Po co media katolickie?

Zbigniew Nosowski - redaktor naczelny "Więzi"

publikacja 09.10.2006 10:56

W jaki sposób powinien przejawiać się katolicki charakter mediów? Na czym ma polegać oficjalna kościelna aprobata dla katolickich mediów? Czy i jaką rolę w Państwa Redakcji pełni asystent kościelny? Jak w pracy Państwa Redakcji realizuje się wezwania i oczekiwania związane z katolickim charakterem dziennikarstwa?




Odpowiem pozornie ogólnikowo. Media katolickie powinny patrzeć na świat po chrześcijańsku i uczyć swych odbiorców takiego spojrzenia.

Co to znaczy? Patrzeć na świat po chrześcijańsku to znaczy patrzeć z miłością. Zadanie chrześcijańskich dziennikarzy można w pewnym sensie porównać do roli, jaką pełni dobry Samarytanin w ewangelicznej przypowieści. Widział on tę samą sytuację co inni ludzie, którzy mijali rannego człowieka. Lecz tylko Samarytanin spojrzał na tego człowieka z miłością.

Chrześcijanie nie widzą przecież świata odmiennego niż ten, który spostrzegają inni ludzie. Używając formuły abpa Alfonsa Nossola: chodzi jednak o to, by patrzeć na świat z wiarą, która postrzega inaczej, z nadzieją, która widzi dalej, z miłością, która sięga głębiej.

Tej wrażliwości mamy też uczyć naszych odbiorców. Nie chodzi tu o to, że my, dziennikarze, wiemy, a oni nie; że my jesteśmy lepsi, mądrzejsi. Chodzi o świadectwo chrześcijańskiego myślenia. Szczególnie w dzisiejszym świecie, w którym często ucieka się od wartościowania, rolą mediów katolickich jest właśnie uczenie myślenia według wartości.

Czasami - a nawet dość często - musimy angażować się w polemiki i kontrowersje. W takiej sytuacji spojrzenie "z miłością" powinno oznaczać przede wszystkim pełny szacunek dla ludzkiej godności innej osoby. Musimy szanować odmienne opinie i interpretacje, ale nie możemy ukrywać naszych przekonań.

Rzecz jasna, chrześcijanie nie mają monopolu na miłość. Może się zdarzyć - i zdarza się - że inni publicyści patrzą na świat z większą miłością niż my. Niekiedy też nasze spojrzenie jest antyświadectwem. Wówczas niezbędna staje się krytyka, także wzajemna, wewnątrzkościelna. Bo spojrzenie z miłością to nie słodko-łzawa naiwność.



***


Więź ma asystenta kościelnego dopiero od roku 1984 (a pismo utworzył Tadeusz Mazowiecki w roku 1958). Nie jest tajemnicą, że redakcja Więzi poprosiła swego biskupa, kard. Józefa Glempa, o mianowanie asystenta kościelnego w sytuacji (kolejnego) zagrożenia bytu pisma w trudnych latach osiemdziesiątych. Aprobata Księdza Prymasa oznaczała oficjalne roztoczenie nad pismem "kościelnego parasola", co było skuteczną ochroną przed zakusami władz komunistycznych dążących do likwidacji niewygodnego miesięcznika.

Obecność asystenta kościelnego w gronie redakcji nie zmieniła faktu, że Więź jest pismem redagowanym przez świeckich katolików na ich własną odpowiedzialność. Asystent kościelny nie ma w naszym przypadku nic wspólnego z funkcją cenzora czy stróża ortodoksji. Nie wynika to jedynie z osobowości i cech człowieka pełniącego tę funkcję - ks. Michała Czajkowskiego. Wszyscy wychodzimy po prostu z założenia, że redaktorzy pisma są dojrzałymi chrześcijanami, którzy samodzielnie odpowiadają za swoje słowa i czyny. Z ks. Michałem konsultujemy jedynie sprawy wagi najwyższej. Poza tym - w normalnym trybie pracy redakcyjnej - zasięgamy jego rady w tych sprawach (licznych), w których możemy korzystać z jego niewątpliwej kompetencji. W naszym przypadku najważniejszy aspekt roli asystenta kościelnego to jej wymiar duszpasterski.

***


Więź od samego początku nie podkreślała swej katolickości w podtytule pisma. Powołanie asystenta kościelnego nie zmieniło tego faktu. Dla niektórych może to być przykładem jakiejś wstydliwości, dla mnie natomiast jest to wyraz dążenia do tego, by o naszej katolickości decydowała przede wszystkim treść pisma i sposób, w jaki patrzymy na rzeczywistość, a nie tylko deklaracje.

Sam tytuł pisma jest zresztą dla mnie wielkim zobowiązaniem i deklaracją programową. Przecież religio znaczy więź. Przecież "solidarność" to więź. Przecież "ekumenizm" i "dialog" to poszukiwanie tego, co łączy. Ludzie dzisiaj bardzo potrzebują więzi. Dlatego trwałym elementem tożsamości Więzi jest i ma pozostać to, że chce ona służyć pojednaniu i przezwyciężaniu stereotypów.

Nie rezygnujemy przy tym z własnego stanowiska. Choć wiele piszemy o polityce, to jako pismo nie jesteśmy związani z żadną partią polityczną. Troszczymy się o polskie życie publiczne w wymiarze obywatelskim.

Staramy się w redakcji, by tak pisać, tak wyrażać opinie, tak się spierać, tak krytykować innych, tak odpowiadać na krytykę - by nie zrywać więzi. W jakim stopniu się to nam udaje - o tym powinni mówić czytelnicy, a nie redaktor