Pełnić wolę Bożą

Rozmowa z abp. Stanisławem Gądeckim

publikacja 10.06.2013 22:12

O odkrywaniu powołania, radościach i trudach kapłaństwa oraz potrzebach Kościoła w Polsce z Jego Ekscelencją abp. Stanisławem Gądeckim, metropolitą poznańskim, w 40. rocznicę święceń kapłańskich rozmawia ks. Przemysław Węgrzyn - Redaktor Naczelny

Przewodnik Katoliocki 23/2013 Przewodnik Katoliocki 23/2013

 

Minęło 40 lat, odkąd Ksiądz Arcybiskup przyjął święcenia kapłańskie. Jest to okazja do przywołania wspomnień. Kiedy Ekscelencja odczuł powołanie do kapłaństwa?

– Jeśli chodzi o pierwsze przeczucia, to pojawiły się one prawdopodobnie we wczesnym dzieciństwie. Ministrantura, a razem z nią szersze zainteresowanie liturgią Kościoła sprawiły, że w tym czasie nic mnie właściwie bardziej nie interesowało; ani sport, ani inne organizacje. Wspólnota chłopców, jaka się wytworzyła wśród ministrantów, była dla mnie bardziej pociągająca niż np. harcerstwo. Podobnie jak wielu przyszłych księży, próbowałem też czasami swoich sił, odprawiając quasi-Mszę św. w domu. Jednym słowem, piękno, wpływ sztuki romańskiej wspaniałych kościołów Strzelna był zbyt potężny, by można było się mu oprzeć.

Właściwa decyzja wstąpienia do Wyższego Seminarium Duchownego przyszła bardzo późno. Właściwie pod koniec liceum. Jakiś wpływ osobowy na tę decyzję mieli wcześniej seminarzyści wywodzący się z naszego liceum, w szczególności kleryk Stanisław Wiśniewski, jego barwne i pełne życia opowieści seminaryjne, które snuł za kościołem św. Prokopa, zaciągając się dymem papierosa. 

Jaka była reakcja najbliższych Księdza Arcybiskupa na decyzję o wstąpieniu do seminarium?

– Rodzice w tę decyzję zupełnie nie ingerowali. Przygotowywali się raczej na moje studia na Akademii Ekonomicznej w Poznaniu, czyli na kierunku, co do którego nie posiadałem i nie posiadam żadnych uzdolnień. Faktycznie jednak zaakceptowali moją decyzję pójścia do seminarium i nie sprzeciwiali się jej. Dla Mamy była to pierwsza poważniejsza rozłąka z jednym z dzieci, którą po swojemu odchorowała. Potem jednak bardzo gorliwie modliła się podczas codziennych Mszy św. w intencji dobrego rozeznania mojego powołania. 

Kto był dla Księdza Arcybiskupa wzorem w seminarium, największą pomocą w drodze do kapłaństwa?

– Był to nasz ojciec duchowny ks. Wojciech Dzierzgowski. Nie tyle przez sakrament pojednania czy przez sobotnie egzorty, ile przez bardzo zdecydowany styl kapłańskiego życia. W sumie mieliśmy w seminarium wielu wychowawców i profesorów całkowicie oddanych formacji alumnów. W gronie profesorów imponował ks. prof. Felicjan Kłoniecki, pasjonat Pisma Świętego i Ziemi Świętej. Barwna postać. Należał do powojennych pionierów otwierających w Polsce ruch pielgrzymkowy do ojczyzny Chrystusa. Dogmatyki uczył prof. Antoni Słomkowski, pierwszy powojenny rektor KUL-u, człowiek o wielkiej duchowości. Tego samego przedmiotu uczył ks. prof. Teofil Wilski, późniejszy rektor i biskup pomocniczy kaliski. Ks. Tadeusz Makowski imponował znajomością nauki społecznej Kościoła, a przede wszystkim najlepszą metodyką wykładu. Śpiewu z wielkim zapałem uczył
ks. prof. Ireneusz Pawlak, późniejszy profesor chorału gregoriańskiego na KUL-u.

Jak wspomina Ekscelencja Prymasa Tysiąclecia kard. Stefana Wyszyńskiego, który udzielał Księdzu Arcybiskupowi święceń kapłańskich?

– Jako człowieka, który nas przerastał swoim formatem i myśmy zdawali sobie z tego sprawę. Tworzyliśmy sobie jego obraz przez pryzmat jego pobytów w Gnieźnie, kazań z okazji 2 lutego, święceń kapłańskich i bytności w seminarium duchownym. Nie mieliśmy jeszcze dostępu do Zapisków więziennych, do zapisków z jego działalności duszpasterskiej i – prawdę mówiąc – nie zdawaliśmy też sobie sprawy z jego doświadczeń z czasów powstania warszawskiego ani trudów prowadzenia Kościoła w czasie rządów komunistycznych. 

Dopiero Listy do moich kapłanów, ofiarowane nam przez niego z okazji święceń kapłańskich, a potem studia w Rzymie i bliższy z nim kontakt ukazały nam człowieka wielkiej pracy i olbrzyma duchowego, Prymasa Tysiąclecia. Pieczęć tego widzieliśmy w geście homagium, złożonego przez niego Ojcu Świętemu Janowi Pawłowi II, i słowach, jakie skierował do niego papież podczas swojego pierwszego spotkania z Polakami.  

Jaki był najtrudniejszy, a jaki najmilszy moment kapłaństwa Księdza Arcybiskupa?

– Najpiękniejszy dzień, pełen wzruszeń, to święcenia kapłańskie 9 czerwca 1973 r. Żaden inny dzień w moim życiu nie da się z nim porównać. Ten dzień wyrósł z niezasłużonej łaski Bożej, zwieńczył trudy wcześniejszych lat i otworzył na wszystkie trudy i radości lat po nim następujących. Na Rzym, Jerozolimę, na świat i na tysiące ludzi. Na nieznane przedtem przeogromne pokłady dobroci, spoczywające w Kościele, tej starej studni obecnej pośrodku wioski świata, z której możemy czerpać ciągle świeżą wodę. Dzień najtrudniejszy to obejmowanie urzędu arcybiskupiego w Poznaniu.

Którą z odprawianych przez siebie Mszy św. w ciągu tych 40 lat zapamiętał Ekscelencja najbardziej? W jakich okolicznościach najmocniej odczuł opiekę i obecność Pana Jezusa?

– Najbardziej wspominam Mszę św. odprawioną na miejscu Zmartwychwstania, przy Grobie Pańskim w Jerozolimie. Eucharystię w miejscu decydującego przełomu w historii zbawienia, związanym z wielką nadzieją
całego chrześcijaństwa. Było to w pierwszej połowie 1977 r., a więc jeszcze przed przemianami w Polsce. O Mszę św. prosiła wówczas obecna tam ekipa polskiej telewizji.

 

 

 

Bycie biskupem to ciągłe głoszenie Słowa Bożego i troska o powierzony opiece duchowej Lud Boży. Gdzie szuka Ksiądz Arcybiskup inspiracji do swoich homilii?

– Jakikolwiek miałbym podjąć temat w homilii czy kazaniu, rozpoczynam od poszukiwania nań odpowiedzi w Piśmie Świętym i nauczaniu Magisterium Kościoła. Setki razy przekonałem się o tym, że zdroworozsądkowe gawędy, jakie spotykam w popularnych kazaniach, czasami zawierają w sobie jakąś ciekawą myśl, najczęściej jednak spłycają natchnioną myśl Biblii. Dlatego w pierwszym etapie przeglądam Pismo Święte, nauczanie ojców Kościoła i papieży, a następnie – w drugim etapie – przechodzę do konfrontacji tego nauczania z życiem. Taka praca jest niezwykle czasochłonna i nerwowa, trwa bowiem zazwyczaj do ostatniego momentu. Gdy homilia zaczyna mnie przekonywać, wówczas przynosi radość, ale dzieje się to dość rzadko. Po wygłoszeniu tekst nadaje się zawsze do poprawy.

Na przestrzeni lat zmieniała się sytuacja polityczna i gospodarcza Polski. Jak ocenia Ksiądz Arcybiskup sytuację Kościoła w Polsce z perspektywy 40 lat kapłaństwa?

– Kościół milczenia, który zdawał się umierać, żyje. Pełen jest nie tylko dzieł społecznych, które zawsze znajdują uznanie, ale i pełen pragnienia większej więzi, większej komunii z Bogiem. Kościół kroczy wspólną drogą z Polską i razem z nią przeżywa swój doczesny los. Co zwycięży w przyszłości? W ostatnim kazaniu na Boże Ciało przytoczyłem odpowiedź na to pytanie, jaką usłyszał pewien indiański chłopiec. Kiedy
zapytał swego dziadka: „Co sądzisz o sytuacji na świecie?”, ten odpowiedział: „Czuję się tak, jakby w moim sercu walczyły dwa wilki.
Jeden jest pełen złości i nienawiści. Drugiego wyróżnia miłość, przebaczenie i pokój”. „Który z tych wilków zwycięży” – zapytał chłopiec? „Ten, którego będziesz karmił” – odpowiedział dziadek.

To w takim razie czego Kościół w Polsce dzisiaj najbardziej potrzebuje, by jego przekaz był słyszalny i przyjęty przez współczesnego człowieka?

– Potrzebuje dwóch rzeczy: jasnego nauczania i jasnego świadectwa. Świat nie dysponuje żadną ideologią, która mogłaby dorównać prawdzie zawartej w Ewangelii. Dlatego najpierw potrzeba, by Kościół  w Polsce – na wiele głosów – przekazywał czystą i niezeświecczoną wersję Ewangelii. Następnie konieczne jest, by katolicy w Polsce nie udawali w swoim życiu katolików, ale rzeczywiście nimi byli.  

Co jest największą troską Księdza Arcybiskupa?

– Przeprowadzenie wiernych od religijności do wiary. Ponad dwa tysiące lat temu grecki uczony, Plutarch, który nie znał Boga, pisał: „Jeśli ziemię obejdziesz, znajdziesz miasta bez murów, bez pisma, bez praw, bez bogactw, bez pieniędzy. – Ale nikt nie widział miasta pozbawionego świątyń i bogów, które by nie modliło się, nie składało przysiąg, nie pytało wyroczni, nie składało ofiar, celem pozyskania dobrodziejstw, i aby nie starało się o odwrócenie nieszczęść świętymi czynnościami”. Ludzie są z natury religijni, tzn. pokładają nadzieję w Kimś, kto ich przekracza. Niestety, czynią to najczęściej w celu instrumentalnego wykorzystania Boga, dla osiągnięcia swoich przyziemnych celów. Wiara jednak jest czymś innym. Wiara jest taką relacją między człowiekiem a Bogiem, w której człowiek ufnie zawierza siebie miłującemu Bogu i pozwala Mu się prowadzić niezależnie od tego, czy leży to w moim interesie, czy też nie. Kościół musi ukazywać wiarę i do niej prowadzić.

Co jest pasją Metropolity Poznańskiego? Czy lubi Ksiądz Arcybiskup np. malarstwo, film, teatr, muzykę...

– Jeśli już mam mówić o jakimś hobby, to chyba najbardziej pasjonują mnie starożytne źródła historyczne. Dzięki nim łatwo mogę dostrzec, jak niewiele człowiek zmienia się w tym, co istotne dla jego natury. Jak bardzo jest on ciągle rozdarty między dwoma opozycyjnymi duchami. Jak uparcie podąża za swoimi pomysłami na życie, lekceważąc Boże prawo, mimo coraz to większych nieszczęść, jakie nieustannie przynosi lekceważenie tego prawa. Jak uparcie usiłuje odrzeć Boga z Jego bóstwa, starając się samego siebie uczynić bogiem.

Jakie są plany Księdza Arcybiskupa na najbliższe lata?

– „Nie martwcie się więc o jutro, bo jutrzejszy dzień sam o siebie martwić się będzie. Dosyć ma dzień [każdy] swojej biedy”. (Mt 6, 34)

Moje plany na najbliższe lata związane są z nowym programem duszpasterskim na lata 2013–2017, którego celem jest pogłębienie świadomości chrzcielnej Kościoła w Polsce. W tej materii – jak mówi św. Ignacy Loyola – trzeba przewidywać i planować, co ma się do zrobienia, a po zrobieniu zbadać to i ocenić, bo to jest najpewniejszą zasadą dobrego działania. Jednocześnie trzeba ufać Bogu tak, jakby całe powodzenie naszych spraw zależało wyłącznie od Niego, a pracować tak, jakbyśmy sami mieli wszystkiego dokonać, a Bóg nic zgoła.

Czego Ksiądz Arcybiskup z okazji jubileuszu życzyłby sobie, Kościołowi i Polsce?

– Uparcie powtarzam od lat, że prawdziwy biblijnie wielki jubileusz to pięćdziesięciolecie. Natomiast, w 40. rocznicę święceń kapłańskich życzyłbym sobie tego, bym pełnił tylko wolę Bożą. Kościołowi w Polsce życzę tego samego.