Deprawacja dzieciństwa

Jacek Bulzak

publikacja 01.12.2013 18:29

W poprzednim numerze „Rycerza” zatrzymaliśmy się nad niepokojącym zjawiskiem seksualizacji kobiet. Okazuje się – niestety! – że problem seksualizacji na tym się nie kończy. Dotyka on również innej, i to bezbronnej grupy społecznej, jaką są dzieci. Istnieje pilna potrzeba zajęcia się tym tematem osobno – mimo że ma on z poprzednim wiele wspólnego – bo jest to wskaźnik bardzo niebezpiecznych tendencji w tzw. kulturze zachodniej. Przede wszystkim wiąże się on z coraz większą komercjalizacją dzieci i dzieciństwa.

Rycerz Niepokalanej 10/2013 Rycerz Niepokalanej 10/2013

 

Rząd i nierząd

Opinia publiczna Wielkiej Brytanii jest na tle pozostałych krajów europejskich bardzo świadoma powagi sytuacji. O tym, jak uchronić dzieci przed wszechobecnym erotyzmem i kulturą konsumpcji, dyskutują już nawet brytyjscy politycy. Co ciekawe, w 2010 r. sprawa ta stała się tam tak bardzo ważna, że była jedną z kwestii poruszanych w kampanii przed wyborami parlamentarnymi. Po wyborach została nawet wpisana do umowy koalicyjnej między Partią Konserwatywną i Liberalnymi Demokratami.

Już poprzedni rząd brytyjski zamawiał raporty opisujące wspomniane kwestie. Pierwszy z nich, opublikowany w marcu 2008 r. przez dr Tanyę Byron, dotyczył bezpieczeństwa dzieci w Internecie oraz gier komputerowych. W grudniu 2009 r. powstał raport pod kierownictwem prof. Davida Buckinghama, omawiający problem wpływu komercyjnego świata na dzieci. W niedługim czasie po nim, w lutym 2010 r., ukazał się raport dr Lindy Papadopoulos, który podejmował temat seksualizacji młodych ludzi. Miesiąc później Tanya Byron, już z tytułem profesora, opublikowała kolejny raport dotyczący Internetu i gier.

Obecny gabinet zlecił zajęcie się tematem Regowi Bailey᾿owi,, dyrektorowi międzynarodowej organizacji Mothers’ Union. Przedstawił on wyniki szeroko zakrojonych badań i konsultacji w czerwcu 2011 r. Jego raport: Pozwólmy dzieciom być dziećmi – nie opisuje zjawisk komercjalizacji i seksualizacji dzieciństwa z naukowego punktu widzenia. Robiły to wcześniejsze opracowania. Natomiast Bailey – i to jest jego wielką zasługą – pozwolił przemówić rodzicom dzieci. Ich spostrzeżenia i obawy wynikają z rodzicielskiej troski i miłości, dlatego nieraz wyprzedzają wiedzę naukowców.

Rodzice mówią

Co zatem zauważyli rodzice? Oto ich wypowiedzi zamieszczone w brytyjskim raporcie z 2011 r.:

Uważam, że nieodpowiednie, zseksualizowane obrazy umieszczane na okładkach czasopism, takich jak [czasopisma dla dorosłych], są najgorsze. Czasopisma te nie są uznane za pornograficzne, więc są eksponowane w miejscach, gdzie dzieci mogą je bez problemu zobaczyć.

Reklamy perfum prawie zawsze mają charakter seksualny.

W programach emitowanych przed godziną 21, zwłaszcza w telenowelach, jest zbyt wiele przemocy i treści seksualnych...

Za każdym razem, gdy widziałem ostatnio jakiś teledysk, byłem zniechęcony tym, w jak jednoznaczny sposób przedstawiał on kobiety jako obiekty seksualne. W teledyskach pokazywano zazwyczaj prawie nagie młode kobiety..., w zasadzie zachowywały się, jakby uprawiały seks...

Najwięcej obaw budzi we mnie fakt, że dzieci korzystają z Internetu i VOD, przebywając w swoich pokojach. Potrzebne są domyślne ustawienia, blokujące strony z pornografią...

Najbardziej martwi mnie to, że młodzi ludzie coraz częściej korzystają z Internetu za pomocą telefonów komórkowych.

Chce się malować i nosić krótkie spódniczki, ponieważ pragnie wyglądać [jak gwiazda], ale to przesada.

W wielu sklepach mogę kupić rzeczy dla mojej córki, które sama mogłabym nosić.

...rodzice odczuwają czasem presję ze strony rówieśników dzieci i często czują się niemalże zmuszeni do kupna czegoś, dlatego że inni rodzice to kupili. Uważają, że jeśli tego nie zrobią, będą złymi rodzicami.

Kupiliśmy mojemu najstarszemu synowi buty i płaszcz, bo martwiliśmy się, że jeśli nie będzie odpowiednio wyglądał, będą się nad nim znęcać.

...chcę spytać, czy przemysł reklamowy dobrze się czuje z tym, że wydaje miliony dolarów na reklamy skierowane bezpośrednio do dzieci, a potem mówi, że to mama i tata mają się im sprzeciwić?

Nie podoba mi się ten cały trendsetting i wykorzystywanie mojego dziecka (trendsetting – promowanie jakiejś marki wśród znajomych za pieniądze).

Często składałem skargi, ale nic z tego nie wynikało. Otrzymywałem jedynie miłe listy, w których informowano mnie o ich przyjęciu.

Seks sprzedaje wszystko

Rzeczywiście, trudno nie przyznać racji wielu zaniepokojonym mamom i tatom. Gdy widzą oni w sklepie biustonosze push-up (z poduszkami) dla siedmiolatek, stringi dla dziewczynek, szpilki dla noworodków czy przybory szkolne z napisem: „Króliczek Playboya”, mają prawo pytać: „O co chodzi?” i czy to wszystko nie zaszło już za daleko. Czy dzieci w takim świecie mogą czuć się szczęśliwe? Czy raczej odczuwają presję, żeby szybko dorośleć i stać się nieopanowanymi seksualnie materialistami?

Dr Linda Papadopoulos stwierdza: „Dopóki nie uznamy, że seksualizacja dzieci ma miejsce i jest problemem, dopóty my będziemy mieć problem i będziemy robić krzywdę własnym dzieciom”. Tymczasem w grudniu 2010 r. magazyn „Vogue” zamieścił w swojej francuskiej wersji zdjęcia 10-letniej dziewczynki, Thylene Blondeau, występującej w roli modelki. Była ona ubrana i ucharakteryzowana jak dorosła kobieta (nosiła np. kolię za 3 mln euro) i przyjmowała wyzywające pozy. To nie pierwsza nastolatka w świecie mody. Chociaż, czy 10-latka to już nastolatka...?

Za to w amerykańskich konkursach piękności występują o wiele młodsze dzieci. Kilkuletnie dziewczynki prezentują się w strojach bikini i tańcząc, przesyłają jurorom słodkie pocałunki. Ich mamy aż piszczą z radości, gdy wszystko uda się tak, jak to zaplanowały. Dzieci piszczą wcześniej, podczas przygotowań, prób, zabiegów sztucznego opalania, wyrywania brwi czy tapirowania włosów. Pewnie gdyby mogły, to piszczałyby też w czasie, gdy lekarz wstawia im sztuczną szczękę.

 

 

Rozsądne = katolickie

Nie sposób opisać w tym krótkim artykule wszystkich zagrażających dzieciom praktyk, związanych z seksualizacją i komercjalizacją. Warto sięgnąć do wspomnianych raportów, które wymieniają również zjawiska, takie jak: rozerotyzowane reklamy na billboardach, zwłaszcza w pobliżu szkół, ustawione w seksualnych pozach manekiny na wystawach, seksualne treści w programach familijnych, typu „talent-show”, wulgarne teksty piosenek popularnych wykonawców, a także nowe techniki marketingowe skierowane do dzieci w celu wywierania presji na ich rodzicach.

W zeszłym roku polska eurodeputowana Joanna Skrzydlewska, będąca członkinią Komisji Praw Kobiet i Równouprawnienia w Parlamencie Europejskim, opracowała projekt sprawozdania w sprawie seksualizacji dziewczynek. Zawarła w nim szereg bardzo pragmatycznych i rozsądnych zaleceń dla krajów Unii Europejskiej, które miały znaleźć się w rezolucji PE. Inspirowała się m.in. doświadczeniami brytyjskimi. Proponowała np. weryfikację i popularyzację systemu oznaczeń gier komputerowych, który miałby pomagać rodzicom dokonywać bardziej przemyślanych zakupów. Zalecała również wprowadzenie do szkolnych programów nauczania przedmiotu rozwijającego umiejętne korzystanie z mediów, krytyczne myślenie i znajomość technik marketingowych. Postulowała blokowanie stron internetowych promujących anoreksję, bulimię czy pornografię dziecięcą.

Projekt sprawozdania przygotowany przez posłankę Skrzydlewską nawoływał też do stworzenia systemu dobrych praktyk w dziedzinie reklamy i przemysłu skierowanego do dzieci i młodzieży, a także wzywał państwa członkowskie UE do stworzenia prostego systemu składania skarg do organów kontrolujących.

Projekt ten był naprawdę rozsądny, mimo że niektórzy przedstawiciele Komisji Praw Kobiet i Równouprawnienia chcieli go popsuć przez wprowadzenie zapisów o edukacji seksualnej czy tzw. prawach reprodukcyjnych (chodzi o dostęp do antykoncepcji czy aborcji). Był on szansą na spory krok naprzód w zapobieganiu seksualizacji i komercjalizacji świata dzieci. Niestety, został odrzucony.

Posłanka Skrzydlewska poinformowała w piśmie skierowanym do mediów: „Proponowana w sprawozdaniu ambitna i całościowa strategia na rzecz ochrony dzieci, a szczególnie dziewczynek przed dostępem do treści erotycznych i narzucaniu im modelu seksualnych zachowań dorosłych, wydała się lewicy zbyt «katolicka», a przez to niebezpieczna”.

Czas na pedofilię...?

Istnieją powody, żeby sądzić, że ten sprzeciw wobec ochrony dzieci przed seksualizacją ma korzenie w nasilającej się ostatnio w Europie tendencji do akceptowania pedofilii. Tak, tak, to nie pomyłka. Stosunek tzw. „oświeconych europejczyków” do kwestii pedofilii jest obecnie dwuznaczny. Gdy w grę wchodzi Kościół katolicki, sprawa ta świetnie nadaje się – oczywiście z winy niektórych przedstawicieli Kościoła – do niszczenia religii. Kiedy indziej jednak robi się wiele, aby zmienić stosunek zachodniej kultury do tego tematu.

W numerze lipcowym „Rycerza Niepokalanej” pisaliśmy o tzw. edukacji seksualnej i o wytycznych Światowej Organizacji Zdrowia dla Europy. Wśród nich znajduje się postulat, aby 6-latek rozumiał pojęcie „akceptowalny seks”, a 12-latek potrafił „komunikować się w celu uprawiania przyjemnego seksu”. Czymże to jest, jeśli nie podjętą z otwartą przyłbicą próbą wprowadzenia pedofilii do kanonu zachowań seksualnych?

W Holandii zarejestrowano partię „Miłość, Wolność i Różnorodność”, która domaga się m.in. obniżenia dopuszczalnego wieku współżycia z 16 do 12 lat oraz legalizacji pornografii z udziałem dzieci. Jest jednak jeszcze lepszy news: jak podają niektóre źródła w Internecie – Traktat Lizboński, będący obecnie podstawą funkcjonowania UE, w odróżnieniu od wcześniejszych traktatów, np. Traktatu Nicejskiego, chroni pedofilię przed... dyskryminacją.

Jak to się skończy, nie trudno przewidzieć. Wiadomo natomiast, że w Parlamencie Europejskim zasiada niejaki Daniel Cohn-Bendit, który chwalił się wielokrotnie kontaktami erotycznymi z pięcioletnimi dziećmi. Opisywał je m.in. w swojej autobiografii.

***

W walce z seksualizacją i komercjalizacją dzieci i dzieciństwa prawie wszystko zależy od rodziców. Jest tak dlatego, że to rodzice mają największy wpływ na swoje dzieci, jak również dlatego, że państwo najczęściej podejmuje działania w tej dziedzinie dopiero niejako „wywołane do tablicy” przez zaniepokojonych rodziców. Dlatego trzeba działać! Trzeba przede wszystkim mieć dobrą świadomość problemów i nie bać się o nich mówić. Odpowiedzialni rodzice w Wielkiej Brytanii już zrozumieli, że jest wiele osób, które myślą podobnie.

Warto też zainteresować się (jeśli jeszcze tego nie zrobiliśmy) działalnością takich organizacji, jak Stowarzyszenie „Twoja Sprawa” oraz Fundacja „Mamy i Taty”, wspierać je i brać udział w ich akcjach. To jest pilna potrzeba chwili. A przede wszystkim sami twórzmy w swoim otoczeniu atmosferę przyjazną i nie bójmy się rozmawiać z dziećmi o „tych sprawach”, gdyż jak czytamy w brytyjskim raporcie Rega Baileya: „...rodzice muszą też podjąć wyzwanie i uznać, że aby dzieci mogły być dziećmi, rodzice muszą być rodzicami”.