Ksiądz sierot i chuliganów

Ks. Marek Chmielewski SDB

publikacja 27.08.2015 22:06

W oratorium ks. Bosko były nie tylko stół i łóżko, ale i kaplica z ołtarzem, klasy szkolne i warsztaty, boisko sportowe. Oratorium było jednocześnie „domem, parafią, szkołą i podwórkiem”.

Przewodnik Katolicki 32/2015 Przewodnik Katolicki 32/2015

 

Listopadowa mgła spowiła niewielki dworzec kolejowy w Carmagnola w Piemoncie. Podróżni schowali się w poczekalni. Pod okapem budynku przechadzał się ksiądz. Nie wystraszyło go zimno, wilgoć i głosy rozwydrzonych wyrostków, którzy grupą wtoczyli się na peron. Jeden z nich z zawadiacką miną stanął przed duchownym. „Kim ksiądz jest? To jest mój teren. Ja tu rządzę. Nie boi się ksiądz mnie?” Kiedy pytany otworzył usta, aby odpowiedzieć, z mgły wynurzył się buchający parą pociąg. Rozległ się potężny gwizd lokomotywy. Ksiądz wsunął w dłoń chłopca medalik z wizerunkiem Maryi Wspomożycielki i stając na stopniu wagonu, powiedział: „Niech twój wikary napisze mi kilka słów o tobie. Zapraszam cię do siebie”. Po kilku dniach ksiądz czytał list wikariusza z Carmagnola. „Drogi Księże! Na stacji spotkał Ksiądz Michała Magone, lat trzynaście. Jego ojciec nie żyje, a mama ciężko pracuje, aby utrzymać pięcioro dzieci. Michał jest bardzo zdolny, ale rzucił szkołę, wałęsa się po ulicach. Był zatrzymywany przez policję. Jeśli Ksiądz sobie życzy, poślemy go do Oratorium.” Po tygodniu Michał był w Turynie. Po dwóch latach umierał w opinii świętości (1845–1859).

Kim był ksiądz, który w przeciwieństwie do wielu dorosłych nie bał się młodocianych chuliganów i którego po wręczonym medaliku był w stanie rozpoznać każdy piemoncki wikary? Michał miał szczęście. Na stacji w rodzinnej miejscowości spotkał ks. Jana Bosko, który w Turynie, w założonym przez siebie oratorium, gromadził biednych, opuszczonych i potrzebujących chłopców. W drugiej połowie XIX w. jego sława sięgała daleko poza Włochy, a jego biografie, w tym także po polsku, ukazywały się na kilka lat przed śmiercią. 16 sierpnia obchodzimy 200-lecie jego urodzin.

Bóg kocha młodzież

Oratorium ks. Bosko, do którego trafił Michał, to nie był taki sobie sierociniec czy przytułek. Ks. Bosko nie stworzył tej instytucji. Istniała na długo przed jego pojawieniem się. On nadał mu nowego ducha. Założył swoje oratorium nie dlatego, że po ulicach Turynu chodzili bezdomni chłopcy, głodne sieroty, pozbawione rodziny i dachu nad głową. Nie powodowały nim także względy bezpieczeństwa publicznego, którego nieustannym zagrożeniem były bezdomne dzieci i młodzież. Ks. Bosko założył je, ponieważ „Bóg kocha młodzież”. W „Regulaminie” oratorium z 1854 r. w kilku zdaniach wyjaśnił, czym się kieruje: „Aby dzieci Boże rozproszone po świecie zgromadzić w jedno. Taka była misja Syna Bożego. Te słowa świętej Ewangelii odnoszą się dziś do młodzieży. On jest najdelikatniejszą cząstką ludzkiej społeczności. Na niej zbudujemy naszą przyszłość. Młodzież sama z siebie nie jest zła. Potrzebuje z dobrocią wyciągniętej ręki (wychowanie), która ochroni ją przed złem. Misja Syna Bożego musi być dziś kontynuowana! Trzeba zbierać w jedno młodych ludzi! Jak to zrobić? Otworzyć oratorium”. Wszystko jest jasne: ks. Bosko powołał do życia oratorium, aby Chrystus mógł dalej działać. On sam czuł się narzędziem w ręku Boga i tak rozumiał swoje zaangażowanie w wychowanie. On wychowywał, aby doprowadzić młodych do spotkania z Bogiem, a w konsekwencji do zbawienia. „Daj mi dusze, o resztę nie dbam” – brzmiało motto jego działania.

Myliłby się jednak ten, kto uważałby, że ks. Bosko w oratorium jedynie rozdawał chleb, przydzielał łóżko, kazał się modlić. On chciał wychować swoich chłopców na „dobrych chrześcijan i uczciwych obywateli”, zapewnić im wychowanie integralne. Jego „chrześcijanin” to człowiek wierny Chrystusowi i Ewangelii, wierny tradycji, zatroskany o Kościół i przejęty zbawieniem siebie i swoich najbliższych. Jako „uczciwy obywatel” jest on jednocześnie otwarty na znaki czasu, uczy się i przygotowuje do założenia rodziny, podjęcia pracy zawodowej, utrzymania i wychowania dzieci. To człowiek kompetentny, gotowy do podjęcia różnych ról w społeczeństwie. To dlatego w oratorium ks. Bosko były nie tylko stół i łóżko, ale i kaplica z ołtarzem, klasy szkolne i warsztaty, boisko sportowe. Oratorium było jednocześnie „domem, parafią, szkołą i podwórkiem”.

Rozum, religia, miłość

Życie w oratorium oparte było na zasadach systemu, który on sam nazywał prewencyjnym. W broszurze O wychowaniu młodzieży podkreślał, że ludzkość od zawsze znała dwa systemy wychowania: represyjny i prewencyjny. Ten pierwszy jest typowy dla koszarów wojskowych. Drugi jest właściwy rodzinie.

Według ks. Bosko system prewencyjny opiera się na „rozumie, religii i miłości”. Rozum oznacza przede wszystkim poznanie wychowanka i postawienie mu wymagań. Kiedy chłopiec po raz pierwszy stawał w drzwiach oratorium, ks. Bosko chciał wiedzieć o nim wszystko. Jak się nazywa, ile ma lat, co z jego rodzicami i rodziną, z czego żyje, gdzie ostatnio przebywał, czy był karany, jak się uczył, czy był u spowiedzi i u komunii, co umie i co lubi robić, co mu się podoba? Potem ks. Bosko starał się zaznajomić chłopca z zasadami życia w oratorium, z jego duchem. Chłopiec powinien wiedzieć, jak tu się żyje. Stąd potrzeba regulaminów. Nie po to, aby wychowanka dyscyplinować i karać, ale aby sobie umiał poradzić, aby wiedział co i jak robić.

„Religia” to u ks. Bosko przede wszystkim kwestia ukształtowania w wychowankach zmysłu „bojaźni Bożej”. Chłopiec nie ma się bać Boga. On ma się obawiać utraty relacji z Nim! To jest kompas, który ks. Bosko wkłada w ręce, w serce młodzieńca. Ten kompas poprowadzi go przez całe życie. Kształtowaniu tego zmysłu służyły obecne w oratorium: katecheza, sakramenty, modlitwa, święta kościelne, odpowiednie lektury.

Z kolei „miłość” nadawała właściwego tonu relacji wychowawcy z wychowankiem i stała u podstaw ducha rodzinnego oratorium. Chłopiec, któremu postawiono wymagania (rozum-regulaminy, religia- potrzeba życia w łasce Bożej), nie mógł być pozostawiony samemu sobie z tak trudnym zadaniem. Ks. Bosko chciał mu towarzyszyć w jego rozwoju. Nie rozdawał chłopcom gotowych produktów wychowawczych, ale pokazywał im drogi rozwoju i w nich uczestniczył. Przede wszystkim wierzył w możliwości młodego człowieka. Przecież „Bóg kocha młodzież”, przecież nosi ona w sobie zaczątki dobra, dary, zdolności. To domaga się od wychowawcy szacunku wobec wychowanka, wiary w jego rozwój i nieustannego zabiegania o jego zaufanie. Tylko tak można mu towarzyszyć. „Nie mówcie chłopcom, że ich kochacie – przestrzegał salezjanów. – Oni muszą wiedzieć, że są przez was kochani. Jeśli się o tym przekonają, odpowiedzą wam miłością. Kto chce być kochany, niech kocha. Kogo młodzi pokochają, ten osiągnie z nimi wszystko”. Z młodym trzeba być. Nie można go zbywać słowami, obietnicami. Trzeba pochylić się nad nim, przyjąć za swoje to, co jemu się podoba, co lubi. Od tego zacząć, na tym zbudować, a potem pokazywać wciąż nowe horyzonty. Taka postawa wychowawcy wyklucza złość, agresję, kary cielesne. Zakłada przebaczenie, zaufanie, łagodną perswazję, tłumaczenie. Wychowawca nie jest policjantem i strażnikiem, ale bratem, ojcem i przyjacielem. Przestrzeni dla takich relacji wychowawca szuka w rozmowie w cztery oczy, we wspólnej zabawie i pracy. Ten styl obecności wśród młodych ks. Bosko nazywał asystencją.

Ten rodzaj odniesień sprzyjał też budowaniu w oratorium ducha rodzinnego. Tu wszyscy czuli się współodpowiedzialni za wspólnotę, razem pracowali, bawili się i uczyli. Dzielili się pracą. Razem organizowali zabawy, zawody sportowe, przedstawienia teatralne, chór i orkiestrę oraz wycieczki. Współodpowiedzialność za oratorium brali na siebie nie tylko wychowawcy, ale też wychowankowie, którzy zrzeszali się w tzw. Towarzystwa, grupy młodych związanych z jakimś świętym lub ideałem religijnym (np. Maryja Niepokalana, św. Józef, św. Alojzy, ministranci). Ich członkowie podejmowali wysiłek osobistej pracy nad sobą i troszczyli się o dobro wspólne.

Propozycja życia duchowego

Ks. Bosko w oratorium pozostał przede wszystkim kapłanem, zatroskanym o to, aby wychowując, katechizować, ewangelizować i prowadzić młodych do wiary. Zależało mu na tym, aby znaleźć się w mądry sposób w intymnej przestrzeni ducha, jaka istniała pomiędzy chłopcem a Bogiem. Tu okazywał się być najprawdziwszym kierownikiem duchowym chłopców. Dzięki miłości, która rodzi zaufanie, w spowiedzi (a spowiadał godzinami), w rozmowie w cztery oczy, którą nazywał sprawozdaniem (aranżował je w przeróżnych sytuacjach, bez zbytniego formalizowania), potrafił odkrywać sekrety młodzieńczych serc. Poznawał marzenia młodych, dotykał ich obaw i strachów, wchodził w umacniający dialog. Dzięki rozumowi wskazywał chłopcom proste drogi trwania przy Bogu, w młodzieńczej świętości. Zawarł je m.in. w broszurze dla młodych pt. Młodzieniec zaopatrzony (1847). Mówił o nich podczas konferencji i „słówek na dobranoc” (krótkich przemówień podsumowujących dzień). Uczył chłopców, że łatwo zostać świętym i że Bóg chce ich świętości. Proponował im to, co rozumieli, na co było ich stać: wierność codziennym obowiązkom (prosta asceza zwyczajnych wyrzeczeń), częsta spowiedź i Komunia św., prosta służba na rzecz innych, zaangażowanie w ceremonie, w liturgię, w śpiewy. Przypominał, że serce bez grzechu i wypełnione obowiązki, to źródła prawdziwej radości i trwania przy Bogu. Dzięki takiemu prowadzeniu po salezjańskiej drodze duchowej proponowanej w oratorium Michał Magone szybko zmienił swoje życie. W tym samym środowisku do świętości dojrzał także Dominik Savio (1842–1857), piętnastoletni święty. Po tej samej drodze ks. Bosko poprowadził grupę dwudziestu kilku wychowanków, którzy wraz z nim w 1859 r. dali początek Zgromadzeniu Salezjańskiemu.

Rozmach miłości

Miłość do Boga i pragnienie zbawienia młodzieży popychały ks. Bosko przez całe jego życie do wciąż nowych działań. Ze względu na potrzeby młodych założył szkoły, internaty, warsztaty, a nawet seminarium duchowne. Był niestrudzonym rekolekcjonistą. Głosił młodzieży, świeckim i duchownym. Zainicjował stowarzyszenia religijne. Był pośród swych wychowanków prekursorem ubezpieczeń robotniczych. Ze względu na potrzebę kontynuowania swego dzieła powołał do życia salezjanów i salezjanki oraz salezjanów współpracowników, stowarzyszenie czcicieli Maryi Wspomożycielki. Był promotorem powołań kapłańskich i zakonnych. Posłał salezjanów i salezjanki na misje do Ameryki Łacińskiej, gdzie także była młodzież potrzebująca zbawiania. Zbudował cztery kościoły (w tym dwie bazyliki w Turynie i w Rzymie). Opublikował 1174 książki i broszury popularyzujące katolicyzm, założył dwa czasopisma. Napisał tysiące listów do osób na całym świecie. Działał jako dyplomata kościelny na usługach Piusa IX w trudnych pertraktacjach z rządem nowożytnych Włoch.

Św. Jan Paweł II w 1988 r., przy okazji jubileuszu 100-lecia jego śmierci, nazwał go Ojcem i Nauczycielem Młodzieży. W 1992 r. w posynodalnej adhortacji Vita Consecrata ten sam papież przypomniał, że osoby konsekrowane mogą osiągnąć doskonałość w miłości na drodze wychowania, zgodnie z tym, o czym mówił św. Jan Bosko: „Niech młodzi nie tylko będą kochani, ale nich wiedzą, że są kochani” (VC 96).