Ochrzczeni złowieni

Michał Bondyra

publikacja 19.01.2014 19:57

W podbiałostockiej Jasionówce tradycja miesza się z żywiołem. Tradycja XVI-wiecznej parafii pw. św. Trójcy z żywiołem młodych i gorliwych ministrantów, którymi od kilku miesięcy dowodzi kipiący pomysłami ks. Karol Cimoch.

Króluj nam Chryste 1/2014 Króluj nam Chryste 1/2014

 

Ławka

Stoi po prawej stronie prezbiterium. Pod figurą św. Józefa. Tak już od dziesiątek lat. Drewniana ławka. Choć na pewno młodsza od postawionego tu po raz pierwszy w 1553 r. kościoła pw. Świętej Trójcy, też widziała niejedno. – To jest ławka tzw. ministranckiej starszyzny. Na niej nie miał prawa siadać nikt młodszy – mówi najstarszy w gronie jasionowskich ministrantów Mariusz Guziejko. On już na niej siada ponad 12 lat. Od tylu lat jest lektorem, bo przy ołtarzu służy już 26. – Z tej ławki mieliśmy oko na całe prezbiterium. Mogliśmy wszystko mieć pod kontrolą, każdy błąd ministranta gestem czy mrugnięciem był przez nas korygowany, a jak i to nic nie dało, naprawialiśmy błąd samodzielnie – wspomina. Dziś ławka wciąż pełni swoją dydaktyczną funkcję. – Prócz starszyzny obecnie siadają na niej lektorzy. Razem ze mną jest nas dziewięciu, tych po starych kursach – wyjaśnia. Jednym z nich jest Tomasz Skutnik, który połowę ze swoich 14 lat życia spędził, służąc przy ołtarzu. Nic dziwnego, że ks. Karol Cimoch – od niedawna opiekun służby liturgicznej w Jasionówce – wybrał go na ceremoniarza. – Przed ks. Karolem nie istniała asysta liturgiczna, to on na zbiórkach zaczął nam tłumaczyć, co jak się fachowo nazywa, rozdzielił też między chłopaków funkcje, które ostro ćwiczymy na sobotnich zbiórkach – wyjaśnia Tomek.

Chrzcielnica

Taką chrzcielnicę jak ta w jasionowskim kościele widzę po raz pierwszy. Drewniana szafka, a z niej wysuwana szuflada. – Naczynia też są bardzo stare, aluminiowe posrebrzane – zwraca uwagę Mariusz Guziejko. Chrzcielnica ma kilkadziesiąt lat. Mariusz mówi, że w ciągu roku jest przy niej chrzczonych od stu do stu pięćdziesięciu dzieci. – Odkąd jestem ministrantem byłem obecny przy blisko dwóch tysiącach chrztów – przyznaje. Nigdy jednak przy nich nie asystował. To robota pana Darka Hryniewieckiego – zakrystiana. – On podgrzewa wodę, by dzieci nie doznały szoku, zajmuje się też krzyżmem świętym. My tylko odpowiadamy za mikrofon, czasem ewentualnie przytrzymujemy ręczniczek – tłumaczy ministrancki weteran. Wspomina dwa chrzty. Podczas jednego dziecko cały czas spało, w drugim przypadku krzyczało w niebogłosy. – Śmialiśmy się, że będzie organistą – mówi o głośnym chrzcie drugiego chłopca. Rafał Szkobudziński też płakał przy swoim chrzcie, choć mniej. – Rodzice ochrzcili mnie jako dziesięciodniowe dziecko, bardzo im za to dziękuję, bo przez to jestem bliżej Boga, no i jestem ministrantem – mówi rezolutnie. Być może ministrantami będą też synowie Mariusza. – Obaj, jak służę, stają na pierwszych ławkach, by tylko dostrzec tatę – śmieje się. Pięcioletni Mateusz był chrzczony w lutym. – Było wtedy -17 stopni, siarczysty mróz, ale był dzielny, dał radę – mówi z dumą o starszym synu. Młodszy o dwa lata Adam został ochrzczony w czerwcu. Mariusz w nagrodę, że chrzczony był już jego drugi syn, jako lektor mógł czytać aż dwa czytania.

Świadectwo

Mariusz został ochrzczony kilka godzin po… weselu wujka. Do dziś czuje wdzięczność do śp. dziadka Sabina. – Na weselu biegało małe dziecko z widelcem, którym chciało mnie, leżącego niemowlaka, ukłuć. Dzięki dziadkowi, który w ostatniej chwili szturchnął je, widelec nie wylądował w moim oku – wspomina dramatyczną sytuację. Od niego przejął pałeczkę wzrastania w wierze, którą dziś przekazuje swoim synom. – Codziennie wieczorem klękamy, mówiąc „Aniele Boży”, którą to modlitwę umie nawet najmłodszy Adam – nie kryje dumy tata. Pałeczkę wiary, tyle że od rodziców, przejął równie skutecznie… ks. Karol. – Miesiąc i trzy dni po urodzeniu – odpowiada na pytanie, kiedy rodzice zanieśli go do kościoła, by ochrzcić. Dziś jako kapłan chrzest nazywa bramą, która stoi przed domem Boga. – Bez niej inne sakramenty nie mają swojej mocy – mówi wprost. Ks. Karol jeszcze nie podziękował rodzicom za to, że go ochrzcili i wychowali w katolickiej wierze, dając codzienne świadectwo swojej pobożności. Pytam go, czy jego kapłaństwo nie jest już dobitnym podziękowaniem. – Myślę, że tak. Sam chrzest byłby tylko rytuałem, gdyby nie moc Trójcy i świadectwo moich rodziców modlących się wspólnie na różańcu ze mną i moimi trzema braćmi czy robiących krzyżyk na czole przed snem – potwierdza. Do dziś pamięta pierwsze ochrzczone dziecko. – To było osiem lat temu, ja byłem diakonem w sanktuarium Matki Bożej Bolesnej w Świętej Wodzie, a ten chłopczyk miał na imię Cyprian – wspomina. Może będzie kiedyś ministrantem, jak dwóch chłopaków ochrzczonych nieco później w parafii św. Anny w Kamienicy Kościelnej?

Potencjał

Kiedyś w oddalonym od Jasionówki o 35 km Białymstoku popularny był samozwańczy kandydat na prezydenta Krzysztof Kononowicz. Jego „nie będzie niczego” weszło już do kanonu kultowych tekstów. Z relacji chłopaków dziś służących przy ołtarzu w kościele św. Trójcy wynika, że podobna sytuacja miała miejsce przed pojawieniem się ks. Karola w formacji ministranckiej, choć ks. proboszcz Julian Siemieniak dbał o służbę, jak mógł. Brakowało mu jednak wsparcia wikariusza. W czasie dwóch miesiący obecności ks. Karol nadrabia to, co zostało zaniedbane. – Z nimi trzeba być nie raz w miesiącu, a stale, jak św. Filip Neri – tłumaczy. Usystematyzował więc zbiórki, zbudował od podstaw asystę liturgiczną. Dba o rozwój duchowy. Ale bycie dobrym człowiekiem, jak mówi, kształtuje się podczas wspólnych wyjazdów. – Z księdzem byliśmy już na basenie, na quadach w Fastach, na paintballu, w parku linowym i na lodowisku – wymienia Kamil Tałałaj, gimnazjalista ostatniego roku, od niedawna ministrant krzyża. Jeżdżą w  grupie 12–15 osób. To marchewka za gorliwą służbę. – W zakrystii wisi lista obecności na Mszach i zbiórkach, jestem na niej na czwartym miejscu – mówi z dumą Tomek Skutnik, ceremoniarz. Przyznaje, że byłby wyżej, ale przez zawody w szkole, których jest reprezentantem, nie może być w kościele codziennie. Reprezentuje gimnazjum z sukcesami. W unihokeju wraz z kolegami zajął trzecie miejsce w całym województwie, a udział w zawodach z badmintona i tenisa stołowego ukończył na etapie grupy południowej województwa (odpowiednio na trzecim i piątym miejscu). – W tych chłopakach jest niesamowity potencjał – cieszy się ks. Karol. Ciekawe, jaki będzie w przypadku dwóch ostatnio złowionych przez ks. Karola ministrantów: służącego od szesnastu dni 8-letniego Patryka „Bursztyna” Bursztyniuka i rok starszego od niego Kuby Janowicza, przychodzącego na zbiórki ledwie od ośmiu tygodni?

Piłka

Niedługo wybierają się na mecz białostockiej Jagiellonii. Na razie, co tydzień po sobotnich zbiórkach oraz w czwartki ćwiczą w hali pod okiem trenera Leszka Zawadzkiego, dziś wuefisty, kiedyś gracza Lecha Poznań. Kiedy tylko może, na salę wpada pograć z nimi piłkę także ks. Karol. – Nasza drużyna dwukrotnie zajęła pierwsze miejsce w archidiecezji – mówi z dumą Jacek Kamiński, rezerwowy mistrzów. Puchary pochodzą z ostatnich dwóch lat. – Wywalczyli je chłopacy z podstawówki, ja ich nie zdobyłem, bo byłem już w pierwszej gimnazjum – tłumaczy z lekkim żalem jeden z najlepszych piłkarzy, Tomek Skutnik. W trampkarzach Jasionu Jasionówka i w drużynie ministranckiej gra jako stoper, a zespół określa jako waleczny i zgrany. – Teraz chodzimy tylko na salę, ale jak było ciepło, graliśmy po lekcjach na tartanie praktycznie każdego dnia – mówi. W Jasionie gra też Kamil Tałałaj. Także on wspiera ministrancki zespół na obronie. Podczas ferii zimowych również będą grali. Ks. Karol szykuje im jednak inną niespodziankę. – Zabiorę ich na kulig na moje rodzinne ranczo – rzuca nieoczekiwanie. Rodzinne ranczo to gospodarstwo agroturystyczne rodziców kapłana, położone w Zawykach nad rzeką Narew, 70 km od Jasionówki.

Złom

Za kilogram złomu w skupie na terenie archidiecezji przemyskiej płacili 55 groszy. Ministrantom nawet 65 groszy. Zebrali 15 ton, za które wybrali się do Trójmiasta i pobyczyć się nad polskim morzem. Te informacje na Zebraniu Duszpasterzy Diecezjalnych LSO w Licheniu uzyskał od ks. Krystiana Kosia ks. Karol. Dlaczego by nie zrobić zbiórki złomu ze swoimi ministrantami – zapalił się do pomysłu duszpasterza z Przemyśla. Choć akcję szykuje dopiero na wiosnę, już ją dobrze rozplanował. – Wszyscy moi ministranci pochodzą z gospodarstw. Powiedziałem więc im, że już teraz mają szukać złomu u siebie i składować go w jednym miejscu – zaczyna. – To bardzo pracowici ludzie, podobnie jak ich rodzice, dlatego wierzę, że się uda – mówi pewnie. W ciągu dwóch tygodni chce zebrać minimum 10 ton żelastwa. –Wiosną wynajmiemy traktory z przyczepami i będziemy jeździć z chłopakami od gospodarstwa do gospodarstwa. Parafia liczy trzynaście wiosek, więc będzie co robić – przyznaje. A potem do skupu w Knyszynie. Za zarobione pieniądze chce z 40 ministrantami przejechać całą Litwę. Będzie czas dla ciała, ale i ducha. – Zaczniemy od Wilna, bo obraz Matki Bożej Miłosiernej w naszej białostockiej katedrze to wierna kopia tego w Ostrej Bramie. Potem cmentarz Na Rossie, Druskienniki, aquapark, następnie sztuczny stok narciarski, a później Pałanga i Kłajpeda – kreśli już plan. Chłopcy, gdy tylko to słyszą, szeroko się uśmiechają, bo wiedzą, że to od nich zależy jego realizacja.