Matki – bohaterki

Karolina Polak

publikacja 24.03.2013 22:30

Joanna Beretta Molla. Agata Mróz i Jessica Council – trzy kobiety, które za nic miały ratowanie własnego zdrowia w obliczu życia lub śmierci swojego nienarodzonego dziecka. Bohaterki „niemalowane”, dowody na to, że za życie innych warto oddać swoje własne. Nie tylko odmówiły dokonania aborcji lecz również zrezygnowały z podjęcia leczenia, które mogłoby je ocalić, ale byłoby niebezpieczne dla życia i zdrowia dziecka.

Droga 6/2013 Droga 6/2013

 

Często nawet z ust osób wierzących można usłyszeć opinię, że aborcja jest zła z wyjątkiem sytuacji, w której zagrożone jest przeżycie matki dziecka. Wielu ludzi twierdzi, że w takim wypadku śmierć dziecka jest „mniejszym złem” niż odejście jego matki, która jest już z tym światem związana różnymi więzami. Wielu ludzi cierpiałoby z powodu jej śmierci. Czy takie wartościowanie jednego ludzkiego życia nad drugie na pewno jest na miejscu? Trudno jest wyobrazić sobie taką sytuację i uzmysłowić jej ciężar. Każda z tych kobiet doświadczyła tego w swoim życiu. Być może dla wielu taka sytuacja wiązałaby się z dylematem i wątpliwościami, jaka decyzją będzie najlepsza. Jednak znane są przykłady kobiety, które nie zawahały się ani przez moment. Było dla nich jasne, że dla swojego dziecka gotowe są oddać nawet własne życie.

Joanna Beretta Molla – urodziła się 4 października 1922 r. w Magencie niedaleko Mediolanu, zmarła mając zaledwie 40 lat, poświęcając swoje życie dla ocalenia swojego nienarodzonego dziecka. W młodości wzrastała w wielodzietnej rodzinie, sama była dziesiątym z trzynaściorga dzieci. To właśnie dom rodzinnym była dla Joanny miejscem, gdzie odkryła i poznała swoją głęboką wiarę, miejscem, gdzie jej wiara była pielęgnowana i wzrastała. Każdy dzień w domu rodzinnym Joanny Beratty Molli rozpoczynała Msza św., a kończył Różaniec. Oboje rodzice byli tercjarzami św. Franciszka, dlatego starali się jak najlepiej żyć w duchu franciszkańskiej pobożności. Panowały w ich domu ascetyczne warunki. Z ośmiorga dzieci, które przeżyły, czworo zostało lekarzami, jedno farmaceutą, dwóch synów – kapłanami, a jedna córka siostrą zakonną. Świadczy to o tym, że mimo bardzo skromnych warunków życia państwo Molla potrafili zapewnić swoim dzieciom dobre wykształcenie i pomóc im osiągnąć życiowe cele.

Święta Joanna może dziś być wzorem dla lekarzy. Praca nie była dla niej jedynie źródłem środków na utrzymanie swojej rodziny, ale przede wszystkim służbą. Jej marzeniem był wyjazd na misję (tak jak jej brat i siostra lekarze), aby pomagać najbardziej potrzebującym. Była chirurgiem i razem z bratem pracowała w przychodni w rodzinnym mieście. Swojego przyszłego męża św. Joanna poznała w roku 1949. Nie od początku była przekonana, czy założenie rodziny jest jej prawdziwym życiowym powołaniem. Długo rozważała tę decyzję w swoim sercu, ale ostateczne wątpliwości rozwiał jej kierownik duchowny, mówiąc do Joanny, że świat potrzebuje świętych matek. Jak bardzo odpowiedzialnie do roli przyszłej żony i matki podchodziła Joanna, świadczą słowa jej listu do narzeczonego:

Chciałabym naprawdę uczynić Ciebie szczęśliwym i być taka, jakiej pragniesz: dobra, wyrozumiała i gotowa do poświęceń, jakich życie od nas zażąda. Chcę podjąć trud, aby stworzyć naprawdę chrześcijańską rodzinę.

Jej słowa o gotowości do wyrzeczeń okazały się prorocze. Pierwsze trzy ciąże przebiegały bez poważnych komplikacji, choć wszystkie miały trudny przebieg. Na początku czwartej ciąży wykryto u świętej wadę macicy, włókniaka i zasugerowano przerwanie ciąży. Św. Joanna nawet przez chwilę nie brała takiej możliwości pod uwagę. Postanowiła, że za wszelką cenę (nawet cenę swojego życia) będzie ratować dziecko. Na chwilę przed porodem powiedziała do lekarzy:

Gdyby trzeba wybierać między mną a dzieckiem – żadnych wahań. Żądam, abyście wybrali dziecko. Ratujcie dziecko!

Zmarła 28 czerwca 1962 r. po długich cierpieniach. Została beatyfikowana w roku 1994, a kanonizowana dziesięć lat później przez Jana Pawła II. Znamienne dla zrozumienia i docenienia decyzji, jaką podjęła święta Joanna, są słowa jej męża:

Aby zrozumieć jej decyzję, trzeba pamiętać o jej głębokim przeświadczeniu – jako matki i jako lekarza – że dziecko, które w sobie nosiła, było istotą, która miała takie same prawa jak pozostałe dzieci, chociaż od jego poczęcia upłynęły zaledwie dwa miesiące.

Św. Joanna Beretta Molla nie jest jedynym przykładem heroicznej postawy w walce o życie swojego dziecka. Kolejny przykład jest bardzo bliski Polakom, ponieważ dotyczy współcześnie nam żyjącej kobiety. Agata Mróz była gwiazdą siatkarskiej reprezentacji Polski, dwukrotną mistrzynią Europy. Cała jej kariera zawodowa była bardzo trudna i wymagała od niej poświęceń, ponieważ siatkarka borykała się z bardzo ciężką chorobą szpiku kostnego. W 2007 roku Agata wyszła za mąż, a kilka miesięcy później zaszła w ciążę. Jeszcze zanim dowiedziała się o ciąży, była przygotowywana do przeszczepu szpiku i dalszego leczenia. Lekarze radzili jak najszybsze wykonanie przeszczepu i podanie leków, lecz Agata zdawała sobie sprawę z tego, że dziecko nie przeżyje, jeśli wyrazi na to zgodę. Na czas ciąży siatkarka musiała zaniechać przyjmowanie jakichkolwiek leków i bardziej niż inne kobiety dbać o odporność. W jej stanie każda infekcją byłaby śmiertelnym niebezpieczeństwem tak dla niej samej, jak i dla dziecka. Córeczka Agaty Mróz i jej męża, Jacka Olszewskiego przyszła na świat 4 kwietnia 2008 r. Miesiąc później siatkarka była przygotowana do przeszczepu szpiku. Sam zabieg odbył się bez przeszkód i początkowo jej stan był dobry, lecz 3 czerwca gwałtownie się pogorszył. Agata Mróz trafiła na oddział intensywnej terapii we Wrocławiu, gdzie lekarze do ostatniej chwili walczyli o jej życie.

Dzień później siatkarka zmarła. Bezpośrednią przyczyną śmierci kobiety była posocznica ze wstrząsem septycznym. Heroizm, z jakim walczyła o życia swojego nienarodzonego dziecka, jest godzien podziwu. Prawdopodobnie, gdyby leczenie zostało zastosowane wystarczająco wcześnie (w trakcie ciąży), siatkarka przeżyłaby. Zdawała sobie z tego sprawę i w pełni świadomie wybrała życie dziecka.

Jessica Council będąc już w ciąży, dowiedziała się, że cierpi na chorobę nowotworową. Lekarz postawił sprawę jasno, informując kobietę, że aby ratować swoje życie, powinna przerwać ciążę i niezwłocznie podjąć chemioterapię. Choroba była w bardzo zaawansowanym stadium i nie było ani dnia do stracenia. Mimo wszystko kobieta – po zaledwie kilku sekundach namysłu – zdecydowała, że nie pozwoli na dokonanie aborcji. Nie dożyła nawet końca ciąży. Niezwłocznie po ustaniu funkcji życiowych lekarze dokonali cesarskiego cięcia. Okazało się, że Jessica była w połowie dwudziestego czwartego tygodnia ciąży. Dziecko przeżyło. Jej mąż Cilint przeżył cios i nie mógł pogodzić się ze stratą ukochanej żony, lecz patrząc na całą sytuację z perspektywy czasu wyznał:

Muszę być raczej wdzięczny za czas, który mogłem z nią spędzić, niż odczuwać niewdzięczność za to, czego nigdy już nie zrobimy razem.