Sport jest dobrą szkołą życia

Rozmowa z s. Elżbietą Tralewską SP

publikacja 08.08.2013 10:00

O sporcie i jego wartości w życiu każdego człowieka opowiada s. Elżbieta Tralewska SP, siostra zakonna wuefistka.

eSPe 102/3/2013 eSPe 102/3/2013

 

Jest Siostra katechetką – to dość naturalne. Ale jest też Siostra wuefistką…

Uczę katechezy w szkole podstawowej i gimnazjum i WF-u w szkole podstawowej. Pracuję od sześciu lat. Ludzie są zaskoczeni, jak słyszą, że jestem wuefistką. I zawsze pytają o to, w jakim stroju ćwiczę…

To rozwiążmy ten problem na początku naszej rozmowy.

Ćwiczę normalnie w dresie – bez welonu i habitu. To daje możliwość pełnej dyspozycyjności wobec uczniów. Niektórych ćwiczeń nie dałoby się zademonstrować w stroju zakonnym. Nasze zgromadzenie – sióstr pijarek – daje takie możliwości, zwłaszcza w pracy z dziećmi, kiedy wyjeżdżamy na wycieczki, chodzimy na sanki, itp. Dla mnie jest to naturalne. Tylko ludziom z zewnątrz wydaje się to coś niezwykłego.

WF w naszej szkole odbywa się w grupach mieszanych – uczę i chłopców, i dziewczęta. Zarówno uczniowie, jak i ich rodzice są przyzwyczajeni, że to siostra zakonna uczy ich grać w piłkę.

Siostry lekcje różnią się od tych prowadzonych przez świeckich wuefistów?

Nie sądzę. Natomiast uczniowie czasami rozpoczynają dyskusje na tematy związane z wiarą; pytają o swoje życie, o wybory moralne. Odkryłam, że do sióstr-nauczycielek młodzież szkolna ma większe zaufanie; ma też świadomość naszej większej cierpliwości, która niestety bywa wykorzystywana.

Ma Siostra jakieś własne metody prowadzenia lekcji?

Raczej nie. Dzieci to żywe organizmy, które każdego dnia są zupełnie inne. Na to wpływa wiele czynników – jaki to dzień tygodnia, która z kolei lekcja, czy mieli jakiś sprawdzian. Trzeba wejść w ich rytm i zobaczyć przed lekcją z czym dzisiaj przychodzą. Staram się nie forsować czegoś na siłę, czego nie da się osiągnąć, mimo że zaplanowałam coś jako nauczycielka. Raczej działam spontanicznie – jeśli wiem, że jakiejś gry już dawno nie mieli, a sprawiłaby im radość, to decyduję się właśnie na nią. Wychodzę naprzeciw ich oczekiwaniom. Oni są z tego zadowoleni, bo wydaje im się, że takie było ich oczekiwanie. To kwestia doświadczenia.

Jakie znaczenie ma sport w wychowaniu młodych ludzi?

Sport uczy zasad – nie tylko w szkole, ale także w ich środowiskach życia. Cieszę się, że moi uczniowie są aktywni fizycznie także poza szkołą – może im to pomóc wyrwać się od poczucia bezsensu, alkoholu, które towarzyszą na co dzień ich rodzinom. Zajęcia dodatkowe, m.in. te prowadzone przeze mnie, pozwalają im też przebywać po prostu z drugim człowiekiem, bo w rodzinnych domach często są sami. Widzę, jak oni lgną do drugiego człowieka.

Rywalizacja jest też ważnym elementem?

Dzieciom trudno przyjmuje się porażki. Trzeba je tego uczyć, że zarówno na boisku, jak i później w życiu, można przegrać. Sama przeżyłam taką życiową porażkę w czasie studiów. Wtedy nadzieję przywracały mi przyjaciółki.

S. Elżbieta Traleska SP   fot. arch. prywatne S. Elżbieta Traleska SP

Siostra jako dziecko coś trenowała?

Od dziecka biegi przełajowe, bo wychowywałam się w szkole, gdzie nie było sali gimnastycznej. Pamiętam, że zajmowałam nawet dobre miejsca w zawodach. Później trochę grałam w tenisa stołowego. W technikum, do którego uczęszczałam, dwie klasy niżej była moja siostra. Oni wyjeżdżali na lekcje na salę gimnastyczną z prawdziwego zdarzenia. Też chciałam. Dostałam zgodę od dyrekcji i jeździłam z nimi grać w piłkę. Ta determinacja zaprowadziła mnie na studia. Dziś raczej nie obserwuje się u dzieci takiego zapału…

A mierzy Siostra na bieżąco swoje wyniki?

Nie uprawiam systematycznie żadnej dyscypliny. Czasem biegam z dziećmi, ale nigdy nie mierzę czasu. Może z obawy przed tym wynikiem (śmiech) – po studiach jednak sylwetka i forma się zmieniły.

Poza szkołą wykorzystuje Siostra jakoś swoje sportowe wykształcenie?

Nasi bracia pijarzy proszą mnie czasami o pomoc np. w sędziowaniu. Już kilka razy byłam w tym celu na Parafiadzie. Sędziowałam piłkę siatkową chłopców. To bardzo przyjemne zajęcie – sprawia mi wiele radości, ale mogę się też dużo nauczyć. Opiekuję się czasami uczniami w czasie górskich wycieczek. Na dodatkowe sportowe aktywności nie mam też zbyt wiele czasu – są też inne obowiązki w zgromadzeniu – jestem współodpowiedzialna za duszpasterstwo powołań.

 

 

A jakieś sportowe plany?

Chciałabym zrobić kurs fitness, żeby móc prowadzić aerobik w szkole.

To Siostry ulubione ćwiczenia?

Moim ulubionym zajęciem jest pływanie. Niestety w tym roku nie może być realizowane w naszej szkole. Nie przepadam natomiast za piłką nożną, którą z kolei bardzo lubią uczniowie. Zaskoczeniem jest dla mnie fakt, że praktycznie wszystkie klasy uwielbiają grę w ringo. Wydawałoby się, że to gra bez zasad, czysto rekreacyjna. Ale sprawia młodzieży wiele radości i niektórzy są w nią naprawdę dobrzy. Na swoich lekcjach stawiam na różnorodność dyscyplin.

Dla współsióstr w zgromadzeniu jest Siostra też trenerką?

Nie. Pamiętam jak u początku mojej formacji zakonnej chodziłyśmy na salę gimnastyczną, to było to dla mnie bardzo krępujące. Z dziećmi jest zupełnie inaczej, spontanicznie. Współsiostry oczekiwały, że np. poprowadzę rozgrzewkę, wytłumaczę zasady gry, ale w tym gronie źle czułam się jako nauczyciel. Ale wspólna siostrzana gra, np. w unihokeja, przysparzała nam wszystkim wiele radości. Dziś już raczej nie wychodzimy wspólnie na salę gimnastyczną. Gdy mam potrzebę ruchu, to włączam się w ćwiczenia z dziećmi.

A skąd sport wziął się w ogóle w Siostry życiu?

Sport to za dużo powiedziane. Nazwałbym to aktywnością fizyczną, potrzebą rekreacji, dobrego spędzania czasu. Jestem raczej osobą spokojną, ale niedosyt ruchu odczuwałam w zasadzie od urodzenia. Rywalizacja sportowa w czasie zawodów w szkole podstawowej rozbudziła we mnie pragnienie i chęć kontynuowania tych zajęć. Imponowali mi starsi koledzy z technikum, później także nauczyciele. Czułam, że kobieta-nauczycielka może dobrze realizować siebie. Wtedy zakładałam, że będę miała rodzinę, dzieci. Etat w szkole wydawał mi się optymalnym rozwiązaniem dzielenia czasu między pracą zawodową a obowiązkami domowymi.

Nauczyciel WF-u zaszczepił we mnie myśl o studiach na AWF-ie. Czułam, że mam wewnętrzną dużą energię i potrzebę fizycznego spalania się. Chociaż pamiętam, że w klasie maturalnej nie potrafiłam w ogóle pływać – utrzymywałam się tylko na wodzie i poruszałam stylem rozpaczliwym (śmiech). Musiałam to nadrobić. Zajęło mi to pół roku. Moje postępy zobaczył zupełnie obcy człowiek, którego spotkałam pierwszego dnia na basenie i sześć miesięcy później – podziwiał moją technikę w kilku stylach.

Zdała Siostra egzaminy i zaczęła studia na AWF-ie.

Same studia nie były łatwe. Na pierwszym roku powinęła mi się noga i zastanawiałam się czy WF jest dla mnie. Ale nauczyło mnie to woli walki. WF jest dobrą szkołą życia, korzystam z tego też w moim życiu zakonnym. Uczy systematyczności, zasad i przede wszystkim pokonywania trudności i bycia wiernym.

Studenci WF-u są traktowani jako ci, którzy niewiele robią, dobrze się bawią, miło spędzają czas i wszystko im wychodzi. Pewnie są tacy, ale jeśli ktoś myśli, że na AWF-ie pracują tylko mięśnie, a głowa nie, to się bardzo myli. Pamiętam, jak wiele samozaparcia i dyscypliny wymagały zajęcia, na które trzeba było pójść po półtoragodzinnym intensywnym treningu. Jak uczestniczyć w takim wykładzie albo dwóch? A po powrocie do domu usiąść jeszcze do nauki? To wymaga siły woli i jasności celu.

Kiedy Siostra zdecydowała, że nie będzie żoną i matką?

To była dojrzała decyzja – miałam 27 lat. Byłam już po studiach. Szukałam pracy. Rozmawiałam wtedy dużo z moim kolegą, który wybierał się do zakonu. Ja zupełnie nie myślałam o życiu konsekrowanym, ale rozmowy z nim pokazały mi możliwość realizowania swojego życia w inny sposób. Oczywiście dopytywałam go o życie zakonne, bo miałam tylko stereotyp, że siostry zakonne pracują w zakrystii albo kuchni. Dziś mi to nie przeszkadza, ale wiem, że konsekracja to coś zupełnie innego. Zaczęłam czytać życiorysy świętych. To był też czas mojego powrotu do Pana Boga, bo wcale blisko Go nie byłam. Pragnęłam coraz więcej. Jacek zasugerował, żebym wybrała się na rekolekcje. Znalazłam ogłoszenie o dniach skupienia dla nauczycieli. Byłam przekonana, że z ludźmi o podobnych zainteresowaniach znajdę wspólny język. Chciałam w tym czasie rozpoznać czy potrzebuję np. tak dużo modlitwy. Bardzo mi się tam podobało. Po powrocie – w miarę możliwości – codziennie się modliłam, chodziłam do kościoła. Chciałam coraz więcej, ale miałam wątpliwość czy aż tyle, żeby pójść do zgromadzenia zakonnego. Pewnego dnia Jacek zabrał mnie do duszpasterstwa powołań w Licheniu, bo pochodzę z wielkopolski. Szukał wtedy zgromadzenia, do którego bym się nadawała. Wpadł mi w ręce folder sióstr pijarek. To było opatrznościowe, bo później już chyba inne foldery naszego zgromadzenia tam nie trafiły.

S. Elżbieta Traleska SP   fot. arch. prywatne S. Elżbieta Traleska SP

W życiu zakonnym sprawność fizyczna jest ważna?

Osoba, która przychodzi do zgromadzenia musi być zdrowa pod względem fizycznym. Wymagają tego nawet zakonne Konstytucje. Nasza misja zakłada, że idziemy do pracy z dziećmi. To wymaga siły. Później, w życiu zakonnym, każdy indywidualnie dba o swoje zdrowie psychiczne i fizyczne, o odpoczynek. Z współsiostrami często wyjeżdżamy w góry. Do pracy lubię jeździć rowerem.

Jak decydowała się Siostra na zgromadzenie sióstr pijarek, to wiedziała, że będzie też nauczycielką WF-u?

Dla mnie to nie było naturalne. Idąc do klasztoru zostawiałam wszystko, co było moim dotychczasowym życiem. Byłam otwarta na propozycje, bo miałam pewność, że Pan Bóg wie, co jest dla mnie dobre, co i jak mam realizować dla Niego. Zaraz po wstąpieniu do zgromadzenia dowiedziałam się, że idę na studia teologiczne. To był sygnał, że będę katechetką a nie wuefistką. Ale niedługo później okazało się, że mogę łączyć obie dyscypliny. Cieszę się, że mogę w ten sposób służyć mojej wspólnocie i dzieciom.

Rozmawiał Przemysław Radzyński

 

Artykuł pochodzi z Kwartalnika eSPe nr 102/2013 – W dobrych zawodach występuję http://www.mojepowolanie.pl/1705,a,espe-102-w-dobrych-zawodach-wystepuje.htm