Rok Miłosierdzia a moje miłosierdzie

ks. Ryszard Andrzejewski CSMA

publikacja 06.11.2016 17:41

W czerwcu 2016 r. na rok pozbawienia wolności w zawieszeniu na trzy lata oraz obowiązek naprawienia szkody skazał Sad Rejonowy w Piotrkowie 31-letniego Piotra D. za wywołanie fałszywego alarmu bombowego w szkole w Gorzkowicach.

Któż jak Bóg? 6/2016 Któż jak Bóg? 6/2016

 

Niedawno również 28-letni mężczyzna usłyszał zarzut wywołania fałszywego alarmu na lotnisku w podwarszawskim Modlinie. Grozić mu za to może nawet do ośmiu lat. Mężczyzna w chwili zatrzymania był pijany – miał ponad 2 promile alkoholu.

Podobnymi wiadomościami jesteśmy zasypywani regularnie. Prawo i poczucie społecznej sprawiedliwości są tu kategoryczne i z pewnością dobrze, że tak jest. Wyroki mają wymiar dyscyplinarny i prewencyjny zarazem. To przede wszystkim czytelna lekcja dla potencjalnych przestępców. Zresztą nie tylko w tej dziedzinie.

***

Niebawem zakończy się Rok Miłosierdzia. Komu z nas udało się być w tym roku bardziej miłosiernym niż zazwyczaj? W czym się to wyraziło? Czy bardziej miłosierny stał się Kościół, świat? Czy choćby jakieś jedno więzienie odnotowało ekstra-amnestię spowodowaną miłosierdziem? Ilu grzesznikom Kościół okazał miłosierdzie, zwłaszcza w zakresie duchowym – nie wiemy. Wiemy jednak, że okazał! A czy przyczynił się do ich przemiany, uzdrowienia, nawrócenia jakiegoś więźnia? Czy wszyscy skazani musieli trafić za kratki, pomimo własnej głupoty i popełnionego zła? W końcu ilu z nas zdobyło się na piękne, miłosierne gesty serca względem ludzi, którzy po ludzku na to nie zasłużyli?

***

Kilkanaście lat temu czytałem niezwykle interesującą relację z pewnej inicjatywy, jaką podjęła brytyjska telewizja BBC. Otóż rzuciła ona wyzwanie, które podjęli be­nedyktyni z opactwa Worth Abbey. Zgodzili się oni na przyjęcie do klaszto­ru pięciu świeckich mężczyzn i przeprowadzenie ich przez czterdzieści dni i nocy według reguły św. Benedykta, po to aby w tej duchowej pod­róży mogli oni sprawdzić, czy stare wartości wyznawane przez mnichów jeszcze coś dla młodej generacji znaczą. Ochotników starannie wyse­lekcjonowano spośród wielkiej liczby osób. Najmłodszy z nich, Tony, ma dwadzieścia dziewięć lat, od pierwszego dnia deklaruje swój ateizm, jest niepijącym alkoholikiem, specjalistą od reklamy, który po zwolnie­niu z pracy w agencji reklamowej uruchamia właśnie nowy czat erotycz­ny. Najstarszy, Peter, prawie siedemdziesięciolatek, jest poetą i nauczycielem z Bristolu, jedynym w tym towarzystwie mężczyzną żonatym. Pozostała trójka to: Gary, malarz pokojowy i dekorator z Belfastu, po kilku więziennych odsiadkach, Anthoney, bardzo dobrze zarabiający pracoholik z wydawnictwa prawniczego z Londynu, i Nick, były mieszkaniec – gość klasztoru buddyjskiego, obecnie studiujący buddyzm w Cambridge.

Reguła św. Benedykta nie należy do reguł najcięższych, wymaga od mnichów przede wszystkim pokory, posłuszeństwa i przestrzegania godzin zupełnej ciszy. Metanoia, czyli codzienne nawracanie się, obejmuje między innymi pięciokrotne uczestnictwo w modlitwie liturgicznej, codzienną medytacyjną lekturę Biblii i jej komentarzy, rozmaite ćwiczenia ascetyczne mające na celu oczyszczenie człowieka z grzechu, w tym wczesne wstawanie i przestrzeganie godzin ciszy nocnej. Benedyktyn na całe życie wybiera jedną wspólnotę zakonną, w której przeżywa nie tylko swoją samotność, ale też pielęgnuje więź ze współbraćmi poprzez wspólną modlitwę i pracę, opactwo bowiem stanowi społeczność samowystarczalną, utrzymującą się z własnej pracy, a także niosącą pomoc potrzebującym.

Jak piątka silnych i odważnych mężczyzn poradzi sobie z takimi wymaganiami? Już od pierwszego odcinka programu widzimy, że cho­ciaż niesubordynacja i uleganie pokusom, takim jak chociażby niedo­zwolony wypad do pobliskiego sklepu po czekoladę, stanowią dla na­szych bohaterów duży problem, to największym wyzwaniem okazuje się wytrzymanie paru godzin dziennie w ciszy, bez telefonów komórkowych, bez słuchawek w uszach, bez rozmów, bez wpatrywania się w ekran, za to — siłą rzeczy — wpatrując się w siebie. Towarzysząca temu frustracja i rodzące się konflikty są dyskretnie moderowane przez opata Christophera Jamisona, który tutaj gra jak gdyby rolę znanego nam Wielkiego Brata, robi to jednak nieporównywalnie lepiej — jest mądry i prawdziwy. Zresztą każdy z mnichów opiekujących się „nowicjuszami” okazuje się być osobowością niebanalną i interesującą.

Program, który miał być czymś w rodzaju rozrywkowego i modnego reality show i do którego po starannym przesiewie wybrano piątkę zu­chwałych, nawet tych wyselekcjonowanych mocno zaskoczył — nie spo­dziewali się, że „show”, który ma pokazywać przygody ducha i ludzkie zmaganie z własnymi słabościami, będzie wymagał tyle trudu, odwagi i psychicznej siły, że można by go zaliczyć raczej do programów doku­mentalnych z gatunku sztuki przetrwania. W Wielkiej Brytanii nie bije rekordów popularności, niemniej zgromadził przed ekranami telewizyj­nymi dość liczną publiczność. Zrobiony jest z wyczuciem, powściągli­wością, ale i z nerwem charakterystycznym dla dobrych kryminałów — wart jest obejrzenia jak mało która produkcja telewizyjna.

Dziś (czego nie opowiada program), cała piątka przestała być ateistami i utrzymuje z klasztorem przyjazne relacje.

***

Kiedy kilka lat temu odwiedziłem nasz klasztor na Monte Sant’Angelo w Italii, odbywali tam swoją karę, żyjąc pośród zakonników, nasi rodacy, którzy we Włoszech dopuścili się przestępstw. Włoski wymiar sprawiedliwości wszedł w tym względzie w pewien mądry „układ” z michalitami na Gargano. I chociaż policja skrupulatnie doglądała swoich „klientów”, to jednak ci przebywali i ciężko pracowali w murach klasztoru. W bliskości świętej Groty św. Michała Archanioła, codziennych Eucharystii oraz pobożnego życia zakonników i pielgrzymów. Byłem dumny z moich współbraci.

Czy ten czas odmienił życie skazanych? Czy doznali nawrócenia? Czy raptem stali się aniołami? – Nie wiem. Wiem jednak, że był to dla nich czas miłosierdzia i większej szansy nawrócenia aniżeli w więziennych murach. Marzy mi się, by takich aktów było więcej. W gruncie rzeczy nie chodzi przecież o zemstę, nawet o zasłużone skądinąd ukaranie, ale o to, co Pan Jezus ujął w jednym z najpiękniejszych zdań, jakie wypowiedział na ziemi: „Powiadam wam: W niebie większa będzie radość z jednego grzesznika, który się nawraca, niż z dziewięćdziesięciu dziewięciu sprawiedliwych, którzy nie potrzebują nawrócenia” (Łk 15, 7).