Najszczęśliwszy człowiek na ziemi

Z Adamem i Wojtkiem rozmawia Przemysław Radzyński

publikacja 20.07.2014 20:42

Jeśli potrafisz dziękować przez 15 min., to jesteś najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi!

Rycerz Niepokalanej 7-8/2014 Rycerz Niepokalanej 7-8/2014

 

U Wojtka Jałoszyńskiego w szóstym roku życia stwierdzono pierwotny niedobór odporności. Adam Kaczmarek w wieku 23 lat zachorował na chłoniaka limfoblastycznego z komórek T. Wspólnie napisali książkę: Jest nadzieja, więc warto żyć o codziennych zmaganiach z chorobą. Założyli stowarzyszenie i wspólnotę o tej samej nazwie. Prowadzą warsztaty Jak to się robi? Czyli lekcja o poszukiwaniu szczęścia.
Książkę można pobrać ze strony: www.jestnadzieja.org.pl

W książce piszecie: „podstawą jest zaufać i uwierzyć” albo „nadzieja jest niezbędna do życia”. Skąd się bierze nadzieję?

Adam: Nadzieję można czerpać z Pisma Świętego. Pokłady nadziei znajdują się również w sercu każdego człowieka.

Wojtek: Nadzieja dla mnie jest poczuciem, wręcz przekonaniem, że nic, co mnie spotkało w życiu, nie było przypadkiem czy zrządzeniem losu – zawsze nad moim życiem czuwał i czuwa Bóg – i stąd wiem, że wszystko ma sens, wszystko mnie prowadzi ku głębszemu poznaniu Jego samego, do służby Mu, a w konsekwencji do zbawienia. Źródłem nadziei jest Bóg, który objawia swą zbawczą moc w sakramentach. Dlatego daję prostą receptę: chcesz mieć nadzieję, to korzystaj z darów łaski, jakimi są sakramenty!

Jak to się robi, gdy przychodzi jakiś życiowy problem, poważna choroba, śmierć bliskich?

Adam: Podstawą jest ufać, że każde cierpienie ma swój głębszy sens. Poprzez cierpienie, każdy z nas zbliża się do Boga. Moja śp. prababcia zwykła mówić: „Jeżeli Pan Bóg kogoś kocha, to mu krzyży nie szczędzi”. Syn Boży poświęcił się dla nas, cierpiąc za nasze grzechy. Jeśli jesteśmy w stanie to sobie uświadomić, wtedy łatwiej jest ufać i wierzyć.

Wojtek: Po prostu ma się poczucie, że to wszystko ma sens, że Bóg jest obecny w naszej codzienności, zwłaszcza w tej trudnej
i bolesnej. W pewnym momencie mojego życia spojrzałem w przeszłość i zobaczyłem, że choroba, śmierć moich przyjaciół czy inne trudności miały ogromny wpływ na to, kim jestem. Staram się widzieć coś więcej niż tylko tu i teraz, i Pan daje mi poznać – czasem wcześniej, czasem nawet po kilkunastu latach – że wszystko miało sens, że wszystko musiało się wydarzyć w moim życiu, abym był tu, gdzie właśnie jestem. Dlatego o tym mówię czy piszę. Nie martw się, chłopaku i dziewczyno, wszystko ma w twoim życiu sens, tylko proś Pana Boga, aby powiedział tobie, do czego ma cię to prowadzić. Skoro mi to objawił, to czemu nie miałby tobie?

Ale chyba mieliście też takie momenty, które można nazwać „bez-nadziejnymi”? Jak odbudować utraconą nadzieję?

Adam: Jesteśmy tylko ludźmi i normalne jest to, że upadamy i przestajemy wierzyć. W takich momentach należy spojrzeć na krucyfiks i uświadomić sobie, co musiał czuć Jezus, kiedy Go krzyżowano za nasze winy. Należy zrozumieć, że Bóg jest miłością, a miłość to przecież samo dobro.

Wojtek: Nie jesteśmy wolni do cierpienia, bólu, trudności. Pytam siebie, gdzie tu sens, kiedy ni stąd, ni zowąd, leżysz w szpitalu, jesteś bliski śmierci, tracisz przyjaciół, wspólnota cię olewa, a wymarzona dziewczyna daje ci kosza, bo jesteś chory. Jednak miałem w myśli tę obietnicę Boga: wszystko ma sens i Ja ci pokażę w swoim czasie, dlaczego musiało cię to wszystko spotkać. Dziś już wiem – odrzucono mnie w trudnej chwili po to, abym ja nikogo z moich bliskich nie zostawił w potrzebie!

W trudnych momentach, kiedy wydaje się nam, że wszystko jest bez sensu, że Pan od nas odszedł, On tak naprawdę jest bardzo blisko i nas doświadcza. Czasami trzeba zacisnąć pięści, wstać i iść dalej, a nie czekać bezczynnie, a z czasem dowiemy się, jakie są tego owoce.

Jak odbudować utraconą nadzieję? Może po prostu należy powiedzieć: Boże! Weź mi pomóż, powiedz, o co Ci chodzi! A Pan odpowie, tylko bądź czujny, bo w chwili, w której się nie spodziewasz, przyjdzie Pan i rozjaśni twój mrok!

Co może być nadzieją dla osoby śmiertelnie chorej? Może nadzieja na uzdrowienie?

Adam: W pewnym stopniu tak, to Bóg – Jego słowo jest najlepszym lekiem na wszystkie ludzkie dolegliwości.

Wojtek: Chyba przez 19 lat modliłem się o uzdrowienie z choroby. Prosiłem Boga: uzdrów mnie, zabierz to ode mnie, nie chcę tego, mam już dość. Modliłem się o uzdrowienie po to, aby mnie przyjęli do seminarium. To było głupie i strasznie egoistyczne. Liczyłem się tylko ja, a nie Pan Bóg. Pan jednak powiedział mi, że nie chce mnie uzdrawiać, bo chce, abym dawał świadectwo jako człowiek chory. Zrozumiałem, że mam stać się znakiem obecności Boga pośród ludzi, który nie załatwia sprawy raz na zawsze, uzdrawiając i „cześć”, ale który codziennie wspomaga mnie, daje siły, radość, nadzieję i poczucie szczęścia, mimo tego, co mnie spotkało, spotyka i będzie spotykać.

Tak, Pan Bóg uzdrawia! Uzdrowił moje wnętrze i moje ciało. Uzdrowił mnie z guza lewej nerki tak, że od kilku miesięcy jestem zdrowy i od dawna nie leżałem przykuty do łóżka! Wierzę w moc Ducha Świętego. Jednak mimo wszystko bliższa mi jest teza Nicka Vuijicic’a: „Jeśli nie otrzymujesz cudów, to stań się cudem dla innych!”. I o to chodzi, aby być takim cudem i namacalnym dowodem na istnienie Boga w świecie!

Wojtek pisze o swoim odrzuceniu przez Kościół, przez dziewczynę z powodu choroby. Jak sobie z tym poradzić?

Wojtek: To nie Kościół mnie odrzucił, ale ludzie Kościoła. W dość raniących słowach powiedziano mi, że jestem bezużyteczny, i że sobie nie poradzę jako ksiądz. Powiedziano mi, że tacy ludzie jak ja umierają przed czterdziestką. Dzisiaj by to po mnie spłynęło, jednak dla osiemnastolatka te słowa były bardzo dotkliwe. Długo mi zajęło, zanim się pozbierałem. Nie mam żalu o to, że nie chciano, abym został księdzem, ale o to, że zrobiono to w taki raniący sposób.

 

 

Nie przyjęto mnie także do jezuitów, ale oni cały czas szanowali mnie jako młodego człowieka, który szuka swojego miejsca na ziemi. Nie przyjęli mnie, ale zrobili to naprawdę z wielką klasą. Co więcej, cały czas pomagali mi dojść do mojego prawdziwego powołania. Nie zostawili mnie. Dzisiaj już wiem, że moje powołanie jest zdecydowanie powołaniem świeckim. I wiem też, że to, co mnie spotkało, umocniło moją wiarę, pogłębiło zaufanie Panu Bogu, uczyniło mnie mocniejszym, twardszym człowiekiem, mężczyzną. Po tych doświadczeniach wiem, jak nie ranić innych, jak nie odrzucać. Mimo wszystko wierzę w Kościół i kocham go. Zawsze i wszędzie powiem, że Kościół jest moim domem. Zresztą książkę czytali i pobłogosławili naszej inicjatywie bp Grzegorz Ryś i Prymas Polski bp Wojciech Polak!

Jeżeli chodzi o dziewczynę, to generalnie kobiety szukają u mężczyzn poczucia bezpieczeństwa i stabilizacji, których ja nie daję. Nie daję gwarancji tego, że będę zdrowy i będę mógł pracować oraz zapewnić byt na jakimś tam poziomie. Nie jestem pewny jutra. Nie mam pojęcia, jak długo jeszcze pożyję. Mam jednak wielkie pragnienie bycia mężem i ojcem. Wierzę, jestem przekonany, że Pan da mi kobietę, która oprócz tego, że jestem chory, zauważy to, że świetnie sobie z tym radzę i zechce wraz ze mną wyruszyć w przygodę. I to odrzucenie wyszło mi tylko na dobre. Dziś wiem, że aby stwierdzić czyjąś wartość, trzeba zajrzeć głęboko w oczy, głęboko w serce i głęboko w duszę. A jak sobie z tym radzić? Powtórzę się kolejny raz (śmiech): ufać i wiedzieć, że wszystko ma sens!

Kiedy, jak i dlaczego wasze choroby stały się dla was błogosławieństwem?

Adam: Ktoś powiedział, że cierpienie i ból uszlachetniają człowieka. Choroba pozwoliła mi zrozumieć, dlaczego i po co jestem. Takim momentem przełomowym była remisja choroby, która nastąpiła po pierwszym cyklu leczenia, trwającym blisko trzy i pół miesiąca. Ten czas spędzony w szpitalu, z dala od domu, od bliskich i przyjaciół, skłonił mnie do przemyślenia kilku spraw i dojścia do wniosku, że jest Ktoś, kto mnie kocha miłością bezgraniczną, i jeżeli On był w stanie umrzeć za moje grzechy na krzyżu, to ja także jestem w stanie znieść to cierpienie. Ono pozwoliło mi znów uwierzyć.

Wojtek: W szkole średniej zacząłem zauważać, że moja choroba może być nie tylko uciążliwą przypadłością, czymś złym, ale również może być wartością. W liceum ludzie zaczęli dostrzegać to, że jestem bardziej empatyczny od innych kolegów, że umiem ich słuchać. Później coraz bardziej przekonywałem się o tym, że choroba jest wartością i błogosławieństwem. A takim impulsem, który przekonał mnie w stu procentach o tym, że choroba jest błogosławieństwem, był moment, kiedy w ubiegłym roku akademickim wpadłem w ogromne problemy ze zdrowiem. Mnóstwo czasu przeleżałem w domu bądź w szpitalu, nie mogłem chodzić na zajęcia, miałem bardzo niską frekwencję, nie chciano mnie w związku z tym dopuścić do sesji. Jednak po namowach zostałem do niej dopuszczony i zdałem ją z bardzo wysoką średnią, często zdając egzaminy z gorączką i ledwo stojąc na nogach. Dopiero wtedy koledzy i koleżanki dowiadywali się o tym, że jestem w ogóle chory. Podchodzili do mnie i mówili, że jestem dla nich przykładem życia, zaczęli cenić sobie to, że mają wśród siebie człowieka, który jest tak wartościowy, który nie poddaje się pod byle pretekstem, lecz wstaje i idzie dalej walczyć! To był taki impuls do napisania książki, utworzenia akcji społecznej i innych działań społecznych, a w konsekwencji doprowadziło mnie to do odkrycia mojej pasji, misji i powołania!

„Wiele razy uratowała mnie postawa wdzięczności” – pisze Wojtek. Za co dziękuje się w waszej sytuacji i jak to się robi?

Wojtek: Za wszystko! Za to, że dzisiaj wstałem, mam co jeść, gdzie mieszkać, mam przyjaciół, rozmawiam z tobą, robię to, co kocham, i to z pożytkiem dla innych! Czego chcieć więcej!? Jak to się robi? Po prostu siadasz wieczorem i zaczynasz dziękować. Jeśli potrafisz dziękować przez 15 min., to jesteś najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi! Pomocnym narzędziem jest ignacjański rachunek sumienia, w którym największy nacisk kładzie się na dziękczynienie.

Adam: Podstawą jest dziękować za wszystko, za wszystko, co nas spotyka. Każdego dnia, rozmawiając z Bogiem, powinniśmy Mu podziękować za to wszystko, co nas spotkało do tej pory; zarówno za te dobre, jak i złe rzeczy.

Nie życzycie ludziom zdrowia i sami też nie chcecie takich życzeń. Dlaczego?

Adam: Zdrowie to bardzo ważny element naszego życia, jednak nie najważniejszy. Jesteśmy najlepszym przykładem na to, że bez zdrowia także można żyć i czerpać wiele radości z życia. Podstawą do tego jest zaufać Bogu i iść za Nim.

Wojtek:  Szczęście nie jest zależne od tego, czy jestem zdrowy, czy nie! Czy mam pieniądze, czy nie! Czy mam dziewczynę, czy nie! Realizuję moje powołanie, pasję, misję i to sprawia, że czuję się szczęśliwy! I tyle! Lubimy życzyć innym szczęścia, zdrówka, pieniążków, miłości, a tak naprawdę nie możemy tego innym dać. Przecież nie dasz mi zdrowia, ani ja tobie, ale wtedy, kiedy będziesz miał problem, mogę być przy tobie – i o to w tym chodzi, aby bardziej być przy drugim niż życzyć.

Czego należy życzyć wam? Czego życzylibyście innym ludziom?

Wojtek: Mocy Ducha! Bo bez Ducha Świętego nie możemy niczego uczynić!

Adam: Nam, jak i innym ludziom należy życzyć przede wszystkim otwartości serc oraz umiejętności dostrzegania Boga w najmniejszych nawet szczegółach życia codziennego.

Rozmawiał Przemysław Radzyński