Szerokie ramiona miłości

Agnieszka Konik-Korn

publikacja 29.01.2008 13:42

Wieczorem 4 grudnia 2007 r. w Domu Samotnej Matki przy ul. Przybyszewskiego 39 w Krakowie rozległ się alarm informujący o kolejnym zewnętrznym otwarciu Okna Życia. W ogrzewanym i wentylowanym wnętrzu Okna znaleziono nowo narodzonego chłopczyka. Niedziela, 27 stycznia 2008

Szerokie ramiona miłości




Wieczorem 4 grudnia 2007 r. w Domu Samotnej Matki przy ul. Przybyszewskiego 39 w Krakowie rozległ się alarm informujący o kolejnym zewnętrznym otwarciu Okna Życia. W ogrzewanym i wentylowanym wnętrzu Okna znaleziono nowo narodzonego chłopczyka. Do jego becika włożony był obrazek św. Michała Archanioła i karteczka z napisem: „Kacperku, przepraszam. Kocham Cię. Mama”. W nocy 16 stycznia br. w oknie życia został znaleziony kolejny noworodek.


Okno Życia


Tak więc już pięcioro dzieci można było uratować dzięki wspólnej inicjatywie Wydziału Duszpasterstwa Rodzin Kurii Metropolitalnej w Krakowie oraz Caritas Archidiecezji Krakowskiej. Okno Życia zostało poświęcone 19 marca 2006 r. przez kard. Stanisława Dziwisza. Jest ono kontynuacją dzieła ochrony życia ludzkiego, rozpoczętego w 1974 r. przez kard. Karola Wojtyłę. Polecił on wówczas krakowskim siostrom nazaretankom opiekę nad pierwszym w tym mieście Domem Samotnej Matki (przy ul. Warszawskiej). Było to spowodowane przerażającymi doniesieniami o liczbie wykonywanych aborcji.

Cztery lata później powstał wspomniany dom przy ul. Przybyszewskiego. Przez ponad trzydzieści lat przyszło w nim na świat ponad 1500 dzieci, którym groziła śmierć. Od marca 2006 r. w domu przy ul. Przybyszewskiego funkcjonuje Okno Życia, oznaczone herbem Papieża Jana Pawła II i logo Caritas. To bezpieczna przystań dla nowo narodzonych dzieci, których matki nie chcą lub nie są w stanie wychować samodzielnie.


Dramat matki


Chyba nikt nie uwierzy, że oddanie dziecka, które nosiło się pod sercem przez 9 miesięcy, komukolwiek przychodzi łatwo. Każda taka decyzja jest osobistym dramatem kobiety, który nie powinien podlegać ocenie. Przyczyn może być wiele, nie na nich jednak chciałabym się skupić. Spektakularne wydarzenia związane z pozostawieniem noworodka w Oknie Życia przyćmiewają sytuacje, gdy matka rodzi dziecko w szpitalu i tam decyduje się na oddanie go do adopcji. To podstawowa droga, którą powinny obrać osoby niemogące samodzielnie wychować swoich dzieci.

Kroki prawne


Na stronach internetowych ośrodków adopcyjno-opiekuńczych w całej Polsce można znaleźć informacje o tym, jak działać. Istnieje wiele miejsc i jest wiele wykwalifikowanych osób, które mogą pomóc zagubionym kobietom w potrzebie. To psychologowie, terapeuci, lekarze. Podstawową zasadą jest chronić życie ludzkie od momentu poczęcia, pomóc człowiekowi godnie się urodzić. Dlatego specjaliści podkreślają, że wystarczy, gdy kobieta przyniesie ze sobą dowód osobisty do szpitala, w którym zamierza urodzić dziecko.





Po jego narodzinach matka ma 6 tygodni na podjęcie decyzji, czy podejmie opiekę nad dzieckiem, czy zrzeka się praw rodzicielskich. W tym czasie noworodek przebywa w rodzinie zastępczej, a matka ma możliwość kontaktu z dzieckiem. Po podjęciu decyzji o oddaniu dziecka do ośrodka adopcyjno-opiekuńczego sprawa kierowana jest do sądu rodzinnego. Jeśli matka wyraża zgodę na adopcję, nie ponosi żadnych konsekwencji prawnych, dziecko zaś wkrótce może trafić do swojej nowej rodziny. W całym dramatyzmie sytuacji matka może mieć pewność, że dała dziecku szansę na normalne życie w pełnej rodzinie.


Boży dar rodzicielstwa


Znane są przypadki małżeństw niemogących mieć własnych dzieci, które decydują się na adopcję. Nie spędzają wielu lat na kuracjach, wizytach u specjalistów, ale chcą rozwijać swoją miłość. A przecież miłość małżeńska dopełnia się w rodzicielstwie. Nigdzie nie jest napisane, że Bóg obdarza potomstwem wyłącznie na drodze zajścia we „własną”, „osobistą” ciążę. W dzisiejszych czasach, jeśli tylko odkryje się w sobie powołanie do rodzicielstwa, nie oznacza to wyłącznie wychowywania „rodzonych” dzieci. To także otwartość na przyjęcie dziecka, które nie miało tyle szczęścia, aby żyć ze swymi biologicznymi rodzicami.

Pamiętam kazanie w jednym z krakowskich kościołów. Ksiądz mówił o narzeczonych, którzy przyszli do kancelarii przed ślubem i dzielili się swoimi marzeniami. – Chcemy mieć czworo dzieci – mówili – dwójkę własnych i dwójkę adoptowanych. Dlaczego porzucone dzieci mają mieć mniej szczęścia? – To piękna postawa młodych ludzi, którzy mają szerokie serca i bardzo dużo miłości – zauważył kapłan.


Refleksja


Przeszukując strony i fora internetowe dotyczące problemów adopcji, natknęłam się na refleksję użytkownika forum Stowarzyszenia na rzecz Leczenia Niepłodności i Wspierania Adopcji „Nasz Bocian”, który napisał: „Bardzo mnie drażni małe zrozumienie społeczne (środowiskowe) tematu adopcji, a już zwłaszcza kiedy to młodzi ludzie niedługo po ślubie decydują się na adopcję dziecka. Najczęściej słyszą wtedy argumenty: ale dlaczego zaraz adoptować, trzeba poczekać, najpierw mieć swoje dziecko, jesteście jeszcze młodzi, adoptowane to nigdy nie wiadomo, co z niego wyrośnie itp. (...) wielu ludzi nie rozumie, że potrzeba adoptowania dziecka musi wynikać z czystej miłości do dzieci, a nie tylko być podyktowana problemami z poczęciem własnego dziecka po wielu latach często dramatycznych starań. Czy to nie piękne chcieć adoptować dziecko, dać dom i miłość istotce, która najbardziej na świecie potrzebuje miłości? Czasem wydaje mi się, że wielu ludzi traktuje adopcję jako wyjście ostateczne, nie śmiem dodać – zło konieczne. Uważam, że instynkt macierzyński to nie tylko biologia. Bo co to znaczy być matką? Obdarzyć miłością i opieką dziecko i czuć odpowiedzialność za jego życie i wychowanie. Czy do tego potrzebna jest ciąża?”...