Kochają i są kochane

Natalia Rakoczy

publikacja 24.05.2015 21:14

Nigdy nie rodziły dzieci, a są stuprocentowymi mamami. Takimi, których ze świecą szukać. Bo poświęcają drugiej osobie tak wiele własnego serca, że nawet rodzone matki nie zawsze mogą dać więcej.

Tak Rodzinie 5/2015 Tak Rodzinie 5/2015

 

Kochają matczyną miłością, ponieważ czują się kochane. Dzięki ich sercu świat jest bardziej przyjazny.

„Mam trzydzieścioro dzieci i wszystkie kocham!” – uśmiecha się s. Nikola. Od dwóch lat prowadzi świetlicę dla dzieci zagrożonych wykluczeniem społecznym, które pochodzą z rozbitych i patologicznych rodzin. Wielokrotnie są to dzieci z ogromnym głodem miłości, które w świetlicy znajdują wreszcie miejsce, gdzie czują się kochane i akceptowane. Już nie są anonimowe. „Wiem, jak ważne jest poświęcenie czasu każdemu z nich, wysłuchanie tego, o czym chcą opowiedzieć. Pamiętam, gdy rozmawiałam z 14-letnim chłopcem, z którym wiecznie były jakieś problemy. I przy którejś z kolei rozmowie, aby trochę rozładować sytuację, stwierdziłam, że chyba ma mnie już dosyć, a on na to, że wie, że to wszystko robię dla jego dobra. Takie momenty utwierdzają mnie w przekonaniu, że to jest właściwa droga” – wspomina s. Nikola.

Drugi dom

W świetlicy podchodzi się indywidualnie do każdego dziecka. Najpierw odrabia się lekcje, a potem jest czas na zabawę. Prowadzone są również zajęcia psychologiczne i logopedyczne. Siostra Nikola musi ogarnąć wszystko. Nie tylko sprawy ściśle związane z jej podopiecznymi, ale również całą „papierologię” i finanse, a to już mniej przyjemna sprawa. „Kiedy jestem już tym wszystkim zmęczona, po prostu idę do moich dzieci i bawię się z nimi. Układam klocki albo gram w piłkę. To mi daje ogromną siłę. Wypoczywam przy nich. A one, szczególnie te młodsze, uwielbiają wchodzić na kolana, bo potrzebują czułości”.

Nie zawsze jest łatwo. Wychowankowie niosą ciężar rodzinnych zranień, bywają trudni, najczęściej z nauką są na bakier, a do rozrabiania pierwsi. „Jednak widzę, że są momenty, w których coś się w nich przełamuje. Najbardziej lubię czas, kiedy wybieramy się z dzieciakami na kolonie. Wtedy mamy okazję być z nimi 24 godziny na dobę. Dzieci stawiają dużo pytań i myślę, że trzeba poświęcić im dużo czasu na udzielenie odpowiedzi, aby poczuły, że są wysłuchane i ważne”.

Siostra Nikola stwierdza, że podstawą tego duchowego macierzyństwa jest wymagająca miłość, która realizuje się w całkiem prozaicznych sytuacjach: przez wysłuchanie dzieci, poświęcenie im czasu, zainteresowanie się ich sprawami, a przede wszystkim przez prowadzenie ich do Boga. „Ciągle się za nich modlę, ponieważ chcę, aby odkryli Żywego Boga, aby On nie był tylko jakąś regułką w ich życiu”.

Jestem spełniona

„Macierzyństwo duchowe to strzeżenie każdej formy życia. Odkupiciel przywrócił nam życie. I dla mnie istotą takiego macierzyństwa jest podnoszenie drugiego człowieka nie tylko z upadku, ale zawsze o ciut wyżej, na kolejny poziom jego człowieczeństwa. Tak, aby dodawać mu odwagi, nadziei, aby ten człowiek miał siłę iść dalej” – wyznaje s. Agnieszka, redemptorystka. Nie prowadzi przedszkola ani domu dziecka. Przebywa za klauzurą. Wiele osób przychodzi po wsparcie, po dobre słowo. Siostra Agnieszka może im towarzyszyć w różnych zmaganiach. „Pamiętam dziewczynę, która przyszła, prosząc, aby się z nią modlić o dobrego męża … i poznała chłopaka, potem modliliśmy się, aby się pobrali, a kiedy już weszła w związek małżeński, okazało się, że mają problem z poczęciem dziecka. I znowu był szturm do nieba. Dzisiaj jest szczęśliwą mamą” – uśmiecha się s. Agnieszka. Tych wymodlonych dzieci ma już wiele „na koncie”. W ciągu tygodnia odpisuje na kilkadziesiąt e-maili. „Pamiętam rozpaczliwego maila, w którym kobieta zwierzała się, że jest w szóstym miesiącu ciąży, a lekarz kazał jej «to» usunąć, gdyż «to» jest zbyt słabe i nie ma szansy na przeżycie. I co miałam jej odpowiedzieć? Przecież nie miało sensu, aby cytować jej wtedy jakąś formułkę z Katechizmu. Zachęciłam ją, aby nie opierała się na opinii jednego lekarza, i w jej okolicy poszukałam zaufanego doktora. Później odpisała mi, że spadł jej kamień z serca!”.

„Istotą takiego macierzyństwa duchowego pozostanie dla mnie rodzenie Jezusa w świecie, w Jego umiłowanych duszach.  Raz miałam audycję w radiu, po której zadzwonił do mnie pewien chłopak. Kilka razy rozmawiał ze mną przez telefon, aż w końcu odważył się przyjechać do klasztoru. Kiedy zaczął mówić o swoim życiu, okazało się, że miał na swoim koncie tyle złych rzeczy, że nawet otarł się o satanizm. I tak zaczęło się duchowe towarzyszenie mu. Zaczął wychodzić z tego bagna. Teraz założył szczęśliwą rodzinę”.

Siostra Agnieszka stwierdza, że trudno jest jej wyobrazić sobie szczęśliwsze życie: „Czuję się matką. Czuję się spełnioną matką i może dlatego nie tęsknię za macierzyństwem fizycznym. Kobieta, gdy nie jest matką, to więdnie, zamiast dojrzewać, ponieważ macierzyństwo jest bardzo głęboko wpisane w naszą naturę. I nie chcę, aby ludzie, którzy mnie spotykali, zatrzymywali się na mnie. Chcę, aby doświadczali, że to Bóg postawił mnie na ich drodze i to On kocha przeze mnie”.