Zachować nadzieję i ufność

Rozmowa z abp. Józefem Michalikiem, przewodniczącym Konferencji Episkopatu Polski, metropolitą przemyskim

publikacja 20.02.2007 15:06

Uważam, że Kościół ma wystarczające doświadczenie, aby poradzić sobie także w trudnych sytuacjach bez uszczerbku dla tego, co jest istotne w jego misji, czyli w posłudze zbawieniu. Niedziela, 18 lutego 2007

Zachować nadzieję i ufność




Ks. Zbigniew Suchy: 16 stycznia 2007 r. został Ksiądz Arcybiskup wraz z pasterzami Kościoła łomżyńskiego i radomskiego włączony do Konfraterni Zakonu Paulinów. Gratulujemy tego wyróżnienia.

Abp Józef Michalik: Bardzo dziękuję. Było to dla mnie szczególne przeżycie. Decyzja o duchowym włączeniu do wspólnoty zakonnej, która od stuleci daje dowody miłości do Matki Pana i codziennie pobudza nasz naród do modlitwy, była dla mnie jakąś iskierką nadziei na pomoc Bożą w tych trudnych momentach, chociaż zapadła o wiele wcześniej. Wydarzenie to, jak wspomniałem w homilii, wskazywało na Jasną Górę, która jest niejako polskim, szczególnym Wieczernikiem. Jesteśmy nieco podobni do Apostołów, którzy po wniebowstąpieniu Jezusa odczuli lęk, stanęło przed nimi pełne obaw pytanie: Co dalej, jak kontynuować dzieło Mistrza? Wieczernik, ten w Jerozolimie, i obecność w nim Matki Najświętszej dokonały cudu umocnienia Duchem Świętym. Podobnie przeżywam każdą trudność w odpowiedzialności za Kościół: nie bać się życia, ufać ludziom, prosić ich o pomoc, sprawdzać sytuację, czyli czuwać, ale nade wszystko pamiętać, że dzieła trwałe nie zależą od nas i że przy boku Maryi przebrniemy wszystkie chwile, które mają prawo być trudne.

No właśnie. Trudno dziś uniknąć pytania: Co dalej? Czy powołanie kościelnych komisji nie jest sytuacją wymuszoną przez media lub jakieś inne siły? Pamiętając słowa wypowiedziane przez Księdza Arcybiskupa w tym miejscu, że nie będzie tworzył żadnych komisji, można odnieść wrażenie, że ich utworzenie jest jakby odejściem od tej myśli?

Pozornie. Proszę sobie przypomnieć, że postulowałem wówczas pasterskie rozwiązanie problemu ewentualnej współpracy ze Służbą Bezpieczeństwa poprzez szczerą rozmowę ze swoim biskupem lub biskupa z papieżem. Wydarzenia, które potem nastąpiły, spowodowały, że powołanie komisji diecezjalnych stało się konieczne ze względu na dobro Kościoła i kapłanów. Od marca br. dostęp do teczek IPN będzie szeroko otwarty. W związku z tym mogą się pojawić bardzo niemiłe enuncjacje prasowe. I pewnie się pojawią. Oskarżanych i stawianych pod pręgierzem opinii publicznej biskupów i księży nie można pozostawić bez wsparcia, bez pomocy wspólnoty kościelnej w dochodzeniu do prawdy bolesnej czy tryumfalnej (bo i tu samotność mogłaby być niebezpiecznym samoupojeniem). W liście skierowanym do wszystkich kapłanów ponowiłem apel o zgłaszanie się do biskupa w celu omówienia ewentualnie zaistniałych form współpracy, ale także aktów nacisku i być może prześladowania ze strony Służby Bezpieczeństwa. Otrzymałem już wiele wymownych świadectw. W ten sposób na bazie szczerości będzie można lepiej rozeznać czas i ludzi i „po kościelnemu” rozwiązywać problemy. Z drugiej strony – czego nie można wykluczyć – mogą pojawić się krzywdzące informacje o rzekomej współpracy i wówczas komisje będą miały za zadanie obronę dobrego imienia księdza. Sprawdzanie archiwalnych akt w sprawie duchownych powinno pozostać wewnętrzną sprawą Kościoła, czyli wspólnoty wierzących, a nie pożywką dla sensacji „katolików medialnych”.



Wreszcie, o czym mało się mówi, cierpienie Kościoła związane z niedoszłym ingresem Metropolity Warszawskiego przyśpieszyło dyskusję nad rolą funkcyjnych agentów bezpieki, co może (wreszcie!) przyczyni się do wyjścia na szersze pole prawdy historycznej, która trwa zakamuflowana w dzisiejszej rzeczywistości.

Czy sądzi Ksiądz Arcybiskup, że uda się przeciwstawić potędze mediów?

Nie myślę w tych kategoriach. Komisje nie są ustanowione przeciw komuś. Mają dotrzeć do rozeznania sytuacji i strzec prawdy. Owszem, wydarzenia warszawskie i całe medialne larum ujawniło, że chodzi nie tyle o osobę arcybiskupa warszawskiego, ale o to, jaki ma być Kościół w Polsce. Oparty na ludziach, wierny Chrystusowi i posłuszny Papieżowi – czy przestraszony prawdą, zalękniony. Ponadto widzieliśmy, że jak we wszystkich środowiskach, w mediach są ludzie życzliwi i nieżyczliwi Kościołowi. Także zagubieni. Nie chcę wchodzić w ten temat. Podam tylko jeden przykład. Jednym z częstych gości wszystkich programów był zakonnik, który w kilka tygodni potem rzucił kapłaństwo. Sprawa nie była nieznana. Rodzi się zatem pytanie, czy autorzy owych programów, wiedząc o bardzo kontrowersyjnych poglądach owego zakonnika, a w niektórych przypadkach nawet nieortodoksyjnych, zapraszali go li tylko z niewiedzy, czy raczej świadomie? Mam nieodparte podejrzenie, że jednak świadomie i celowo. A mimo wszystko trzeba wsłuchiwać się także w głosy ludzi nienależących do Kościoła, nikogo bowiem nie wolno lekceważyć. Wszyscy mają prawo do prawdy.

Z drugiej strony, nie należy sprawy widzieć tylko w czarnych kolorach. W mediach pojawiają się programy, które rzetelnie pokazują dramaturgię tamtego czasu. Przytoczmy choćby interesujący tekst w jednym z dzienników na temat pisarza Marka Nowakowskiego. Tekst ujawnia, ilu ludzi osaczało tego człowieka. W większości byli to jego dawni przyjaciele lub koledzy. A takich przykładów jest więcej. Wszystkie one mówią, jak chore były to czasy.

Jak będzie wyglądać działanie Księdza Arcybiskupa w sytuacji ujawnienia współpracy podjętej przez duchownego?

Pierwszym, kto będzie miał prawo głosu, będzie sam zainteresowany. Powinien ustosunkować się do opinii wrogów Kościoła na swój temat. W ocenie osoby i sytuacji trzeba wziąć pod uwagę kontekst, w jakim zaistniał fakt współpracy, a także jej efekty: czy przynosiła szkodę sprawom lub ludziom. Wtedy może trzeba będzie przeprosić pokrzywdzonych lub zadośćuczynić im, przynajmniej moralnie. W wyjątkowych sytuacjach, których co prawda nie przewiduję, ale o których trzeba wiedzieć, pokrzywdzony będzie mógł wnieść sprawę do Trybunału Kościelnego.

Uważam, że Kościół ma wystarczające doświadczenie, aby poradzić sobie także w trudnych sytuacjach bez uszczerbku dla tego, co jest istotne w jego misji, czyli w posłudze zbawieniu.



Czy może nam Ekscelencja wyjawić, jaki był cel ostatniej wizyty Księdza Arcybiskupa w Rzymie? Podobno był to wyjazd niezaplanowany?...

Wyjazd był rzeczywiście nieplanowany. Od lat jestem członkiem Watykańskiej Kongregacji ds. Biskupów. Spotkania tego gremium odbywają się często i moja obecność na każdym z nich nie jest możliwa. Bywają jednak sytuacje, że poczucie obowiązku każe przedstawić przełożonym nasze niepokoje, nasz punkt widzenia sprawy bez wpływania na ich decyzje.

Miałem okazję rozmawiać z Ojcem Świętym i podziękować mu za jego troskę o Kościół w Polsce. Spotkałem się też z Kardynałem Sekretarzem Stanu, z Kardynałem Prefektem Kongregacji Biskupów, rozmawiałem z Arcybiskupem Sekretarzem Kongregacji ds. Duchowieństwa. Spotkałem się z przebywającymi w Rzymie księżmi z diecezji przemyskiej, a także z Papieskiego Instytutu Polskiego, aby posłuchać również ich głosów w sprawach dotyczących Kościoła. Z Rzymu wróciłem bogatszy o doświadczenia i przemyślenia innych, które niekiedy korygują moje rozeznanie sytuacji, ale w zasadniczych punktach je potwierdzają.

Jestem głęboko przekonany, że z całej tej dyskusji, która w ostatnich latach (a nie tylko miesiącach) toczy się na temat Kościoła i duchowieństwa, wyłania się troska o to, jaki ma być Kościół w Polsce. Bliski ludowi, Kościół prostej, żywej i stale pogłębianej wiary, Kościół pokornej służby grzesznym i powstającym z grzechów (spowiadającym się) ludziom, Kościół zaangażowany na co dzień w pomoc biednym, zagubionym i cierpiącym (także z racji niesprawiedliwości)? Czy Kościół elit wyłonionych ze wspólnot i żyjących w kontakcie z nimi, lub może Kościół elit zaangażowany w politykę raz jednej, raz innej partii, bliski takiej, a nie innej gazecie, stacji telewizyjnej czy grupie politycznej?

Reformować (a raczej uświęcać) Kościół mają prawo tylko ci, którzy w nim żyją i chcą w nim pozostać, ba, którzy pozostaną w nim mimo wszystko, bo wierzą i odczuwają żywotną bliskość w nim Chrystusa zjednoczonego z nawróconymi grzesznikami, pragnącymi być świętymi.

Wydaje mi się, że dzisiejsi „reformatorzy” Kościoła w Polsce budują obraz fałszywego Kościoła i fałszywego świata, aby potem go reformować, oceniać, wspierać lub zwalczać, na miarę własnych idei, pomysłów lub ustaleń. A świat i człowiek był i jest taki, jaki jest, i trzeba pokornej cierpliwości w dotarciu do prawdy o świecie, o sytuacji i o konkretnym człowieku w konkretnych warunkach. Dopiero potem można wyrażać opinię o rozeznanych ludziach i budować pozytywny program pracy.

Rozmawiał ks. Zbigniew Suchy