Nauczyciel jako funkcjonariusz ideologii

Krzysztof Warecki

publikacja 12.10.2014 18:12

Gdy w 1989 r. kończył się – jak to określiła wówczas aktorka J. Szczepkowska – w Polsce komunizm, cieszyliśmy się w przekonaniu, że to koniec ideologicznego zniewolenia, że wreszcie będziemy żyć w prawdzie. Wróciła do szkół religia, do wojska i policji wrócili kapelani, a nauczyciele mogli wreszcie mówić prawdę o zbrodni katyńskiej i zakłamaniu komunistycznej ideologii. Wydawało się, że w życiu publicznym, a zwłaszcza w polskich szkołach już na zawsze zatryumfowała prawda. Tymczasem nic bardziej mylnego. Od kilku lat trwa szybko postępująca agresywna ideologizacja edukacji i to w najgroźniejszej dla społeczeństwa i państwa postaci, której konsekwencją będzie powrót do szkół „funkcjonariuszy ideologii”.

Cywilizacja 46/2013 Cywilizacja 46/2013

 

Związki pomiędzy edukacją a ideologią są oczywiste i nie da się ich uniknąć. Wynika to z faktu, że cała ludzka wiedza ma wymiar społeczny, co oznacza, że nie ma żadnego obszaru ludzkiej działalności, który może być neutralny lub wolny od wartościowania. Człowiek jako podmiot tej działalności w swoich poczynaniach zawsze bazuje na wartościach, które wyznaje i swoich przekonaniach, bez względu na to czy je do końca uświadamia, czy też nie. Dlatego edukacja sama w sobie nie może być „neutralna” lub oderwana od wartości.

Edukacja a ideologia

Chociaż potocznie związek pomiędzy edukacją a ideologią kojarzy się bardzo negatywnie, to jednak mniemanie, że da się tego uniknąć, wpisuje się w nurt myślenia utopijnego. Każda szkoła, niezależnie od swojego statusu organizacyjnego – prywatna, społeczna czy publiczna, transmituje konkretny światopogląd. Jest więc ona miejscem, w którym ideologia jest odtwarzana, utrwalana i przekazywana kolejnym pokoleniom i nie musi to oznaczać niczego złego.

Ideologia to szeroki, współzależny zestaw idei i przekonań o świecie prezentowanych przez grupę osób, które przejawiają się zarówno w ich zachowaniu, jak i werbalnym przekazie do innych grup odbiorców. Ideologie są więc ukształtowanymi na bazie jakiejś kultury światopoglądami podzielanymi przez dużą liczbę ludzi. Te systemy przekonań (religijnych, politycznych, prawnych, przyrodniczych, artystycznych, filozoficznych) są zazwyczaj postrzegane przez osoby je podzielające jako prawdziwe (chociaż z obiektywną prawdą mogą mieć niewiele wspólnego) i jako takie w przekonaniu tych osób w pełni objaśniają otaczający je świat.

Nie da się uniknąć związku pomiędzy edukacją a ideologią, ponieważ każdy człowiek ma jakiś zespół poglądów i przekonań, którymi się kieruje i którymi chce się dzielić z innymi. A przecież nauczyciele też są ludźmi o określonych, często skrajnie różniących się poglądach. Za ich pośrednictwem szkoła na bazie oficjalnego programu nauczania transmituje pewien światopogląd, który zawiera w sobie pożądany wzorzec obywatela. Nie chodzi więc o to, aby ideologie nie miały dostępu do szkół, lecz o to, aby nie zatracić kryteriów poznawczych pozwalających zachować związek z obiektywną prawdą, co pozwoli uniknąć takiego ideologicznego uwikłania edukacji, które oznaczałoby jej zastąpienie szkodliwą dla państwa i obywateli indoktrynacją oraz zamianę nauczyciela w funkcjonariusza określonej ideologii.

Związek pomiędzy edukacją a ideologią nie będzie destrukcyjny, jeśli nie zostanie zerwany związek z obiektywną prawdą o człowieku i otaczającym go świecie. W rzeczywistości oświatowej skutkiem takiego zerwania byłoby zmuszanie nauczycieli do bezrefleksyjnego narzucania dzieciom i młodzieży określonego światopoglądu podzielanego tylko przez jedną grupę ludzi, nieuwzględniającego dobra wspólnego obywateli i interesu państwowego. Jednocześnie oznaczałoby to odebranie nauczycielom pod groźbą różnych sankcji możliwości dzielenia się swoimi poglądami i przekonaniami, nawet jeśli dysponowaliby argumentami potwierdzającymi ich prawdziwość. Ideologizacja edukacji polega więc na ustanowieniu monopolu ideologii odzwierciedlającej poglądy ograniczonej grupy ludzi ze szkodą dla ogółu obywateli. Stąd jest krótka droga do tego, aby nauczyciel stał się jedynie ślepym na prawdę i zasady moralne „funkcjonariuszem ideologii”.

W normalnej rzeczywistości zadaniem szkoły jest uformowanie takich jednostek, które będą spełniać kryteria pozwalające na bycie dobrym obywatelem, ponieważ w ten sposób można zagwarantować prawidłowy rozwój państwa i społeczeństwa. Państwo, które stanowi dużą i wielowymiarową infrastrukturę, aby prawidłowo funkcjonować wręcz nie może się obyć bez ideologii. Logiczne więc jest, że funkcjonowanie tej infrastruktury zależy od podlegającego władzy systemu oświaty. W tym przypadku jednak, kiedy celem nadrzędnym jest rzeczywiste, a nie pozorne dobro ogółu, trudno jest mówić o ideologizacji, a nauczyciel nie będzie „funkcjonariuszem ideologii”.

Gorzej, gdy kontrolę nad strukturami państwowymi przejmuje grupa osób, która pod pozorem realizowania dobra wspólnego obywateli i rzeczywistych interesów państwa realizuje interes grupowy lub zewnętrznych mocodawców. To właśnie w ich interesie jest „wychowanie” takiego „obywatela”, który w imię równie wzniosłych, co fałszywych idei ochoczo podda się politycznej i ekonomicznej eksploatacji, czyli pozwoli narzucić sobie wszelkie formy ekonomicznego wyzysku i duchowego zniewolenia, a jednocześnie będzie „właściwie” głosował. Logiczną konsekwencją takiej sytuacji jest ideologizacja edukacji polegająca na tym, że szkoły zamiast być placówkami oświatowo-wychowawczymi stają się fabrykami nowoczesnych niewolników. Nauczyciel nie staje się więc „funkcjonariuszem ideologii” bez powodu.

Pełzająca ideologizacja

Niestety od pewnego czasu mamy coraz więcej symptomów wskazujących na szybko postępujący proces ideologizacji edukacji, a co za tym idzie – uczynienia z nauczycieli „funkcjonariuszy ideologii”. Oczywiście całkowicie wypacza to sens nauczycielskiego powołania, ale w czasach zerwania z obiektywną prawdą i dominacji w przestrzeni publicznej moralnego i poznawczego relatywizmu jest to ewolucja jak najbardziej logiczna. Powinnością nauczyciela nie jest już przekazywanie rzetelnej wiedzy osadzonej na fundamencie uniwersalnych wartości, lecz tresura dzieci i młodzieży w duchu dominującej ideologii w oderwaniu od jakichkolwiek wartości.

Chociaż oficjalne programy nauczania stwarzają szkołom możliwość transmisji różnych światopoglądów, to jednak zawsze chodzi o kształtowanie pożądanego przez rządzących wzorca „obywatela”. Tak jak ideałem systemu edukacji w ZSRR i państwach satelickich było wychowanie „człowieka sowieckiego”, tak obecnie w państwach Unii Europejskiej „pożądanym” wzorem obywatela jest „europejczyk” (a może Europejczyk?). Ciekawe, że nawet władze komunistyczne, mimo głoszonego internacjonalizmu, bardziej dbały o akcentowanie przynależności narodowej wśród zniewolonych ludów. Chociaż więc obecna podstawa programowa daje możliwość formowania dzieci i młodzieży także w duchu konserwatywnym, to jednak dominacja w środowiskach akademickich, mediach i innych ośrodkach opiniotwórczych ludzi o światopoglądzie lewicowo-liberalnym sprawia, że jest to możliwość w dużym stopniu teoretyczna.

Ta pełzająca ideologizacja zaczęła się niewinnie na fali przemian po 1989 r., kiedy po okresie komunistycznego zniewolenia uwaga Polaków skoncentrowała się na celu, jakim była integracja ze strukturami zachodnimi – NATO, co miało zapewnić nam bezpieczeństwo i Europejską Wspólnotą Gospodarczą (od 1992 r. Unia Europejska), co miało zagwarantować nam upragniony dobrobyt. Narzędziem utrwalania kierunku przemian stały się nie tylko media, ale także szkoły na wszystkich szczeblach edukacji.

Już wtedy zaczęła się swoista pełzająca ideologizacja edukacji polegająca na tym, że nowe struktury zaczęto przedstawiać w postaci mocno wyidealizowanej. Np. w odniesieniu do Unii Europejskiej mówiono prawie wyłącznie o korzyściach materialnych i swobodzie podróżowania, przemilczając jednocześnie potencjalne zagrożenia wynikające nie tylko ze sprzecznych interesów poszczególnych krajów, ale też zagrożenia natury duchowej. Równolegle rozpoczęła się w szkołach intensywna praca nad zmianą świadomości najmłodszych pokoleń Polaków, poprzez wprowadzanie nowych zbitek pojęciowych i zmianę sensu tradycyjnych pojęć.

Skutecznym orężem pełzającej ideologizacji stały się podręczniki szkolne i to niekoniecznie, jak mogłoby się wydawać, do takich przedmiotów jak historia czy wiedza o społeczeństwie, które są nośnikami wartości. Świetnym przykładem jest tutaj podręcznik do języka angielskiego Inspirations wydawnictwa MacMillan (nr dopuszczenia: MEN 126/06). W rozdziale poświęconym przynależności narodowej książka prezentuje poglądy młodych ludzi z różnych krajów na patriotyzm i to, kim sami się czują. Na osiem zamieszczonych wypowiedzi, poza jednym wyjątkiem żadna z prezentowanych osób nie czuje jakiejś szczególnej dumy z przynależności do własnego narodu. Za to wszystkie osoby, już bez żadnego wyjątku, wykazują silne inklinacje kosmopolityczne i totalne zachwianie tożsamości wyznaniowo-narodowościowej. Uderzająca, a jednocześnie wiele mówiąca jest „mnogość” zaprezentowanych tutaj poglądów w kwestii identyfikacji narodowościowej i wyznaniowej młodzieży – wszystkie te osoby tak naprawdę nie wiedzą, kim są.

 

 

Chociaż jest to podręcznik do nauki języka angielskiego, należy jednak pamiętać, że zawarte w nim treści adresowane są do polskich uczniów. Przedstawione w rozdziale poświęconym przynależności narodowej opinie ich rówieśników lub osób niewiele starszych mają być swego rodzaju punktami odniesienia, celami do osiągnięcia, ideałami, do których powinni dążyć młodzi Polacy. Mają one sugerować powszechność i „nowoczesność” takich postaw i jednocześnie bazując na typowym dla młodzieży pragnieniu bycia akceptowanym sugerować, że każdy, kto się do tego nie dostosuje, będzie nienowoczesny.

Zrobił już to podręcznikowy 19-letni Jakub z Polski, dla którego jego tożsamość narodowa nie jest już tak ważna jak była wcześniej. „Nie czuję się typowym Polakiem. Postrzegam siebie bardziej jako Europejczyka niż Polaka” – stwierdza bez cienia zażenowania podręcznikowy Jakub. Czym jest jego wypowiedź, jeśli nie afirmacją zaprzaństwa wobec własnej Ojczyzny i wspólnoty narodowej? Jego wypowiedź nie tylko nie przekazuje żadnej mądrości, ale po prostu deprawuje. Wystarczy porównać ten podręcznik z podręcznikami sprzed 30, 40 lat, aby rozwiać wszelkie wątpliwości co do tego, że nie jest to żadna edukacja, a zwykła wynarodowiająca indoktrynacja sprowadzająca się do zwalczania postaw patriotycznych. Mimo to podręcznik ten uzyskał dopuszczenie Ministerstwa Edukacji Narodowej i to – sądząc po numerze dopuszczenia – za urzędowania R. Giertycha, który do formowania postaw patriotycznych przywiązywał dużą wagę.

Na szczęście, w opisanej sytuacji to od nauczyciela zależy czy pozostanie wierny swemu powołaniu, czy też stanie się „funkcjonariuszem ideologii”. A stanie się tak, gdy nauczyciel bezkrytycznie zaakceptuje prezentowane w podręczniku treści będące niebudzącymi wątpliwości przejawami politycznej indoktrynacji. Nauczyciel, dla którego najważniejszym punktem odniesienia jest obiektywna prawda i dobro ucznia, natychmiast wykazałby niestosowność i szkodliwość światopoglądowego bełkotu w wypowiedziach Jakuba z Polski i jego rówieśników w innych krajów.

Ideologiczny dyktat

Wiele wskazuje na to, że czasy pełzającej ideologii w edukacji wydają się już dobiegać końca. Z chwilą objęcia urzędu Ministra Edukacji Narodowej przez K. Szumilas polski system edukacji wkracza w nową epokę, coraz szerzej otwierając się na niezwykle demoralizującą, bo kwestionującą naturalny porządek ideologię gender. Rozzuchwaleni bezkarnością aktywiści ideologii gender coraz mocniej dobijają się do polskich szkół, postulując narzucenie „wolnej od ideologii” edukacji seksualnej. Oczywiście chodzi tutaj o wolność od wszystkich ideologii poza ideologią gender, która ze względu na swoje skrajne zakłamanie nie znosi konkurencji.

Posiedzenie połączonych sejmowych Komisji Zdrowia, Sprawiedliwości i Praw Człowieka, Polityki Społecznej i Rodziny oraz Edukacji, Nauki i Młodzieży, które odbyło się 8 maja br. pokazało, że główny atak idzie przede wszystkim na podstawę programową i podręczniki, zwłaszcza do wychowania do życia w rodzinie. Domagający się systemowej demoralizacji dzieci i młodzieży poseł R. Biedroń, piętnując opieszałość MEN we wprowadzaniu obyczajowego przewrotu, zażądał „dopasowania” podręczników szkolnych „do standardów obowiązujących na całym świecie”.

Jednak poseł Biedroń raczej kłamie, mówiąc o opieszałości MEN. Z dokumentacji za ubiegły rok wynika, że urząd na Al. Szucha w Warszawie jest niezwykle otwarty na współpracę ze środowiskami forsującymi w oświacie politykę deprawacji i promującymi obyczajowe dewiacje. W maju br. redakcja portalu PCh24 i Centrum Prawne Ordo Iuris zwróciły się o udostępnienie korespondencji, jaką MEN prowadziło w 2012 r. z organizacjami LGBTQ oraz Pełnomocnik Rządu ds. Równego Traktowania A. Kozłowską-Rajewicz. Spośród otrzymanych dokumentów aż kilkadziesiąt stron dotyczyło tematyki równości oraz planów szerokiej polityki „antydyskryminacyjnej”, którą – jak pisał M. Musiał w opublikowanym 20 maja artykule MEN szeroko otwarte na postulaty pederastów – MEN w pełni pochwala i aprobuje[1]. Z dokumentacji wynika, że równość ma oznaczać całkowitą eliminację tradycyjnych i naturalnych ról płciowych oraz przyznanie homoseksualistom takich samych praw, jak normalnym rodzinom.

Jednym z głównym organów państwowych czuwających nad przestrzeganiem „równości” i przeciwdziałaniem „dyskryminacji”, także w obszarze edukacji, jest min. Kozłowska-Rajewicz. Już od dłuższego czasu wywiera ona presję na MEN w sprawie. zmiany systemu dopuszczania podręczników szkolnych. W liście z 19 IV 2012 r. domagała się ona m.in. dołączenia do listy rzeczoznawców specjalistów od „równości płci”. Dwa miesiące później ministerstwo w bardzo uniżonym tonie odpowiedziało, iż resort edukacji już obecnie „przykłada szczególną wagę do uwrażliwiania rzeczoznawców, aby w trakcie opiniowania podręczników zwracali szczególną uwagę na konieczność analizy treści znajdujących się w podręcznikach pod kątem równego traktowania oraz przeciwdziałania dyskryminacji ze względu na płeć, rasę, pochodzenie etniczne, narodowość, religię lub wyznanie, poglądy polityczne, wiek, orientację seksualną, stan cywilny i rodzinny”.

List nie pozostawia najmniejszych wątpliwości co do tego, że resort edukacji traktuje wszystkie wymienione kategorie, włącznie ze zboczeniami seksualnymi i zachowaniami sprzecznymi z naturą (orientacja seksualna), w kategorii podlegających szczególnej ochronie praw człowieka.

Rzeczywiście w liście do min. Kozłowskiej-Rajewicz Ministerstwo Edukacji nie rzuca słów na wiatr. Wystawiania sprzecznych ze zdrowym rozsądkiem, ale w pełni politycznie poprawnych opinii rzeczoznawcy mogą nauczyć się na organizowanych przez resort szkoleniach. Jedno z nich odbyło się w listopadzie 2011 r. „Podczas szkolenia zaznajomiono rzeczoznawców z ideologią gender oraz pojęciami, które wykorzystuje analiza genderowa. Jako jeden z ważniejszych celów polityki równościowej przedstawiono monitoring treści podręczników szkolnych ze względu na eliminację wszelkich form dyskryminacji, czyli przedstawiania mężczyzn i kobiet w swoich tradycyjnych rolach ojców i matek. Zdaniem ministerstwa należy zwrócić szczególną uwagę na frekwencję występowania w podręcznikach kobiet i mężczyzn, rodzaje czynności wykonywanych przez kobiety i mężczyzn, rodzaje scenek i sytuacji przewidziane dla obu płci, stosowanie formy męskoosobowej w zakresie języka, która sprzyja niewidzialności kobiet, użycie czasowników męskoosobowych, które deprecjonują kobiety, mówienie o dzieciach, młodzieży czy młodych ludziach w sposób ukrywający ich płeć, stosowanie jedynie męskich odpowiedników zawodów, przeciwstawianie sobie cech męskich i kobiecych” – czytamy na PCh24. Znamienne, że w planach MEN, specjaliści od „równości płci” będą oceniać podręczniki ze wszystkich przedmiotów.

Jeśli dodamy do tego, że genderowe lobby na czele z min. Kozłowską-Rajewicz dąży jednocześnie do wprowadzenia do polskiego systemu prawnego rozwiązań uniemożliwiających krytykę czy jakąkolwiek dyskusję na ten temat, los nauczycielskiego powołania rysuje się niewesoło. Jeśli zmiany te zostaną przeforsowane, to za dyskryminujące, a więc nielegalne będą uznawane wszelkie wypowiedzi, a także cytaty w podręcznikach i działania ukazujące destrukcyjne szaleństwo ideologii gender. Nie ma najmniejszej wątpliwości, że trwa obecnie szybko postępująca agresywna ideologizacja edukacji i to w najgroźniejszej postaci. W chwili obecnej jesteśmy tylko o krok od tego, aby nauczyciel z formującego charakter, wszczepiającego cnoty obywatelskie i przekazującego rzetelną wiedzę mistrza stał się bezrefleksyjnym funkcjonariuszem ideologii.

Krzysztof Warecki - historyk, nauczyciel, dziennikarz, redaktor i publicysta, pracownik Ministerstwa Edukacji Narodowej. Opublikował kilkaset artykułów o różnorodnej problematyce, głównie społecznej, politycznej i międzynarodowej. Jest także autorem kilkudziesięciu haseł encyklopedycznych. Przedmiotem jego szczególnego zainteresowania jest badanie związków przyczynowo-skutkowych pomiędzy systemową deprawacją człowieka a jakością życia społecznego i politycznego.



[1] Zob. M. Musiał, MEN szeroko otwarte na postulaty pederastów [online], [dostęp: 26 VIII 2013], dostępny w Internecie: <http://www.pch24.pl/men-szeroko-otwarte-na-postulaty-pederastow,14896,i.html>.