkadziesiąt lat póź­niej, w trakcie soboru, papież Jan XXIII mówił o wolności religijnej jako o prawie naturalnym człowieka. A w 2000 r. Jan Paweł II dokonał wspólnej beatyfikacji obu tych papieży. To po­kazuje, że nie tak łatwo jednoznacznie ocenić to, co działo się z Kościołem od połowy XIX w. do połowy XX w.

Po stu latach od pontyfikatu papieża Piusa IX Jan XXIII już zupełnie ina­czej patrzył na świat.

Owszem, ale trzeba pamiętać, że Jan XXIII nie wziął się znikąd. Już w XIX w., jeszcze przed Syllabusem i Quanta cura, żył we Francji ks. de Lamennais, wokół którego skupiali się kato­licy o dość postępowych jak na owe czasy po­glądach. Dziś historycy nie mają wątpliwości, że reprezentowane przez nich poglądy były radykalnie ewangeliczne, ale wtedy nie byli w stanie się z nimi przebić. Ksiądz prof. Bolesław Kumor, historyk Kościoła, mówił o ks. Feliksie de Lamennais jako o zmarnowanej szansie Kościoła na zrozumienie ówczesnego świata i wyjście do niego.

Przed soborem istniały ruchy oddolne (np. liturgiczne czy biblijne), które miały inne niż oficjalnie obowiązujące spojrzenie na Kościół i jego relacje ze światem. Gdy Jan XXIII ogłosił propozycję zwołania soboru, to reakcja jego najbliższych współpracowników była miesza­na. Wielu uważało, że sobór w ogóle nie jest potrzebny, bo skoro na Soborze Watykań­skim I ogłoszono dogmat o nieomylności pa­pieża, to przecież papież może sam ogłosić, co jest Kościołowi potrzebne, a co nie. A je­śli już koniecznie chce konsultacji, to może je przeprowadzić choćby korespondencyjnie.

Na Sobór Watykański II przygotowano w kurii papieskiej 70 projektów dokumentów, i co ciekawe - żaden z nich nie został przyjęty. Wszystkie odrzucono. Ostatecznie napisano 13 nowych dokumentów. To jest miara tego, co się wówczas w Kościele dokonało. W chwili rozpoczęcia soboru nikt nie myślał o tym, że będzie on potrzebował aż czterech sesji. A trwał tyle, bo nowe dokumenty nie rodziły się łatwo, bardzo długo debatowano np. nad Kon­stytucją o Kościele w świecie współczesnym Gaudium et spes.

Dlaczego zaproponowane wcze­śniej dokumenty zostały odrzu­cone?

Bo były kwintesencją XIX-wiecznego myślenia o Kościele i świecie. Sobór był czasem dojrze­wania, odczytywania na nowo Ewangelii. Jak bardzo zmieniło się myślenie o Kościele poka­zują takie dokumenty jak właśnie Konstytucja o Kościele w świecie współczesnym Gaudium et spes czy Deklaracja o wolności religijnej. Je­den z projektów Konstytucji o Kościele w świe­cie współczesnym został napisany w Krakowie przez bp. Karola Wojtyłę i jego współpracowników. Ostatecznie podstawą Konstytucji stał się projekt belgijskiego kard. J.L. Suenensa, na który nanoszono rozmaite poprawki. Biskup Wojtyła brał również udział w pracach komisji przygotowującej ten dokument.

Czy można powiedzieć, że Sobór Watykański II był pierwszym sobo­rem otwartym nie tylko na Europę, ale także na świat?

I tak, i nie. Pierwsze sobory chrześcijaństwa odbywały się przecież w Azji. Od czasów średniowiecza aż po nowożytność Kościół rzeczywiście był tożsamy z Europą i dopie­ro na Soborze Watykańskim II pojawili się przedstawiciele innych kontynentów. Ojco­wie pochodzący z krajów afrykańskich czy z Ameryki Łacińskiej mówili jednak, że projekt Konstytucji o Kościele w świecie współcze­snym był zbyt europejski. Nie zapominajmy, że Kościół w Europie też był wtedy zróżni­cowany, mieliśmy przecież w Europie Środ­kowej i Wschodniej komunizm, debatowano więc długo nad tym, co powinien ów doku­ment zawierać, np. czy powinien wprost po­tępiać socjalizm.

 

 

Otwartość Soboru Watykańskiego II wyra­żała się nie tylko w liczbie ojców soborowych spoza Europy, ale także w tym, że na obrady zaproszono przedstawicieli innych Kościołów jako słuchaczy i obserwatorów. Soborowi to­warzyszyły także inne gesty, do których można zaliczyć pojednanie Pawła VI i prawosławnego patriarchy Konstantynopola Atenagorasa oraz wzajemne zdjęcie ekskomunik, które zostały nałożone po schizmie w 1054 r.

Najważniejsze w soborze było jednak to, że został on zwołany bardziej jako sobór pa­storalny niż dogmatyczny. Ojcowie soborowi wiedzieli, że trzeba było się zmierzyć nie tyle z kwestionowaniem jakiejś doktryny Kościoła, bo tego nikt raczej nie robił, ile z problemem, jak docierać z prawdą objawioną do współcze­snego człowieka.

Niektórzy krytycy soboru twierdzą właśnie, że skoro nie był dogma­tyczny, to jego ustalenia nie mają takiej rangi jak ustalenia wcześniej­szych soborów.

Ale co takie stwierdzenie miałoby znaczyć? Czy Duch Święty działał w czasie Soboru Watykańskiego II na pół gwizdka? Pastoralne zastosowania mogą się zmienić, w zależno­ści od tego, jak zmienia się świat i człowiek. Teologia pastoralna nigdy jednak nie wynika tylko z jakichś przemyśleń taktycznych. Ona jest teologią, która pomaga nam w zrozumie­niu Objawienia. Jednym z dokumentów so­boru jest Konstytucja dogmatyczna o Koście­le Lumen gentium, która - jak sama nazwa wskazuje - dotyczy doktryny. Podobnie jest z Konstytucją dogmatyczną o Objawieniu Bo­żym Dei verbum, która wyciąga wnioski pa­storalne z przesłanek doktrynalnych. W Konstytucji o Objawieniu mamy np. trochę ina­czej niż dotąd ukazaną tę koncepcję. Dotąd Objawienie było rozumiane statycznie - jako zbiór prawd, które Kościół podaje do wierze­nia. W Dei verbum mamy dynamiczną wizję historii zbawienia - Bóg objawia się człowie­kowi przez swoje czyny i słowa, wchodzi w pewien rodzaj relacji z człowiekiem. Objawia się wspólnotom ludzkim i zbawia człowieka we wspólnocie Kościoła. Odpowiedzią na ta­kie Objawienie są czyny i słowa człowieka, a nie tylko akceptacja rozumowa prawd czy stwierdzenie, że są one ze sobą niesprzeczne. Skoro Bóg daje nam siebie, to nasza od­powiedź także powinna być darem z siebie. Taka propozycja rozumienia Objawienia jest głęboko teologiczna i prowadzi do pastoral­nych rozstrzygnięć.

Czy świeccy odgrywali jakąś rolę na soborze?

Przy dyskusji nad Konstytucją o Kościele w świecie współczesnym trzykrotnie wysłuchi­wano opinii osób świeckich. Dwukrotnie proponowano, aby wypowiadały się kobiety, ale ojcowie soborowi uznali, że Kościół jeszcze do tego nie dojrzał. Mówimy o świecie sprzed 50 lat. Paradoks polega na tym, że jednym z celów Konstytucji o Kościele w świecie współ­czesnym była promocja kobiety w świecie. Wszyscy mieli prawo o tym mówić do uczest­ników soboru, tylko nie same kobiety. Jeśli więc ktoś pyta, na ile zmienił się świat i Kościół dzięki soborowi od tamtego czasu, to tu znaj­dzie odpowiedź. Dzisiaj osobą świecką, która będzie ekspertem wskazany przez polski epi­skopat na najbliższy Synod biskupów na temat Nowej Ewangelizacji, jest kobieta.

W Kościele było wiele osób, których cha­ryzmaty rodziły się równolegle z soborem albo przed nim. Były to osoby świeckie, które choć nie uczestniczyły w obradach soboru, to nadały pewien rys duchowości posoborowej. Charia Lubich, założycielka ruchu Focolari, czy Kiko Arugello, twórca Neokatechumenatu, to ludzie, którzy najpierw odkryli swój chary­zmat, a potem uzyskali jego potwierdzenie w nauczaniu soborowym. Po soborze nastąpi­ła ogromna promocja ludzi świeckich w Ko­ściele, w nieco innym kluczu niż wcześniej. Świeccy przestali być ramieniem hierarchii kościelnej, delegowanym tam, gdzie ona nie docierała. Sobór pokazał, że świeccy, anga­żując się w ewangelizację, robią to nie dla­tego, że mają zgodę i mandat hierarchii, ale dlatego, że są ochrzczeni. Ich mandatem jest chrzest. To nowe ujęcie nie wyklucza jednak konieczności współpracy hierarchii i świec­kich.

Sobór postawił także na trzy filary ducho­wości chrześcijańskiej: Słowo Boże, sakra­menty i małe wspólnoty. W oparciu o nie w Polsce działa Ruch Światło-Życie (Oaza), choć można żartobliwe powiedzieć, że w sensie praktycznym ks. Blachnicki, jego za­łożyciel, wymyślił sobór przed soborem, bo Oazy zaczęły powstawać zanim go zwołano. Kard. Wojtyła na początku lat 70. spotkał się z Ruchem Światło-Życie na jednym z tzw. Dni Wspólnoty. Po wysłuchaniu świadectw mło­dych ludzi powiedział: „Myśmy to też robili, ale jakby na wyczucie. A wy robicie to już w opar­ciu o poważną teologię, i to właśnie teologię pastoralną". Utarło się przekonanie, że Foco­lari, Neokatechumenat czy Oazy są ruchami posoborowymi, a przecież powstały jeszcze przed jego zwołaniem. Twórcy tych ruchów uzyskiwali w soborze potwierdzenie tego, co sami w swojej wierze odkrywali.

Po soborze wprowadzono wiele zmian w liturgii. Jak należy je odczy­tywać?

Konstytucja o liturgii Sacrosanctum concilium została uchwalona jako pierwszy dokument. To pokazuje nie tylko wagę tego dokumentu, ale także to, że skoro tak szybko go uchwalo­no, znaczy to, że istniała między ojcami sobo­rowymi zgodność co do potrzeby zmian. Oczy­wiście, nie wymyślono go „na poczekaniu", istniał projekt, nad którym debatowano, praco­wano w zespołach, który poddano głosowaniu, a ostatecznie jeszcze zatwierdzał go papież. Dla mnie kluczowe zdanie z Konstytucji o liturgii brzmi: „Matka Kościół bardzo pragnie, aby wszystkich wiernych prowadzić do pełne­go, świadomego i czynnego udziału w obrzę­dach liturgicznych, którego się domaga sama natura liturgii. Na mocy chrztu lud chrześcijań­ski, rodzaj wybrany, królewskie kapłaństwo, naród święty, lud nabyty (1 P 2, 9 por. 4-5) jest uprawniony i zobowiązany do takiego udziału" (KL 14). Nie mamy więc pełnić roli biernych świadków patrzących jedynie na to, co kapłan robi. Każdy powinien być zaangażowany i wykonywać wszystko to, do czego jest upraw­niony. Liturgię sprawuje Lud Boży, ona jest dziełem wspólnym (z gr. leitos ergon - dzieło wspólne). Mamy tu pewną wizję Kościoła, któ­ry realizuje się w liturgii, wypełnia się w niej.

 

 

Ciągle jednak pokutuje myślenie, że wystarczy jedynie przyjść i odstać tę godzinę.

Ksiądz nie tylko odprawi Mszę, ale przeczyta czytania, zbierze składkę itp. Sobór dotyka kwestii nie tyle zaangażowania, ile rozumienia tego, kto sprawuje liturgię. Przed soborem takie dzisiejsze funkcje jak lektor, akolita, ostiariusz, egzorcysta, wiązały się z niższymi święcenia­mi. Ktoś, kto je wypełniał, był duchownym; tak naprawdę liturgia była sprawowana od A do Z przez duchownych. Byli ministranci, który uczyli się ministrantury na pamięć, nic z niej często nie rozumiejąc. W rycie rzymskim (ła­cińskim) świeccy odzywali się tylko raz - pod­czas ostatniego wezwania Ojcze Nasz - czyli wtedy, gdy mieli uznać swoją grzeszność. Dla wielu liturgia pozostawała niezrozumiała. W wyniku reformy mamy obecnie jedynie świę­cenia diakonatu, prezbiteratu i sakrę biskupią. Poza tym istnieją urzędy w Kościele, takie jak urząd lektora czy akolity. Ktoś może otrzymać błogosławieństwo do tego, żeby być lektorem czy akolitą, ale nie musi być duchownym. Sobór uczy też, że w liturgii chodzi o coś więcej niż tylko o sam obrzęd. Mamy taką starą łaciń­ską zasadę kościelną: lex orandi, lex credendi, czyli modlimy się wedle tego, jak wierzymy i jakim jesteśmy Kościołem. Reforma soborowa nie polega tylko na zmianie obrzędu, języka, ale to także pewna zmiana myślenia o Koście­le. Oczywiście wiele zmian miało służyć temu, żeby liturgia była zrozumiała, bo wyczucie ta­jemnicy i sacrum w liturgii nie polega na tym, że nikt jej nie rozumie. Znak, żeby był znakiem, musi być czytelny. W dziejach zbawienia Bóg czyni znaki, które objaśnia swoim Słowem.

Dzisiaj wiele rzeczy wydaje się w Kościele oczywistych - liturgia w ję­zykach narodowych, zaangażowanie świeckich itd. Czy to prawda, że nie widzimy i nie doceniamy już owo­ców soboru?

Na pewno nie mamy takiego wyczucia sobo­ru, jakie ma pokolenie jeszcze żyjące, ale już odchodzące. Ono musiało zmagać się z soborem, bo było wykształcone i wychowane ina­czej. Rozmawiałem kiedyś z nieżyjącym już o. prof. Augustynem Jankowskim OSB, biblistą o tym, że sobór był dla teologów, biblistów, historyków Kościoła wydarzeniem, które zmu­siło ich do przemyślenia wielu rzeczy. Wielu teologów, nauczycieli w seminariach musiało od nowa układać wykłady, formułować tezy, a stare skrypty wyrzucić do kosza.

Dlaczego? Przecież doktryna się nie zmieniła…

Doktryna się nie zmieniła, ale zmienił się sposób jej przekazywania. Kard. Wojtyła po­wiedział na soborze: „Nie o to chodzi, że my mamy prawdę, chodzi o to, w jaki sposób świat uzna ją za swoją". Jak to zrobić? Wszyscy w Kościele musieli sobie zadać to pytanie.

A jakie są, według Księdza Biskupa, najważniejsze owoce Soboru Waty­kańskiego II?

Najważniejsze jest odkrycie rangi chrztu i tego, jakie znaczenie ma on dla chrześcijani­na. Chrzest jest kluczem do odczytania sobo­ru. Kardynał Wojtyła, pisząc „U podstaw odno­wy", pokazał sobór w odniesieniu do chrztu i tzw. tria munera, czyli trzech godności, które człowiek ochrzczony otrzymuje od Chrystusa: królewskiej, kapłańskiej i prorockiej. Sobór jest tam, gdzie mówimy o potrzebie wtajemnicze­nia, katechumenatu przedchrzcielnego i pochrzcielnego. To jest najważniejszy „przewrót" soborowy.

Jeśli popatrzymy na różne ruchy religijne działające w Kościele, to odkryjemy, że mają one różne nazwy, ale obecne są w nich te same elementy, które służą odkryciu rangi chrztu. W formacji oazowej mamy okres tzw. deuterokatechumenatu, droga neokatechumenalna także służy odkrywaniu wartości chrztu. W wielu miejscach przygotowuje się dorosłych do chrztu metodą katechumenalną.

Jestem przekonany, że mamy wiosnę w Ko­ściele, która jest wiosną ludzi świeckich. Bez soboru tak by nie było. To odkrycie chrztu nie dotyczy tylko świeckich, ale także zakonników. Każde powołanie wyprowadza się z chrztu. Dawniej mówiono, że profesja zakonna to dru­gi chrzest, a wszystko, co działo się przed nią traktowano jako czas, który trzeba wyrzucić do kosza. Dzisiaj mówi się o ślubach zakonnych, które wyrastają na konsekracji chrzcielnej. To także wpływa na relację między księżmi i oso­bami zakonnymi a świeckimi, bo nie można zapominać, że w Kościele wszyscy mamy tę samą godność wynikającą z chrztu, a różnią nas funkcje pełnione w Kościele. Odkrycie rangi chrztu jest kluczem do zrozumienia tego, co przyniósł sobór.

bp Grzegorz Ryś, dr hab. historii, prof. UPJP II, mediewista, biskup pomocniczy diecezji krakow­skiej, przewodniczący Zespołu ds. Nowej Ewan­gelizacji