Spokój, opanowanie i chęć zysku

Z Grzegorzem Wacławem „Dzikim”, o ojcostwie i jego odkrywaniu, rozmawia ks. Grzegorz Zembroń MS

publikacja 04.10.2013 19:55

Za każdym razem, kiedy tuż po porodzie trzymałem dziecko w rękach. Tak samo, kiedy moje dzieci były chrzczone przez zanurzenie. I zawsze, kiedy córka niespodziewanie mówi do mnie: „Kocham cię!”. Wtedy wymiękam

La Salette. Posłaniec Matki Boskiej Saletyńskiej 5/2013 La Salette. Posłaniec Matki Boskiej Saletyńskiej 5/2013

 

Idealny ojciec – jakie ma cechy?


Nie wiem, bo ja nie jestem idealnym ojcem (śmiech). Mogę za to powiedzieć, jakie cechy miał mój ojciec, bo uważam, że był bliski ideału. Przede wszystkim idealny ojciec jest spokojny, ma dystans do wielu rzeczy, nie chodzi z głową w chmurach, tylko twardo stąpa po ziemi. Jest też czuły i opiekuńczy, w jego obecności dziecko czuje się bezpiecznie. Ponieważ mam trudny charakter i wiele rzeczy mnie złościło, ojciec mi zawsze mówił: „Spokój, opanowanie i chęć zysku”. I wcale mu nie chodziło o jakiś merkantylizm, tylko o to, że człowiek, który zachowuje spokój, wiele zyskuje. Rzeczywiście tak jest. Kiedy złoszczę się na dzieci, krzyczę, bo chcę, żeby coś zrobiły, one to zrobią, ale ze strachu. A kiedy cierpliwie wytłumaczę, wtedy zrobią to ze zrozumieniem, z sercem. Lepiej dziecku wyjaśniać, niż je zmuszać. Poza tym, kiedy będę stary, wolałbym, żeby dzieci przebywały ze mną z własnej woli, niż były szczęśliwe, bo nie muszą już ze mną rozmawiać.

Jak się czułeś, kiedy urodziło ci się pierwsze dziecko?


Byłem zmęczony i niewyspany, bo poród zaczął się o 4 rano (śmiech). Tego nie można opisać słowami. To tak, jakbyś wziął do rąk cały kosmos, cały świat. Coś nieprawdopodobnego.



Najbardziej wzruszająca chwila, którą przeżyłeś jako ojciec?

Wiele ich było. Za każdym razem, kiedy tuż po porodzie trzymałem dziecko w rękach. Tak samo, kiedy moje dzieci były chrzczone przez zanurzenie. I zawsze, kiedy córka niespodziewanie mówi do mnie: „Kocham cię!”. Wtedy wymiękam.

W jaki sposób rozwiązujesz konflikty z dziećmi?

Z dziećmi nie mam żadnych konfliktów. Gdybym stracił panowanie nad sobą, krzyknął na dziecko, chciał je uderzyć, ono przestraszyłoby się, uciekło, nie chciało ze mną rozmawiać – wtedy doprowadziłbym do konfliktu. Nie chcę, żeby mój dom przypominał piekło, z którego ja wyszedłem. Moje dzieci mają 8, 10, 12 i 14 lat. Czasem na przykład dwunastoletnia córka chce po szkole pojechać z koleżanką do centrum miasta i wrócić bardzo późno. Rzecz jasna, że nie pozwalam. Wtedy może powstać problem, ale daj spokój, co to za konflikty...


Natomiast dzieci kłócą się między sobą. Zaczynają, kiedy tylko otwierają oczy. Nieraz rano budzi mnie straszna kłótnia. Kiedyś dzieci były u dziadków nad morzem, a ja z powodu pracy zostałem w Warszawie. Dzwoni do mnie starsza, Marysia, z płaczem, że młodsza, Zosia, coś zrobiła, że jest niegrzeczna, że pyskuje babci. Zdębiałem. Powiedziałem Marysi, żeby włączyła w telefonie tryb głośnomówiący i zawołała Zosię. Obu kazałem natychmiast uklęknąć, zmówić razem „Ojcze nasz” i „Zdrowaś Maryjo” i poprosić się nawzajem o przebaczenie. Pomogło.



W jaki sposób są powiązane role ojca i męża?

Rola ojca w jakiś sposób wynika z roli męża. W małżeństwie jako mąż cały oddajesz się małżonce: swoją pracę, siły, uwagę, czas. Kiedy pojawiają się dzieci, to wszystko oddajesz im. Karmisz je, przewijasz, myjesz, chodzisz na spacery, odrabiasz z nimi lekcje, tłumaczysz świat. I roli ojca, i roli męża facet uczy się, obserwując rodziców. Z żoną przywiązujemy wagę do wspólnego jedzenia posiłków, pilnujemy wspólnotowego wymiaru życia rodzinnego. Jestem podbudowany rzeczami, które podpatrzyłem u swoich rodziców, kiedy jeszcze byłem szkrabem. Moi rodzice przez całe życie się kłócili, ale do śmierci ojca ich związek był niesamowicie trwały. To zostało we mnie do dzisiaj.



Czy wszystkie dzieci da się kochać jednakowo?


Nie zawsze... Na jedne się złościsz, gdyż mają taki sam charakter, jak ty, a inne są przylepką, którą miałbyś ochotę zjeść na śniadanie. Ale każde z nich to twoje dziecko. Pierworodne kocha się najmocniej. Ostatnie kocha się wyjątkowo, bo jest najsłodsze ze wszystkich. A co z tymi środkowymi? Mają być poszkodowane? W każdym dziecku można znaleźć coś, za co się je kocha. A właściwie dzieci nie kocha się za coś, tylko kocha się je bezwarunkowo. Siedzi mi w głowie pomysł, żeby znaleźć jedno popołudnie w tygodniu tylko dla jednego dziecka. W kolejny dzień – dla innego. To jest trudne, ale można coś wykombinować, choćby w urodziny albo imieniny.



W jaki sposób odkryłeś, że jesteś powołany do ojcostwa?

Zawsze lubiłem dziewczyny (śmiech). Mam mówić, że ślęczałem nad Pismem Świętym i szukałem odpowiedzi (śmiech)?



Pan cię nie oświecił?


Oświecił (śmiech). Byłem już we wspólnocie neokatechumenalnej. Znajomi ze wspólnoty „Miecz Ducha” zaprosili mnie na ewangelizacyjny kurs Pawła. Byłem świeży w Kościele i miałem jedynie punkowe ciuchy. Nie nastąpiła jeszcze wymiana umundurowania (śmiech). Miałem ogromne problemy, żeby dojechać na ten kurs: okradziono mnie, nie miałem ani pieniędzy na bilet, ani plecaka, żeby się spakować. Wtedy jeszcze nie rozumiałem, że przeciwności są znakiem, iż jest się na dobrej drodze. Kiedy dojechałem, okazało się, że mam gorączkę, około 38 °C. Ponieważ nigdy nie zwykłem przywiązywać wagi do tego, co inni o mnie myślą, wpakowałem się w śpiwór, położyłem się na ziemi, a nogi na krześle, czym wywołałem u wszystkich ogromną konsternację. I wtedy zobaczyłem ładną dziewczynę siedzącą pod ścianą. Mówiąc w skrócie, właśnie ona została później moją żoną (śmiech). Od początku wiedziałem, że tak będzie.