Nasz Święty Ojciec

Rozmowa z abp. Mieczysławem Mokrzyckim

publikacja 28.04.2014 23:25

Z abp. Mieczysławem Mokrzyckim, metropolitą lwowskim, sekretarzem papieskim w latach 1996–2007 rozmawia Łukasz Kaźmierczak

Przewodnik Katolicki 17/2014 Przewodnik Katolicki 17/2014

 

Niewielu z nas może powiedzieć tak jak Ksiądz Arcybiskup: od dzisiaj mam w niebie swojego osobistego świętego…

–  Ale przecież od 27 kwietnia wszyscy go już tam mamy! Przyznaję jednak, że kanonizacja Jana Pawła II jest dla mnie rzeczywiście szczególnie wyjątkową chwilą. Ojciec Święty był za życia bardzo mi bliski i mogłem osobiście doświadczyć tej jego bliskości i takiej niezwykłej serdeczności w stosunku do mojej osoby. Wierzę jednak głęboko, że od tego momentu jeszcze bardziej będę odczuwał jego troskę o mnie i o moją posługę. Jan Paweł II poprzez swoje orędownictwo będzie teraz moim przewodnikiem, głównym patronem i towarzyszem dalszego życia.

Gdzie Ksiądz Arcybiskup będzie przebywał w czasie kanonizacji Jana Pawła II?

– Przeżywania tak ważnego momentu dla Kościoła i dla mnie osobiście nie wyobrażam sobie inaczej niż poprzez osobistą obecność na placu św. Piotra. Przybędę do Rzymu już we wtorek, aby spokojnie duchowo przygotować się do tej podniosłej uroczystości poprzez modlitwę, ale także poprzez spotkania z wieloma przyjaciółmi, m.in. będę miał zaszczyt  spotkać się z Ojcem Świętym Benedyktem XVI, który zaprosił mnie do siebie na obiad.

W poniedziałek po kanonizacji wezmę natomiast udział we Mszy św. dziękczynnej, a we wtorek dokonam intronizacji relikwii I klasy już Świętego Jana Pawła II do parafii w Rawennie.

Ksiądz Arcybiskup przygotowywał się więc w sposób szczególny do kanonizacji papieża Polaka.

– Oczywiście, jesteśmy przecież świadkami wielkiego wydarzenia nie tylko dla całego Kościoła, ale także dla nas, Polaków. I tak jak przygotowujemy się sumiennie do matury, obrony doktoratu czy do święceń kapłańskich, tak samo należy duchowo przygotować się do kanonizacji tak niezwykle ważnej dla nas postaci. Dlatego bardzo dużo  czasu w ostatnich miesiącach poświęcam na pogłębioną refleksję wokół osoby Jana Pawła II, ponownie  przybliżam sobie szczegóły jego biografii i nauczania, a także zastanawiam się nad wpływem Ojca Świętego na moje osobiste życie. Zadaję sobie pytanie: co takiego działo się w życiu, słowach i czynach Karola Wojtyła, że Kościół po raz kolejny oficjalnie potwierdził heroiczność cnót papieża Polaka i orzekł, że błogosławiony Jan Paweł II zostanie włączony do grona świętych? I to w tak bezprecedensowo szybkim w historii nowożytnego Kościoła czasie?!

Szybkość kanonizacji zaskoczyła Księdza Arcybiskupa?

– Na pewno nie myślałem, że do kanonizacji dojdzie w tak szybkim tempie. Tak naprawdę cieszymy się przecież jeszcze nadal beatyfikacją Jana Pawła II. Terminy są tutaj zresztą wtórne, ponieważ i tak wszyscy byliśmy absolutnie przekonani co do świętości papieża Polaka. Gdyby jednak doszło do kanonizacji za kilka, kilkanaście, a nawet za kilkadziesiąt lat, to też nic złego by się nie stało i nie byłoby to żadną szkodą dla bł. Jana Pawła II. Przeciwnie, można byłoby wręcz widzieć w tym wiele korzyści.

Korzyści?

– Owszem, ponieważ postać papieża Polaka byłaby wtedy jeszcze bardziej przybliżona tym wiernym, którzy prawdopodobnie nie znaliby już postaci Jana Pawła II ze swojego życia. Dla przyszłych pokoleń będzie to przede wszystkim postać historyczna, już nie tak namacalna i doświadczalna jak dla zdecydowanej większości współczesnych chrześcijan.

Wspomniał Ksiądz Arcybiskup o powszechnym przekonaniu o świętości papieża – stąd to słynne „Santo subito” zaraz po śmierci Jana Pawła II.

– Bez wątpienia tak. Jan Paweł II całym swoim życiem, swoim nauczaniem i swoją postawą wskazywał nam, że jest człowiekiem bezgranicznie oddanym Panu Bogu. Człowiekiem, który z  niezwykłą rzetelnością, ogromną duchową siłą, a na końcu również z przejmującym heroizmem wypełniał swoją misję. Człowiekiem nieustannie zatroskanym o Kościół i o cały świat. To była świętość realizowana w codziennym życiu, przez dwadzieścia cztery godziny na dobę.

Czasem wystarczyło dosłownie jedno spojrzenie na Ojca Świętego, by widzieć tę świętość…

– Tak, o tym zaświadcza wiele osób, mówiąc, że kiedy spotykało się twarzą w twarz z Janem Pawłem II, a zwłaszcza kiedy miało możliwość choćby krótkiej  rozmowy z papieżem, wówczas odczuwało tę nadzwyczajność jego osoby, magnetyzm osobowości i tę nadprzyrodzoną łaskę, która od Niego promieniowała. Wielu z nich mówiło: „Ojcze Święty, Ty nie jesteś Ojciec Święty, Ty jesteś Święty Ojciec!”.

Jan Paweł II to także człowiek niezwykłej modlitwy.

– Modlitwa była dla papieża najważniejsza, stanowiła integralną część każdego dnia. On nie dzielił swojego życia na zajęcia, on się wszystkim modlił. Papież całym sobą, całym swoim życiem i każdą jego chwilą modlił się. Owa modlitwa była jednak raczej dialogiem, rozmową z Panem Bogiem. W sposób szczególny można było to zaobserwować wtedy, kiedy Ojciec Święty przebywał w kaplicy – widać było wówczas jakieś jego szczególne wyobcowanie, taką nierealną obecność w kaplicy, głęboką kontemplację, jakby rodzaj zjednoczenia i bezpośredniej rozmowy z Panem Bogiem. Ten widok nie mógł pozostawić nikogo obojętnym.

 

 

Jak wyglądał codzienny rytm papieskiej modlitwy?

– Ojciec Święty nie tylko oddawał się głębokiej kontemplacji i modlitewnym rozmyślaniom, ale bardzo wiele uwagi poświęcał także kultywowaniu prostych, najbardziej powszechnych praktyk religijnych. Każdy dzień zaczynał od odmawiania cząstki Różańca, leżąc krzyżem w swoim pokoju. Potem odmawiał cały pacierz katechizmowy: „Ojcze nasz”, „Zdrowaś Mario”, „Wierzę w Boga”, „Dziesięć przykazań Bożych”, „Pięć przykazań kościelnych”, „Prawdy wiary”. Śpiewał codziennie godzinki,
odmawiał litanie, Różaniec, odprawiał Drogę Krzyżową – i to nie tylko w okresie Wielkiego Postu, ale także przez cały rok – śpiewał Gorzkie żale, a w maju majówki, praktykował Godzinę Świętą, w czerwcu odmawiał Litanię do Najświętszego Serca Pana Jezusa. Jako wielki teolog nie wstydził się wcale nosić szkaplerza i kultywować prostych form pobożności „ludowej”.

W pamięci Księdza Arcybiskupa zapadły jakieś szczególne modlitewne gesty Jana Pawła II?

– Ojciec Święty podczas swoich modlitw zawsze padał na kolana – i to w sensie dosłownym – a potem trwał całymi kwadransami przed Panem Bogiem, na kolanach i ze złożonymi rękoma. Albo inny obrazek: Jan Paweł II z rękoma podpierającymi skronie, zatopiony w modlitwie. Jednak dla mnie, jako kapłana, szczególnie przejmujące było wielkie skupienie Ojca Świętego podczas Podniesienia. I jakiś taki wyjątkowy sposób, w który unosił Hostię i Kielich, a potem długo wpatrywał się w Ciało i Krew Pańską…

A Ksiądz Arcybiskup mógł to wszystko oglądać niemal każdego dnia…

–  Oczywiście, mam świadomość, że możliwość przebywania w pobliżu Jana Pawła II w roli  jego sekretarza była dla mnie wielką łaską i wielkim wyróżnieniem, na które z całą pewnością w niczym sobie nie zasłużyłem. Odczytuję to jako rzecz opatrznościową, jako dar Pana Boga. Jako coś niespodziewanego, niesamowitego i niezapomnianego.  

Wasze relacje miały wymiar przyjacielski?

– Raczej bardziej ojcowsko-synowski. Każdego dnia mogłem doświadczać jego bezpośredniej dobroci, życzliwości i właśnie owej – tak charakterystycznej dla Jana Pawła II – ojcowskiej troski. Naprawdę czułem się pewnie i bezpiecznie pod jego skrzydłami. Papież był zresztą niezwykle serdeczny i ciepły dla wszystkich swoich współpracowników, czy to dla pierwszego sekretarza, ks. Stanisława, czy dla mnie, czy dla sióstr zakonnych pracujących w papieskim otoczeniu. Zwracał się do nas w sposób bardzo bezpośredni, prosty, kordialny, wymieniając nasze imiona zdrobniale – Stasiu czy Mieciu. To oczywiście tylko jeszcze bardziej podkreślało wrażenie bliskości Ojca Świętego.

Jak bardzo ta bliskość wpłynęła na kapłaństwo Księdza Arcybiskupa?

– Przebywanie w pobliżu osoby takiego formatu duchowego i intelektualnego jak Jan Paweł II na pewno wzbogaciło moje kapłaństwo i odcisnęło trwałe piętno na mojej osobowości. Nie mogło być inaczej. Ojciec Święty uczył nas wszystkich poprzez swoją modlitwę, swoje postępowanie, swoje nauczanie, swoją ciężką pracę. Był dla mnie wychowawcą w każdej dziedzinie. W niezwykle silny sposób wpłynął na pogłębienie mojej duchowości i życia wewnętrznego, a także na większą pieczołowitość, z jaką podchodzę dziś do modlitwy. Dzięki niemu zupełnie inną miarę przykładam do mojej odpowiedzialności za słowa, za czyny i za stosunek do drugiego człowieka. W nim mam drogowskaz, którego chciałbym się trzymać każdego dnia.

Ta najważniejsze lekcja odbyła się na samym końcu?

 – Mogę powiedzieć, że na pewno jedna z najważniejszych. Z tamtych ostatnich dni ziemskiego życia Jana Pawła II zapamiętałem przede wszystkim jego wielką pokorę, miłość i bezgraniczne zawierzenie Panu Bogu. Nauczyłem się wówczas, że kiedy człowiek w całym swoim życiu wypełnia sumiennie wolę Bożą i spełnia dobrze swoje powołanie, zasługuje właśnie na takie spokojne, pełne ufności spotkanie z Chrystusem Zmartwychwstałym. To jest na pewno wyjątkowa nagroda.

Wraca Ksiądz Arcybiskup często pamięcią do tego Wielkiego Tygodnia z Janem Pawłem II?

– Przez cały czas. Ciągle staje mi przed oczami właściwie cały tydzień poprzedzający odejście Jana Pawła II. Po operacji papieża prognozy powrotu do zdrowia były pozytywne, a rokowania lekarzy dość dobre. Dlatego też z abp. Stanisławem Dziwiszem zaczęliśmy zastanawiać się i planować, jak dalej mogą wyglądać audiencje Ojca Świętego i co można zrobić dla ich usprawnienia. Nagle jednak pojawiły się komplikacje zdrowotne. W środę po audiencji Ojciec Święty poczuł się słabiej. W czwartek po
porannej Mszy św. nastąpiło gwałtowne pogorszenie. Papież resztkami sił po zakończeniu nabożeństwa powrócił do swojej sypialni. Stan zdrowia cały czas się jednak pogarszał. W pewnym momencie lekarze stwierdzili całkowite zakażenie organizmu.

Wierzyliście jeszcze wówczas w poprawę?

– Lekarze powiedzieli nam, że raczej nie ma już w tej sytuacji nadziei, że to są ostatnie dni, jeśli nie ostatnie godziny życia Ojca Świętego.

 

 

Jak na to zareagował sam papież?

– Ojciec Święty przez te ostatnie trzy dni był cały czas świadomy, każdy jego dzień przebiegał w sposób normalny – jak zwykle była Msza św., były stałe modlitwy, było czytanie Pisma Świętego i innych lektur. Jan Paweł II spotykał się także z wieloma gośćmi – przychodzili biskupi, kardynałowie, przyjeżdżali również jego najbliżsi przyjaciele i współpracownicy, po to, żeby jeszcze ostatni raz się z nim zobaczyć, pożegnać. W piątek również została odprawiona Droga Krzyżowa, oczywiście wszystko już przy papieskim łóżku. Znaczna część soboty także przebiegała jeszcze w miarę normalnie, dopiero w godzinach popołudniowych Ojciec Święty powoli zaczął słabnąć, usypiać.

Jakie były ostatnie papieskie gesty?

– Jan Paweł II tylko nam błogosławił. Podchodziliśmy do Ojca Świętego, całowaliśmy jego pierścień. Ja bardzo chciałem podziękować mu za wszystko, co dla mnie uczynił. Ojciec Święty tylko kiwnięciem głowy żegnał nas i kreślił nad nami znak krzyża. Wieczorem, kiedy widzieliśmy już, że papież jest coraz bardziej słaby i w wyraźny sposób traci siły, odprawiliśmy Mszę św. z Niedzieli Miłosierdzia Bożego. Potem Ojciec Święty leżąc spokojnie, powoli zasypiał. I w taki właśnie sposób przeszedł do wieczności, bez żadnych zewnętrznych objawów lęku, strachu czy nawet bólu. Było to po prostu, można powiedzieć, spokojne, ciche zaśnięcie.

Została nam jednak wspaniała spuścizna Jana Pawła II. Co z niej moglibyśmy wziąć „na codzienność”, w naszą osobistą drogę ku świętości?

– Ojciec Święty uczył nas i zachęcał do tego, abyśmy w swoim życiu starali się akceptować  siebie takimi, jakimi jesteśmy, abyśmy realizowali swoje pasje i rozwijali nasze talenty. Prosił, żebyśmy w sposób godny, odpowiedzialny realizowali swoje powołanie i dążyli do świętości, pamiętając o tym, aby w codziennym życiu jak najlepiej służyć drugiemu człowiekowi. Uczył nas także całkowitego zawierzenia Panu Bogu, przypominając nieustannie to pamiętne Jezusowe wezwanie: „Nie bój się, wypłyń na głębię”. Te dwie rzeczy warto sobie mocno zapamiętać. Bo to nie są żadne wydumane i nierealne teorie, tylko czysta chrześcijańska praktyka realizowana codziennym życiem Karola Wojtyły. Ja zresztą wielokrotnie powtarzałem w różnych wystąpieniach i powtórzę to teraz jeszcze raz: Żadna inna encyklika nie przyprowadziła do Boga tylu ludzi, co życie Jana Pawła II.              

Mieczysław Mokrzycki (ur. 29.03.1961 r.)  – arcybiskup, metropolita lwowski, sekretarz  papieski w latach 1996–2007.

Święcenia kapłańskie otrzymał 17 września 1987 r. z rąk bp. Mariana Jaworskiego, ówczesnego arcybiskupa diecezjalnego lwowskiego z siedzibą w Lubaczowie. Studiował filozofię w Wyższym Seminarium Duchownym w Przemyślu oraz teologię na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Po święceniach pracował jako wikariusz w parafii Bełżec oraz pełnił funkcje notariusza kurii arcybiskupiej w Lubaczowie i sekretarza biskupa (późniejszego kardynała) Mariana Jaworskiego. W 1991 r. wyjechał do pracy duszpasterskiej na Ukrainie. W 1996 r. doktoryzował się na rzymskim Uniwersytecie Angelicum i rozpoczął pracę w watykańskiej Kongregacji ds. Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów. W 1996 r. został też osobistym sekretarzem papieża Jana Pawła II, a rok później także kapelanem honorowym Ojca Świętego. O swoje posłudze mówił: „Moja praca jako sekretarza ograniczała się zasadniczo do pracy kancelaryjnej. Przyjmowałem korespondencję, dokumenty, które przychodziły z Sekretariatu Stanu (Kurii Rzymskiej) i przygotowywałem je do wglądu Ojcu Świętemu. Uczestniczyłem w zapraszaniu gości na Msze św. poranne do kaplicy prywatnej Ojca Świętego i w jej przygotowaniu. Często też towarzyszyłem Ojcu Świętemu podczas audiencji prywatnych i w czasie jego pielgrzymek. Przez pewien czas w wolnych chwilach czytałem Ojcu Świętemu różne książki. Załatwiałem codzienne bieżące sprawy związane z prowadzeniem domu, kancelarii prywatnej itp.” (Jan Paweł II wiele mnie nauczył, gloskarmelu.pl, 6/2008 ).

Po śmierci Jana Pawła II w 2005 r. został osobistym drugim sekretarzem jego następcy, papieża Benedykta XVI. 6 lipca 2007 r. mianowany arcybiskupem koadiutorem archidiecezji lwowskiej. 29 września 2007 r. w Watykanie otrzymał święcenia biskupie. Głównym konsekratorem był papież Benedykt XVI, natomiast współkonsekratorami kardynałowie Tarcisio Bertone i Marian Jaworski. Jako swoje zawołanie biskupie przyjął łacińskiej słowo Humilitas (Pokora). Po przyjęciu przez Benedykta XVI rezygnacji kard. Mariana Jaworskiego, 21 października 2008 r. rozpoczął pełnienie urzędu arcybiskupa archidiecezji lwowskiej. Ingres do katedry we Lwowie odbył 22 listopada 2008 r. W listopadzie 2008 r. został przewodniczącym Konferencji Episkopatu Rzymskokatolickiego Ukrainy oraz Komisji Doktryny Wiary. Odznaczony Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski – „Za wybitne zasługi dla Polskiego Kościoła, za działalność na rzecz Polonii Ukraińskiej” (2007 r.) oraz Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski – „Za wybitne zasługi dla Polonii na świecie, za promowanie Polski oraz działalność na rzecz krzewienia polskich tradycji i kultury” (2010 r.).