Krwawym szlakiem zesłańców

DARIUSZ PIOTR KUCHARSKI

publikacja 20.01.2014 23:08

W czasie powstania styczniowego i jeszcze kilka lat po nim Rosjanie aresztowali i skazywali jego uczestników. Obok wyroków śmierci, przepadku całego mienia, zasądzano więzienia i wywózki w głąb Rosji. W przypadającą w tych dniach 151. rocznicę wybuchu powstania warto wspomnieć te tysiące osób skazanych na zesłanie i niewolniczą pracę na Syberii.

Przewodnik Katolicki 3/2014 Przewodnik Katolicki 3/2014

 

Właśnie na Syberię wiodła główna trasa zesłańców. Po drodze część kierowano w inne rejony, szczególnie do podbitych krajów Zakaukazia. Wyrażając to językiem współczesnym, metody operacyjne były w tym zakresie dopracowywane. Carat doskonalił je cały czas już od XVII w., represjonując tysiące swoich, kryminalistów i politycznych wrogów. Od wieku XVIII dużymi falami zaczęli brać w tym udział Polacy, więźniowie polityczni. Powstańcy styczniowi szli po śladach i... kościach swoich przodków, wydeptanym szlakiem zesłańców.

Szły pokolenia

Pierwszą dużą grupę Polaków wysłaną do Rosji, na Syberię, stanowili konfederaci barscy, ich liczbę szacuje się na 5–10 tys. osób. Najczęściej byli siłą wcielani do armii rosyjskiej gen. Piotra Rumiancewa i wysyłani w najniebezpieczniejsze rejony, w okolice Kazania, Tobolska, Orenburga, Tomska. Po niepowodzeniu insurekcji kościuszkowskiej do państwa cara trafiło kilkanaście tysięcy osób wraz z samym Naczelnikiem, Tadeuszem Kościuszką. Wówczas do armii carskiej wcielono ok. 10–12 tys. mężczyzn. Przyjmuje się, że podobna liczba Polaków (kilkanaście tysięcy) znalazła się w głębi Rosji po klęsce napoleońskiej. Niepowodzeniem skończyło się powstanie listopadowe w 1831 r. i wówczas w głąb państwa imperatorów trafiło ok. 60 tys. osób, z tego część została przymusowo wcielona do armii rosyjskiej i była kierowana w najniebezpieczniejsze miejsca, na Syberię i Zakaukazie.

Kary za patriotyzm

Na zesłańców sądy rosyjskie nakładały wieloletnie i ciężkie kary: katorgę (pośród nich byli skazańcy specjalnego traktowania, już na miejscu w kopalni na stałe przytwierdzano do nich łańcuchami narzędzie pracy – najczęściej taczkę); przymusowe zamieszkanie w wyznaczonym miejscu, dodatkowo z pozbawieniem wszystkich praw; wcielenie do wojska i stosowanie  „specjalnego” traktowania bez względu na stopień; obowiązek pracy w specjalnych kompaniach aresztanckich; skazanie na stałe osiedlenie bez prawa oddalania się. Ta przymusowa służba w armii rosyjskiej była często cięższa od niejednej katorgi. Jednak aby ją odbyć, skazańcy musieli zmierzyć się najpierw ze szlakiem zesłańczym. A droga ta trwała kilka miesięcy, czasami nawet rok, i pochłaniała wiele ofiar. To był dopiero przedsmak tego, co ich tam czekało.

Ta droga to początek

W tych latach zaczęto stopniowo wykorzystywać kolej do przewozu więźniów w wagonach towarowych. Najpierw dowożono ich do Sankt Petersburga, potem do Moskwy i do Niżnego Nowogrodu. Od 1863 r. w głąb Rosji trafia wielka grupa niepokornych, powstańców styczniowych. Nowych skazańców gromadzono w polskich miastach i kierowano na pierwszy etap do Petersburga, a od września 1863 r., najczęściej do Pskowa. Tu często od kilku dni do kilku tygodni oczekiwali na dalszy transport do Moskwy, gdzie odbywał się pierwszy podział więźniów. Skazanych nie rozdzielano według narodowości. Przy zastosowaniu całej procedury nadzoru, przesłuchań, spisów dzielono ich na kierowanych do części europejskiej bądź w odleglejsze rejony państwa. Tych drugich było najwięcej. Na tym postoju przebierano ich w łachy, golono głowy: politycznym pół głowy – prawą lub lewą część, a kryminalistom pół głowy z przodu. Po podzieleniu na partie (grupy 300–500 osób) główną ich część wysyłano do Niżnego Nowogrodu. Od tego momentu na kolejnych etapach ze względu na rodzaj kary selekcjonowano ich i kierowano w małych grupach do docelowych rejonów. Pozostali zmierzali dalej na wschód. Pieszo, wozami, drogą wodną barkami, statkami do Permu. Dla przebywających drogę pieszo były wyznaczone co 20 km tzw. nocne postoje w prymitywnych zimnych barakach lub namiotach. Często dochodziło tam do różnych tragicznych i bestialskich nadużyć ze strony eskortujących żandarmów i kryminalistów, lepiej traktowanych od politycznych. Najcięższy był los skazanych kobiet, a gwałty dokonywane przez eskortujących i kryminalnych były normą. Dostrzegany był często cichy układ nadzorców z kryminalistami. Generalnie im dalej od Moskwy, tym większe zdziczenie w relacjach międzyludzkich. Nadzór nad nimi pełnili żandarmi z oficerem na czele, a od Moskwy dalszą drogą kierował podoficer, który był wszechwładny. Tak przemieszczali się aż do Tobolska, gdzie w miejscowym Urzędzie do Spraw Zesłańców byli ponownie rozdzielani i małymi grupami wysyłani do ostatecznych miejsc przeznaczenia. Pozostali podążali w dużych partiach drogą etapową do Syberii Wschodniej przez słynący ze złych warunków Tomsk, Aczyńsk, Krasnojarsk do Irkucka. Tam ich ponownie dzielono i kierowano do ostatecznych miejsc zesłania. Wtedy najdalej zsyłano na Zabajkale i do Jakucji.

Innym rejonem zesłań było Zakaukazie. W okresie międzypowstańczym XIX w. Polacy pojawili się tam jako żołnierze siłą wcielani do stacjonujących w tym konfliktowym rejonie jednostek carskich. Wówczas „służba” tam była traktowana jako najcięższa w imperium, a śmiertelność olbrzymia. Według różnych wyliczeń mieli oni stanowić wówczas do 25 proc. stanu osobowego armii rosyjskiej. Po odzyskaniu wolności często osiedlali się tam i zaczęli tworzyć znaczące skupiska w dużych miastach: Tyflisie (Tbilisi), Baku, Erewaniu, Kubie, Kusarach, Derbencie, Lenkoranie, Jelizawietpolu. Zaskarbili sobie wielką przychylność miejscowych jako lekarze, inżynierowie, urzędnicy.

Nie wiemy, ilu ich było

Opieszałość urzędników carskich, duża liczba więźniów powodowały niedokładność gromadzonych danych. Rosjanie sami przyjmowali różne wyliczenia, jedni 60 tys., inni 100 tys. osób. Skazańcy we wspomnieniach piszą o wielkiej ich liczbie i niebywałym ścisku w celach. Ustalenie liczby zesłanych w głąb Rosji represjonowanych Polaków jest sporym problemem.

Jednak opierając się nawet na niepełnych danych carskich, możemy spróbować dokonać tego wyliczenia. Ogólną liczbę aresztowanych i zesłanych w głąb Rosji w latach 1863–1872 przyjmuję na ok. 140 tys. osób. Z guberni mińskiej – blisko 32 tys., podolskiej – 22 tys. (lata 1863–1865), kowieńskiej – 21 tys. (lata 1863–1864), wołyńskiej – ponad 18 tys. (lata 1864–1868). W guberniach wileńskiej i grodzieńskiej tylko w roku 1863 było objętych represjami popowstańczymi ok. 7,5 tys. Polaków. Tyle samo w mohylewskiej w latach 1864–1868. Z tzw. Kongresówki szacuje się na ok. 30 tys. Trzeba dodać, że za nimi dobrowolnie podążały często żony, a nawet rodziny, to kolejne blisko tysiąc osób.

W tej grupie zesłańców znalazła się cała grupa osób o nieprzeciętnych umiejętnościach. W dziedzinie naukowej na przypomnienie zasługują m.in. Benedykt Dybowski – badacz fauny Bajkału, Witold Godlewski, Bronisław Piłsudski, Aleksander Czekanowski, Jan Czerski, Mikołaj Witkowski, nazywany „pierwszym archeologiem Syberii”. Upamiętniony został polski zesłaniec Michał Jankowski, którego nazwiskiem nazwano jeden z półwyspów dalekowschodnich. Po 1863 r. trafili tam malarze: Piotr Krzyżanowski, Chrystjan Rejchel, Ignacy Cejzyk i Aleksander Sochaczewski. Inni zasłynęli jako lekarze niosący pomoc często i miejscowym, co było wówczas wyjątkowe. Dzięki temu zaskarbili sobie ich wielką przychylność. Byli to: Antoni Krasicki, Tomasz Augustynowicz, Celestyn Ciechanowski, Florian Orzeszko, Józef Łagowski, Tomkiewicz, Lasocki. Niektórzy z zesłańców, po złagodzeniu im kar, stawali się często wysokimi urzędnikami. Swobodny już pobyt oraz powrót bez ograniczeń dała im amnestia Aleksandra III z 1883 r., z której skorzystała duża część. Charakterystyczne dla opisanej tu grupy więźniów jest to, iż większość, jeśli tylko przeżyła, to wracała na ziemie polskie bądź przenosiła się do miast skupiających element polski oraz o dużym i rosnącym znaczeniu polityczno-gospodarczym.

Na wolności niektórym się powiodło, pozostali tam i zamożni, bogaci zatrudniali jak tylko mogli w pierwszej kolejności innych Polaków. Solidarność między rodakami była normą.

Pomimo tylu cierpień jednak trwali przy Ojczyźnie, a niektórzy z nich doczekali już niepodległej Rzeczypospolitej. W II RP otoczono ich troską i powszechnym szacunkiem.