Drogowskazy na czas zamętu (Podsumowanie Roku Wiary)

ks. prof. Tadeusz Panuś

publikacja 24.11.2013 15:29

O Roku Wiary, Soborze Watykańskim II i „Katechizmie Kościoła Katolickiego” opowiada ks. prof. Tadeusz Panuś, profesor katechetyki, wieloletni dyrektor Wydziału Katechetycznego Archidiecezji Krakowskiej, a od 2012 r. proboszcz kolegiaty św. Anny w Krakowie.

Rycerz Niepokalanej 11/2013 Rycerz Niepokalanej 11/2013

 

Jak Ksiądz zareagował, gdy Benedykt XVI ogłosił Rok Wiary dla Kościoła?

Ks. Tadeusz Panuś: Jestem fanem intelektu Józefa Ratzingera – Benedykta XVI. Czytanie go to była rozkosz duchowa. Wszystko, co on proponował, brałem jak ciepłe bułeczki, niczego nie trzeba było korygować. Dlatego propozycję Roku Wiary przyjąłem również jako wykwit jego intelektu. Ta decyzja wpisana też była w jego długofalowy program – widać to dobrze po cyklu encyklik przez niego przygotowanych. To, co przeczytałem w Porta fidei (list apostolski ogłaszający Rok Wiary – przyp. red.), potwierdza tezę, że minął czas wiary oczywistej, którą się przyjmowało w sposób socjalny – bo rodzina i społeczeństwo było religijne, bo ludzie z wioski czy osiedla szli do kościoła. Zaczął się czas wiary z wyboru. Rok Wiary ma rozpocząć dyskusję nad pogłębianiem tego problemu, bo żaden wiatr nie sprzyja tym, którzy nie wiedzą, dokąd płynąć.

Myśli Ksiądz, że Rok Wiary będzie historyczną cezurą rozpoczynającą w historii Kościoła czas wiary z wyboru?

TP: Tego nie trzeba zaczynać, to już jest. Wiara rozumiana niegdyś jako coś oczywistego, staje się czymś niezwykłym, musimy się usprawiedliwiać. Świat bardzo mocno i szybko poganieje – wracamy do czasów sprzed edyktu mediolańskiego. Zjawiska przez wieki uważane za złe, dziś są promowane. W tym świecie jesteśmy wezwani do zdania sprawy z nadziei, która w nas jest – intelektualnie, moralnie, przez styl życia, a może nawet – obym nie miał racji – przez męczeństwo. Bo jak inaczej oceniać np. aresztowania osób, które bronią nienarodzonych w USA czy Kanadzie? Nie dlatego, że coś zrobili, ale tylko za to, że protestują, przypominając, że to jest życie.

Powiedział Ksiądz, że Rok Wiary wpisuje się w cykl encyklik Benedykta XVI. Ale przecież on, przed publikacją encykliki o wierze, zrezygnował z urzędu. Czy to historyczne wydarzenie też należy interpretować w kontekście wiary?

TP: Nie wiemy, jak ta decyzja dojrzewała w Benedykcie XVI. Ale bardzo spodobało mi się to, gdy mówiąc o swojej rezygnacji, stwierdził, że rozeznał, iż taka była wola Boża. My zapomnieliśmy, że zadaniem uczniów Chrystusa jest stawianie sobie na co dzień pytania: „Czego Bóg ode mnie chce?”. Nie mam wybierać tego, co mi się opłaca, co jest wypadkową moich interesów, egoizmu, ambicji, talentów, co przyniesie mi sukces, ale mam szukać woli Bożej. Kompletnie nie zrozumiały tego media głównego nurtu, które doszukiwały się w tej decyzji echa jakichś poważnych problemów w Kościele czy samej Kurii Rzymskiej. A Benedykt XVI powiedział, że Kościół ma się świetnie, gdyby było inaczej, papież by nie rezygnował, oddałby życie za Kościół. Ale tak odczytał wolę Bożą, że należy oddać ster łodzi Piotrowej komuś innemu. Miejmy zaufanie do uczciwości intelektualnej tego człowieka. Dziś, z perspektywy ponad półrocza nowego pontyfikatu, nikt nie myśli już o tym, że decyzja Benedykta XVI to było tchórzostwo. Dzisiejszy entuzjazm wokół papieża Franciszka zawdzięczamy przygotowaniu, które uczynił jego poprzednik.

A wracając do papieskich encyklik?

TP: Przecież encyklika Lumen fidei została napisana na „cztery ręce”. To pokazuje, że mamy jeden Kościół, w którym każdy ma swój charyzmat. Dziedzictwo jest podejmowane i kontynuowane. W tym kontekście warto przypomnieć Bernarda z Chartres: „Jesteśmy karłami, którzy wspięli się na ramiona olbrzymów. W ten sposób widzimy więcej i dalej niż oni, ale nie dlatego, ażeby wzrok nasz był bystrzejszy lub wzrost słuszniejszy, ale dlatego, iż to oni dźwigają nas w górę i podnoszą o całą gigantyczną wysokość”. Na ramionach profesora, teologa, dogmatyka – mówi się, że Benedykt XVI w przyszłości zostanie ogłoszony doktorem Kościoła – staje pokorny Franciszek i podejmuje jego encyklikę o wierze. To jest ta sama nauka, a ludzie o tak różnych temperamentach i osobowościach.

Czy Kościół wykorzystał Rok Wiary?

TP: To pytanie trzeba zadać Duchowi Świętemu (śmiech). Odpowiadając, wrócę jeszcze do tej zmiany na Tronie Piotrowym. 28 lutego, w dniu formalnej rezygnacji Benedykta XVI, zaprosiłem studiującą młodzież Krakowa do kolegiaty św. Anny. Tak szczelnie wypełnionego kościoła już dawno nie widziałem. Studenci przyszli podziękować za pontyfikat Benedykta XVI.

Z wykorzystania tego czasu każdy musi zdać relację sam – zgodnie z funkcją, którą pełni.

A jak w Księdza parafii przeżywany był Rok Wiary?

TP: Podjęliśmy cykl Kolegiata czyta Katechizm. Na comiesięczne spotkania kolejne wybrane wątki z Katechizmu Kościoła Katolickiego przygotowywali świeccy, żeby odejść od stereotypu, że to tylko domena duszpasterzy. Uczestniczyłem w tych spotkaniach. Początkowo parafianie spoglądali na mnie z niepokojem, czy akceptuję to, co mówią, to jak odczytują prawdy katechizmowe. Ale szybko okazało się, że moją rolą nie jest czuwanie nad poprawnością, tylko uczestnictwo na tym samym poziomie i wspólne dzielenie się spostrzeżeniami.

Inne parafialne inicjatywy to np. intronizacja Pisma Świętego w kościele. Zauważałem, że ludzie zatrzymywali się i czytali.

Kolejna rzecz to zaangażowanie świeckich w liturgię. Zdziwiłem się, jak chętnie ludzie zaczęli czytać słowo Boże czy śpiewać psalmy. Stworzyliśmy też grupę modlitewną, która przygotowuje „modlitwę wiernych” na Msze święte. Bardzo mnie cieszy, że to jest nasza wspólna modlitwa, bo taka jest specyfika Kościoła, w którym każdy dzieli się swoim charyzmatem.

 

 

Jak Rok Wiary przeżył ks. Tadeusz Panuś?

TP: Ciągle go przeżywam. Największe piętno wycisnęła tutaj zmiana, której doświadczam – po 19 latach pracy w Wydziale Katechetycznym zostałem proboszczem. Powrót do kancelarii parafialnej, uczenie się na nowo rzeczywistości parafialnej były dużym wyzwaniem. Ale ten czas to dla mnie doświadczanie wiary Ludu Bożego. Przyszła do mnie kiedyś wcześnie rano kobieta, której właśnie zmarł mąż. Byłem dla niej anonimowy, nie znała przecież Tadeusza Panusia. Ale szukała zrozumienia u osoby wierzącej, chciała być wysłuchana przez proboszcza. Jako duszpasterz zacząłem też więcej czasu przebywać w konfesjonale – posługa jednania bardzo ubogaca mnie jako kapłana. Ten rok jest wielkim bogactwem dla mojej wiary.

Rok Wiary związany jest z 50. rocznicą Soboru Watykańskiego II. Jak Ksiądz poznawał Sobór?

TP: Intelektualnie – najpierw przez dokumenty soborowe na studiach, później przez zastosowanie wskazań Soboru w archidiecezji krakowskiej przez kard. Karola Wojtyłę – pisałem o tym doktorat. To było też spotkanie z osobą Jana Pawła II, który żył tym wydarzeniem. Zaufanie do papieża kazało traktować to dzieło bardzo poważnie.

Z drugiej strony byli krytycy Soboru, którzy budzili we mnie chęć jego apologii. Historia pokazuje dokładnie, że Kościół za dogmatyzowane prawdy na soborach zawsze płacił wysoką cenę – były rozłamy i heretycy. Ale przecież nie da się przecenić wielkich owoców, które one przynosiły. Sobór Watykański II nie przynosi nowych dogmatów, lecz podkreśla duszpasterski wymiar Kościoła. Ecclesia, quid dicis de te ipsa? – „Kościele, co mówisz sam o sobie?” – uważam za genialne pytanie. A wszystkie posoborowe dokumenty, łącznie z Katechizmem, są drogowskazem w czas zamętu. Myślę, że niebawem przyjdzie czas owoców Soboru.

Czy Sobór Watykański II to nie jest dzieło dziś zapomniane?

TP: Asymilacja i pogłębienie Soboru musi się dokonywać w czasie, to trwa. Potrzeba cierpliwości. Widzę też paralelność między Soborem Watykańskim II i powstaniem Katechizmu a Soborem Trydenckim i Katechizmem Rzymskim z 1566 r. XVI w. to był także czas zamętu, odkrywania nowego świata, pojawienie się druku, teoria heliocentryczna – dziś świat jest przecież globalną wioską, wszystko możemy mieć w telefonie komórkowym. Na te czasy potrzebujemy drogowskazów. Takim był katechizm stworzony przez św. Karola Boromeusza w XVI w., który stał się pierwowzorem dla bardzo popularnych katechizmów Roberta Belarmina czy Piotra Kanizjusza. Ten ostatni stworzył zresztą trzy wersje swojego dzieła: dla środowisk uniwersyteckich, dla dorosłych i dla młodzieży. Dziś przecież też obok Katechizmu istnieją Kompendium i YouCat. Czy nie widać w tym woli Bożej? Bóg nam daje drogowskaz, który może być traktowany jako światełko w tunelu.

Czy my dzisiaj korzystamy z tego drogowskazu, jakim jest „Katechizm”?

TP: Uczciwie przyznam się, że nie przeczytałem Katechizmu od deski do deski.

Profesor katechetyki nie boi się takiego publicznego wyznania?

TP: Nie, bo Katechizm nie jest po to, żeby czytać go od A do Z. Chociaż jest skonstruowany według dobrze przemyślanego schematu, z klarowną strukturą i śmiało można go przeczytać od początku do końca – sam z pasją czytałem i medytowałem np. nad artykułami Credo. Katechizm stoi u mnie na półce i często po niego sięgam. Traktuję go jak lekarstwo – kiedy mnie coś boli, uwiera, to czytam konkretne punkty. Porównałbym go do atlasu czy mapy drogowej – sięgam po fragment, który jest mi potrzebny do dotarcia do konkretnego celu, do rozwiązania danego problemu.

Kiedy sięgać po „Katechizm”?

TP: Kiedy trzeba odpowiedzieć sobie na pytanie: Jak Kościół wierzy? Jaka jest moralna nauka Kościoła? Ostatni zamęt w mediach na temat wypowiedzi papieża Franciszka dotyczącej homoseksualizmu wynika właśnie z nieznajomości nauczania katechizmowego. Ojciec Święty nie powiedział nic nowego w tej sprawie. Powtórzył za Katechizmem, że „akty homoseksualizmu z samej swojej wewnętrznej natury są nieuporządkowane”, a osoby o takich skłonnościach należy traktować z „szacunkiem, współczuciem i delikatnością”.

Jak dziś promować wśród wierzących „Katechizm”?

TP: Katechizm żyje w katechizmach przygotowywanych do prowadzenia lekcji religii...

...ale edukację religijną kończymy najczęściej w szkołach ponadgimnazjalnych, co później?

TP: Wspominałem już, że minął czas wiary oczywistej. Autentyczne kształcenie się i rozwijanie wiedzy religijnej wymaga własnego wysiłku. Wiara jest łaską – jest darem i zadaniem. Katechizm jest narzędziem, do którego lektury można tylko zachęcać.

Rozmawiał Przemysław Radzyński.

 

TAGI: