EURO na targowisku

Artur Stelmasiak

publikacja 11.07.2007 12:28

Jarmark Europa zawsze był miejscem kontrowersyjnym. Można powiedzieć, że miał tyle samo przeciwników, co zwolenników. Stadionowy handel planowano już wielokrotnie przenieść czy ostatecznie zlikwidować. Jednak nikomu wcześniej to się nie udało. Niedziela, 8 lipca 2007

EURO na targowisku




Jarmark Europa


W 1989 r. tereny Stadionu X-lecia zatętniły znowu życiem. Stało się to dzięki największemu przedsięwzięciu handlowemu w Polsce i Europie. Na obszarze 32 ha (na koronie stadionu i błoniach) prowadzi obecnie handel ok. 5000 podmiotów gospodarczych, kiedyś było ich nawet 7000.
Na początku lat 90. Stadion stał się głównym rynkiem wymiany handlowej, dokonywanej między kupcami z Polski i krajów byłego Związku Radzieckiego, a także zaczął pełnić funkcję hurtowni zaopatrującej sklepy całego kraju. Dominował handel hurtowy – 60% obrotów, pozostała część to detal.

Stadion X-lecia, który od początku lat dziewięćdziesiątych nie ma nic wspólnego ze sportem, to miejsce pracy kilkunastu tysięcy osób. Handlują tu Polacy, Azjaci, prawie wszystkie narodowości republik byłego Związku Radzieckiego, a ostatnio nawet czarnoskórzy Afrykańczycy.

Jarmark Europa zawsze był miejscem kontrowersyjnym. Można powiedzieć, że miał tyle samo przeciwników, co zwolenników. Stadionowy handel planowano już wielokrotnie przenieść czy ostatecznie zlikwidować. Jednak nikomu wcześniej to się nie udało. Realna groźba skasowania tego największego w Europie targowiska powstała dopiero wówczas, gdy UEFA przyznała Polsce i Ukrainie organizowanie Mistrzostw Europy w 2012 r. Początkowo handlarze mieli zniknąć do końca czerwca. Dziś już wiadomo, że niektórzy z nich będą tu sprzedawać do końca września. Bo później wjadą buldożery, które zburzą Stadion X-lecia, aby na jego gruzach powstało Narodowe Centrum Sportu. Za pięć lat przerośnięte trawą i krzakami trybuny Stadionu X-lecia mają się zamienić w największy i najnowocześniejszy stadion w Polsce. Budowa Stadionu Narodowego pochłonie 1,6 mld zł.


Narodowościowy tygiel


Przez lata właściciel stadionu – Centralny Ośrodek Sportu utrzymywał się nie ze sprzedaży biletów na zawody sportowe, ale z wynajmu miejsc dla handlarzy.





Niewielki kramik na koronie to koszt ok. 400 zł miesięcznie, a większe stoiska, zajmowane przez hurtowników, to już wydatek 1500-1800 zł. W latach 90. wiele osób zaczynało właśnie na stadionie swój pierwszy biznes. Teraz mają już swoje sklepy, ekskluzywne butiki, a nawet duże hurtownie.

Pierwsi handlarze na stadionie pojawiają się już o 2 nad ranem. – W nocy sprzedają tu głównie hurtownicy – mówi Robert Łukasiewicz, ochroniarz, który na stadionie pracuje od trzech lat. On podobnie jak wielu handlujących nie jest z Warszawy. Przyjechał do stolicy w poszukiwaniu pracy z Warmii.

Stadion jest narodowościowym i kulturowym tyglem. Bazar podzielony jest na „narodowe” sektory, w których handlują Polacy, Ukraińcy, Rosjanie, Wietnamczycy, Ormianie, Kazachowie, Bułgarzy, Turcy, Azerowie, a ostatnio także Nigeryjczycy. Poszczególne narodowości łączą się i wspierają wzajemnie. Najbardziej zorganizowani są Wietnamczycy. Wiele osób, które przyjeżdżają do Warszawy z Lublina, Zamościa czy Białegostoku, wysiada właśnie na dworcu PKS Stadion. Pierwsze ich wrażenie jest niesamowite. Bo w tym miejscu handlują prawie sami Azjaci. A okolice dworca bardziej przypominają jedno z wietnamskich miast niż stolicę Polski.

Handel trwa niemal nieustannie, a kupić można wszystko, m.in. też markową odzież (oczywiście, z fałszywymi metkami), pirackie programy komputerowe, płyty CD i DVD z najnowszymi hitami kinowymi za „bardzo przystępną” cenę, zegarki, papierosy, alkohol, meble... W opinii większości warszawiaków stadion jest targowiskiem, gdzie można tanio zrobić zakupy, ale również miejscem bardzo niebezpiecznym. Pewnie dlatego każdy dziennikarz, który wybiera się tutaj na reportaż, musi mieć specjalne zezwolenie na robienie zdjęć. I dostaje osobistą ochronę.

Według danych policji, jest to także jeden z najważniejszych węzłów handlu nielegalnym oprogramowaniem, bronią, przemycanym alkoholem i papierosami. W latach 1995-2001 przeciwko handlowcom użytkującym stadion wszczęto ponad 25 tysięcy postępowań przygotowawczych. Zarekwirowano także około 10 milionów pirackich płyt CD i kaset wideo.





„Za ile?”


Chodząc po stadionie i przyglądając się straganom, odnosi się wrażenie, że w tym miejscu można kupić wszystko. Tutaj co kilka kroków jest się zaczepianym. Osoby ze wschodnim akcentem do znudzenia podszeptują: „Papierosy, a może spirytus...”. I raczej nie jest to szeptana reklama sklepu monopolowego.

Tuż obok, dosłownie pod nogami, zobaczyć można wschodniochrześcijańskie ikony, malowane na lipowych deskach. Sprzedaje je starszy pan, który dorabia na stadionie do emerytury. Sprowadza je od studentów Moskiewskiej Akademii Sztuk Pięknych. Święte obrazy to wydatek kilkuset złotych. – Moimi odbiorcami są głównie turyści i koneserzy – podkreśla sprzedawca. Jednak narzeka na brak zainteresowania. – Rynek się już nasycił. Podobno przez ostatnie piętnaście lat z Rosji wywieziono aż milion ikon – dodaje.

Kilka metrów dalej razem z ochroniarzem podchodzę do grupki czarnoskórych emigrantów z Afryki. Na ich stoisku widać głównie sportową odzież. Murzyni uśmiechają się i chętnie pozują do zdjęcia. Jednak, gdy dowiadują się, że jestem z prasy, rozmowa od razu się ucina. Może by się i zgodzili mówić, jednak prawie od razu pada pytanie: „Za ile?”. To pytanie powtarzało bardzo wielu stadionowych handlarzy przy wielu próbach rozmowy. I nikt nie chciał podać swojego nazwiska. Chyba że zapłacę, bo tutaj wszystko jest towarem. Można kupić i sprzedać prawie wszystko. Informacje także.
– Najlepiej zorganizowani są Azjaci. Wielu z nich nieźle się tutaj dorobiło. Mają już swoje fabryki odzieżowe, pracownie krawieckie i obuwnicze – wyjaśnia Robert Łukasiewicz. – Uczciwie pracują i nie ma z nimi zbyt wielu problemów. Płacą w terminie, a między nimi rzadko dochodzi do jakichś awantur – podkreśla ochroniarz.


Chodnikowy kapitalizm


Albert, jak wielu mieszkańców warszawskiej Pragi, utrzymuje się ze stadionowego handlu. Gdy zaczynał swój interes, był zaledwie 14-letnim chłopcem. – Sprzedaję wszystko. Teraz mam letnie koszulki, a zimą ciepłe kurtki – mówi. Oprócz tego na jego stoisku jest niewielka gablota z akcesoriami do telefonów komórkowych. – Nie narzekam. Da się z tego wyżyć i utrzymać rodzinę. Kilkanaście metrów dalej swoje stoisko ma małżeństwo, które handluje pamiątkami po komunizmie. Można tu kupić głowy Lenina, zapalniczki z emblematami CCCP czy nawet sowieckie mundury. – Naszymi klientami są głównie turyści z Zachodu – podkreślają.





Na niższym poziomie znajdują się większe stoiska, gdzie skupia się głównie handel hurtowy. To tu przez lata był prowadzony główny obrót przemysłem odzieżowym w naszym kraju. Wiele osób zdążyło się już ze stadionu wyprowadzić. Założyli swoje sklepy i hurtownie w bardziej cywilizowanych miejscach.

Stadion wrósł już dość mocno w krajobraz stolicy Polski. Obecnie zdanie: „Jadę na stadion” nie kojarzy się już z rozgrywkami sportowymi, a jedynie z zakupami. Dla niektórych przyjezdnych jarmark jest nawet atrakcją turystyczna. Bo kto nie chciałby zobaczyć, jak największy stadion w Polsce, który był niegdyś chlubą władzy ludowej, legł w gruzach pod ciężarem drobnego, chodnikowego i międzynarodowego kapitalizmu...


17 czerwca


W 1983 r. na Stadionie X-lecia rzesze Polaków słuchały homilii w czasie Mszy św. celebrowanej przez Jana Pawła II. Była to II pielgrzymka Papieża, tym razem w wyjątkowo trudnej sytuacji politycznej, w jakiej znalazła się Polska po wprowadzeniu stanu wojennego. Właśnie na Stadionie X-lecia, jednym z symboli zwycięskiego komunizmu, rozbrzmiały pamiętne słowa: „Nie bójcie się tych, którzy zabijają ciało, lecz duszy zabić nie mogą. Bójcie się raczej tego, który duszę i ciało może zatracić w piekle”.


Od stadionu do bazaru


Początki osławionego Stadionu X-lecia sięgają powojennych lat PRL-u – epoki wielkich zrywów społecznych, stymulowanych i wykorzystywanych przez władze komunistyczne.

Jako lokalizację wybrano tereny na prawym brzegu Wisły, które w latach 1945-54 służyły jako wysypisko gruzu ze zniszczonej podczas wojny stolicy, a później również zwykłych śmieci.
Olbrzymim wysiłkiem społecznym wysypisko w jeden rok zamieniono w stutysięczny stadion – wyniosły pomnik dla panującego socjalizmu. Jego otwarcie wyznaczono na dzień 22 lipca 1955 r. (rocznica manifestu PKWN). Na uroczystościach otwarcia obecny był prezydent Bierut, elita partyjna KC PZPR oraz zagraniczne delegacje z „bratnich republik”: radzieckiej i chińskiej.





Zgodnie z zamierzeniami, Stadion X-lecia, chociaż pozbawiony standardowych norm, tj. toalet, oświetlenia, hal sportowych, stał się na długi czas miejscem wielkich socjalistycznych imprez sportowych, którym częstokroć towarzyszyła olbrzymia widownia. Do końca epoki PRL odbywały się na nim najważniejsze imprezy sportowe w kraju, m.in. spotkania międzypaństwowe piłkarskiej reprezentacji Polski, finały piłkarskiego Pucharu Polski, Derby Warszawy, mistrzostwa Polski w lekkoatletyce czy finisze Wyścigu Pokoju.

Stadion X-lecia był także wykorzystywany do celów kulturalnych i propagandowych: organizowano tutaj: koncerty, masówki, dożynki i uroczyste obchody ważnych dla władz socjalistycznej Polski rocznic. Do najtragiczniejszego zdarzenia w dziejach obiektu doszło 8 września 1968 r., w czasie trwania ogólnokrajowych dożynek, kiedy to w proteście przeciwko agresji wojsk Układu Warszawskiego na Czechosłowację samospalenia na trybunach dokonał Ryszard Siwiec.

Rok 1983 zamyka wielki sportowy rozdział w historii stutysięcznika, kiedy to rozegrany został ostatni mecz: Polska – Finlandia. Stadion, mimo starań zarządcy, staje się w zasadzie obiektem martwym i powoli popada w ruinę.

Przełomowym dla obiektu okazał się rok 1989, wówczas Stadion X-lecia definitywnie żegna się ze sportem. Spółka Damis wydzierżawia od państwa obiekt, który zamienia w jedno z największych targowisk Europy.