Zaufał Bożemu Sercu

KS. JÓZEF GAWEŁ SCJ

publikacja 10.06.2014 22:16

W testamencie napisał: „Liczę na głęboko przeżywaną zawsze tajemnicę Bożego Serca zespoloną z tajemnicą Jezusa Chrystusa Wcielonego Boga, które to tajemnice były głównym tematem mojego kapłańskiego i profesorskiego przepowiadania. Stanowiło ono wyraz mojego głębokiego przekonania i niezłomnej wiary”. Przeżywamy pierwszą rocznicę śmierci kard. Stanisława Nagyego, który odszedł do Pana 5 czerwca 2013 r.

Niedziela 23/2014 Niedziela 23/2014

 

W całym życiu kard. Stanisława Nagyego było widoczne to, co napisał w swoim testamencie. Mówił o tym kard. Stanisław Dziwisz w kazaniu podczas Mszy św. w 2010 r. w sanktuarium Miłosierdzia Bożego w Łagiewnikach z okazji 65-lecia kapłaństwa kard. Nagyego: „Duchowość Serca Bożego stała się duchowością ks. Stanisława na każdym etapie jego życia, stała się częścią jego osobowości, jego stylu, jego charyzmatu. Chciał być kapłanem według Serca Jezusowego – to jest bardzo charakterystyczne zdanie i klucz do zrozumienia jego duchowej postawy i rozległej działalności. Nic więc dziwnego, że gdy przed siedmiu laty został powołany do służby Kościołowi jako kardynał, wybrał sobie motto wyrażające treść jego życia: «In Te Cor Jesu speravi» – W Tobie, Serce Jezusa, swą ufność złożyłem”.

Synek z Bierunia

Formacja kard. Nagyego rozpoczęła się w śląskiej religijnej i patriotycznej rodzinie, w Bieruniu Starym, gdzie urodził się 30 września 1921 r. jako szóste dziecko Jadwigi i Franciszka Nagych. Gdy miał 6 lat, rodzinę dotknęła tragedia. W 1927 r. w wieku 50 lat zmarła jego matka. Wtedy rolę matki wobec najmłodszego rodzeństwa przejęła dwudziestoletnia siostra Maryjka. Stanisław swojej matki prawie nie pamiętał. Był zbyt mały, gdy ona odeszła do wieczności. Maryjka poświęciła się całkowicie jego wychowaniu i kochała swego małego brata miłością matczyną. „Z czasem stałem się sensem jej życia” – jak wspominał po latach z wielką wdzięcznością Ksiądz Kardynał. Nie tylko troszczyła się o sprawy dnia codziennego, ale także o wychowanie religijne Stasia. Nauczyła go pacierza i wielu form pobożności, m.in. nabożeństwa do Serca Pana Jezusa, które później stało się treścią jego życia. W dzieciństwie również nauczył się zaufania do Bożego Serca. Gdy brakowało mu rodzonej matki, uciekał się do Jezusa, któremu zawierzał wszystkie swoje trudności i problemy. Jego rodzina, chociaż bez matki, była dla niego pierwszą szkołą życia. W niej otrzymał dar wiary i w niej uczył się rzetelności i solidnej pracy. Chlubił się swoją rodziną i śląskim pochodzeniem, powtarzając niekiedy: „Jestem synkiem z Bierunia”.

Drugą rodziną kard. Nagyego stało się Zgromadzenie Księży Najświętszego Serca Jezusowego, które wybrał świadomie, choć z pewnością wiedziony przykładem swego starszego brata Franciszka, który był już członkiem tego zgromadzenia. Pierwsze śluby zakonne złożył w Felsztynie k. Sambora 22 września 1938 r. Do tego ważnego aktu swego życia został przygotowany przez formację duchową w nowicjacie pod kierunkiem ks. Władysława Majki. Swojego mistrza nowicjatu wspominał zawsze z wielką wdzięcznością. Powtarzał: „Był to człowiek nasycony duchem zakonnym, autentycznie nim żyjący i zabiegający o to, żeby do tak pojmowanego życia zakonnego wdrożyć również nas”. To ks. Majka, żyjący autentycznie duchowością Bożego Serca, nauczył go postawy zawierzenia i ufności, której tak bardzo mu było potrzeba w całym jego życiu. To on uczył go, że taka postawa jest cechą charakterystyczną czcicieli Serca Pana Jezusa, a zwłaszcza księży sercanów. To on uczył, w jaki sposób trzeba patrzeć na świat i na wszystko, co nas otacza.

Nie będę zawiedziony na wieki

Wyrazem postawy zawierzenia i ufności wobec Bożego Serca jest codzienny akt ofiarowania, odmawiany w zgromadzeniu. To codzienne poświęcenie się Sercu Pana Jezusa jest aktem oddania Mu siebie i wszystkich czynności całego dnia. Ksiądz Kardynał powtarzał tę modlitwę codziennie i od niej rozpoczynał każdy dzień. Powtarzał: „Przyjmij to nasze ofiarowanie się Tobie i zjednocz je z ofiarą, jaką nieustannie składasz swojemu Ojcu

za zbawienie świata”. Modlił się aktami ofiarowania: „Boże, w Sercu Twojego Syna objawiłeś głębię swej miłości, nakłoń nasze serca do pełnienia Twojej woli, abyśmy całe życie umieli składać w nieustannej ofierze ku Twojej chwale”.

Te codzienne akty ofiarowania siebie pomagały mu „przyjmować wszystko, co Bóg na niego dopuści, i wypełnić wszystko, czego od nas oczekuje”. Przekazał on Bogu prawo rozporządzania swoją osobą i zgodził się, by On dysponował jego życiem. W ten sposób wyrażał także autentyczną miłość do Boga, która przejawiała się w ofierze, czyli pełnieniu woli Bożej.

Poświęcenie, czyli ofiarowanie się, Bożemu Sercu, pomagało mu w przyjmowaniu wszystkiego, co będzie go spotykać w każdym dniu jego życia. A żył w trudnych czasach II wojny światowej i w czasach komunizmu w naszej Ojczyźnie. Gdy wybuchła wojna, nie miał jeszcze ukończonych 18 lat i był bliski śmierci. W przeddzień ataku na Polskę trafił do szpitala w Przemyślu z nieoperowalnym zapaleniem wyrostka oraz zapaleniem otrzewnej. Leczono go tylko zachowawczo i nawet odgrodzono parawanem od reszty pacjentów, spodziewając się, że lada chwila umrze. Jednak po pewnym czasie zapalenie ustąpiło i szczęśliwie powrócił do zdrowia. Bardzo osłabiony, mógł, po wielu trudnościach, dotrzeć do klasztoru do Krakowa. Podczas tego długiego powrotu do Krakowa doświadczył naocznie, czym była wojna i jak wielkie przyniosła nieszczęścia, ale też doświadczył opieki Opatrzności Bożej i życzliwości ludzkiej. Okupację przeżywał jako kleryk, studiując konspiracyjnie filozofię i teologię, uczęszczając na niektóre wykłady do franciszkanów w Krakowie i zdając egzaminy.

Ale właściwie był samoukiem i zdobywał wiedzę, korzystając z podręczników napisanych po łacinie. Wspominał, że „Dogmatykę” napisaną przez ks. Adolfa Tanquereya znał prawie na pamięć. Był wdzięczny ks. Michałowi Wietesze, który zapewnił mu wyżywienie i warunki do przeżycia. Klerycy dostawali codziennie dwie kromki czarnego chleba i trochę marmolady, czasem także zupę ziemniaczaną. Niemcy, którzy na furcie klasztoru urządzili sobie posterunek policji, a także zajęli parter i pierwsze piętro budynku, zabierali każdy zapas wyżywienia. W takiej sytuacji przyszły kardynał powtarzał często: „W Tobie, o Serce Jezusa, złożyłem swą ufność i nie będę zawiedziony na wieki”.

 

 

 

Kapłan według Serca Bożego

Ten trudny czas II wojny światowej, podczas którego Stanisław Nagy przygotowywał się do kapłaństwa, zakończył się dla niego przyjęciem święceń kapłańskich 8 lipca 1945 r.

Otrzymał je z rąk biskupa pomocniczego archidiecezji krakowskiej Stanisława Rosponda w kościele Sióstr Karmelitanek Bosych w Krakowie. „Kapłaństwo – jak wspominał Ksiądz Kardynał – było moją wielką życiową przygodą, wielkim darem Boga i zarazem radykalnym wejściem w nowy wymiar życia”. Na swoim obrazku prymicyjnym napisał słowa: „Oto idę, abym pełnił, Boże, wolę Twoją” (Ps 39,1). Słowa te mówią o postawie ofiary samego Chrystusa, który był gotowy wypełnić wszystko, co zleci Mu Ojciec. Podobną postawą chciał żyć młody kapłan. Codziennie w akcie ofiarowania powtarzał, że pragnie wypełniać w swoim życiu wolę Bożą. W przeddzień prymicji pojawiły się pierwsze symptomy choroby, która poważnie zaatakowała młody organizm nowo wyświęconego księdza. Była to gruźlica. Zaczął więc swoją posługę kapłańską w sposób nietypowy. Dwa pierwsze lata musiał spędzić na leczeniu w sanatorium akademickim w Zakopanem. Po kilku miesiącach pobytu pod Tatrami młody ks. Stanisław, nie mogąc żyć w bezczynności, trochę podleczony, rozpoczął w akademickim sanatorium posługę kapelana wśród studentów rekonwalescentów, w większości ofiar wojny i okupacji. Po powrocie do Krakowa musiał jeszcze przez trzy lata walczyć ze skutkami tej choroby.

W czasie rekonwalescencji w Krakowie uzyskał w 1948 r. tytuł magistra teologii na Uniwersytecie Jagiellońskim. Tytuł doktora teologii zdobył w 1952 r. na KUL-u, z którym związał się na stałe od 1958 r. Został adiunktem w Katedrze Teologii Fundamentalnej. Na KUL-u uzyskał habilitację w 1968 r.

Na tytuł docenta przyszło mu czekać 4 lata. Podobnie długo musiał czekać na tytuł profesora nadzwyczajnego i zwyczajnego. Mimo próśb i zabiegów KUL-u w komunistycznym ministerstwie oświaty i szkolnictwa wyższego nie mógł otrzymać tych tytułów. Była to „odpłata” władz komunistycznych za jasną postawę patriotyczną i przeciwstawianie się programowi laicyzacji społeczeństwa. Wielką zasługą jego i zdecydowanej większości społeczności KUL-owskiej było niedopuszczenie do założenia na tej uczelni Socjalistycznego Związku Studentów Polskich w 1973 r. Po rozwiązaniu Zrzeszenia Studentów Polskich starano się wszelkimi sposobami, by tę nową organizację, powierzoną ideowej opiece PZPR, zainstalować także na KUL-u. Kard. Nagy wspominał, że w walce z naciskami komunistów na KUL-u mógł liczyć na poparcie kard. Karola Wojtyły. Ta niechęć władz komunistycznych miała jeszcze inny powód: przynależność do Zgromadzenia Księży Sercanów, które w oczach władz uchodziło za „reakcyjne”. Gdy piszący te słowa starał się o paszport na studia do Rzymu w 1968 r., otrzymał odmowną odpowiedź z uzasadnieniem: „Należy do zgromadzenia księży reakcjonistów i dał tego dowód w rozmowie”. Niechęć władz do zgromadzenia była widoczna zwłaszcza w czasach stalinowskich, gdy zabrano mu dwa domy formacyjne. Te trudne czasy reżimu komunistycznego wymagały od późniejszego kardynała hartu i siły. Tę siłę czerpał z wielkiej ufności, która była widoczna w całym jego życiu.

Od Chrystusa do Kościoła

Pomimo różnych trudności politycznych stał się wybitnym teologiem. Jego specjalizacją była nauka o Kościele – eklezjologia. Można powiedzieć, że Kościół i jego sprawy były pasją jego życia. Miłość do Chrystusa stała się u niego miłością Kościoła. Dogłębna znajomość eklezjologii owocowała u kard. Nagyego wierną służbą wspólnocie Kościoła. Ta służba wyrażała się przede wszystkim w posłudze myślenia oraz formowaniu młodych do tej służby. Swoim intelektem i doświadczeniem służył Kościołowi powszechnemu jako członek Międzynarodowej Komisji Teologicznej przez dwie kadencje, mianowany przez św. Jana Pawła II. Jako ekspert uczestniczył dwukrotnie w Synodzie Biskupów w Rzymie w latach 1985 i 1991. Był także członkiem komisji mieszanej katolicko-luterańskiej przy Watykańskim Sekretariacie ds. Jedności Chrześcijan. Ponadto przez wiele lat pełnił funkcję przewodniczącego Sekcji Profesorów Teologii Fundamentalnej przy Komisji Episkopatu Polski ds. Nauki. Oddzielny rozdział w życiu kard. Stanisława stanowi jego przyjaźń ze św. Janem Pawłem II.

Świadczą o niej m.in. jego liczne publikacje.

Nic więc dziwnego, że w październiku 2003 r. został powołany do Kolegium Kardynalskiego. Był to wyraz uznania i wdzięczności dla całej jego drogi życia, dla jego wierności i służby Kościołowi.

Warto przytoczyć na koniec słowa prof. Krzysztofa Ożóga, wypowiedziane na jubileuszu 90-lecia urodzin kard. Nagyego: „Mówimy o powołaniu człowieka, powołaniu ks. Stanisława do wypełnienia woli Bożej, wypełnienia tego, co Bóg zamierzył w jego życiu. Słowa, które odnoszą się do tego, zostały wypisane na jego herbie: «In Te Cor Jesu speravi» – W Tobie, o Serce Jezusa, swą ufność złożyłem. I to jest ten moment, w którym Stanisław otworzył się na Boże wezwanie, bowiem odpowiedź na powołanie przyszła właśnie poprzez te słowa, poprzez przyjęcie miłości, która płynęła z Serca Jezusa i z Jego Krzyża, poprzez odpowiedź na tę miłość”.