Prawdziwe przesłanie

Grażyna Berger

publikacja 18.08.2013 19:04

Na kartach Ewangelii znajdziemy wiele spotkań Jezusa z chorymi, trędowatymi, niewidomymi, z dręczonymi przez złe duchy i potrzebującymi różnego rodzaju pomocy, a wszyscy oni doświadczali Jego dobroci i otrzymywali od Niego ratunek – warunkiem jednak była ich wiara.

Posłaniec Serca Jezusowego 8/2013 Posłaniec Serca Jezusowego 8/2013

 

Jak zwykle wielki tłum otaczał Jezusa nauczającego nad jeziorem Genezaret. Ludzie, nie chcąc uronić ani jednego słowa Nauczyciela, tłoczyli się na Niego, więc On wszedł do łodzi, odpłynął kawałek i z niej przemawiał do stojących na brzegu. Mówił zaś do nich o ziarnach rozsiewanych przez siewcę: Oto siewca wyszedł siać. A gdy siał...

Proste słowa trafiały do uszu zasłuchanych, malując przed ich oczyma obrazy, które doskonale znali ze swojego codziennego życia. Czyż sami w pocie czoła nie uprawiali roli, czy trud rolnika nie był ich doświadczeniem? Ileż to razy sami wychodzili o świcie w pole siać ziarna, by mogły w swoim czasie wydać plon. A każde było na wagę złota, bo tkwiła w nim moc życia, każde mogło wydać kolejne ziarenka i to niejedno. A ziarno to chleb, to życie.

...Jedno ziarno padło na drogę... – Nauczyciel mówił z taką dokładnością i znajomością szczegółów, że słuchacze dziwili się Jego mądrości, i przypominali sobie, jak niejednokrotnie widzieli zlatujące się ptaki, bo jakieś ziarenko spadło na drogę i stawało się łupem ich dziobów; albo wpadało gdzieś między ciernie i chwasty i wnet ginęło. Doświadczali na własnej skórze trudu oczyszczania zasiewu z chwastów, by te nie zagłuszyły wyrastających, delikatnych roślinek. Ziarno, by wydać plon, wymagało ziemi przygotowanej, żyznej, wsiewane musiało wpaść głęboko w nią, bo w przeciwnym wypadku, gdy grunt był na przykład skalisty, nie miało jak zapuścić korzenia i wnet wysychało przypalone promieniami słońca. Trzeba było się niemało natrudzić, by odczuć radość żniwiarza zapuszczającego sierp w łany złotego dojrzałego zboża.

Apostołowie jednak, kiedy zostali z Jezusem sami, zapytali Go o znaczenie przypowieści opowiadanej tłumom. Nie rozumieli również słów, którymi On zakończył mowę: Kto ma uszy do słuchania, niechaj słucha! Domyślali się, że za nimi kryje się jakiś głębszy sens. W odpowiedzi usłyszeli: Siewca sieje słowo... Słowo jest jak ziarno, które powinno wydać plon, a może on być trzydziestokrotny, sześćdziesięciokrotny, stokrotny.

Przemierzając szlaki Palestyny, Jezus siał ziarna słowa, a grunt, na który padały, był różny, nie zawsze dobrze przygotowany, wyplewiony, użyźniony, a rzucane ziarenka i wschodzące roślinki trzeba było podlewać, pielęgnować... Na kartach Ewangelii znajdziemy wiele spotkań Jezusa z chorymi, trędowatymi, niewidomymi, z dręczonymi przez złe duchy i potrzebującymi różnego rodzaju pomocy, a wszyscy oni doświadczali Jego dobroci i otrzymywali od Niego ratunek – warunkiem jednak była ich wiara. Słowa przybierały postać konkretnych gestów, czynów, które jednak nie zawsze i nie przez wszystkich były właściwie odczytane. Nie każdy rozumie język miłości. Można słuchać, i nie słyszeć, można doświadczać, a nie rozpoznać... Można też słyszeć i widzieć, a nie wierzyć.

Czy to był powód, że za Nauczycielem z Nazaretu szły coraz rzadsze tłumy? Przyszedł nawet taki moment, kiedy Mistrz zapytał Dwunastu: Czy i wy chcecie odejść? Panie, do kogóż pójdziemy? Ty masz słowa życia wiecznego – odpowiedzieli wtedy. Jednak ostatecznie, na Golgocie, pod krzyżem, kiedy prawdziwość swoich słów Jezus przypieczętował swoją krwią, oprócz Maryi i paru kobiet, został tylko Jan. Ten umiłowany uczeń w Wieczerniku w czasie ostatniej Wieczerzy spoczywał na piersi Mistrza. Może to wtedy właśnie usłyszał głos Jezusowego Serca i zrozumiał treść słowa, które Bóg nieustannie i na różny sposób kieruje do człowieka: Kocham Cię.

 

TAGI: