Rozmowy z niewierzącą młodzieżą

Magdalena Korzekwa

publikacja 15.06.2013 23:33

Ucieczka młodzieży od Boga ma podobnie niedojrzałe powody i negatywne skutki, jak ucieczka dzieci od mądrych i kochających rodziców.

Cywilizacja 43/2012 Cywilizacja 43/2012

 

Kulturkampf nie jest zjawiskiem, które przeszło do historii. Także obecnie żyjemy w czasach cywilizacyjnej wojny, jaką środowiska liberalne i ateistyczne wypowiadają człowiekowi – jego naturze, jego ideałom, aspiracjom i pragnieniom, a także podstawowym wartościom i normom moralnym, które Bóg wszczepił w człowieka i które czynią nas podobnymi do Boga, czyli zdolnymi do życia w prawdzie, miłości i radości.

Wojna (anty)kultury z człowiekiem

Ponowoczesność, inspirowana ideologią „nowej lewicy”, promuje indywidualistyczny egoizm, aksjologiczny nihilizm i bezrefleksyjny konsumpcjonizm. „Ideałem” staje się szukanie chwilowej przyjemności za wszelką cenę, a za szczyt „praw” obywatelskich uznawana jest legalizacja aborcji i promocja – biologicznie niepłodnych i społecznie nietrwałych – związków homoseksualnych.

Głównymi ofiarami tego typu (anty)kultury, którą Jan Paweł II trafnie zdiagnozował jako cywilizację śmierci, padają dzieci i młodzież, czyli ci, którzy są jeszcze w wieku rozwojowym i którymi najłatwiej jest manipulować. W ponowoczesności młodzieży trudno jest respektować jej własne priorytety i największe marzenia o życiu w wolności, miłości, szczęściu, harmonii z samym sobą, z bliźnimi i z naturą. Młodzi ludzie bombardowani są przez dominujące media i „poprawne” politycznie „autorytety” miłymi fikcjami o spontanicznej samorealizacji, o wychowaniu bez stresów, o prawach bez obowiązków, o państwie neutralnym światopoglądowo czy o istnieniu łatwo osiągalnego szczęścia na zasadzie robienia tego, co kto chce i kierowania się własną „prawdą”. Doszło już do tego, że niektórzy seksuolodzy wmawiają nastolatkom, że prezerwatywy gwarantują „bezpieczny” seks, niektórzy lekarze upewniają ich, że antykoncepcja hormonalna nie jest szkodliwa dla zdrowia, a niektórzy politycy przekonują, że istnieją „miękkie” narkotyki, które nie są groźne, nie uzależniają i powinny być legalizowane.

Chrystofobia ateistów i ignorancja młodych chrześcijan

Jedną z głównych strategii walki „nowej” lewicy z człowiekiem, a także z godnymi człowieka więziami międzyludzkimi, jest walka z chrześcijaństwem, a zwłaszcza zwalczanie Kościoła katolickiego. Walka ta przybrała obecnie wręcz rozmiary chrystofobii, czyli chorobliwego lęku przed Jezusem, bo On ludzi wszystkich kultur uczy realistycznie myśleć i mądrze kochać, a przez to czyni odpornymi na szkodliwe ideologie i demoralizację. „Tolerancyjni” liberałowie i ateiści nie ukrywają obecnie tego, że tolerują wszystko i wszystkich, z wyjątkiem ludzi, którzy kierują się zasadami Ewangelii.

Niestety, walkę ponowoczesnej cywilizacji egoizmu i nihilizmu z chrześcijaństwem i z wysoką kulturą, która płynie z Ewangelii, nierzadko ułatwiają sami chrześcijanie, gdyż wielu z nich nie rozumie istoty chrześcijaństwa, a także niezwykłości tego, co swymi słowami i czynami objawił Jezus. Ciągle jeszcze znaczna cześć katolików wypacza Dobrą Nowinę o nieodwołalnej miłości Boga, który szuka i zbawia człowieka. Niektórzy – wbrew Ewangelii – wierzą w takiego Boga, który zsyła człowiekowi krzyże, choroby i inne nieszczęścia. Tymczasem chrześcijaństwo to religia, która opisuje wiecznie aktualną historię miłości Boga do człowieka, do udziału w której każdy z nas jest zaproszony. To historia miłości Boga, który przychodzi do nas w ludzkiej naturze, byśmy dosłownie zobaczyli Jego miłość i który nie przestaje nas kochać nawet wtedy, gdy skazujemy Go na śmierć krzyżową. To historia Boga, który przychodzi do nas w swoim Synu po to, by Jego radość była w nas i by nasza radość była pełna (por. J 11, 15).

Marzenia i tęsknoty nastolatków

Rozmawianie z młodzieżą o Bogu i chrześcijaństwie wymaga odwagi i pewności siebie w ukazywaniu piękna oraz mądrości Ewangelii. Wymaga też subtelności, taktu, cierpliwości i pogody ducha. Współcześni młodzi ludzie bardziej reagują na radość tych, którzy są świadkami Jezusa niż na treści, które głoszą ewangelizatorzy. Nastolatki są zaniepokojone swoją teraźniejszością, a tym bardziej swoją niepewną przyszłością. Właśnie dlatego tęsknią za poczuciem bezpieczeństwa i za radością. W tej sytuacji przekonującym świadkiem Boga może być dla nich tylko ten, kto promieniuje spokojem, pogodą ducha i pewnością siebie. Ze współczesną młodzieżą można porozumieć się jedynie wystrzegając się głoszenia ogólników, a odwołując się do konkretów. Młodzi ludzie reagują tylko na takie rozmowy, które przypominają raczej instrukcję obsługi niż moralizowanie czy tradycyjne kaznodziejstwo. Chcą konkretnie wiedzieć, co mają czynić, by mądrze radzić sobie z życiem, z własną słabością i z negatywnymi naciskami środowiska.

Młodzi ludzie – także ci obojętni religijnie – zwykle chętnie podejmują dialog na poważne tematy wtedy, gdy rozmowę zaczynamy od odwołania się do ich własnych marzeń i aspiracji z jednej strony oraz do ich trudności, niepokojów, zranień i lęków – z drugiej. Taki punkt wyjścia stwarza szansę na podjęcie z nimi rozmowy o tym, w jaki sposób Bóg kocha człowieka i jakiej miłości uczy nas Jezus. Przekonuję się o tym, że nawet ci, którzy deklarują się jako niewierzący, wątpiący czy poszukujący, zaczynają wsłuchiwać się w to, co mówię, gdy wyjaśniam, że słowa i czyny Jezusa świadczą o tym, że Bóg kocha nas nieodwołalnie i bezwarunkowo, a jednocześnie nie myli miłości z naiwnością czy z rozpieszczaniem. Młodzi z zaciekawieniem włączają się w takie rozmowy, w czasie których wyjaśniam, że ludzi dobrej woli Jezus uzdrawiał, wspierał i chronił. Ludzi, którzy błądzili, nie tolerował ani nie akceptował, lecz upominał i wzywał do nawrócenia. Przed tymi, którzy próbowali Go krzywdzić, stanowczo bronił się, by nie stali się jeszcze większymi złoczyńcami. Gdy natomiast spotykał takich, którzy kochali bardziej niż inni, wtedy okazywał im miłość przez to, że zawierzał im losy Kościoła i okazywał wyjątkowe zaufanie. Tego typu konkretne rozmowy o bezwarunkowej, a jednocześnie mądrej miłości Boga do człowieka zwykle interesują i prowokują do dyskusji współczesnych nastolatków i studentów.

Młodzi ludzie – również ci, którzy dystansują się od Boga – chętnie podejmują rozmowy nie tylko na temat miłości, lecz także na temat człowieka. Ostatnio jeden ze studentów z Czech stwierdził w rozmowie ze mną, że uważa człowieka za jeden z gatunków zwierząt i że nie widzi w sobie niczego poza ciałem, popędami i emocjami. Nawet tacy ludzie zaczynają wsłuchiwać się w to, co mówię, gdy opisuję im biblijną wizję człowieka jako kogoś, kto jest nieodwołalnie kochany przez Boga oraz podobny do Boga, czyli zdolny do tego, by przyjmować miłość i by kochać. Zauważam, że intrygującym dla młodzieży aspektem tajemnicy człowieka jest to, iż nikt z nas nie ma granic w rozwoju, gdyż nie jesteśmy stworzeni na obraz i podobieństwo jakiegoś człowieka, lecz na obraz i podobieństwo samego Boga, do którego mamy szansę być coraz bardziej podobni w miarę osiągania kolejnych faz dojrzałości.

Żyjemy w czasach, w których młodzi ludzie mają niemal nieograniczony dostęp do informacji, a jednocześnie brakuje im pogłębionej formacji, dzięki której byliby w stanie w krytyczny sposób te informacje rozumieć oraz oddzielać ziarno od plew, a prawdę od kłamstwa. Właśnie dlatego warto w rozmowach z młodzieżą komentować sposoby opisywania świata i człowieka, jakie dominują w liberalnych i ateistycznych mediach po to, by młodzi ludzie zobaczyli, ile w tych opisach i „informacjach” jest manipulacji i natarczywie promowanej ideologii, która ma niewiele wspólnego z rzeczywistością człowieka.

Marnotrawni synowie chowają się przed Bogiem

Przyczyną rosnącego agnostycyzmu i ateizmu młodego pokolenia jest nie tylko (anty)kultura, zdominowana przez „nową” lewicę oraz wrogich religii liberałów. Drugim źródłem oddalania się młodzieży od Boga i Kościoła jest ich sposób postępowania na co dzień. Znaczna część młodych ludzi deklaruje agnostycyzm czy wręcz ateizm na skutek poważnych trudności życiowych, w jakie popadają. Ich agnostycyzm czy ateizm to efekt szukania ideologii, która pasuje do ich problematycznego postępowania. Jeśli ktoś z nastolatków popada w problemy z alkoholem, narkotykiem, hazardem, jeśli ulega egoizmowi czy lenistwu, jeśli uzależnia się od internetu, komputera czy popędu seksualnego, albo jeśli wyrządza sobie krzywdę na inne jeszcze sposoby, to ktoś taki chowa się przed Bogiem jak biblijny Adam, by w ten sposób „uspokoić” własne sumienie i by łatwiej wmówić sobie, że każdy sposób postępowania jest równie dobry. Z moich obserwacji wynika, że młodzi ludzie najczęściej oddalają się od Boga na skutek błędnego postępowania, a nie na skutek intelektualnej analizy rzeczywistości. Bóg jest Prawdą, Dobrem i Pięknem, Miłością i Świętością. To właśnie dlatego każdy, kto oddala się od prawdy, dobra, piękna, miłości i świętości, oddala się od Boga i bezkrytycznie przyjmuje ateistyczne ideologie z tego tylko powodu, że takie ideologie pasują do jego sposobu postępowania.

 

 

Słabość i wina chrześcijan

Najczęściej i najchętniej deklarowanym przez młodych ludzi powodem niechęci wobec religii oraz dystansowania się od Kościoła katolickiego są słabości chrześcijan, a zwłaszcza słabości księży oraz błędy przez nich popełniane w duszpasterstwie i w kontakcie z ludźmi w cztery oczy. Młodzież zniechęca nie tyle sama słabość i grzeszność osób duchownych, ile ich arogancja, agresja czy poczucie wyższości. Młodych ludzi bardzo razi to, że niektórzy księża głoszą zasady moralne, których sami nie respektują. Najbardziej do religii młodych ludzi zniechęca chciwość części duchownych oraz krzywdy, które księża-pedofile wyrządzają nieletnim.

Znakiem naszych czasów jest to, że coraz częściej spotykamy takich nastolatków i młodych dorosłych, którzy twierdzą, że odchodzą od Kościoła dlatego, że są wrażliwi na cierpienie człowieka. Ich zdaniem Kościół zadał i zadaje wiele cierpienia ludziom, począwszy od wypraw krzyżowych i inkwizycji, a skończywszy na współczesnych skandalach pedofilskich z udziałem księży. Najgorsze, co księża i świeccy dorośli mogą zrobić, to ukrywanie – minionych i obecnych – win oraz słabości ludzi Kościoła. Warto pomagać takim młodym ludziom w realistycznym spojrzeniu na rzeczywistość. Warto zwłaszcza wyjaśniać, że jeśli są wrażliwi na cierpienie człowieka, to nie staną się ateistami, gdyż to właśnie ateiści dokonali największych zbrodni w historii ludzkości – i to nie przed wiekami, a w czasach zupełnie współczesnych[1]. W samej tylko Europie w XX w. wyznawcy ateistycznego marksizmu zamordowali kilkadziesiąt milionów ludzi. Nigdy w historii ludzkości tak niewielu nie skrzywdziło tak wielu, jak uczynili to właśnie ateiści.

Powracać do świata realnego

Wielu młodych ludzi oddala się od Boga nie tyle na skutek ulegania ateistycznym ideologiom czy własnym słabościom, ile na skutek uciekania od życia w świat wirtualny, zwłaszcza w świat fikcyjnych spotkań i pozornych więzi. Tymczasem Boga można spotkać jedynie w rzeczywistości. I tylko wtedy, gdy jesteśmy zdolni do rozmawiania o tym, co dla nas ważne. Jeśli rodzice nie rozmawiają na poważne tematy ze swoimi synami i córkami, a młodzi w dominujących mediach czytają jedynie artykuły na banalne tematy, to nie wiedzą, w jaki sposób mieliby spotkać się z Bogiem i o czym mogliby z Nim rozmawiać. Z Bogiem nie da się przecież rozmawiać o byle czym, lub o niczym. Właśnie dlatego warto z młodymi ludźmi podejmować rozmowy, które można traktować jako rodzaj preewangelizacji, czyli podejmować z nimi dyskusje na temat tego, co według nich oznacza wolność, duchowość czy religijność. Warto też pytać młodych o to, jakie są ich największe aspiracje, ideały i pragnienia.

Wypływać na głębię

Moje doświadczenie pokazuje, że rozmawianie z rówieśnikami w sposób rzeczowy, konkretny i precyzyjny nigdy nie powoduje u nich obojętności. Część tych młodych ludzi przyznaje, że dotąd nie zdawała sobie sprawy, że to właśnie ateizm jest największym zagrożeniem dla ich życia i aspiracji. Inni udają, że nie słyszą argumentów i stają się agresywni, gdy widzą, że ich dotychczasowe przekonania opierały się na ignorancji czy na irracjonalnych ideologiach.

Być może najważniejszą formą nowej ewangelizacji w odniesieniu do młodzieży jest formowanie elity takich katolickich nastolatków, którzy będą zdolni do dialogu nie tylko ze swoimi niewierzącymi rówieśnikami, lecz także z tymi ludźmi dorosłymi, którzy promują szkodliwe ideologie czy którzy wręcz z premedytacją usiłują demoralizować dzieci i młodzież.

Spokojnie pokazywać własne racje

Pragnę w tym kontekście wspomnieć moje spotkanie w Częstochowie z przedstawicielem Monaru. Kilka lat temu znalazłam się w grupie kilkuset uczniów zaproszonych na spotkanie z panem, który został przedstawiony jako profesjonalista w dziedzinie profilaktyki AIDS. Wykład da się streścić w jednym zdaniu: „Współżyjcie z kimkolwiek, gdziekolwiek i kiedykolwiek, lecz pamiętajcie o stosowaniu prezerwatywy, a wtedy nigdy nie zarazicie się śmiertelną chorobą AIDS”. Nie podjęłabym z nim żadnej rozmowy, gdyby nie fakt, że przekazane przez niego kłamstwa mogłyby kogoś z moich rówieśników (miałam wówczas 17 lat) doprowadzić do śmierci. Tylko dlatego podeszłam wówczas do mikrofonu i powiedziałam: „Dziwię się, że ukrywa Pan przed nami fakt, że istnieje stuprocentowo pewny sposób uchronienia się przed AIDS w sferze seksualnej. Jest nim wstrzemięźliwość przedmałżeńska i wzajemna czystość małżeńska. Dlaczego nie chce Pan, byśmy o tym wiedzieli?” Panu „profilaktykowi” zaczęły drżeć usta! Do dziś pamiętam moment, gdy z rąk wypadł mu mikrofon i z hukiem wylądował na podłodze robiąc niemało szumu przy spadaniu ze stopni prowadzących na scenę… Początkowo jąkając się, niezdarną polszczyzną zaczął coś mamrotać o tym, że ten „mój” sposób to tylko teoria, bo każdy z nas decyduje się czasem na „skok w bok”. Znowu stanowczo zaprotestowałam: „Pan mnie obraża, bo zakłada, że żyję niemoralnie i że muszę się «ratować» prezerwatywą. Ani ja, ani moi bliscy i przyjaciele nie mają takich problemów. O «skokach w bok» może Pan mówić jedynie we własnym imieniu”. Gdy przytoczyłam jeszcze kilka innych miażdżących faktów, o których tacy pseudoprofilaktycy wolą nie słyszeć, gość zabrał głos po raz ostatni. Ściszonym głosem wypowiedział jedno zdanie: „Chyba warto, żebyśmy wszyscy pomyśleli o tym, co powiedziała dziś wasza koleżanka”. I wyszedł. Moi rówieśnicy też opuszczali salę w milczeniu.

Historia się powtarza

Gdy rozmawiam ze starszymi osobami, które pamiętają pierwsze lata okresu powojennego, to stwierdzają one, że początkowo marksizm pociągał sporą część ówczesnego młodego pokolenia Polaków, chociaż wiązał się z ateizmem i zwalczaniem Kościoła katolickiego. W zamian jednak obiecywał sprawiedliwość społeczną oraz szybki awans zawodowy i społeczny młodych ludzi. Kolejne lata powodowały coraz większe rozczarowanie wśród nastolatków i młodych dorosłych, co stopniowo prowadziło do ich coraz większego sprzeciwu wobec systemu, który głosił złudne obietnice, a za to wprowadzał prawdziwą dyktaturę. Wydaje mi się, że obecnie historia zaczyna się powtarzać. Znam już sporo takich nastolatków i młodych ludzi, którzy pozostają obojętni na religię i okazują się niechętni wobec Kościoła katolickiego, ale już uwolnili się z entuzjazmu, z jakim kilkanaście lat temu ich poprzednicy przyjmowali liberalizm, który obiecywał im wolność robienia tego, co tylko chcą oraz bycie szczęśliwymi „na luzie”, bez wysiłku, bez norm moralnych, bez małżeństwa opartego na wiernej i odpowiedzialnej miłości.

Mam nadzieję, że niniejszy tekst stanie się początkiem dyskusji na temat tego, w jaki sposób owocnie głosić współczesnym młodym ludziom Bożą prawdę o człowieku i Bożą miłość do człowieka…



[1]  Zob. M. Dziewiecki, Irracjonalny ateizm, „Przewodnik Katolicki” (2008) nr 50, s. 30–32; tenże, Ateizm czyli urojona wizja człowieka, „Zeszyty Formacji Katechetów” (2009) nr 3, s. 80–83.