Z wiary prostego ludu

Krzysztof Więckowski

publikacja 31.08.2013 21:18

Siłę relikwii widać w każdym włoskim sanktuarium – wierni tłumnie gromadzą się wokół relikwiarzy i klęczą, aby być jak najbliżej grobów świętych. Rola relikwii jest dla nas wciąż wyjątkowa, bo w nich właśnie cudowność staje się fizyczna. To one łączą Absolut z rzeczywistością i poprzez bezpośredni kontakt ze świętością prowadzą do Boga. Dlatego chcemy relikwie z bliska zobaczyć, chcemy cudowność w nich ukrytą dotknąć. Z tej właśnie przyczyny muskamy palcami grobowiec św. Antoniego w Padwie i z pokorą całujemy relikwiarze w sanktuariach. W tym bierze swój początek cały katalog obyczajów, które od wieków są z relikwiami związane

Rycerz Młodych 4/2013 Rycerz Młodych 4/2013

 

Co nieco z historii

Już w IV w. zmarli chowani byli wokół grobów świętych męczenników (najczęściej promieniście), aby bliskość świętości pomagała duszom doznać łaski odpuszczenia grzechów. Jednocześnie – a tradycja ta na wschód Europy w zasadzie nie dotarła – zaczęto budować bezpośrednio nad grobami i relikwiami świętych imponujące bazyliki. Zwłaszcza we Włoszech obyczaj ten mocno się utrwalił – nad grobami św. Pawła, św. Piotra, czy św. Agnieszki, nadal oglądamy wspaniałe świątynie. Co więcej, ołtarz główny umieszczali architekci zawsze nad grobem świętego, kierując się najprawdopodobniej słowami z Apokalipsy: Ujrzałem pod ołtarzem dusze zabitych dla Słowa Bożego i dla świadectwa, jakie mieli (Ap 6,9-11). Chyba nie bez powodu też św. Augustyn pisał, że ciało świętego ołtarzem dla Boga. W tych latach rozpoczyna się również epoka pielgrzymek pereginatio ad limina sanctorum – do miejsc grobów świętych, obok dotychczas praktykowanych pereginatio ad loca sancta – do miejsc świętych.

W późniejszych wiekach relikwie stały się cenniejsze niż złoto i klejnoty. Nawet miasta rywalizowały o nie między sobą i podnosiły swoje znaczenie poprzez sprowadzanie relikwii niekiedy z bardzo odległych krain. Istniejące relikwie dzielono też na coraz to mniejsze kawałki, aby sprostać rosnącemu zapotrzebowaniu. Świątynie z kolei zyskiwały prestiż, umieszczając w swoim wnętrzu relikwie, a wierni pielgrzymowali do nich tym chętniej i tłumniej, im były ważniejsze. Wkrótce powstaje też niezwykle popularny zwyczaj obnoszenia relikwii w procesjach. Tylekroć, ilekroć miasta nawiedzała klęska – epidemia, wrogie wojska, pożar czy nieurodzaj – kondukt modlitewny wędrował przez miasta, prosząc za pośrednictwem relikwiarzy o łaskę i ratunek. Odtąd częścią tożsamości miasta stają się relikwie, co bez trudu dostrzegamy nawet dziś, wystarczy odwiedzić np. Padwę (św. Antoni), Wenecję (św. Marek) czy Asyż (św. Franciszek).

Naród pielgrzymi

No dobrze, ale zastanówmy się, jak wygląda nasz dzisiejszy stosunek do relikwii. Oczywiście nadal modlimy się przy relikwiarzach w naszych parafiach, diecezjach i archidiecezjach, ale skupmy się tutaj na jednej konkretnej formie obcowania z relikwiami – na pielgrzymce do relikwii i grobów świętych. Zwłaszcza, że Polacy powszechnie postrzegani są w Europie jako naród pielgrzymów.

Zacznijmy od tego, że pielgrzymki pojawiły się znacznie wcześniej niż podróże czysto turystyczne. Już w IV w. wędrowano do sanktuariów i Ziemi Świętej, podczas gdy za początki turystyki komercyjnej przyjmuje się wyprawy organizowane przez Thomasa Cooka w połowie XIX w. Warto zresztą podkreślić,  jak bardzo pielgrzymki do relikwii różnią się od zwykłego wyjazdu turystycznego. Co prawda przeciętny pielgrzym podobnie jak turysta przemierza przestrzeń, odrywa się od codziennej rutyny życia, aby poznać nową kulturę i tym samym zdystansować się do własnej. Tak pielgrzymi, jak i podróżnicy pragną też poszerzyć horyzont swoich myśli o nową wiedzę o sobie i o innych. Wreszcie i jedni, i drudzy szukają także estetycznego piękna w przyrodzie, architekturze, sztuce.

Niemniej pielgrzymującym do sanktuariów zawsze chodzi o coś więcej. Chodzi o wzmocnienie wiary, oczyszczenie w modlitwie, podładowanie „akumulatorów” duchowych nową energią. Często widzę, jak wizyta w Bazylice św. Piotra i modlitwa przy grobie bł. Jana Pawła II buduje w uczestnikach pielgrzymki silny fundament. Fundament, na którym po powrocie do Polski z pewnością pielgrzym zbuduje gmach odnowionej wiary.

Co szczególnie istotne, pielgrzymi od wieków wyruszają też do relikwii z prośbą w ważnej prywatnej intencji. Często szukają pomocy, kiedy nigdzie indziej nie znajdują ukojenia. Traktują pielgrzymkę jako ostatnią szansę w nieszczęściu i chorobie. Z drugiej strony wielu traktuje podróż do sanktuarium jako osobistą pokutę za wcześniejsze przewinienia. Kto wie, czy to nie echo średniowiecznego sądownictwa, kiedy odbycie pielgrzymki traktowano jako odbycie zarazem pokuty i kary za popełnione przestępstwa (inkwizycja od XII w. nakazywała pielgrzymkę jako karę pokutną za grzech herezji). Nie zapominajmy wreszcie, że pielgrzymi często poświęcają trudy swojej wędrówki, aby podziękować świętym za doznane łaski. Aby tym sposobem wyrazić wdzięczność Bogu.

Żadna z powyższych motywacji w przypadku zwykłego wyjazdu turystycznego nie występuje. Nieustannie w miastach obleganych przez tysiące turystów, takich jak Rzym, Wenecja, Asyż, Padwa czy San Giovanni Rotondo, widzę podróżników skupionych li tylko na estetycznym wymiarze świątyni. Turyści z komercyjnych wycieczek podziwiają w bazylice św. Franciszka freski Giotta, z szacunkiem zerkają na ogrom Bazyliki św. Piotra i czujnie śledzą złote mozaiki w bazylice św. Marka. Niemniej – z chrześcijańskiego punktu widzenia – ten odbiór jest niepełny. Cóż, można podziwiać pięknie wykonaną świecę, ale dopiero kiedy rozpalimy na jej szczycie płomień i kiedy bije z niej żar, spełnia swój cel i pokazuje swą prawdziwą wartość. Zwiedzanie sanktuariów bez wiary i modlitwy to właśnie podziwianie świecy bez płomienia. Sanktuaria, będąc częstokroć arcydziełami sztuki, nie dla piękna zostały stworzone, lecz dla żaru modlitwy. Co więcej, uduchowieni pielgrzymi widzą też niejako „drugie dno” – dzieła genialnych artystów to dla nich dowód łaski i talentu płynącego od Ducha Świętego, a w bujnej przyrodzie dostrzegają ślad wszechmocy Stwórcy.

We współczesnych pielgrzymkach ważne jest również przeżywanie wspólnoty religijnej. W sanktuariach jesteśmy częścią chrześcijańskiego świata – bez względu na język, którym się posługujemy, kolor skóry czy pochodzenie. Nasza wielonarodowościowa modlitwa przy relikwiach w Loreto, Manopello czy San Giovanni Rotondo tworzy poczucie przynależności do wielkiego Kościoła, dla którego nie istnieją granice państw. Przy relikwiarzach nikt nie jest bezdomny w wierze, choćby przybył z krańca świata.

Pielgrzymka do relikwii jest czymś więcej niż wyjazd turystyczny, bo nie blokując przyjemności płynących z tradycyjnej wycieczki, daje nadto możliwość rozwoju wiary. W unikalny sposób buduje duchowość chrześcijańską. Cóż, jeśli wierzyć statystykom, na świecie każdego roku pielgrzymuje ok. 300 milionów ludzi (nie tylko chrześcijanie – także muzułmanie, buddyści i wyznawcy hinduizmu). Czyli co 23 człowiek na ziemi w ciągu roku staje się chociaż raz pielgrzymem. Kiedy więc Ty wyruszasz?