Pokusy czasów

Rozmowa z ks. prof. Stanisławem Nagy SCJ

publikacja 10.06.2005 12:15

To jest tylko pewien pozór racji i powodów, dla których mogą być uzasadnione tęsknoty do nowego soboru. Poprzez synody biskupów i czujną pracę różnych urzędów Kościół na bieżąco prezentuje swoje zdanie dotyczące zagadnień informatycznych i biotechnologii. Cóż więcej mógłby sobór dodać ponad tę wykładnię. Azymut, Nr 3/2002

W jakich sytuacjach i dlaczego można zwołać sobór?
Lepszym punktem wyjścia do rozmowy będzie zagadnienie - dlaczego były zwoływane sobory. Otóż zawsze wiązało się to z jakimiś sytuacjami kryzysowymi i sporami - na przykład w zakresie doktryny Kościoła - których nie dało się rozwiązać innymi sposobami, jak tylko przez zebranie całego episkopatu. Powodem zwoływania soborów były też problemy natury jurysdykcyjnej, takiej wagi, iż cały Kościół musiał się spotkać, by wydać w ich sprawie werdykt. Mieliśmy więc zawsze do czynienia z sytuacją kryzysową, dlatego też sobory są instytucją, która charakteryzuje się nieregularnością - i zwoływane są wtedy, gdy zachodzi tego konieczność. Bywały okresy, że przez dziesiątki lat nie pojawiała się taka potrzeba, ale były też i takie czasy, chociażby w średniowieczu, że odbywały się częściej, pomimo iż mogło się wydawać, że papiestwo poradziłoby sobie bez odwoływania się do tej instancji, niemniej, pomimo posiadanych uprawnień, niejednokrotnie papieże uważali, że zdanie całego Kościoła będzie korzystniejsze dla rozstrzygnięcia problemu.

Czy pojęcie kryzysu można tutaj rozumieć jako chwilową słabość?
Można i tak to rozumieć, chociaż częściej, zwłaszcza w przypadku doktryny, chodziło o różnicę zdań, która szczególnie wyraziście dochodziła do głosu w okresie pierwszych soborów między tak wybitnymi szkołami teologicznymi jak np. aleksandryjska czy antiocheńska. To były konflikty, które, przyjmując postać radykalną i ostrą, prowadziły do poważnego kryzysu na gruncie odmiennego rozumienia kluczowych zagadnień, przede wszystkim chrystologicznych, potem także i trynitarnych.

Z czyjej inicjatywy zwoływano sobór?
W zasadzie papieża i episkopatu. W starożytności wyglądało to jednak nieco inaczej niż w okresie bliższym czasom średniowiecza. W okresie wczesnego chrześcijaństwa sobory zwoływali cesarze. Wynikało to z tego prostego względu, że tylko cesarze dysponowali odpowiednimi środkami technicznymi, by móc zapewnić przyjazd i bezpieczeństwo biskupom z całego ówczesnego cywilizowanego świata. Cesarz, dostrzegając powagę problemu, zwoływał sobór i na tym jego rola właściwie się kończyła, choć czasem próbował ingerować w jego przebieg. Ale w zasadzie sobory działały niezależnie i były rzeczywistymi obradami episkopatu ówczesnego świata, zawsze przy mniejszym lub większym udziale biskupa rzymskiego, poprzez jednego lub kilku delegatów.

A kto dzisiaj decyduje o zwołaniu soboru?
Kodeks Prawa Kanonicznego podaje, że tylko papież zwołuje, określa tematykę, kieruje obradami soboru i na zakończenie razem z ojcami soborowymi zatwierdza jego postanowienia. Zmiana ta była naturalną konsekwencją rozpadu imperium i przeniesienia się cesarza na Wschód, skąd już nie miał możliwości wywierania takiego wpływu na Kościół, by móc decydować o zwoływaniu soborów. Od tej pory leżało to w gestii papieża, działającego w porozumieniu z episkopatem.

Czy każde zebranie światowego episkopatu jest jednocześnie soborem?
Nie. W pewnym okresie (głównie w wiekach II-IV) Kościół zabiegał, by poszczególni biskupi łączyli się w większe jednostki organizacyjne i spotykali się, żeby wspólnie rozstrzygać o trudnych sprawach dotyczących Kościoła, tak było na przykład w czasach prześladowań. Stąd mamy tak zwany okres synodów, które były zebraniami biskupów z pewnego terenu, mającymi na celu ustalenie stanowiska w sprawach dotyczących danej społeczności, by w ten sposób jednolicie pokierować Kościołem. Praktyka ta powszechna była w wieku III w Afryce, gdzie miały miejsce wielkie synody, których promotorem i teoretykiem był św. Cyprian.

Czy jest możliwa sytuacja, że sobór jest nieważny?
Zdarzyły się sobory, które nie zostały potwierdzone przez papieża, albo nie zostały uznane za powszechne i do historii przeszły jedynie jako synody o zasięgu lokalnym.

Zatem by ustawy uchwalone przez ojców soborowych miały charakter zobowiązujący dla całego Kościoła, muszą być ustalone na powszechnym soborze i potwierdzone zawsze przez papieża?
Tak, tylko wówczas sobór jest ważny i prawdziwie powszechny. Dzisiaj pragmatyka jest taka, że ustawy są uchwalane i potwierdzane wspólnie przez episkopat i papieża.

Co to znaczy, że sobór jest powszechny?
Powszechny, to znaczy reprezentuje cały światowy episkopat i zobowiązuje wszystkich wiernych Kościoła.

O Soborze Watykańskim II mówi się, że był duszpasterski, w odróżnieniu od Soboru Watykańskiego I i wcześniejszych, które określa się mianem doktrynalnych. Czy to oznacza, że ranga soborowego nauczania może nas zobowiązywać w różnym stopniu?
Ranga soborowego nauczania zawsze jest taka sama, z tym że niektóre sobory podejmowały głównie problematykę doktrynalną, stąd ich rozstrzygnięcia były wyraźnie zobowiązujące, a nieprzyjęcie ich groziło narażeniem się na grzech herezji. To były wielkie sobory patrystyczne, począwszy od Nicejskiego I (325 r.) do Nicejskiego drugiego (787 r.), których główny przedmiot prac stanowiły zagadnienia doktrynalne. Na Soborze Watykańskim I doszło do precyzyjnego sformułowania doktryny dotyczącej prymatu papieskiego i nieomylności papieża. Dogmat ten oraz wszystkie pozostałe rozstrzygnięcia tego soboru kończyły się formułą: anatema sit, która oznaczała, że kto nie przyjmie nauki soboru, jest wyłączony z Kościoła. Sobór Watykański II w sposób zasadniczy różnił się od poprzedniego, choć nie co do istoty, ale co do celu, który był w tym wypadku pastoralny. Sobór ograniczył się do sformułowania swego nauczania w sposób pozytywny, chcąc nakierować życie Kościoła na pewne tory. Nie piętnował błędów i dlatego nie zawiera w swoich dokumentach formuły anatema sit.

Czy sobór może zmienić doktrynę?
Nie, gdyż Kościół naucza w sposób nieodwołalny, szczególnie w kwestiach dogmatycznych.

Po ogłoszeniu dogmatu ewentualny powrót do dyskusji nad nimi jest niemożliwy...
Nie, można tylko dopełnić wykładnię nauczania, i tak Sobór Watykański II w sposób pozytywny uzupełnił rozumienie Soboru Watykańskiego I w bardzo ważnej kwestii prymatu papieskiego. Przyznał mianowicie kolegium biskupiemu najwyższą władzę w Kościele, taką jaką posiadał według Vaticanum I tylko papież. Wprowadził zasadę kolegialności, rozumianą w ten sposób, że biskupi razem z papieżem są podmiotem najwyższej, powszechnej i pełnej władzy w Kościele. Na soborze 1869-1870 taką władzę przyznano tylko biskupowi rzymskiemu, ale dokładnie badając akta soborowe, już wówczas spostrzec można pewien wysiłek, zmierzający do tego, by w przyszłości poszerzyć kompetencje biskupów w relacji do całego Kościoła.

W takim razie dogmat o prymacie papieża jest równocześnie, można by powiedzieć, dogmatem o prymacie papieża i soboru?
Na soborze nauczają biskupi razem z papieżem. Wprowadzając taką interpretację, nie zmieniono nauki Soboru Watykańskiego I, ale ją jedynie poszerzono i dopełniono, gdyż Kościół ciągle reflektuje nad depozytem Objawienia, który jest tak bogaty, że niemożliwy do wyczerpania, i stąd ciągłe działanie Ducha Świętego, który stale sugeruje Kościołowi jego nowe aspekty.
Dlaczego więc sformułowano dogmat o prymacie?
Ponieważ go kwestionowano. Pamiętajmy, że prymat ustalono w wieku XIX, po wieku XVIII, w którym silnie negowano zwierzchnictwo biskupa rzymskiego, stąd zaistniała konieczność odwołania się o jego legitymizację do całego Kościoła w osobach ojców soborowych, którzy stwierdzili, że papież posiada jurysdykcję powszechną.

Co Ksiądz Profesor sądzi o poglądach kardynałów C. M. Martiniego i K. Lehmanna, którzy uważają, że na nowo należy przemyśleć sprawę kolegialności w Kościele, a nawet wysuwają wnioski, że ta problematyka powinna stać się przedmiotem obrad kolejnego soboru.
Te opinie, a zwłaszcza kardynała Martiniego oraz innych teologów spod znaku liberalizmu filozoficzno-teologicznego, już dwadzieścia lat temu spowodowały pojawianie się postulatu zwołania nowego soboru. W konsekwencji Ojciec Święty w dwudziestolecie zamknięcia obrad drugiego Soboru Watykańskiego zwołał specjalny synod biskupów, ażeby wspólnie się zastanowić nad wartością i aktualnością poprzedniego soboru. Tenże synod orzekł, że Sobór Watykański II jest wielkim dobrem dla Kościoła, którego jeszcze nie wyczerpano.

Natomiast jeśli chodzi o weryfikację kolegialności, która dałaby większą władzę biskupom, to jest to echo wciąż, jak widać, żywego gallikanizmu, który korzeniami sięga średniowiecza i ściśle wiąże się z przeświadczeniem Kościoła francuskiego, iż jest on specjalnie uprzywilejowany i dlatego należy mu dać specjalne kompetencje. Także w Niemczech febronianizm i inne tendencje z XIX wieku szły w tym kierunku, żeby więcej władzy dać terenowym episkopatom. Czy to byłoby korzystne... nie wiadomo; pewne przesłanki wskazują, że raczej nie, gdyż są to roszczenia pewnych Kościołów, które usiłują zdobyć w ten sposób większe kompetencje, by rządzić u siebie. Kościół niemiecki i francuski pogrążony jest obecnie w ogromnym kryzysie i to bynajmniej nie z winy prymatu papieskiego, tylko episkopatów, które tam rządzą. Na Zachodzie Europy, mamy do czynienie z zastraszającą laicyzacją spowodowaną brakiem troski ze strony biskupów, i formułowane żądania nowego soboru są raczej próbą szukania winnego. Inne episkopaty tego rodzaju roszczeń nie mają...

Zwolennicy większej kolegialności są przekonani, że istnieje związek między laicyzacją a prymatem biskupa Rzymu, dotyczy to na przykład sztywnego stanowiska Papieża w kwestiach takich jak nauczanie etyki seksualnej, która ich zdaniem powinna być formułowana w inny sposób, dostosowany do warunków, w których żyją, i wtedy łatwiej byłoby powstrzymać procesy laicyzacyjne.

Episkopat niemiecki właśnie podszedł inaczej do tej tematyki i skutki tego są opłakane. Otóż niemieccy biskupi, nie wszyscy, ale w znacznej części, nie przyjęli encykliki Humanae vitae. Wydaje się to nieprawdopodobne, ale Paweł VI, będąc papieżem o niezwykle łagodnym charakterze i chcąc zapobiec kryzysowi w Kościele, nie zareagował ostro na tę niesubordynację, chociaż miał do tego pełne prawo. Będąc człowiekiem, który żył w czasach soboru, nie widzę realnej możliwości, aby zwiększenie kolegialności miało tym Kościołom pomóc w pokonaniu kryzysu. Powinny się one raczej skupić na realizacji ostatniego soboru, ponieważ do tej pory nie zrobiły tego we właściwy sposób.

Niektórzy twierdzą, że nie ma sensu realizować Vaticanum II, ponieważ już jest przestarzały.
Sobór jest dziełem kolegium następców Dwunastu Apostołów, przenikniętym działaniem Ducha Świętego, i nie starzeje się w sensie jego zużycia, dlatego wciąż jest aktualny.

Ale czasy się zmieniły.
Czasy mogą się zmieniać, ale nie starzeje się doktryna Kościoła. Istnieje niewątpliwie poważny kryzys Kościoła na Zachodzie, ponieważ zamiast bronić integralnej nauki, lokalni hierarchowie ustępują naciskom mas, by przez niedopuszczalny permisywizm złagodzić trudne prawo Ewangelii. Sądzili, że ustępując, nie dopuszczą, by ludzie od nich odeszli, a ludzie i tak odeszli. Dopasowywanie się do gustów wiernych, których jest się duszpasterzami, nie jest sposobem na zażegnanie kryzysu. Trzeba głosić prawdę Bożą w takiej formie, w jakiej faktycznie głoszona była ona przez Chrystusa.

Skoro mamy w Kościele do czynienia z kryzysem, czy taka diagnoza nie zobowiązuje do zwołania nowego soboru w celu uzdrowienia sytuacji?
Uważam, że uzdrowienie nie wymaga sięgania po środek ostateczny, jakim jest zwołanie nowego soboru powszechnego. Zbyt mało czasu upłynęło od zamknięcia ostatniego Soboru. Czyżby pojawiła się już rzeczywiście nowa problematyka, nierozwiązywalna przez istniejące zwyczajne mechanizmy Kościoła?

Pojawiły się głosy, że np. rewolucje informatyczna i biotechnologiczna stwarzają jakościowo nową rzeczywistość wymagającą specjalnej interpretacji.
To jest tylko pewien pozór racji i powodów, dla których mogą być uzasadnione tęsknoty do nowego soboru. Poprzez synody biskupów i czujną pracę różnych urzędów Kościół na bieżąco prezentuje swoje zdanie dotyczące zagadnień informatycznych i biotechnologii. Cóż więcej mógłby sobór dodać ponad tę wykładnię. Niebagatelną okolicznością jest tutaj także fakt, że ten sposób nauczania znacznie mniej kosztuje. Warto jeszcze zauważyć, że za wołaniami o nowy sobór kryje się także pewne wotum nieufności wobec tego, który może legalnie sobór zwołać, czyli papieża i wyspecjalizowanego grona jego współpracowników. Zwołany w 1995 r. Nadzwyczajny Synod Biskupów nie wyraził konieczności zwołania nowego soboru.

Dodam tylko, że oprócz wyżej wspomnianych argumentów, zwolennicy kolejnego soboru nie podają jako powodu jednej ważnej racji, której Vaticanum II nie podjęło, a mianowicie tematyki moralistycznej. Prof. F. Lelhaye, wybitny moralista belgijski, będący przez długi czas przewodniczącym soborowej Międzynarodowej Komisji Teologicznej, wywołał na ostatnim soborze przekonanie, że to nie był jeszcze odpowiedni moment na poruszanie tych zagadnień...

Czy to był błąd?
Raczej tak... Ta problematyka praktyczno-kościelna narosła, ale synody biskupów oraz urzędy kościelne na bieżąco podejmują ważkie kwestie dotyczące życia chrześcijańskiego. Nawiązując do kolegialności, to rzeczywiście w obecnym kształcie ma ona pewien słaby punkt, za którego zmianą sam optowałem, a mianowicie fakt, że jest on ciągle tylko organem doradczym, a powinien być także decyzyjnym. Są jednak pewne racje, żeby się z tym nie spieszyć. Niech to dojrzeje, ale nie ma potrzeby, by w tej sprawie zwoływać sobór, ponieważ ten problem będzie można rozwiązać w zupełności na synodzie, albo decyzją papieską, mocą której został powołany. Moim zdaniem, przeciwko konieczności zwołania nowego soboru przemawia przede wszystkim fakt, że ten ostatni jeszcze w swym bogactwie nie został odpowiednio przyswojony, chociażby w swojej rewolucyjnej nauce na temat laikatu, czy ekumenizmu oraz nauki o stosunku do religii niechrześcijańskich. Jest to wina między innymi biskupów, którzy prawdopodobnie nie odczytali dobrze nauki Soboru.

Krytycy Soboru w Polsce twierdzą, ze biskupi nie wprowadzają tych reform z obawy, by nie skończyło się to tak jak na Zachodzie.
Na Zachodzie w zły sposób wprowadzono reformy i dlatego poniosły one fiasko. Zwolennicy nowego soboru chcieli przeskoczyć ponad istniejącymi problemami i nie skorzystawszy z owoców poprzedniego Soboru, zająć się już przedwcześnie czymś nowym.

Z tego, co Ksiądz mówi, wynika, że w Kościele jest jeszcze dużo do zrobienia, ale nie ma konieczności zwoływania nowego soboru, ponieważ Sobór Watykański II nie został wciąż jeszcze zrealizowany. Czy prawidłowe wprowadzenie nauczania ostatniego Soboru jest w stanie całkowicie zabezpieczyć Polskę przed rozwojem sytuacji, z jaką mamy do czynienia na Zachodzie Europy?
Nie, ponieważ problem laicyzacji to jest ciągle problem pokusy, z którą nie dali sobie rady ludzie na Zachodzie, a teraz i my jej ulegamy, bo nie wykorzystujemy dostatecznie środków, które dał nam ostatni Sobór, a także posłanie Ojca Świętego, zawarte w pielgrzymkach do kraju.

Pokusy do czego?
Pokusy do redukowania wymagań ewangelicznych, do ułatwiania sobie życia za wszelką cenę i w każdej dziedzinie, licząc się nawet z łamaniem wymagań moralności katolickiej. I tak nie ułatwimy sobie życia w małżeństwie przez zmianę stawianych sobie wymagań, bo ono po prostu jest rzeczą trudną, tak jak i związana z nim etyka. Musimy więc uczyć się, jak sprostać tym wszystkim wyzwaniom, a nie myśleć nad tym, jak pomniejszać wymagania Ewangelii!

***


Ks. prof. dr hab. Stanisław Nagy SCJ - sercanin, profesor KUL, przewodniczący Rady Naukowej Instytutu Jana Pawła II w Lublinie; wydał m.in. książki: „Kościół na drogach jedności”, „Papież z Krakowa